piątek, 27 listopada 2015

"Siła marzeń" część 4

Wracając do domu, uśmiech nie znikał jej z twarzy. Będąc w autobusie cały czas przyglądała się bransoletce i uśmiechała się na myśl o Marku. Przypominała sobie, jak ją całował, jak przytulał. Gdyby ktoś teraz na mnie popatrzył pomyślałby, że jestem świrniętą idiotką, albo nie wiem co gorszego- śmiała się w myślach. Prawdą jest, że miłość jest chorobą psychiczną-  zakończyła kontemplacje.

- Cześć tatku- przywitała się wchodząc do kuchni. Józef siedział przy herbacie i czekał na nią z kolacją. Kiedy usłyszał jej głos poderwał się i przytulił córkę.
- Witaj Uluś, no i jak w pracy?- przeszedł do konkretów.
- Twoja córka jest dyrektorem finansowym F&D- wypięła pierś dumnie, jednak w jej oczach można było dostrzec smutek i zagubienie.
- Bardzo się cieszę, ale ty jak widać nie bardzo.
- Tato, to zagmatwana sprawa- opadła ciężko na krzesło. Zdecydowała powiedzieć o wszystkim ojcu. Jednak sprawę romansu z Markiem zostawiła dla siebie.
- Nieciekawa sytuacja- podsumował Józef, kiedy szatynka zakończyła swój monolog- Ula, co teraz zrobisz?
- Właśnie nie wiem. Nie umiem kłamać i nie chcę tego robić. Ale co, mam podłożyć Marka przed zarządem? Wtedy Marek straci prezesurę, a fotel obejmie Febo- nie chciała dopuścić do siebie myśli, że Alex mógłby być jej przełożonym- wtedy to każdy, kto pracuje w firmie straci etat, a Alex sprowadzi swoich znajomych.
- Ula- odezwał się po dłuższej chwili milczenia- a może ty po prostu zwolnisz się z tej firmy?
- Tatuś- westchnęła- jak my wtedy wyżyjemy? Tak, to przynajmniej mamy z czego żyć. Nigdzie mnie nie przyjmą. Byłam tylko asystentką prezesa przez niecałe pół roku. Tak ty to sobie wyobrażasz?
- Nie wiem córuś- odparł zgodnie z prawdą- ale ja nie widzę żadnego innego wyjścia z tej sytuacji.
- Zastanowię się nad tym- pocałowała ojca w policzek i życząc ‘dobranoc’ udała się do swojego pokoju.


Kładąc się do snu w głowie miała cały czas słowa ojca.  Może rzeczywiście tak będzie najlepiej? Na samym początku starczy mi PRO S, a później się zobaczy. Maciek mi pomoże. Tylko szkoda tylu znajomości z firmy. Z Alicją będę miała kontakt, już o to mój tata się postara- zaśmiała się pod nosem- a dziewczyny? Iza, Ania, Dorota, Ela, no i Violetta. Ciężko mi będzie się z nimi rozstać. Marek, pan Krzysztof, nawet Turek… Dobra Ulka bierz się w garść- poza pracą też możesz mieć z nimi kontakt. Sama nie wiem.- zasnęła wyczerpana podjętymi decyzjami w tym dniu.





Wstała z podpuchniętymi oczami. W nocy nie mogła w ogóle spać. Cały czas zastanawiała się nad pomysłem ojca.  Wyczołgała się spod kołdry i poszła do łazienki. Stając przed lustrem przestraszyła się swojego wyglądu. Była już przyzwyczajona do tego, że nie  wygląda  jak Violetta, ale dzisiaj to już było przegięcie. Nie mogę pokazać się taka Markowi. Może nie pójdę do pracy? Wiedziała, że to głupie wytłumaczenie. W pewnym momencie wpadł jej pomysł do głowy. Przypomniała sobie, że kiedyś jej kuzynka, która przyjechała ją odwiedzić z Krakowa zostawiła parę kosmetyków. Otworzyła szafkę i wyciągnęła kuferek.  Znalazła puder, tusz do rzęs i pomadkę…
W piętnaście minut makijaż był gotowy. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze krytycznie. Nie było źle. Tusz podkreślił jej niesamowite oczy, a szminka dodała pełności jej wargom. Jednak czuła, że to tylko maska, że to nie jest prawdziwa Ula. Gwałtownie chwyciła za mleczko i nałożyła na twarz. Po kilku ruchach była znów tą samą dziewczyną, którą znała.

Marek, to moje wypowiedzenie. Błagam, podpisz i nie pytaj o nic…Tak  znalazłam świetną ofertę pracy…Będę miała z czego żyć…Nie martw się o to…Myślę, że Adam jest lepszym kandydatem na dyrektora…Ja do tego się nie nadaję…Przykro mi…Tak  będzie lepiej…Na pewno znajdziesz równie dobrą asystentkę…Żegnaj…..



wtorek, 24 listopada 2015

"Katusze" część 15

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

- Marku, - powiedział Krzysztof wchodząc do gabinetu syna – dzwonili Febo, chcą się spotkać i porozmawiać.
- Nie wiesz o co może chodzić? – dopytywał.
- Może o zwrot tych pieniędzy, które wyprowadzili z firmy? – Marek pokiwał ze zrozumieniem głową.
- O której to spotkanie? – patrzył na ojca wzrokiem zbitego psa.
- Za godzinę w konferencyjnej – odpowiedział bacznie mu się przyglądając. – Marek, wszystko w porządku?
- Tak, tak, jasne – odpowiedział szybko. – Dlaczego pytasz? - starał się wyglądać przekonywająco.
- Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Snujesz się jak cień. Nie ma w tobie życia – wyjaśnił.
- Wydaje ci się – odpowiedział wymijająco. Krzysztof pokręcił z dezaprobatą głową.
- Pamiętaj synu, że możesz ze mną o wszystkim porozmawiać.
- Dzięki tato, ale naprawdę nic się nie dzieje – nie chciał wtajemniczać ojca w swoje sercowe problemy. Gdyby opowiedział mu, co zrobił Uli, z pewnością nie byłby zadowolony z jego postępowania, nie tak go wychowali. Krzysztof odwrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu.

Siedział w konferencyjnej wraz  z rodzicami w oczekiwaniu na rodzeństwo Febo. W dłoni obracał długopis z logiem firmy, nie miał najmniejszej ochoty na to spotkanie. Ostatnio na nic nie miał ochoty. Gdy Ulka odcięła się od niego, poczuł się tak, jakby zeszło z niego całe powietrze. Wszystko robił mechanicznie, nie zastanawiając się nad tym. Jego myśli cały czas zaprzątała piękna pani adwokat. Wiedział, że cierpi na własne życzenie. Gdyby nie był taki gruboskórny, egoistyczny i zapatrzony w siebie, byłby teraz szczęśliwy z kobietą swojego życia. Usłyszał jak otwierają się drzwi, w których zobaczył Paulinę, gdy zobaczył kobietę wchodzącą za nią, gwałtownie poderwał się z miejsca, przewracając przy tym krzesło. Po przywitaniu, gdy wszyscy zajęli miejsca, głos zabrała Ula.
- Paulina i Aleks chcieliby spłacić swój dług, przekazując państwu udziały w Febo & Dobrzański. Rzeczoznawca oba pakiety akcji, wycenił na osiemset pięćdziesiąt tysięcy złoty, a zasądzona suma, którą moi klienci są zobowiązani zwrócić wynosi o sto tysięcy mniej – wyjaśniła. – Czy byliby państwo usatysfakcjonowani takim rozwiązaniem?
- Myślę, że tak – zabrał głos senior. – Nie chcemy robić wam problemów – zwrócił się do Pauliny i Aleksa. – Mogliście przyjść do nas, kiedy mieliście kłopoty. Pomoglibyśmy wam - siedzieli ze spuszczonymi głowami i nie odezwali się ani słowem. 
- Jeszcze pozostaje sprawa tej pozostałej ilości udziałów. Moi klienci chcą również je sprzedać. Czy byliby państwo zainteresowani, czy mamy szukać kupca spoza firmy?
- Odkupimy te pozostałe udziały – znów odpowiedział Krzysztof. Marek siedział w milczeniu i bacznie obserwował swoją ukochaną. Udało mu się nawet wyjąć telefon i niezauważenie zrobić jej zdjęcie. Chciał mieć ją blisko, chociaż w takiej postaci. Nie raz wieczorami, wyobrażał sobie ją, teraz przynajmniej będzie mógł popatrzeć sobie na jej zdjęcie.
Krzysztof zadzwonił do zaprzyjaźnionego notariusza, który sporządził akt notarialny. Po przeczytaniu dokumentu, Febo podpisali go bez słowa. Chcieli już wyjść, gdy zatrzymał ich głos Heleny.
- Co zamierzacie teraz robić? – zapytała zatroskana. Mimo, że bardzo ich skrzywdzili, wciąż byli jej bliscy. Byli prawie jej dziećmi.
- Wracamy do Milano – odpowiedział Aleks. – Zatrzymamy się u naszej babci i poszukamy pracy, albo spróbujemy założyć własną firmę.
- Życzę wam powodzenia – uśmiechnęła się do nich pokrzepiająco. – Odwiedźcie nas czasem - oboje wiedzieli, że nigdy nie skorzystają z tej propozycji. Przekroczyli Rubikon i nic tego nie zmieni, nic nie naprawi ich błędów. 

Zaraz po rodzeństwie Febo, salę opuściła Ula. Marek chciał z nią porozmawiać. Miał nadzieję, że tym razem uda mu się. Nie czekając poderwał się z krzesła i również opuścił konferencyjną. To, co zobaczył, ścięło go z nóg. Jego ukochana była w ramionach innego mężczyzny. Całowali się. On ją dotykał. Odpiął kilka górnych guzików koszuli, bo czuł jak zaczyna brakować mu powietrza. Oparł się dłonią o ścianę i zacisnął powieki. Nie chciał na to patrzeć.

„Powieki są po to, żeby nie patrzeć
Jak odchodzisz na zawsze.”

