środa, 20 września 2017

"Walka samców" część 8

Stukot jej obcasów obijał się o marmur. Ludzie, którzy przechadzali się po lotnisku przyglądali się jej z zainteresowaniem. Szła dumna z podniesioną głową.  Ściągnęła okulary przeciwsłoneczne z nosa i rozejrzała się wokół siebie. Szepnęła „Witaj Polsko”.

Wolnym krokiem szła przez centrum handlowe, taszcząc za sobą bordową walizkę.  Rozglądała się po witrynach sklepowych. W pewnym momencie ktoś wpadł na nią.
- Przepraszam panią bardzo- usłyszała znajomy głos. Odwróciła się do mężczyzny.
- Seba?- nie kryła zdziwienia.
- Paulina. Witaj. Jesteś w Polsce?
- Jak widać- zachichotała. Dopiero wtedy zrozumiał absurdalność swojego pytania- Wróciłam dosłownie przed chwilą.
- Pięknie wyglądasz. Włochy ci służą.
- Dzięki. Powiedz lepiej co u Marka. Zobaczę się z nim dopiero jutro.
- Hmm…- nie wiedział jak ugryźć temat- nie mam z nim kontaktu.- widocznie zainteresowała się- Masz czas teraz?
- Nigdzie się nie spieszę.
- To może namówisz się na kawę, to porozmawiamy?- skinęła głową.


Siedzieli w nowoczesnej kafejce i dyskutowali.
- Czyli spotykasz się z kimś- upewniał się.
- Tak- uśmiechnęła się- Ma na imię Ricardo. Jest prawnikiem w Mediolanie. Poznaliśmy się na imprezie charytatywnej. A ty?- spojrzał na nią- Masz kogoś.
- A mam- był wyraźnie zadowolony z siebie- Poznałem kilka dni temu taką jedną blondynkę.
- Zawsze miałeś słabość do jasnych włosów- zaśmiała się- No dobra, a co u Marka?
- No właśnie tego nie wiem- wyraźnie posmutniał.
- A to co się stało?- dociekała.
- Wyszło małe nieporozumienie i nie kumplujemy się.

- Opowiedz mi- usłyszał w jej głosie troskę.

Była pod wrażeniem słów Sebastiana. Nigdy nie podejrzewałaby jego o przyjaźń z kobietą bez podtekstów, ale jeszcze bardziej dziwiła się zachowaniem Marka.
- No normalnie jak w przedszkolu- podsumowała.
Na koniec rozmowy Olszański zaproponował Paulinie podwózkę do domu Dobrzańskich. Nie chciał by „tłukła się” taksówką przez pół miasta. Rodzice Marka już na nią czekali. Wchodząc do salonu nie mogli posiąść się ze szczęścia.
- Witaj Paulinko- pierwszy odezwał się Krzysztof.


Obudził się po ciężkiej nocy koło dziewiątej. W zasadzie obudził go dźwięk telefonu. Sięgnął po smartfon, który leżał na stoliku nocnym i nie patrząc na wyświetlacz odebrał połączenie.
- Halo?- odezwał się zaspanym głosem. Przetarł lekko oczy by nieco się rozbudzić.
- Cześć Marek- usłyszał rozanielony głos Pauliny- jak się miewasz?
- Dobrze- był lekko zaskoczony telefonem od niej.
- Słyszałam, że jesteś na wakacjach w SPA- roześmiała się perliście. Lubiła się z nim podroczyć. Traktowali się jak prawdziwe rodzeństwo.
- Jak ja bym chciał wakacje- westchnął do słuchawki- Po co dzwonisz?
- A ty jak zwykle tylko interesy i intresy.
- Zawsze dzwonisz z czymś.
- Dzisiaj jednak nie trafiłeś. Chciałam cię tylko poinformować, żebyś szybko kończył te zabiegi, masaże i wracał do Warszawy bo ja tu jestem i nie mogę się ciebie doczekać.
- Jak to jesteś?- nie krył swojego zdumienia.
- No tak- ponownie usłyszał jej śmiech, jednak nagle spoważniała- Marek, spotkałam Sebastiana i opowiedział mi o…- nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa- o tej sytuacji.
- Paula…nie chcę o tym rozmawiać- jęknął.
- Jak chcesz- odruchowo wzruszyła ramionami- ale  powiem ci jedynie tyle, że bardzo się mylisz.
- O czym mówisz?- zaintrygowała go.
- Przecież nie chcesz o tym rozmawiać- wiedziała jak do niego dotrzeć.
- Dobra, no dobra.
- Marek..- przerwała na chwilę próbując ułożyć swoje myśli- Seba i ta dziewczyna, oni się tylko przyjaźnią- zamknął oczy.
- Ty nie wiesz w jakiej sytuacji ich zobaczyłem.
- Oj Dobrzański, Dobrzański- pokręciła głową- a ty zawsze musiałeś sobie coś dopowiedzieć- znowu usłyszał jej śmiech, czym zaczęła go irytować- Seba mi powiedział, że poplamił sukienkę winem i musiał jakoś ratować ubranie. Chciał je uprać, a przecież przyjaciółka jakoś musiała się odziać.
- I ty wierzysz Sebie- przewrócił oczami.
- A ma powód, by kłamać?- zastanowił się. Musiał przyznać, że ma rację. Olszański nic nie zyskuje, niby go oszukując.
- No niby nie…
- Nie gderaj mi tutaj, tylko ogarnij się, idź do jej pokoju, strzel uśmiech „numer siedem” i porozmawiaj z nią…no jak ona miała na imię?- próbowała sobie przypomnieć.
- Ula- powiedział rozmarzonym głosem, czym wprawił w osłupienie Febo.

