poniedziałek, 19 grudnia 2016

"Zdradziłaś mnie" część 17

W piątkowy ranek jako pierwsza weszła na piąte piętro. Od jakiegoś czasu była to już norma. Dawniej ciężko było zobaczyć ją w firmie o dziesiątej, a na jej biurku zamiast dokumentów i otwartego Excel’a  w komputerze można było dostrzec różowy lakier do paznokci. Teraz, kobieta sukcesu. Przede wszystkim pilna sekretarka, która utrzymuje ład w dokumentach. Dawniej jej największym problemem w życiu było to, czy błękitna apaszka będzie pasowała jej do kopertówki. Dzisiaj to ona otrzymywała tytuł: „Pracownik roku”. Co ją zmieniło? Przede wszystkim miłość jednego dyrektora do spraw personalnych. Sebastian też na początku nie był dobrym pracownikiem. Szczerze mówiąc większość roboty odwalała za niego Ala. Ale on także się zmienił. Pod wpływem metamorfozy Marka i Violetty. Metamorfozy na lepsze. Jednak uściślając tak naprawdę te trzy osoby zmieniły się dzięki Uli Cieplak.  Ta niepozorna dziewczyna ze wsi miała w sobie dar. Dar, dzięki któremu ludzie z jej otoczenia nagle zaczynali dostrzegać swoje błędy i starali się ich unikać.

Weszła do sekretariatu wcześniej odbierając z recepcji klucz do gabinetu Marka i korespondencję.  W zwyczaju miała odbierać listy, sortować je według priorytetów i zanosić na biurko prezesa. Kiedy już to zrobiła, ściągnęła płaszcz i zawiesiła na wieszaku w rogu. Otworzyła drzwi do gabinetu Marka i od razu buchnął na nią żar charakterystyczny dla  pomieszczeń niewietrzonych przez kilka dni. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła istnie pobojowisko. Ktoś tu walczył? Porozrzucane papiery na podłodze, długopisy, korytka na dokumenty…Wszystko, co powinno leżeć na biurku było na panelach. Idąc dalej wzrokiem zobaczyła kilka butelek whisky i nagle zza sofy dostrzegła rękę. Przeraziła się wymyślając różne, tragiczne historie. Podeszła bliżej i zorientowała się, że to Marek. Leżał nieprzytomny z rozczochranymi włosami i pół rozpiętą koszulą. Na początku ze  strachu chciała zadzwonić na pogotowie, ale po chwili, kiedy doszedł do niej zapach alkoholu uzmysłowiła sobie, że Markowi nic nie jest, a jedynie się napił.
- Marek, wstawaj!- nawet nie ruszył palcem.
- Marek, do cholery!- krzyknęła głośniej i zaczęła potrząsać jego ramionami.
- Ciii- nie było z nim prawie żadnego kontaktu.
- Dziewiąta jest. Wszyscy już przychodzą do pracy, a  ty!? Spójrz na siebie.
- Ulaaa, Ulaa..- powtarzał jak w amoku.
- Viola, jak już. No wstawaj!- próbowała go podnieść.
- Dobrze mi tu- w końcu otworzył oczy, ale od razu z powrotem je zamknął. Jasność w gabinecie nie była dla niego korzystna. Opadł ciężko na sofę, a głowę ułożył na kolanach blondynki.
- Marek, no! Wstawaj, nie będę powtarzała w nieskończoność.
- Już, już- miał dość jej głosu, więc postanowił odpuścić. Ospale podniósł się z kanapy i powolnym krokiem podszedł do komody, z której wyciągnął błękitną koszulę. To ta, od Uli- w myślach rozczulił się. Przytulił nos do materiału i zaciągał się zapachem żony. Mimo, że Ula dawno nie miała jej w rękach wciąż jej zapach utrzymywał się.  Sięgnął po dezodorant i niezręcznie zaczął rozpinać kolejne guziki koszuli.
-Idę zrobić kawę.