Zawrócił i szybkim krokiem ruszył do gabinetu dyrektora HR ‘u. Musiał się komuś wygadać. Wiedział, że Sebastian jest jego sojusznikiem i być może doradzi mu, co powinien zrobić. Otworzył drzwi i wszedł bez pukania. Jego wzrok był rozbiegany, a oddech urywany.
- Mówi ci coś nazwisko Krupa? – zapytał ni stąd ni zowąd. – Radosław Krupa? – sprecyzował.
- To nie jest twarz naszej męskiej kolekcji? – zapytał po chwili namysłu.  
- Jest! – wysyczał przez zaciśnięte zęby, ledwo hamując krzyk.
- Coś z nim nie tak? – dopytywał Olszański. – Zrezygnował z tego kontraktu?
- Nie! – aż się w nim gotowało. – Zabrał mi Ulkę.
- Oni są parą? – powiedział wyraźnie zaskoczony, podrywając się z miejsca. – Stary, nie masz łatwo – popatrzył na niego ze współczuciem i poklepał go po ramieniu.
- Ja muszę ją odzyskać – powiedział patrząc mu prosto w oczy. – Jest najważniejszą osobą w moim życiu – krążył po gabinecie jak satelita.
- No to pozbądź się go – doradził mu kadrowy.
- Jak? – zapytał zatrzymując się w miejscu. Dyrektor wywrócił tylko oczami.
- Ja mam ci mówić jak pozbyć się rywala? Sam coś wymyśl. Gdybyś nie odstawił tej szopki, nie miałbyś teraz problemu - prychnął.

- Dzień dobry pani Zosiu – powiedziała wchodząc do sądowego archiwum. – Czy mogłaby pani  sprawdzić mi adres zamieszkania niejakiego Józefa Cieplaka? – postanowiła odszukać swojego ojca, którego nigdy nie miała okazji poznać.
- Niestety – pokręciła przecząco głową. – Ochrona danych osobowych, sama rozumiesz – kobieta napisała coś na klawiaturze komputera i znacząco spojrzał na Ulę. – Ja pójdę odłożyć te dokumenty na miejsce – chwyciła jakieś teczki i ruszyła w głąb sali. Ula uśmiechnęła się do niej promiennie i gdy tylko kobieta zniknęła za wysokimi, przepastnymi regałami, zajęła jej miejsce i spisała adres swojego ojca. Słysząc, że Zofia wraca na swoje miejsce pracy, wstała z jej krzesła i zajęła miejsce, w którym uprzednio stała.
- Skoro nie może mi pani pomóc, pójdę już. – Przechodząc obok niej, szepnęła jej do ucha – dziękuję.

Siedział w swoim gabinecie i zastanawiał się jak pozbyć się swojego rywala. Nie przyjmował do wiadomości, że Ula może być z tym modelem, a nie z nim. Błądził, skrzywdził ją, wykorzystał, ale zrozumiał swoje błędy, zrozumiał, że kocha ją nad życie. Miał nadzieję, że panna Schultz wybaczy mu i pozwoli wszystko naprawić. Jak go się pozbyć? – zadawał sobie to pytanie po raz setny. – Może wrzucę go do Wisły? – uśmiechnął się chytrze do swojego niecnego pomysłu. – W sumie, dlaczego nie?



Jego rozmyślania przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Miał nadzieję, że to Sebastian przyszedł, aby pomóc w pozbyciu się głównego modela. Jednak szybko przypomniał sobie, że Olszański jest teraz na randce z zakręconą Violettą. Odwrócił się przodem do drzwi, w których zobaczył jedną z modelek. Jeszcze jej mi tu brakowało - pomyślał niezadowolony z wizyty kobiety.
- Stało się coś? – zapytał oficjalnie.
- Ostatnio chodzisz taki smutny, - okrążyła jego biurko i stanęła obok niego – więc przyszłam cię trochę pocieszyć – chwyciła go za krawat. Niespodziewanie wpiła się w jego usta. Złapał ją za ramiona i oderwał od siebie.
- Co ty, do cholery robisz? – wrzasnął. – Nigdy więcej tego nie rób! – patrzył na nią ze wściekłością. – Jeśli to się powtórzy, rozwiążę z tobą kontrakt i zniszczę cię. Nigdzie nie znajdziesz pracy – nie spodziewała się takiej reakcji. Miała nadzieję na seks z prezesem. Była pewna, że on również będzie tym zainteresowany.
- Przepraszam – szepnęła i szybko wyszła z jego gabinetu.


Wracając z sądu, poczuła mdłości. Znów. Męczyły ją one od dwóch dni. W jej głowie zaświtała myśl, której się przeraziła. Kupiła w aptece test ciążowy. Gdy weszła do mieszkania, od razu pobiegła do łazienki. Wymiotowała. Umyła twarz w lodowatej wodzie i sięgnęła do torebki po test. W napięciu oczekiwała na wynik. Gdy na plastikowym przedmiocie zobaczyła dwie kreski, nogi się pod nią ugięły. - Nie, nie! To nie może być prawda. Czyje jest to dziecko? – pytała samą siebie. – Po tym jak byłam z Markiem, normalnie miałam okres, czyli Radka – z jej oczu popłynęły łzy. – To miał być tylko seks, a tu taka wpadka.  Jak ja mu to powiem? Pieprzone tabletki! Przecież my nawet nie jesteśmy parą…

sobota, 21 listopada 2015

"Przeszłość do niepogodzenia"

Moja kolejna mini. Chociaż nie wiem, czy mogę to tak nazwać. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie pisałam, ale wpadłam na taki pomysł. Całkowicie odmienny styl. Mam nadzieję, że się spodoba.
Pozdrawiam Andziok :)


Zostawiła mnie. Powiedziała, że odchodzi. Czy ona w ogóle mnie kochała? Może przez cały czas oszukiwała? Tylko, jaki miała powód, żeby to robić? Może ktoś ją oszukał, wykorzystał w przeszłości. Mój anioł odszedł, a ja tak kochałem. Przypominam sobie wszystkie nasze wspólne chwile. Nie było ich dużo. Byłem zapracowany. Ona zresztą też. Tak chciałem, aby nasza miłość przetrwała. Nie udało się. Zrozumiałem za późno. Mogłem jeszcze coś uratować. Niestety. Nie udało się. Odeszła. Może jest z nim. Szlag mnie trafia, kiedy sobie pomyślę, że ona już mnie zapomniała, że nie byłem dla niej nikim ważnym. Może teraz on ją przytula. Jakiś inny facet ją dotyka. Nie! Ona jest moja!- krzyczę. Ja chcę być przy niej. Chcę ją całować, dotykać, kochać, przytulać. Pewnie bylibyśmy teraz szczęśliwą parą. Ale ona to zniszczyła, odchodząc ode mnie. Ucięła kontakt. Uciekła od mojej miłości.  Odcięła się od przeszłości. A mogła być wspaniała przyszłość. Miałem już plany z nią związane. Nie chcę innej. Chcę tylko ją. Jestem głupi. Chciałem wziąć z nią ślub. Już rozmyślałem jaki by był. Na pewno byłoby romantycznie i spokojnie. Tak, jak ona lubi. Dużo kwiatów. Zgodziłbym się nawet na kościółek w Rysiowie. Potem wspólne mieszkanie. To ona by je urządziła. Kochałem jej styl. Co ja mówię? Kocham, dalej kocham. Chociaż wiem, że to już bez sensu. Nasze mieszkanie byłoby przytulne i zadbane. Mój telefon dzwoni, ale ja nie mam zamiaru odebrać. Mam ważniejsze problemy. Chcę o niej myśleć. Jej ojciec mnie lubił. Chciałby, aby ona była ze mną. Jednak do tanga trzeba dwojga. Wybrała inaczej. Ale dlaczego? Co ja takiego zrobiłem? Wiem, że dużo pracowałem i nie miałem zbytnio czasu dla niej, ale ile miałem, tyle jej poświęcałem. Była całym moim światem. Ula, wróć do mnie!- błagam ją. Ale po co to robię? Przecież i tak mnie nie usłyszy. Siedzę tu sam w swoim gabinecie i rozmyślam. Trzeba zacząć normalnie żyć. Ale jak? Nie da się „normalnie” bez niej. Tego jestem pewny w stu procentach. Zastanawiam się nad swoim życiem. Zawsze było zwyczajne. Dopóki nie pojawiła się ona. Mój Anioł zza światów. Ona przekręciła całe moje życie do góry nogami. Ale podobało mi się. Lubiłem jej naturalność. Zawsze była nieprzewidywalna. To w niej kochałem. Pamiętam, jak zabrała mnie na zapiekanki. Niby nic nie zwykłego, ale ona cieszyła się jak małe dziecko. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Kto do cholery chce czegoś ode mnie?
- Panie doktorze, pacjent spod siódemki skarży się na ból w dole brzucha.
- Dobrze, już idę - oznajmiłem.
Cóż, muszę się zmienić z Piotra Sosnowskiego - wraka człowieka na Piotra Sosnowskiego - lekarza, kardiologa. Wybrała tego prezesika Dobrzańskiego...

KONIEC!

środa, 18 listopada 2015

"Katusze" część 14

To już czternasta część - dacie wiarę?
Zapraszam

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Wszedł do gabinetu Sebastiana. Jego krok był bardzo powolny, anemiczny. Stracił tę radość, która biła od niego jeszcze jakiś czas temu. Kadrowy domyślił się, że spotkanie z panią Schultz nie poszło po jego myśli.