- Ty naprawdę ją kochasz- podsumowała- A teraz leć- usłyszał tylko sygnał przerwania połączenia.

niedziela, 3 września 2017

"Los pomaga nam się zmieniać" miniaturka

Dziękuję Wam bardzo serdecznie za 400 000 wyświetleń :)


Miał dość zgiełku panującego wokół niego. Odkąd został prezesem rodzinnej firmy był w centrum uwagi. Wstępując przed pracą do kiosku nie mógł znaleźć żadnej gazety, na okładce której nie byłby on. Młody Dobrzański przejmuje stery firmy. Jak poradzi sobie jako prezes? Czy marka ucierpi? –to tylko niektóre nagłówki czasopism. Największe ciacho Warszawy bierze ślub. Czy to koniec miłosnych podbojów?
Tak, to była kolejna informacja, którą żyła cała Polska, a przez to on miał jeszcze trudniejsze życie. Nie było dnia, w którym paparazzi nie zrobiło by mu zdjęcia. Miał tego serdecznie dość. W pracy nakład obowiązków, które wcześniej w ogóle go nie obchodziły, wychodząc z firmy zawsze czekali na niego fotoreporterzy, aż w końcu i w domu nie miał spokoju. Wybranka jego serca, a ściślej mówiąc wybranka jego rodziców wciąż zrzędziła o ślubie. Tłumaczył Paulinie, że przed ołtarzem mają stanąć dopiero za rok, ale ona musiała już wszystko mieć zapięte na ostatni guzik.


Siedział w biurze i rozmyślał jak uciec od tego zgiełku. Szukał sposobu, który uratuje go przed zwariowaniem. Bał się, że jeszcze chwila i zamkną go w psychiatryku. Jego rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzał na wyświetlacz. Seba?

„ Dowiedziałem się, że Mirabella wczoraj wróciła do Polski. Ma koncert dzisiaj wieczorem w klubie Alternatywa. Mam już dwie wejściówki ;)”

Uśmiechnął się do siebie. Tego mi potrzeba. Napisał krótkie: ‘dzięki’ kumplowi i szybko wyszedł z firmy. Powiedział Paulinie, że umówił się z Sebą na siłownię. Dla niepoznaki wziął torbę z dresem i zadowolony wyszedł z domu. Narzeczona nic nie podejrzewała.

W klubie byli koło dwudziestej. Zajęli nieoświetlone miejsca, ale z idealnym widokiem na scenę. Zobaczył ją. W ogóle nie zmieniła się po ich ostatnim spotkaniu. Wciąż piękna, młoda, szczupła i pewna siebie. Zaczął się koncert a on nie mógł skupić się na słowach piosenki. Wpatrywał się w nią bezwstydnie, nie zważając na ludzi koło nich. Po dwóch bisach, przy dźwięku wiwatującej widowni zeszła ze sceny i ruszyła na backstage. Kroczył za nią. Dorwał ją w garderobie. Była sama.