Nie miał głowy do pracy. Ból rozsadzał go od środka. Nie był w stanie pracować. Gorzka kawa tylko trochę pomogła. Zamaszyście zamknął laptopa i położył się na sofie. Przeleżał tak piętnaście minut, rozmyślając nad sensem swojego życia, albo raczej jego braku, gdy ktoś mu przeszkodził. Usłyszał pukanie i dźwięk otwieranych drzwi.
- Viola, daj mi spokój!
- To nie Violetta- usłyszał damski głos.
- Przepraszam Justyna- podniósł się do pozycji siedzącej- Viola cały czas mnie sprawdza, czy pracuję.
- Jak widać, niezbyt efektywnie- delikatnie podniosła kąciki ust.
- Chciałaś coś konkretnego ode mnie?
- Nie, nie. Przyszłam porozmawiać- usiadła na sofie obok niego.
- Zamieniam się w słuch.
- O niczym związanym z pracą. Chciałam tylko zapytać co u ciebie słychać? Jak się czujesz?
- Zasadniczo kiepsko, wiesz dlaczego.
- Wiem, wiem. Może mogłabym ci jakoś pomóc?- westchnęła i zaczęła powoli przysuwać się do niego. Była zbyt blisko. Milimetry oddzielały ich wargi. Zmniejszyła ich odległość, przylegając do jego ust. Musnęła je delikatnie i sprawdzała reakcję. Nie było żadnej. Spróbowała jeszcze raz. Teraz doczekała się reakcji, ale nie takiej jaką chciała. Odsunął się od niej.
- Wyjdź- skierował głowę w przeciwną stronę.

-Cześć Maciek- przywitała go od progu w szlafroku, z pomiętymi włosami i totalnym nieładzie- Przepraszam cię, ale nie mam ochoty na pogawędkę.
- I tak wejdę- niemal siłą przesunął ją z przejścia i wepchnął się do mieszkania.
- Super- powiedziała pod nosem, zamykając drzwi.
- Jadłaś coś?- otworzył lodówkę- Widzę, że masz dużo rzeczy w lodówce. Proponuję zupę ze światła- spojrzał na nią z bólem- Kiedy ostatnio coś jadłaś?- zamknęła oczy próbując sobie przypomnieć.
- Nie pamiętam- odparła zgodnie z prawdą.
- Ula, musisz jeść- skarcił ją.
- Wiem- poczuła się jak małe dziecko- Zrobię sobie coś na obiad jak pójdziesz.
- Z czego?
- Oj no zrobię zakupy.
- Może ja je zrobię?
- Nie Maciuś, już wystarczająco dużo razy pomagałeś mi w życiu. Poradzę sobie.  W końcu jestem dużą dziewczynką- wyszczerzyła zęby.
-  Jak chcesz- wyszedł przez drzwi, które przed momentem mu otworzyła.
- Pa- niemal niesłyszalnie odparła.


Połykając łzy wbiegła do łazienki. Zatrzasnęła kabinę i zaczęła szlochać. Nie chodziło jej o odrzucenie przez mężczyznę. Marek podobał się jej, ale jak większości kobiet. To nie była miłość, a zwykłe zauroczenie. Dobrzański działał na nią jak na resztę innych. Był tylko przystojnym facetem. Zrozumiała swój błąd. Nie kocha go. Cały czas słuchając Krystiana pogrążała się jeszcze bardziej. Zniszczyła związek, udane małżeństwo Uli i Marka. Uzmysławiając sobie to szlochała jeszcze bardziej. Jestem złym człowiekiem. Rujnuje to, co jest dobre na świecie. Co dobre i piękne… Jeszcze mogę to naprawić.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

"Zdradziłaś mnie" część 16

Trzymała klucze do mieszkania w rękach i mimo, że trafiła się jej naprawdę dobra oferta nie cieszyła się. Na jej twarzy nie gościł uśmiech. Cały czas myślała o swoim małżeństwie.  Chciała aby w tym mieszkaniu także był Marek. Jednak wiedziała, że to raczej niemożliwe. Oczami wyobraźni przypomniała sobie rozmowę z nim:

-Mam coś  ci do zakomunikowania- odłożył kartki i wbił w nią prowokujące spojrzenie- Otóż za jakieś kilka dni powinnaś dostać papiery rozwodowe- zbił ją totalnie z pantałyku. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale po chwili zamknęła je. Nie mogła przyswoić tych rewelacji. Cały czas dochodziło do niej, że Marek nie żartuje.
- Kpisz sobie ze mnie?- pisnęła żałośnie.
- Mówię poważnie- ze zdecydowaniem odpowiedział.
- Marek, co ty bredzisz?- usiadła na fotelu, schyliła się w jego stronę i popatrzyła głęboko w jego oczy- Ja ciebie nie zdradziłam, słyszysz? Skąd to w ogóle ci przyszło do głowy?- nie odpowiadał- Nie byłabym w stanie zrobić ci takiego świństwa, przecież mnie znasz.
- No właśnie, wydaje mi się, że jednak jesteś zupełnie obcą osobą- wpił jej sztylet w serce- Nie mam ochoty na dalszą rozmowę- powrócił do przeglądania dokumentów, dając jej znak, żeby wyszła.
Potrząsnęła głową, by wspomnienia odeszły. Jednak bała się, że Marek rzeczywiście wniesie sprawę. Wolałabym wtedy umrzeć! Podejrzewała kto mógł naprowadzić go na myśli o zdradzie, wiedziała,  że to sprawka Justyny, ale wciąż się zastanawiała dlaczego  on uwierzył swojej asystentce zamiast żonie. Może próbował przez to zataić swój romans? To niedorzeczne! Stwierdziła, że poczeka na rozwój sytuacji i na ruch Marka.



- Marek, przyniosłam ci te dokumenty o które prosiłeś- weszła do jego gabinetu.
- Dzięki- mruknął bardziej do siebie. Leżał na białej kanapie z głową podparta na rękach i nieobecny wzrok utkwiony był w suficie. Lekko podkrążone oczy i kilkudniowy zarost zdradzał jego obecny stan psychiczny. Nie była pewna, czy ją zrozumiał, czy tylko bez zastanowienia przytaknął. Westchnęła cicho i skierowała się w kierunku drzwi. Jednak nie wyszła. Stanęła w miejscu i jeszcze raz spojrzała na Marka. Usiadła na fotelu i popatrzyła na niego z politowaniem.
- Marek, błagam cię…- zaczęła.
- Hmm…
- Musisz się ogarnąć. Chociażby wyglądowo. Firma potrzebuje prezesa, a nie ducha. Niby jesteś a cię nie ma.
- Po co?
- Ludzie muszą wiedzieć na czym stoją. Musisz prowadzić firmę inaczej stoczy się  razem z tobą.
- Nie widzę sensu- ani razu nie zaszczycił jej wzrokiem.
- Marek- nie miała już siły- no dawaj- stanęła obok niego i zaczęła ciągnąć za jego ramiona, aby wstał- Idź do łazienki i umyj twarz- powoli wstał i posłusznie wyszedł z gabinetu. Ten  widok zapoczątkował wyrzuty sumienia. Co ja zrobiłam?!

Po siedemnastej wyszła z firmy i od razu skierowała się do zaparkowanego nieopodal granatowego Citroena.
- Hej- pocałowała go w policzek.
- Cześć- uśmiechnął się nonszalancko.
- Jak idzie urabianie prezesa?-zaszydził- Romansik kwitnie?
- Krystian….daj spokój. Żadnego romansu nie ma, jeszcze.
- To ile to będzie trwało?- wybuchł.
- Nie wiem sama- skuliła się w sobie- Na razie idzie, ale powoli. Uwierzył  w zdradę żony to za chwilę padnie w moje ramiona.
- Idiotko! Przez ciebie ten plan wypali za 100 lat. Robiłaś coś dzisiaj, żeby się z tobą przespał?
- Udaję jego przyjaciółkę i to, że martwię się o jego i firmę- popatrzył na nią z politowaniem- No co?! Jeśli firma upadnie to za co będzie płacił alimenty-skłamała. Tak naprawdę wcale nie obchodził ją już ułożony plan. Zrozumiała, że postępuje karygodnie.
- Akurat martwisz się o jego kasę. Od razu powiedz, że lecisz na niego!
- Krystian- krzyknęła, miała dość oskarżeń chłopaka- Przecież wiesz, że tylko ciebie kocham. Ale żeby uwierzył, że mam z nim dziecko to chyba musi być upojna noc.
- Wiem- przytaknął po chwili.

Tą noc spędził samotnie w swoim gabinecie. Z butelką dobrego, mocnego whisky oglądał zdjęcia jego i Uli i nie mógł pojąć jak ich szczęście szybko przepadło. Ze łzami w oczach wspominał ich wspólne chwile.