- Co się stało? – zapytał wyłączając grę i skupiając całą swoją uwagę na nim.
- Ona o wszystkim wie – odpowiedział nerwowo wyłamując palce. Olszański zmarszczył brwi.
- O czym wie? – ciągnął go za język.
- O tym, że sypiałem z nią, tylko dlatego, żeby zaspokoić swoje potrzeby. Że ona wcale nie była ważna, bo liczyła się tylko moja przyjemność – mówił nie patrząc na niego. Wstydził się tego, co zrobił. – Ja muszę ją odzyskać – powiedział pewnie. – Ona jest najważniejszą kobietą w moim życiu i nie pozwolę jej odejść.
- Niedawno tego właśnie chciałeś – Dobrzański spojrzał na niego z pytaniem w oczach – żeby odeszła.
- Seba, błagam cię. Nie wypominaj mi tego – patrzył na niego żałośnie. – Ja i tak czuję do siebie wstręt – podrapał się nerwowo po czole. – Bawiłem się kobietami i ich uczuciami, byłem pieprzonym egoistą – wypuścił powietrze z płuc. – Oddałbym wszystko, żeby ona była tutaj ze mną.
- Próbowałeś jej to wszystko wyjaśnić? – Było mu żal przyjaciela. Niedawno sam mu nawrzucał, ale teraz, gdy się zmienił, współczuł mu.
- Nawet z nią nie rozmawiałem – kręcił głową z dezaprobatą patrząc w podłogę. – Wyjechała.
- Dokąd wyjechała? – dopytywał. – Wróciła do Niemiec?
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Byłem u matki, - sięgnął do kieszeni w poszukiwaniu wizytówki swojej ukochanej – udało mi się zdobyć jej numer. – Przepisał cyfry z kartki na klawiaturę telefonu i wybrał  opcję ‘zadzwoń’.
- Nie musiałeś jechać do rodziców, - powiedział dyrektor, gdy Marek czekał, aż Ula odbierze jego telefon – ja mam jej numer – Dobrzański pokiwał tylko głową.
- Nie odbiera – powiedział, rzucając telefon na biurko.  Ukrył twarz w dłoniach. – Wcale się jej nie dziwię. Kto chciałby być z facetem, który potrafi tylko ranić? Ona sobie na to nie zasłużyła.
- To może napisz do niej – zaproponował Olszański. – Może przełamie się – uśmiechnął się do przyjaciela pokrzepiająco. Postanowił zrobić tak jak doradził mu Seba.
- Droga Ulu, piszę do Ciebie, bo chcę wyjaśnić wszystkie nieporozumienia, które między nami powstały. Bardzo żałuje tego jak Cię potraktowałem. Jestem największą świnią i ostatnim dupkiem, mimo to mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Zrozumiałem jedną bardzo ważną rzecz. Zrozumiałem, że Cię kocham. Kocham nad życie. Marek. – Skończywszy pisać ostatnie słowa, kliknął przycisk ‘wyślij’. Postanowił zadzwonić też do szefa Uli, aby dowiedzieć się  czy odeszła z pracy.  Skłamał, że ma jakąś ważną sprawę. Ku jego uciesze, dowiedział się, że jest aktualnie na urlopie, a w pracy będzie w poniedziałek.

Siedziała w samolocie do Warszawy obok swojego kochanka, który czytał elektroniczne wydanie gazety na tablecie. Kilka dni temu, otrzymała od przystojnego prezesa SMS ‘a. Rozum podpowiadał jej żeby usunąć wiadomość bez czytania, zaś serce kazało jej przeczytać. Była wewnętrznie rozdarta. Nie usunęła wiadomości, bo nie potrafiła zupełnie odciąć się od niego i zabić tej miłości. Nie mogła się też przełamać, bo bała się. Bała się, że to co tam przeczyta pozwoli jej wierzyć, że mogą być jeszcze razem, że obudzi uśpioną w niej miłość, nadzieję, a później on znów się nią zabawi, wykorzysta i zostawi. Rozmyślania o brunecie zajęły jej cały lot. Nim się obejrzała, usłyszała głos stewardessy, proszący pasażerów o zapięcie pasów bezpieczeństwa w związku z lądowaniem. Po wyjściu z budynku lotniska, pożegnała się z Radkiem i wsiadła w taksówkę, która zawiozła ja wprost do domu.  Leżąc w łóżku, obracała telefon w dłoni. Targały nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony miłość, a z drugiej złość, rozgoryczenie i upokorzenie. Ostatecznie schowała telefon do szuflady, aby jej nie kusił i poszła spać.
Następnego dnia do firmy weszła z uśmiechem na ustach. Po wylewnym przywitaniu z Renatą, streściła jej pobyt w Mediolanie, oraz opowiedziała jej trochę o przystojnym modelu.
- Wysłał mi SMS ‘a – powiedziała wyjmując telefon z kieszeni żakietu. – Nie przeczytałam go jeszcze – włączyła skrzynkę odbiorczą. – Nie wiem czy powinnam – westchnęła. – Boję się – szepnęła.
- Za to ja wiem, co powinnaś – chwyciła jej telefon i bez czytania kliknęła ‘usuń’. – Proszę – oddała jej urządzenie.  – Już masz jeden problem mniej – uśmiechnęła się zadowolona na co Ula wywróciła tylko oczami.
-  Zapomniałabym Ci powiedzieć – powiedziała Schultz. – Mam nową sprawę i do końca tygodnia nie będzie mnie w kancelarii – uśmiechnęła się promiennie.
- A co to za ważna sprawa? – zainteresowała się blondynka. Ula nachyliła się nad nią i szepnęła jej coś na ucho. Gdy prawnik zajęła z powrotem swoje miejsce na fotelu, sekretarka wypuściła głośno powietrze z płuc i pokręciła głową. – Igrasz z ogniem – słysząc te słowa, Ula roześmiała się serdecznie. – Nie wiedziałam, że jesteś taka wredna i wyrachowana – dodała ze śmiechem, za co oberwała długopisem.

Chwilę po jej wyjściu, do kancelarii zawitał Dobrzański. Ku jego uciesze, w recepcji oprócz niego, był również właściciel. Obawiał się tej wizyty. Ognista recepcjonistka, podczas jego ostatniej wizyty skutecznie sprowadziła go na ziemię. Po ogólnym ‘dzień dobry’, podszedł do mecenasa.
- Zastałem panią Schultz? – Zapytał. – Musze się z nią spotkać. – Wyjaśnił.
- Niestety. – Pokręcił przecząco głową. – Ula w kancelarii będzie dopiero w następny wtorek. Teraz zajmuje się bardzo ważną sprawą i nie ma sensu, aby tutaj przychodziła. – Dobrzański pokiwał ze zrozumieniem głową. Nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, co nie umknęło Szymańskiemu. – Podam panu jej numer telefonu. – Sięgnął do szuflady biurka. – Jeśli jest to aż takie ważne, niech pan zadzwoni do niej i umów się z nią. – Podał mu mały kartonik.
- Dziękuję. – Uścisnął mu dłoń. – Pójdę już. – Ukłonił się. – Do widzenia.

Przez resztę tygodnia dzwonił do niej codziennie, ale uparcie odrzucała jego połączenia. Pisał też SMS ‘y, ale one również pozostawały bez odpowiedzi. Tydzień później, w poniedziałkowy poranek zjawił się w gmachu sądu. Dziś miała odbyć się rozprawa przeciwko rodzeństwu Febo. Byli oskarżeni o przestępstwa przeciwko mieniu  oraz o przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów. Za popełnione czyny groziła im kara pozbawienia wolności do lat pięciu. Dobrzańscy nie wynajmowali adwokata ponieważ tą sprawą zajmowała się prokuratura, a poza tym nie chcieli zamykać Pauliny i Aleksa na długie lata w więzieniu. W budynku roiło się od foto reporterów. Nie codziennie zdarzały się takie procesy.  Stał obok rodziców i rozglądał się po holu. Miał nadzieję, że może tutaj uda mu się spotkać  pannę Schultz. W ogóle nie był zainteresowany procesem. Po chwili zobaczył jak policjanci wprowadzają Paulinę i Aleksa, zakutych w kajdanki do sali rozpraw. Za nimi szła piękna kobieta. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Te oczy. Patrzył w nie jak zaczarowany. Takie same miała… Ula! To była ona. Rozpoznał ją.



Zmieniła się. Teraz była piękną, pewną siebie panią adwokat. W pierwszej chwili chciał do niej podbiec i porozmawiać z nią, ale otoczyli ją dziennikarze, a później i ona weszła na salę. Przez całą rozprawę, nie spuszczał z niej wzroku. Czuła na sobie jego palące spojrzenie. Mimo to udawała, że go nie zauważa. Wszystko szło po jej myśli. Po odczytaniu przez prokuratora aktu oskarżenia, Febo ponieśli się i przyznali się do zarzucanego im czynu oraz dobrowolnie poddali się karze. Zobowiązali się również do zwrotu skradzionych pieniędzy. Gdy rodzeństwo skończyło swoją przemowę, głos zabrała Ula. Kilka dni wcześniej dowiedziała się, że sędzia ma być kobieta. Ucieszyła się i postanowiła to wykorzystać. Przedstawiła zaświadczenie z klinki leczenia uzależnień, gdzie leczył się Aleks i przekonywała sędzinę, że jest on chorym człowiekiem, którego zrujnował nałóg i przez problemy finansowe posunął się do tego czynu. Mówiła też o jego problemach z lichwiarzami i o pobiciu, na dowód którego przedstawiła obdukcję lekarską. Następnie przeszła do panny Febo. Mówiła o chęci pomocy bratu oraz o zdradzie narzeczonego, która poskutkowała depresją. Udokumentowała to kolejnym zaświadczeniem lekarskim. Prawda była trochę inna, gdyż Febo nigdy nie cierpiała na depresję, a zaświadczenie było fałszywe. Nie miało to bezpośredniego wpływu na sprawę, ale liczyła że uda jej się zagrać na uczuciach sędzi, co poskutkuje niższym wyrokiem. Podobno ‘cel uświęca środki’. Znów odniosła sukces. Po przerwie został ogłoszony wyrok. Zarówno Paulina jak i Aleks skazani zostali na karę trzech lat pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem wykonania orzeczonej kary na okres dwóch lat oraz zobowiązani zostali do zwrotu siedmiuset pięćdziesięciu tysięcy złoty.
- Bardzo ci dziękujemy – uściskała ją Paulina. – Gdyby nie ty, zgnilibyśmy w więzieniu.
- Nie ma za co – uśmiechnęła się. – To tylko moja praca.
- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę – wtrącił się Aleks. – Poszłabyś z nami do F&D? Chcemy odsprzedać im udziały. Może to wystarczy na pokrycie naszego długu.
- Dobrze, poproszę również rzeczoznawcę, aby wycenił wasze pakiety udziałów.
- Świetnie – uśmiechnął się Febo. – Niedługo przeleję ci honorarium.
Gdy wyszła z sali rozprawy, po drugiej stronie korytarza zobaczyła, opartego o ścianę Dobrzańskiego. Skierowała się w stronę wyjścia.
- Ula! – krzyknął i pobiegł za nią. – Porozmawiaj ze mną – prosił, gdy dogonił ją i złapał za nadgarstek.
- Nie mamy o czym – wysyczała i wyszarpnęła rękę z jego uścisku. – Nie chcę cię znać.
- Czytałaś mojego SMS ’a? – zapytał z nadzieją, a ona pokręciła przecząco głową. – Mówiłaś, że mnie kochasz.
- A co to ma do rzeczy? – zapytała bezczelnie patrząc mu w oczy. – Skrzywdziłeś mnie jak nikt inny. To, że cię kocham nie ma już żadnego znaczenia. – Wbiła mu nóż w serce. Nie czekając na jego reakcję, odeszła.

niedziela, 15 listopada 2015

"Katusze" część 13

Kochani! 