- Stęskniłem się- trzasnął drzwiami i szybko zamknął je na klucz.
- Czyżby? Myślałam, że o mnie zapomniałeś- kokietowała go, powoli ściągając ramiączko granatowej sukienki. Powoli przysuwał się do niej, a w jego oczach można było dostrzec w jakimś rodzaju obłęd. Czuł tę adrenalinę spowodowaną tajnymi, szybkimi numerkami. Złapał ja w ramionach i zbliżał swoje wargi do jej ust. Na moment zatrzymał się i popatrzył jej prosto w oczy. Znalazł pożądanie. Po chwili pomieszczenie wypełniło się jękami.

Brakowało mu tego. Tych sekretnych schadzek z kochankami. Na jakiś czas musiał to przerwać, żeby nie dorwał go  żaden z paparazzi. Nie chciał skandalu tuż po tym jak przejął firmę. Pauliną najmniej się przejmował. Wiedział, że jeśli narzeczona dowie się o innej to zrobi mu kłótnię, ale nie zostawi go. Po kilku dniach przejdzie jej i będzie po sprawie. Zrelaksowany i pełen energii kroczył do firmy. Tym razem było mniej fotografów. Widocznie im przechodzi. Przywitał się z panem Władkiem i szybko wszedł do windy. Po dwóch minutach znalazł się w  gabinecie. Długo nie pozostał sam, bo po chwili z ziemi wyrósł Olszański.

- Siema mordo- przywitał się z kumplem.
- Cześć Seba- usiadł koło niego na białej kanapie.
- I?- był wyraźnie zaciekawiony obrotem spraw z Mirabellą.
- Co?- chciał się z nim trochę podroczyć. Wiedział o co mu chodzi.
- No wczoraj wieczorem.
- Fantastycznie. Nie wiedziałem, że tak za tym tęskniłem.
- Skoro tak ci to podpasowało i jest można tak powiedzieć lekarstwem dla  ciebie to mam propozycję-  wyraźnie się zaciekawił. Kontynuował- Mój kolega dał mi dwa vouchery do kompleksu SPA w Kępie pod Sochocinem. Tylko godzina drogi od Warszawy. Ja ich nie wykorzystam, więc może ty weźmiesz wschodzącą gwiazdę estrady i odstresujesz się- długo nie zastanawiał się nad propozycją kumpla. Od razu chwycił za zaproszenia.

- Dzięki Seba- przybił z nim piątkę.



Od razu po wyjściu kolegi załatwił wszystkie sprawy. Zadzwonił też do Mirabelli, która niemal skakała z radości na myśl o SPA. Mieli wybrać się na weekend.  Czekał z niecierpliwością na nadejście piątku. W domu poinformował Paulinę, że wypadnie mu wyjazd służbowy. Nie pytała o szczegóły i to było mu na rękę.

Nadszedł piątek. Nie mógł doczekać się skończenia pracy. Czuł, że ten wyjazd zmieni jego życie, ale nie wiedział skąd takie przeczucie się bierze. Kiedy zegar wybił siedemnastą, od razu wyłączył laptopa i sięgając po walizkę wyszedł  z biura z uśmiechem na twarzy.  Aby nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania umówił się z Mirabellą na przedmieściach Warszawy, gdzie był niemal pewny, że nikt znajomy ich nie zobaczy.