Dziś mija rok, odkąd założyłam tego bloga.
Bardzo Wam dziękuję, że jesteście, czytacie i komentujecie!
Dziękuję, też Andziokowi, za wsparcie i za pomoc w prowadzeniu bloga.
UiM

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC


- Seba! – krzyknął wchodząc do gabinetu swojego przyjaciela, który podskoczył na krześle wystraszony wtargnięciem. – Miałeś rację.
- Marek! – powiedział z wyrzutem. – Przez ciebie zawału dostanę – poskarżył się. – Z czym miałem rację? – zainteresował się.
- Kocham ją – odpowiedział dumnie, uśmiechając się.
- Świetnie – powiedział uszczypliwie. – Szkoda, że zrozumienie tego, zajęło ci trzy tygodnie.
- Seba, nie ważne ile, ważne, że wiem co do niej czuję, okay? – Był podekscytowany.
- Z czego ty się cieszysz? – Zapytał sceptycznie, patrząc na niego jak na idiotę.
-  No jak to z czego? – zapytał z wyrzutem. – Kiedy uświadomiłem sobie, że ją kocham, to w moim sercu rozlało się ciepło. Niemal unoszę się nad ziemią.
- Wszystko fajnie, pięknie, ale wy nie utrzymujecie kontaktu – spędził mu sen z powiek.
- Cholera – podrapał się nerwowo po potylicy. – Masz rację. Musze do niej jechać – nie czekając na reakcję Olszańskiego, wybiegł z jego gabinetu i pobiegł w stronę wyjścia. Nie chciał czekać na windę, więc zbiegł schodami na dół i z piskiem opon ruszył do kancelarii w której pracowała.

Siedziała właśnie w restauracji ze swoim nowym kochankiem. Musiała przyznać, że był bardzo przystojny. Starała się nie myśleć o Dobrzańskim, ale słabo jej to wychodziło. Mimo urody jaką posiadał model, wciąż uważała, że to Marek jest najpiękniejszym facetem na ziemi. Starała sobie wmówić, że chce tego układu i że to jest jej do szczęścia potrzebne.
- Czym się zajmujesz? – zapytał mężczyzna, popijać włoskie espresso.
- Jestem adwokatem – pokiwał ze zrozumieniem głową. – A ty dlaczego wracasz do Warszawy? Przecież Mediolan jest stolica mody – zainteresowała się.
- Podpisałem lukratywny kontrakt – uśmiechnął się wdzięcznie. – Będę twarzą męskiej kolekcji domu mody Febo & Dobrzański. – Gdy usłyszała nazwę firmy w które będzie pracował, poczuła się jakby poraził ją prąd. Cholera – zaklęła w myślach. – Czy Dobrzański będzie prześladował mnie do końca życia? – pytała sama siebie. – Chciałam o nim zapomnieć, a zaczęłam spotykać się z jego pracownikiem.
- Coś się stało? – zapytał, a ona spojrzała na niego nieprzytomnie. – Twój wyraz twarzy diametralnie się zmienił – wyjaśnił widząc w jej oczach pytanie.
- Nie, nie – zaprzeczyła szybko. – Głowa mnie rozbolała – skłamała. Nie chciała mówić mu prawdy. – Masz jakieś proszki? – zapytała, aby odwrócić jego uwagę. Bez słowa sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki z której wyjął tabletki i podał je jej. Połknęła popijając kawą.



Zatrzymał się pod budynkiem i  szybkim krokiem wszedł do środka. Miał nadzieję, że zastanie Ulę. Za recepcyjną ladą ujrzał kobietę.
- Dzień dobry – powiedział stając przed nią. – Nazywam się Marek Dobrzański i szukam pani Urszuli Schultz – wyjaśnił powód swojej wizyty. Spojrzała na niego niechętnie.
- Uli nie ma - odpowiedział chłodno.
- A kiedy będzie? – zadał pytanie, niezrażony jej nieprzyjemnym tonem.
- A co pana to interesuje? – zapytała butnie. – Pani Schultz zakończyła współpracę z panem. – Nie rozumiał dlaczego recepcjonistka jest w stosunku do niego taka opryskliwa.
- To prywatna sprawa – odpowiedział lekko poirytowany. Blondynka roześmiała się pogardliwie.
- Wy już nie macie prywatnych spraw – grzmiała. – Czego od niej chcesz? – Zapytała i nie czekając na odpowiedź, kontynuowała – jesteś podłym sukinsynem i ostatnią świnią! Ona cię kochała, a ty udawałeś, żeby zaspokoić swoje samcze potrzeby – poczuł jak zaczyna brakować mu powietrza. Nerwowym ruchem poluzował krawat i odpiął kilka guzików koszuli. – Potraktowałeś ją jak dziwkę! – nie spuszczała z tonu. – Czego jeszcze od niej chcesz? Jeszcze bardziej ją zranić? – przeszywała go wzrokiem. Miała ochotę go rozszarpać.
- Nie – zaprzeczył cicho. Był w szoku. – Nie – powtórzył już głośniej. – Ja muszę się z nią spotkać – spojrzał jej prosto w oczy. – Musze z nią porozmawiać i wszystko wyjaśnić – próbował ją przekonać.
- Za późno panie Dobrzański – powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. – Stracił pan swoją szansę.
- Nie! – walnął pięścią w ladę. – To nie może się tak skończyć! – był bezsilny. – Ja zrozumiałem, że ją kocham! – krzyczał. Na jego słowa, recepcjonistka znów zareagowała drwiącym śmiechem.
- Ty ją kochasz? – kręciła głową z politowaniem. – Ty nikogo nie kochasz, oprócz siebie. Jesteś największym egoistą. Nie liczysz się z niczym, ani z nikim. Idź do klubu i urżnij się w trupa, a później zalicz jakąś łatwą pannę – wyrzucała z siebie słowa z pogardą. – W tym jesteś mistrzem i nikt ci nie dorówna. Pieprzony Casanova – prychnęła pogardliwie.  
- Zmieniłem się.
- Tacy jak ty, nigdy się nie zmieniają. – Wskazała dłonią na wyjście – tam są drzwi.
Ze spuszczoną głową wyszedł z kancelarii i wsiadł do samochodu. Czuł się podle. Walnął pięścią w kierownicę. Czuł jak w jego oczach zbiera się wilgoć. Nagle przypomniały mu się słowa jego matki – jeszcze kiedyś gorzko zapłaczesz. – Tak bardzo żałował, że tak ją potraktował i że wcześniej nie zrozumiał tego co do niej czuje. Być może teraz spędzałby czas właśnie z nią. Postanowił, że nie odpuści. Obiecał sobie, że zrobi wszystko żeby ją odzyskać. Nie może jej stracić. Nie teraz, gdy zrozumiał, że to ona jest najważniejszą kobietą na świecie. Odpalił silnik i z piskiem opon włączył się do ruchu. Postanowił jechać do rodziców. Miał nadzieję, że oni będą mieli numer jej komórki. Jechał jak w amoku. Nie zwracał uwagi na znaki. Po niecałej godzinie wjechał na podjazd rodzinnego domu. Wysiadł z pojazdu i wbiegł do domu.
- Mamo! – krzyknął będąc w korytarzu. – Mamo, gdzie jesteś?
- Marek? Dlaczego tak krzyczysz? Coś się stało? – zapytała schodząc ze schodów.
- Masz numer do tej pani adwokat? – zapytał nerwowo.
- Mam – spojrzała na niego z troską. – Masz jakieś kłopoty? – podeszła do szafki i zaczęła szukać jej wizytówki.
- Nie mam, ale muszę się z nią pilnie skontaktować – odpowiedział nerwowo przestępując z nogi na nogę. – To bardzo dla mnie ważne – wziął od matki sztywny kartonik z numerem. – Musze lecieć – ucałował ją w policzek. – Do zobaczenia i dzięki mamo – wybiegł z domu.
- Do zobaczenia – szepnęła już sama do siebie, próbując zrozumieć dziwne zachowanie syna.

- Witaj Ula – powiedziała Renata, gdy usłyszała głos swojej przyjaciółki w słuchawce. – Przepraszam, że przerywam ci urlop, ale był tu dzisiaj ten… - powstrzymała się, aby nie użyć  niecenzuralnego słowa – ten dupek.
-  Część Renata – odpowiedziała mało radosnym głosem. – Czego chciał? – próbowała wmówić sobie, że wcale ją to nie interesuje, że Dobrzański jest tylko przykrym epizodem.
- Wyobraź sobie, że przyszedł do ciebie, bo chciał z tobą porozmawiać. Powiedziałam mu co o nim myślę i o tym, że znasz prawdę. Chyba nieźle nim wstrząsnęło, bo aż duszno mu się zrobiło – zaśmiała się. – A to, co powiedział na koniec, prawie zwaliło mnie z nóg. Powiedział, że zrozumiał, że cię kocha. Ma tupet – westchnęła. – Później pokazałam mu gdzie są drzwi i tak się skończyła wizyta panicza Dobrzańskiego w naszych skromnych progach. – W milczeniu słuchała tych rewelacji. Miała mieszane uczucia. Z jednej strony chciała i miała nadzieję, że on naprawdę zrozumiał to, że ją kocha, ale z drugiej strony nie chciała być znów jego zabawką, którą pobawi się, a jak mu się znudzi, to zostawi ją. Rzuci w kąt.
- A może on naprawdę zrozumiał, że coś do mnie czuje? – szepnęła.
- Ulka – jęknęła sekretarka. – Nie pozwól żeby znów zrobił cię na szaro – przekonywała ją. – Tacy jak on, nigdy się nie zmieniają. Oni tylko lepiej udają. – Zapadła niezręczna cisza, którą przerwała blondynka  - a co u ciebie? Poznałaś kogoś? – zapytała wyraźnie zainteresowana.
- Ta – bąknęła bez przekonania. – Wysoki, przystojny szatyn. Model z Warszawy. Szarmancki i bardzo miły – wymieniała jego zalety. – Tylko pan Krupa ma jedną bardzo poważną wadę.
- Jaką? – Zapytała zaintrygowana? – Chrapie?
- Pudło – zaśmiała się. – Będzie pracował dla Marka.
- O shit – szepnęła i zamyśliła się. – Zaraz, zaraz – powiedziała po chwili. – A co to ma do rzeczy? To, że pracuje dla Dobrzańskiego to żadna wada, a można nawet uznać, że zaleta.
- Oszalałaś?
- Masz idealną okazję, aby odegrać się na nim – zaśmiała się.

Nie była przekonana co do pomysłu recepcjonistki. Nie było dane jej długo się nad tym zastanawiać, bo chwilę po zakończonej rozmowie, odebrała telefon, który wprawił ją w osłupienie...

czwartek, 12 listopada 2015

"Siła marzeń" część 3

Wsiedli do auta. Mimo zmroku zauważyła, że Marek kupił nowy samochód. Jaguar XE. Podobał się jej. Zdziwiła się, bo dopiero co odbyła się premiera tego modelu, a już go posiadał. Ruszyli spod firmy. Nie wiedziała gdzie jadą. Według Marka miała być to niespodzianka.  Nie pisnął ani słowa.



Jechali ponad dwadzieścia minut. Nie odzywali się do siebie. Ukradkiem spojrzała na niego.  Nie mogła oderwać wzroku od jego profilu. Był skupiony na drodze i chyba zamyślony. Ciekawe o czym myśli?-zastanawiała się. W końcu ujrzała budynek palmiarni. Ucieszyła się. Od dawna chciała tam pójść, ale nigdy nie miała czasu. Zaparkował z niezwykłą precyzją i zgasił silnik. Odwrócił głowę i spojrzał na nią. Dostrzegła iskierki radości w jego oczach.
- Gotowa?- zapytał. Przytaknęła głową.

Prowadził ją między różnymi roślinami. Poddała mu się ufnie. Nie pozwolił zatrzymać się choćby na chwilę. Ciągnął ją za rękę. W końcu doszli do strumyczka. Postanowili usiąść. Schylił się, by po chwili trzymać w ręku butelkę szampana. Wstał i odkręcił korek. Teatralnie się ukłonił i szarmancko podał Uli kieliszek z cieczą. Bez przerwy się uśmiechali.
- To za co pijemy?- spytała przekornie.
- Za twój awans, za to, że pozbyliśmy się Alexa…- zaczął wyliczać-…i za nas- dodał uważnie się jej przeglądając. Myślała, że się przesłyszała. Chciała udławić się trunkiem. Odkaszlnęła i spojrzała na niego zaskoczona.
- Za nas- powtórzyła już w uśmiechem.




- Seba, ja nie wiem, co robić? Niby Ulka jest już dyrektorem finansowym, ale jeszcze musi zgodzić się sfabrykować raport- siedział zawiedziony u gabinecie przyjaciela.
- A ja mam pomysł- uśmiechnął się szyderczo. Podsunął Markowi ulotkę.
- A co to?- nie wiedział, co o tym myśleć.
- SPA pod Poznaniem. Dostałem karnet na kilka zabiegów. Nawet chciałem tam się wybrać, ale myślę, że tobie to bardziej się przyda.
- No nie wiem stary. Może najpierw dam jej coś z tego nieszczęsnego zestawu, a dopiero w ostateczności wybiorę tę opcję- zastanawiał się. Potarł kark prawą dłonią.
- Rób jak uważasz, ale karnet cały czas czeka.


Siedział zamknięty w swoim gabinecie i bawił się swoimi samochodzikami. Zawsze to robił, kiedy rozmyślał. Zastanawiał się nad pomysłem Sebastiana. Już raz wkręcił się w jego pomysł i nie był tym zachwycony. Sumienie dawało znać o sobie. Nie chciał wykorzystywać Ulki, ale było już za późno.  Usłyszał pukanie do drzwi. Nie chciał otwierać. Chciał być w tej chwili sam. Pukanie nie ustępowało. W końcu usłyszał cichy głos:
- Marek, co się dzieje? Otwórz- to była Ula. Chciał z nią porozmawiać, ale ta sprawa dotyczyła jej. Nie mógł jej powiedzieć o tym, co tak naprawdę go dręczyło. Wpadł na pewien pomysł. Skoro tak dobrze wychodzi mi udawanie miłości, to teraz też mogę skłamać, że zamartwiam się sytuacją firmy. Podszedł do drzwi i je otworzył. Zobaczył strwożoną minę Uli. Dlaczego ona tak bardzo mnie kocha?- wyrzucał sobie.
- Marek, co się stało?
- W zasadzie to nic- odrzekł zgodnie z prawdą.
- To dlaczego snujesz się po kątach, teraz zamykasz się w gabinecie…- wyliczała.
Ale ona zna mnie bardzo dobrze-był zdumiony- lepiej niż Paulina, moja narzeczona- o ostatnim słowie pomyślał z pogardą.
- Po prostu martwię się o firmę. Miałem tyle planów na jej rozwinięcie. A ja wszystko chrzanię.  Nigdy nie usłyszę od ojca: „Synu, jestem z ciebie dumny”- dodał z goryczą.
- Marek, jesteś dobrym prezesem. To tylko chwilowe problemy- pocieszała go.
- Dzięki Ula. Zawsze jesteś przy mnie. Mam w tobie oparcie- lekko się uśmiechnął- Mam coś dla ciebie.
No co, przecież mogę jej dać jakąś błyskotkę- tłumaczył się w myślach. Podszedł do biurka i otworzył szufladę. Chwilę szperał, szukając czegoś odpowiedniego. W końcu znalazł delikatną srebrną bransoletkę z szafirowymi serduszkami. Pasuje do jej oczu.
- Dziękuję, jest piękna- jęknęła zachwycona, kiedy zakładał jej na rękę.
- Niech ci się dobrze nosi- zaczął się schylać by po chwili pocałować jej usta.



poniedziałek, 9 listopada 2015

"Katusze" część 12

UWAGA!

W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

- Chyba muszę wyjechać – powiedziała siedząc w kawiarni z Renatą. To miasto nie pozwala mi o nim zapomnieć – mówiła zmęczonym głosem.
- Ale jak to wyjechać? Dokąd? – Dopytywała recepcjonistka.
- Do Niemiec – rzekła tonem wyprutym z emocji, tępo wpatrując się w stojącą prze nią filiżankę ze smolistą cieczą.
- Ulka, - westchnęła – jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Proszę cię, przemyśl jeszcze raz swoją decyzję – mówiła ze łzami w oczach.
- Przemyślałam – powiedziała ledwo słyszalnie. – Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym mam większą ochotę uciekać stąd gdzie pieprz rośnie – zaśmiała się gorzko. – Byłam jego zabawką. Świadomość, że osoba którą kochasz ma cię za śmiecia i bawi się tobą, nie jest fajna – przyjaciółka patrzyła na nią ze współczuciem. Najchętniej pojechałaby do Dobrzańskiego i urwałaby mu co nieco.
- A może zanim zdecydujesz się wyjechać z Polski, jedz na jakieś wakacje – uśmiechnęła się. – Może kogoś poznasz, zabawisz się – przekonywała ją. – Nie będziesz wtedy myślała o nim.
- Dobrze – powiedziała ugodowo. – Ale jeśli to nie pomoże, pakuję walizki i pierwszy lot do Frankfurtu jest mój – zastrzegła.