Po godzinie drogi w końcu przybyli do Spa. Biło luksusem i elegancją. Jego kochanka była zadowolona. Spędzić sam na sam z największym ciachem stolicy i do tego w takim hotelu?- czuła się wyróżniona. Objęci skierowali się do środka. W recepcji nikogo nie było. Stwierdzili, że poczekają chwilę i  opłacało się. W pewnym momencie w drzwiach pojawiła się młoda osoba. Marek od razu dostrzegł zgrabną i smukłą sylwetkę. Nie widział twarzy, bo trzymała górę ręczników. Gdy zorientowała się, że są goście pośpiesznie rzuciła materiał w kąt i poprawiła bluzkę.
- W czym mogę pomóc?- nieśmiało zapytała. Nagle zatrzymał się świat. Marek wpatrywał się w szafirowe tęczówki, zastanawiając się czy kiedykolwiek w życiu miał szansę patrzeć na tak piękne oczy. Odruchowo ściągnął rękę z boku Mirabelli i czuł suchość w gardle. Ta niepozorna dziewczyna wywróciła jego myśli do góry nogami. Fakt, że na niej nie zrobił ogromnego wrażenia jeszcze bardziej utkwił go w przekonaniu, że chce ją bliżej poznać. A może tylko ukrywa, że nie widzi uroku młodego Dobrzańskiego. Stał tak nieruchomo, jego myśli kłębiły się w głowie i nie zauważył, że od kilku minut wpatruje się w nią w milczeniu. Otrzeźwił go jej głos i piorunujący wzrok kochanki.
- W czym mogę pomóc?- powtórzyła.  Chrząknął z zakłopotaniem i wyciągnął swój dowód osobisty.
- Mam rezerwację na nazwisko Dobrzański- odebrała od niego dokument i niechcący dotknęła jego palców. Poczuł jakby trzęsła się ziemia. Ona dalej profesjonalna, nawet nie drgnęła powiekami. Albo udaje, albo lesbijka!- pomyślał. Był pewny swojego wyglądu i uroku. Powoli myśl, że nie działa na recepcjonistkę zaczęła go irytować. Chciał mieć wszystkie kobiety u swoich stóp.
- Apartament dla dwóch osób. Łazienka, sypialnia i salon z aneksem kuchennym. Znajduje się na drugim piętrze i kolega pokaże dokładnie drogę- nagle wśród nich zmaterializował się wysoki blondyn i zabrał torby.


- Co to miało być?- usłyszał zaraz po zamknięci drzwi od pokoju.
- O co ci chodzi?- pochylił się i otworzył swoją walizkę.
- Zapraszasz mnie tutaj, żeby potem podrywać inną?
- Nic nie robiłem- bronił swojego stanowiska.
- Jasne- zironizowała- to ja stałam pięć minut wpatrzona jak sroka w gnat.
- Oj zamyśliłem się. Przecież nawet się do niej nie uśmiechnąłem.
- No i masz szczęście- sięgnęła po kosmetyczkę i weszła do łazienki trzaskając drzwiami.

Kiedy Mirabella brała prysznic, on położył się, a przed oczami miał cały czas obraz pięknej recepcjonistki. Nie mógł zapomnieć jej pięknych oczu. Chciał bliżej ją poznać. To nie było tak jak z innymi dziewczynami, że imponowały mu wyglądam i seksapilem. Tutaj uwagę przykuły dwa, duże szafiry. Postanowił ją  znaleźć.
Szedł korytarzem, aż w końcu ją dostrzegł. Szła sama trzymając w ręce karton z żelami do masażu. Podbiegł do niej i zapytał:
- Może pani pomóc?
- Nie trzeba. To moja praca- uśmiechnęła się z rezerwą.
- Nalegam- pochylił się i dostrzegł etykietę z imieniem- pani Ulo.
- No dobrze- poddała się i wręczyła mu karton.
- Długo tu pani pracuje?- zapytał, kiedy szli wzdłuż korytarza ramię w ramię.
- Niecały miesiąc.
- Czyli świeżynka. A wcześniej co robiłaś?- szybko się poprawił- znaczy się, co pani robiła?
- Może być bez pani- trochę dziwiła się, że brunet chciał zagadać.
- Studiowałam ekonomię i zarządzanie na UW- zaskoczyła go. Stanął wryty i nie mógł się ruszyć.
- Po takich studiach pracujesz tutaj.
- Niestety muszę. Nie przedłużyli mi stażu w banku, nowej pracy w zawodzie szukałabym miesiącami, a muszę  zarabiać na rodzinę.
- Mąż, dzieci?- wyraźnie posmutniał. Roześmiała się perliście.
- Tata i rodzeństwo. Pochodzę z ubogiej rodziny a do tego tata ostatnio zachorował. Cała jego emerytura idzie na leki, a my potrzebujemy coś zjeść, kupić książki Betti. To moja siostra- szybko wyjaśniła. Zaimponowała mu. Miała całą rodzinę na utrzymaniu, ale nie poddawała się. To było całkiem odmienne życie, od tego które on prowadził. Jego jedynym zmartwieniem był zawsze to, żeby Paula nie dowiedziała się o kolejnym  romansie. Ula sama dziwiła się, dlaczego to właśnie temu mężczyźnie zwierza się. Może tego potrzebowała, a on się napatoczył?  A może czuła, że jest godny zaufania? Sama nie wiedziała. Doszli do magazynu i odebrała od bruneta karton.
- Dziękuję za pomoc- stanęli naprzeciwko siebie. Spojrzał jej głęboko w oczy, ale szybko spuściła wzrok.
- To ja dziękuję ci za towarzystwo- zamyślił się- A może umówisz się ze mną na kawę.
- Pracuję- szepnęła.
- Ale chyba nie cały czas.
- No niby nie- była pod wrażeniem jego cierpliwości.
- To co dwudziesta?
- Ale ja naprawdę nie mogę- wykręcała się.
- Chyba potrzebujesz wygadania się, a ja jestem chętnym słuchaczem- ten argument zadziałał.