- Cześć stary – powiedział wchodząc do gabinetu Olszańskiego. Nie wyglądał najlepiej.
- Cześć – odpowiedział odrywając wzrok od komputera. – Wszystko ok.? – Zapytał. – Nie wyglądasz najlepiej? 
- Prezes przez chwilę milczał, jakby nie wiedział co ma powiedzieć. Po chwili zebrał się i spojrzawszy w oczy przyjacielowi powiedział – nie wiem. Coś się ze mną dzieje. Odkąd wyszedłem z pudła, nie spałem z żadną kobietą – wyjaśnił. – Czuję jakiś wewnętrzny opór – westchnął. – Nawet moje ciało nie reaguje na kobiece wdzięki – skarżył się. – Próbowałem kilka razy i nic – Olszański słuchał go w skupieniu.
- A panna Schultz? – Zaświtała mu pewna myśl.
- Co panna Schultz? – Zapytał nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Może się w niej zakochałeś? – Wypalił, a prezes wbił w niego swoje zdumione spojrzenie. - Impotencja z miłości - śmiał się do rozpuku, nie zważywszy na dezaprobatę juniora.
- Chyba żartujesz – prychnął kpiąco. – Ile razy mam ci powtarzać, że nie mogę być z takim czymś? W życiu nie widziałem brzydszej dziewczyny. Stać mnie na coś lepszego – w Sebastianie aż się zagotowało. – Poza tym nie rozmawiałem z nią od wyjścia z aresztu, może sama zrozumiała, że nie pasuje do mnie?
- Przestań ją w końcu obrażać. Jeździsz po niej jak po łysej kobyle – mówił pretensjonalnym tonem. – Należy się jej chociaż odrobina szacunku. Żeby wyciągnąć ciebie z aresztu, musiała złamać prawo. Podstawiła świadka, a za to może stracić prawo do wykonywania zawodu. -  Wycelował w niego palcem. – jesteś pieprzonym egoistą i snobem. Rozkapryszony jedynak, wielki panicz, który myśli, że wszystko mu się należy. Pan świata – zakpił. Obrażony prezes poderwał się z krzesła i szybkim krokiem opuścił gabinet dyrektora, trzaskając za sobą drzwiami.
- Jeśli się nie ma argumentów to najlepiej wyjść i trzasnąć drzwiami! – Krzyknął za nim. – Prawda w oczy kole!
Sebastian bardzo zmienił się pod wpływem uczucia, które narodziło się między nim, a sekretarką Marka, Violettą. Uwielbiał, gdy przekręcała przysłowia. Była taka rozkoszna. Swego czasu chodził z Markiem do klubu na szybki podryw, ale nigdy nie podejrzewałby, że jego przyjaciel jest takim dupkiem. Traktował kobiety, gorzej niż psa. Był miły i szarmancki, dopóki nie osiągnął swojego celu. Zastawiał się jak mógł tego nie zauważyć? Sam nie był fair w stosunku do tych dziewczyn, ale nigdy nie traktował ich aż tak przedmiotowo. Miał resztki ludzkich uczuć i odruchów.

Nie chciało jej się rezerwować biletów, noclegów i organizować innych atrakcji, więc postanowiła skorzystać z biura podróży. Wracając z sądu, przechodziła obok jednego z takich biur. Niewiele się zastawiając, weszła do środka. Usiadła przy biurku, naprzeciwko przystojnego pracownika firmy.
- Witam panią, - obdarzył ja uśmiechem – w czym mogę pomóc? – Zapytał uprzejmie.
- Dzień dobry, chciałabym zarezerwować wycieczkę – pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Dokąd? – Zapytał pisząc coś na klawiaturze.
- Nie wiem, jeszcze  – uśmiechnęła się zażenowana. – Miałam nadzieję, że pan coś mi doradzi.
- Mamy bardzo tanią wycieczkę do Mediolanu. – Powiedział, sprawdziwszy w systemie. – Jeden z naszych klientów zrezygnował w ostatniej chwili – wyjaśnił. – Niestety wyjazd jest bardzo szybko, bo za dwa dni, w piątek – uśmiechnęła się wdzięcznie.
- Biorę. – Nie miała żadnych nowych spraw i już wstępnie rozmawiała z przełożonym, który dał jej zielone światło. Zależało jej, aby jak najszybciej opuścić Warszawę. W piątkowy poranek, zjawiła się na warszawskim Okęciu. Odprawa odbyła się bardzo sprawnie. Po niedługim locie wysiadła na płycie lotniska w Mediolanie. Transportem zorganizowanym przez biuro podróży pojechała do hotelu. Rozpakowała walizkę i wzięła orzeźwiającą kąpiel. Po locie czuła się trochę otępiała i skołowana. Po kolacji postanowiła iść na spacer. Szła malowniczymi uliczkami miasta, gdy nagle znalazła się pod klubem. Spojrzała na siebie krytycznie. Ubrana była w wysokie szpilki, obcisłe spodnie i białą tunikę. Ten strój był chyba odpowiedni do takiego miejsca. Nie zwlekając, weszła do środka. Rozejrzała się po sali, na której tańczyli ludzie, po środku zauważyła duży bar. Zająwszy miejsce na wysokim krześle, zamówiła sobie drinka. Po chwili, obok niej usiadł bardzo przystojny mężczyzna.



- Cześć, jestem Radek. – Powiedział po angielsku.
- Ula – odpowiedziała. – Skąd jesteś? – Zapytała zaintrygowana jego imieniem.
- Pochodzę z Polski – odparł i obdarzył ją promiennym uśmiechem ukazując garnitur białych zębów.
- Ja też mieszkam w Polsce – powiedziała już po polsku i odwzajemniła uśmiech.
Porozmawiali jeszcze chwilę później mężczyzna zaproponował taniec, na który skwapliwie się zgodziła. Postanowiła, zgodnie z radą Renaty, nie uciekać przed nowymi znajomościami. Dowiedziała się, że jest modelem i wraca do Polski tego samego dnia, co ona. Wypili jeszcze kilka drinków, a później wszystko straciło ostrość i urwał jej się film…

Siedział w swoim gabinecie, zatopiony we własnych myślach. Nie rozumiał co się z nim dzieje. Nawet nie mógł przespać się z przypadkowo poznaną dziewczyną. Jego ciało nie reagowało na kobiece wdzięki, a poza tym miał wrażenie, że wcale tego nie chce. Czuł jakąś wewnętrzna blokadę. Może Seba ma rację? – Pytał sam siebie. – Czy ja się w niej zakochałem? – Kręcił z rezygnacją głową. – Może rzuciła na mnie jakiś urok, albo klątwę. Bez sensu. Nie kocham jej, to pewnie wyrzuty sumienia. A może jednak?

Obudziła się w pokoju hotelowym z tępym bólem głowy. Próbowała otworzyć oczy, ale promienie słoneczne wpadające przez duże okna, skutecznie jej to uniemożliwiały. Dopiero przy któreś z prób udało jaj się. Sięgnęła dzbanek stojący na szafce nocnej i nalała sobie wody do szklanki, którą opróżniła jednym duszkiem. Odstawiła naczynie i przetarła dłonią twarz. Spojrzała na drugą stronę łóżka. Ku jej zaskoczeniu leżał w nim nagi mężczyzna. Spojrzała pod pościel, ona również nie posiadała na sobie ani skrawka materiału. W jej głowie rozpoczęła się gonitwa myśli. Dopiero po chwili przypomniały jej się wydarzenia z poprzedniego dnia. Klub, Radek, taniec, drink i… i wtedy urwał jej się film. Uśmiechnęła się do siebie – może uda mi się wyleczyć z Markoholizmu? Czuła wyrzuty sumienia, ale szybko je stłumiła, powtarzając sobie, że nic ją z Dobrzańskim nie łączy i jest wolną kobietą. Wmawiała sobie, że tego chce i potrzebuje. Podziałało. Po chwili, szatyn otworzył swe oczy i przeciągnął się rozkosznie. Utkwił w niej swój wzrok i uśmiechnął się promiennie.
- Witaj królewno – powiedział uwodzicielskim tonem i delikatnie musnął jej usta.
- Hej – odwzajemniła uśmiech. – Zejdziemy na śniadanie? – Zaproponowała. – Burczy mi w brzuchu.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – poderwał się z łóżka i założył bokserki, które znalazł na podłodze. Po posiłku, usiedli na ławce w parku położonym obok hotelu. Mężczyzna spojrzał na zegarek i powiedział do swojej towarzyszki – niestety ja muszę już iść – podniósł się z ławki. – Obowiązki wzywają - westchnął przeciągle. – Spotkamy się jeszcze? – Zapytał z nadzieją, intensywnie wpatrując się w jej oczy.
- Radek, - westchnęła – ja nie chcę nic na poważnie – spojrzał na nią z zainteresowaniem. – Chcę abyśmy czerpali z tego – zatrzymała się na chwilę – związku jak najwięcej, ale ślubu z tego nie będzie – postawiła sprawę jasno. W jej głowie cały czas czaiła się nadzieja, że ona i Marek będą kiedyś razem. – Jeśli to przestanie nam wystarczać, albo satysfakcjonować, rozstaniemy się.
- Rozumiem – pokiwał głową. – Zgadzam się na twoje warunki. Tu masz mój numer – Wręczył jej kartkę na której zapisane były staranie cyfry i imię. – Zadzwoń – pochylił się na nią i namiętnie wpił się w jej usta.
- Obiecuję – szepnęła, chowając kartkę do torby. 

niedziela, 8 listopada 2015

"Poniewczasie" część 2

Miniaturka część 2 z 2


UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Zabrawszy jej wypowiedzenie i weksle, wrócił do swojego gabinetu. Rzucił papiery na biurko i podszedł do okna. Przed budynkiem zobaczył Ulę i Maćka, który wynosił pudła z jej rzeczami.



Nawet nie próbował jej zatrzymać. Skrzywdził ją i wiedział, że mu nie wybaczy. Ona go kochała, a on chciał, aby była tylko jego przyjaciółką. Nie chcąc dłużej katować się tym widokiem, wziął jej rezygnację ze stanowiska i ruszył do Sebastiana, aby załatwił wszystkie formalności.
- Cześć Seba – powiedział wchodząc do gabinetu przyjaciela. – Zajmij się tym – podał mu dokumenty.
- Co to jest? – Zapytał wyciągając rękę po zadrukowane kartki. – Odeszła? – Zapytał zaskoczony, przeczytawszy wypowiedzenie.
- Odeszła – szepnął Dobrzański. Miał ogromne wyrzuty sumienia. Zniszczył swojej przyjaciółce życie.
- Ty to jesteś w czepku urodzony, – dobiegł go radosny głos kadrowego – nie dość, że uratowała ci dupę, to teraz jeszcze bez słowa odeszła – zaśmiał się cynicznie. – Teraz masz pewność, że ci nie nabruździ. Możesz spokojnie lecieć do Mediolanu – Marek nie podzielał optymizmu Olszańskiego.
- Stary, mam wyrzuty sumienia – spojrzał na niego żałośnie. – Ona mnie naprawdę kochała, – westchnął – a ja zrobiłem jej największe świństwo. Zakpiłem z niej, z jej uczuć. Bawiłem się nią.
- Co ty się tak nią przejmujesz? – Zapytał lekceważąco. – To tylko kolejna laska do odfajkowania, trochę popłacze i zapomni. Nic jej nie będzie, wyliże się – nie rozumiał o co chodzi Dobrzańskiemu.
- To nie była jakaś tam laska – nie zdążył dokończyć, bo w słowo wszedł mu dyrektor.
- No trudno nie zauważyć, - zakpił. – Masz rację, Brzydula to nie laska – śmiał się.
- Zamknij się! – Zdenerwował się prezes. – Czy ty potrafisz chociaż przez chwilę być poważny? Ja ci się zwierzam, a ty się nabijasz – Olszański siedział wbity w fotel. Nie spodziewał się takiej ostrej reakcji Marka. – Ona była moją przyjaciółką, a nie jakąś tam pierwszą lepsza panną – upomniał go. Poderwał się z miejsca i żwawym krokiem wyszedł z gabinetu. Nie mógł znieść tego aroganckiego zachowania przyjaciela. Najchętniej porozmawiałby z Ulą, tylko ona go rozumiała. Niestety wiedział, że już nigdy nie będzie mu dane porozmawianie z nią. Nawet nie wiedział czy kiedykolwiek ją jeszcze zobaczy. Przytłaczała go ta myśl. Nie widział jej dopiero od kilkunastu minut, a już mu jej brakowało. Stracił przyjaciółkę i towarzyszkę do szczerych rozmów. Stracił przez swoją podłość.

- Ostrzegałem cię, ale ty nie chciałaś mnie słuchać, – powiedział jadąc w kierunku Rysiowa, widząc zdezorientowane spojrzenie Cieplakówny, ciągnął dalej – mówiłem, że ten Dobrzański to niezłe ziółko, ale ty lgnęłaś do niego jak ćma do ognia. Zapewniałaś mnie jaki on jest dobry i uczciwy – zaśmiał się ironicznie. – No to pochwal się co ci zrobił – obrzucił ją prowokującym spojrzeniem, po jej polikach płynęły łzy.
- Nic – zaprotestowała słabo. Jej głos nie był przekonywujący.
- Ula, - powiedział ciepło – mnie nie oszukasz. Może będę w stanie ci jakoś pomóc – przekonywał ją.
- Długo zbierała się w sobie, było jej trudno o tym mówić. Otarła łzy i powiedziała – Marek, on – załkała – on mnie wykorzystał – nie potrafiła powstrzymać płaczu. Jej ciałem targały dreszcze. Maciek widząc, co się dzieje z jego przyjaciółką, zatrzymał samochód na poboczu i przytulił ją troskliwie.
- Ćććć – szeptał jej do ucha – wszystko będzie dobrze – próbował ją pocieszyć.
- To nie jest najgorsze – szepnęła, gdy trochę się uspokoiła. – On udawał, ze mnie kocha, bo bał się, że wykorzystam ten weksel na udziały – Szymczyk zacisnął pięści. Wolałby, żeby Dobrzański miał z nią tylko romans. Łatwiej byłoby się jej po nim pozbierać. A teraz, gdy wie, że to wszystko było wymuszone, będzie rozmyślała o tym na okrągło.  – On nawet przespał się zemną – zaszlochała – tylko dlatego, żebym sfałszowała raport finansowy.
- Zabije gnoja – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Maciek, proszę cię – spojrzała na niego błagalnie. – Zostaw go w spokoju – kręcił z dezaprobatą głową. – To ja jestem sama sobie winna, że dałam mu się omamić.  Obiecaj, że nic mu nie zrobisz.
- Obiecuję – powiedział niechętnie. Miał ochotę wrócić do F&D i obić mordę tego Casanovy tak, żeby już żadna panna nie chciała na niego spojrzeć. – Pamiętaj Ula, że to nie jest twoja wina. Byłaś zakochana, a on to perfidnie wykorzystał. – Szymczyk zamyślił się na chwilę – Powinnaś stąd wyjechać, odpocząć. Może jak wyjedziesz na jakieś wakacje, to uda ci się o nim zapomnieć? – Pokręciła przecząco głową.
- Nigdzie nie jadę – zaprotestowała ostro. – Jak wyjadę, będę miała za dużo czasu na rozmyślania o nim – otarła oczy chusteczką. – Muszę znaleźć jakąś pracę.

Wieczorem, gdy leżała w łóżku, znów zaczęła rozmyślać o Dobrzańskim. Czuła jak pęka jej serce. Poderwała się łóżka i usiadła przed komputerem. Przeglądała strony poświęcone modzie i urodzie. Nigdy się tym nie interesowała, ale wciągnęło ją to. Zmęczona kilkogodzinnym surfowaniem po internecie, zanurzyła się w pachnącej pościeli. Zasnęła z postanowieniem, że zmieni swój wygląd. Koniec z byle jakością! Koniec z Brzydulą! Koniec z romantycznością! Od jutra będzie kobietą opanowaną, niezbyt wylewną i twardo stąpającą po ziemi. Gdy nastał świt, niechętnie zwlokła się z łóżka. Chciała nie myśleć o tym, co wydarzyło się w ostatnim roku, ale nie mogła. Natrętne myśli wracały i burzyły jej spokój. Po śniadaniu, usiadła do komputera i wysłała swoje CV do kilkunastu warszawskich firm. Gdy skończyła, spojrzała na zegarek stojący obok monitora. Z przerażeniem stwierdziła, że musi biec na autobus, bo inaczej się spóźni. Z domu wystrzeliła jak proca. Zdążyła w ostatniej chwili. Najpierw postanowiła iść do salonu fryzjerskiego. Znalazła go na jednym z forum, gdzie użytkowniczki bardzo go zachwalały. Wyszła z niego po półtorej godziny. Co prawda słono zapłaciła za usługi, ale nie żałowała. Efekt był powalający. Weszła również do optyka, który zlokalizowany był tuż obok zakładu fryzjerskiego. Nie chciała nosić już tych ciężkich oprawek. Zachęcona przez miłą ekspedientkę, skusiła się na soczewki kontaktowe. Ostatnim punktem było centrum handlowe. Udało jej się wymienić całą garderobę. Skończywszy zakupy postanowiła się przebrać w nowo zakupione ciuchy. Poszła więc do damskiej toalety. Stare, wysłużone ubrania wylądowały w koszu.



Idąc do wyjścia, przyciągała spojrzenia mężczyzn. Uśmiechała się delikatnie pod nosem. Była z siebie dumna. Stojąc na przystanku, w oczekiwaniu na autobus powrotny do Rysiowa, rozdzwonił się jej telefon. Nie miała zapisanego tego numeru.
- Słucham – powiedziała odebrawszy telefon.
- Dzień dobry, z tej strony Irmina Wolska – przedstawiła się kobieta. – Czy dodzwoniłam się do pani Urszuli Cieplak?
- Tak, o co chodzi?
- Jestem prezesem firmy IberoModa, mój znajomy przesłał mi pani CV, jestem pod wrażeniem pani kwalifikacji i chciałabym zaprosić panią na rozmowę kwalifikacją. Czy byłaby pani zainteresowana?
- Tak, oczywiście – potwierdziła szybko. – Gdzie i której mam być?
Zamiast wrócić do domu, pojechała do siedziby firmy IberoModa. Wszystko przebiegło po jej myśli, dostała tę pracę. Od następnego dnia, miała piastować stanowisko asystentki pani prezes.  Gdy ponownie czekała na autobus, na przystanku spotkała Violettę. Blondynka była w wielkim szoku widząc przemianę koleżanki. Odkąd Ula została dyrektorem finansowym, Violetta upatrzyła sobie w niej przyjaciółkę.
- Ula, - zwróciła się do niej poważnym tonem – musimy zrobić sobie selfish, bo dziewczyny w F&D mi nie uwierzą – wyciągnęła z torebki telefon i szybko zrobiła im wspólne zdjęcie.
- Viola, nie selfish, tylko selfie – upomniała Kubasińską.
- Nie jednemu kotu Burak na imię – Ula spojrzała na nią zaskoczona.
- A co to ma wspólnego? – Zapytała nie bardzo rozumiejąc.
- Oj, tak się mówi – machnęła ręką. Porozmawiały jeszcze chwilę, a później każda pojechała w swoją stronę.

Pewnego poranka, Ula została wezwana do gabinetu swojej przełożonej. IberoModa było firmą polsko – hiszpańską, więc ich pokazy odbywały się i w Warszawie i w Barcelonie. Cieplakówna dostała bojowe zadanie. Miała lecieć do Katalonii i dopilnować wynajętą firmę, która organizowała ich pokaz, aby wszystko było  dopięte na ostatni guzik. Spakowała swoją walizkę i następnego dnia odleciała do słonecznej Hiszpanii.

Od kiedy odeszła, czuł się zdołowany. Miał dziwne poczucie osamotnienia. Brakowało mu jej. Nie raz chciał jechać do niej i spróbować uratować ich przyjaźń, ale wiedział, że to nie ma sensu. Ona nie chce być jego przyjaciółką. Wyszedł właśnie ze swojego gabinetu, gdy usłyszał głos Violetty
- Ulianka, poleciała wczoraj do Barcelony – westchnęła rozmarzona.
- A co Brzydula tam robi? – Zapytała jedna z modelek z którymi rozmawiała Kubasińska.
- Jaka Brzydula? – Obruszyła się. – Zmieniła się jak kijanka w motyl – podała telefon ze wspólnym zdjęciem – sama zobacz. – Marek zainteresowany podszedł do sekretarki i wziął od niej urządzenie i przyjrzał się fotografii.



 Zaparło mu dech w piersiach. Jego przyjaciółka była zjawiskowo piękna.
- Po co Ula poleciała do Barcelony? – Zapytał Dobrzański niby od niechcenia.  
- Na pokaz IberoModa, bo ona jest teraz asystentką  prezesa i musi tam wszystkiego dopilnować.
- Dzięki Viola - odpowiedział smutno i wrócił do swojego gabinetu.