- No dobrze- uśmiechnęła się delikatnie.

Wracając do pokoju poczuł ścisk w żołądku. Zupełnie zapomniał o istnieniu Mirabelli i o tym, że ona towarzyszy mu w tej podróży. Nie wiedział za bardzo jak postąpić. Czuł, że darzy Ulę wielkim uczuciem, mimo że znał ją od 5 minut. Ale coś go do niej ciągnęło i zastanawiał się, czy to nie przypadkiem miłość od pierwszego wejrzenia. Zawsze śmiał się z takich przygód, twierdził, że nie można zakochać się w osobie, której się  nie zna. Ba! On w ogóle nie wierzył w miłość. Aż tu nagle!

Wszedł do apartamentu hotelowego i od razu dostrzegł swoją kochankę na łóżku. Leżała w wielkim frotowym szlafroku, w ręce trzymała pilniczek i piłowała paznokcie u drugiej dłoni. Była wpatrzona w telewizor, gdzie leciała wenezuelska telenowela. 
- Musisz wyjechać- popatrzyła na niego rozbieganym wzrokiem.
- Słucham?!- po chwili odezwała się.
- Mówiłem, że musisz wrócić do Warszawy- powtórzył.
- A to niby dlaczego? Manager nic mi nie mówił, że mam jakieś koncerty w ten weekend.- Ty udajesz głupią, czy jesteś taka?- pomyślał.
- Nie o to chodzi- westchnął, złożył ręce jak do modlitwy i zaczął tłumaczyć- Po prostu przyjeżdżając tutaj zorientowałem się, że robię źle. Non stop w swoim życiu robię błędy, ale dzisiaj zrozumiałem, że nie chcę taki być.
- Mów jaśniej- warknęła.
- Chodzi o to,  że chciałem się tylko zabawić, a ty nie zasługujesz na takie zachowanie. Zrozumiałem, że to moje życie prowadzi do zguby. Chcę sie zmienić i nie traktować dziewczyn jak przedmioty. Nie chcę cię ranić, dlatego powinnaś wyjechać- wstała z wielkiego łóżka, sięgnęła po walizkę i zaczęła się pakować- Zamówię ci taksówkę.- dodał.

Ubrana w płaszcz dopinała walizkę. Cały czas nie patrzył na nią. Stał odwrócony do niej i podziwiał panoramę przez okno.
- To chyba wszystko- powiedziała do siebie. Sięgnęła po torebkę i kroczyła do wyjścia. Otwierając drzwi zatrzymała się na chwilę. Stała w bezruchu by po chwili odwrócić głowę w stronę Marka.
- Możesz mi powiedzieć co się stało, że tak nagle postanowiłeś rzucić całe swoje dotychczasowe życie, swoje nawyki?- spojrzał na nią.
- Chyba się zakochałem- zaskoczyły ją te słowa. Stała kilka minut patrząc na niego wybałuszonymi oczami.
- Też mi coś- prychnęła.

Niemal jak rozentuzjazmowany nastolatek, który szykuje się na pierwszą randkę z najlepszą dziewczyną w szkole  biegł na spotkanie z Ulą. Umówili się w parku koło kompleksu. Zauważył ją. Czekała na ławce koło fontanny. Była piękna. Wyglądała młodziej niż w kostiumie do pracy. Była po prostu...cudowna.
- Hej, przejdziemy się?- od razu zaproponował.
- Jasne- uśmiechnęła się- zaczęli kroczyć alejkami podziwiając naturę. Zaczęli iść w stronę ich wspólnej, szczęśliwej przyszłości. Marek ostatni raz odwrócił się za siebie. Rzucił dotychczasowe życie. Niemal pomachał do swojej przeszłości. Wracając wzrokiem do Uli był pewien, że to był dobry pomysł. Że wreszcie w życiu postępuje właściwie.

KONIEC!