W czwartek, dwa dni przed ślubem, siedział w samolocie do Mediolanu. Za kilkadziesiąt godzin miał pojąć za żonę Paulinę Febo.  Z każdą minutą miał coraz większe wątpliwości, co do tego ślubu. Odkąd zobaczył zdjęcie Uli, nie mógł wyrzucić jej z głowy.  Nawet w snach go nękała. Najbardziej zadziwiało go to, że śnił o niej w sytuacjach intymnych. Śniło mu się, że kochał się z nią. Ostatnio śniło mu się też, że wziął ślub nie z Paulą,  a właśnie z Ulą. Nagle zrozumiał, zakochał się w niej. Po raz pierwszy się zakochał. Gdy to zrozumiał, poczuł ulgę. Jednak jego radość nie trwała długo, przecież on za dwa dni się żeni, a jego ukochana nie chce go znać. Wyrzucał sobie, że tak późno to sobie uzmysłowił. Gdyby zrozumiał to wcześniej, wszystko mógłby zrobić inaczej. Teraz jest już za późno. Musi o niej zapomnieć.

W końcu nadeszła sobota. Paulina cała w skowronkach, przygotowywała się do ceremonii. On wyglądał jakby za chwilę szedł na ścięcie.
- Marek, musimy już wyjeżdżać – do pokoju wszedł Olszański.
- Stary, ja – chciał mu powiedzieć prawdę, ale bał się, że kadrowy go nie zrozumie – daj mi jeszcze pięć minut, chcę zostać chwilę sam, muszę się uspokoić.
- Dobra, ja czekam na dole, – stojąc przy drzwiach, upewnił się jeszcze – ten ślub nic nie zmieni? Dalej będziemy chodzić do klubu na sikorki?
- Jasne – powiedział pojednawczo junior, chciał go jak najszybciej spławić.

Podjechał taksówką pod budynek w którym odbywał się pokaz IberoModa. Wysiadł z pojazdu i rozejrzał się. Dostrzegł ją przed budynkiem. Wyglądała obłędnie.
- Ula, - szepnął stając za jej plecami. Odwróciła się gwałtownie słysząc jego głos.
- Marek? – Zapytała z niedowierzaniem. – Co ty tu robisz? Powinieneś być w Mediolanie – pokręcił przecząco głową.
- Wybacz mi – szepnął niespodziewanie,  - ja zrozumiałem, że cię kocham.
- Ja, ja, ja – westchnęła – ja nie wiem. Nie Marek, nie potrafię. Oszukiwałeś mnie, zakpiłeś ze mnie, zdeptałeś moje uczucia, nikt mnie nigdy nie upokorzył tak jak ty – do jej oczu napłynęły łzy. – Najgorsze jest to, że zaciągnąłeś mnie do łóżka tylko po to, bym przedstawiła fałszywy raport.
- Nie Ula, – zaprotestował – ja naprawdę chciałem się z tobą przespać. Momentami zapominałem o tym całym pieprzonym raporcie – podrapał się nerwowo po czole. – Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłem się w tobie zakochać, wmawiałem sobie że robię to tylko dla firmy, ale ostatnio uświadomiłem sobie, że tylko oszukiwałem samego siebie – padł przed nią na kolana, nie zważając na tłumek ludzi. Swoim zachowaniem wzbudził ich zainteresowanie. – Ula, zwiałem z własnego ślubu, by być tu przy tobie, co mam jeszcze zrobić, abyś mi uwierzyła i wybaczyła? – Zapytał zdesperowany. - Cieplak rozglądała się spanikowana. Czuła na sobie spojrzenia tych wszystkich ludzi. 
- Marek, proszę cię wstań – pokręcił głową z dezaprobatą.
- Nie wstanę dopóki mi nie wybaczysz – powiedział pewnie. Patrzyła w jego oczy, szukając w nich potwierdzenia jego słów. Uklęknęła naprzeciw niego.
- Wybaczam ci, - delikatnie musnęła jego usta. Postanowiła dać im szansę. Usłyszeli gromkie brawa gapiów. Jej postanowienia trafił szlag. Górę wzięła jej romantyczna dusza i dobroć. Nie potrafiła przejść obojętnie obok takiego wyznania. 
- Kocham cię – szepnął splatając ich palce – już zawsze będziemy razem – zapewnił, a następnie, nadal klęcząc, połączył ich wargi w namiętnym pocałunku. Oboje byli niewyobrażalnie szczęśliwi. Unosili się nad ziemią, bo odzyskali siebie.

KONIEC!

czwartek, 5 listopada 2015

"Siła marzeń" część 2

NIESPODZIANKA!!! Dzisiaj są moje 18-ste urodziny, dlatego, żeby to uczcić specjalnie dla Was druga część opowiadania "Siła marzeń". Zapraszam do czytania!!! :)


- Cześć Seba, co tam?- Zapytał, wchodząc do gabinetu Olszańskiego i uśmiechając się.
- A co ty taki radosny?- Zagaił blondyn.
- Wszystko mi się układa, więc co mam płakać?- kłamał. Szczerze mówiąc cieszył się na spotkanie z Ulą, choć sam nie dopuszczał do siebie tej myśli.
- A no chyba, że tak - uwierzył - Mam coś dla ciebie - zaśmiał się i podał mu pełną torebkę.
- Seba, ty nie pomyliłeś mnie z kimś innym?- zapytał zdezorientowany, widząc biżuterię. Wziął pierwszą lepszą bransoletkę do ręki i uważnie się przyglądał jej.
- To jest dla Ulki.
- To czemu dajesz mi, a nie jej?- był w takim szoku, że nie docierał do niego sens słów Olszańskiego.
- To ty będziesz jej dawał, wiesz dla podtrzymania waszego związku. Wiesz teraz musi zgodzić się na fotel dyrektora finansowego- ostatnie słowa wyartykułował. W tym samym momencie zadzwonił telefon Marka.
- Dobra, ja muszę lecieć- odpowiedział, patrząc na wyświetlacz. Szybko zerwał się z krzesła i rzucając torebkę na biurko kadrowca wyszedł na korytarz. Seba postanowił wrzucić zestaw prezentów do szuflady Marka.   



- Ula, wiesz co i jak. Dasz radę, wierzę w ciebie- patrzył w jej przestraszone oczy.
- Marek- zawahała się- a co jeśli przegram konkurs?
- Nie możesz przegrać- krzyknął, jednak po chwili zmitygował się- ty nie przegrasz. Z kim, Turkiem?
- A co będzie jeśli wygram? Marek, Sportivo ma słabe wyniki, a ja nie będę kłamała- ściszyła głos. Przez chwilę stali w milczeniu. Nie wyobrażał sobie tego, że Ulka nie wygrałaby konkursu. Jej pytania uzmysłowiły go, że może chcieć specjalnie się podłożyć. Jego czujność nie ucichła. Przybliżył się do jej twarzy i subtelnie pocałował. Ten moment przerwało pukanie do drzwi. Oderwali się od siebie. W drzwiach stanęła Paulina. No tak, zapomniałam, że ma narzeczoną. Nienawidziła tego słowa.
- Marek, może wyjdziemy razem na lunch. Ostatnio jesteś tak zapracowany. Kiedy ostatnio wyszliśmy razem?- zapytała, nie czekając na odpowiedź- No widzisz, nawet nie pamiętasz- kontynuowała- A właśnie- zwróciła się do Uli- Krzysztof już na ciebie czeka. Powodzenia- dodała z pogardą.
- To ja już pójdę- odezwała się Cieplak.
- Powodzenia Ula, dasz radę- uśmiechnął się.
- Dlaczego to właśnie ją wybrałeś na kandydata na stanowisko dyrektora finansowego?- to było ostatnie zdanie, jakie Ula usłyszała.


Trzydzieści minut krzątał się po korytarzu. Co chwilę zaglądał przez szybę do Sali konferencyjnej. Czuł, że Ula może chcieć się podłożyć. Że będzie specjalnie źle odpowiadała na pytania. W końcu otworzyły się drzwi i został poproszony do środka. Czekał z niecierpliwością na werdykt.
- Zostałem poproszony o rozstrzygnięcie konkursu na stanowisko dyrektora finansowego firmy- zaczął oficjalnie Krzysztof- Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem kompetencji obu kandydatów. Pani Urszulo- zwrócił się do szatynki- Będę szczery, nie spodziewałem się, że tak młoda osoba, można powiedzieć od razu po studiach może prezentować tak szeroką wiedzę i dojrzałe poglądy…
- Dziękuję- lekko się uśmiechnęła. Cały czas była bacznie obserwowana przez Marka.
-…Myślę, że przed panią długa i wspaniała kariera. Może kiedyś zostanie pani prezesem firmy- kąciki jej ust podniosły się- Ale na razie musi się pani zadowolić stanowiskiem dyrektora finansowego.
- Słu…słucham?- zapytała zdezorientowana.
- To pani zastąpi Alexa. Gratuluję pani- popatrzyła na Marka. Ujrzała jego uśmiech, który próbował ukryć. Potem jej wzrok przeniósł się na Febo. Patrzył na Adama złowrogo.  Dalej nie mogła uwierzyć, że to właśnie ona wygrała. W głowie kłębiły się myśli:  co ja teraz zrobię? Przecież nie będę kłamała, a raport będę musiała napisać. Kolejny dylemat do przemyślenia. Ja to umiem się wpakować.


- Ula- zapiszczały- gratulacje. Wiedziałyśmy, że sobie poradzisz. To teraz nie będziesz się zadawała z nami. Za nisko dla pani dyrektor- zaśmiały się.
- Dziewczyny, wiecie, że nic się nie zmieniło.
- Dobra my lecimy, bo jeszcze pani dyrektor obetnie nam premię- uciekły uśmiechnięte, każda w swoją stronę.
Po gratulacjach dziewczyn zostali sami:

- Ula tak jak ci obiecałem, zabieram cię po pracy w niezwykłe miejsce. Musimy uczcić twój awans. Muszę przyznać, że beze mnie nie dałabyś rady- na policzkach wykwitły urocze dołeczki.- No to do siedemnastej- zostawił zaskoczoną Ulę.