czwartek, 29 października 2015

"Siła marzeń" część 1

- Przyniesiesz mi zestawienie sprzedaży za ten rok i poprzedni?- usłyszała w słuchawce.
- Tak jest, szefie- zasalutowała będąc sama w pomieszczeniu.
- Dzięki- uśmiechnął się- Tylko Ula, to ma być na już- szybko dodał.
Od kiedy z niego taki pracuś się zrobił?- zaśmiała się w myślach i odłożyła słuchawkę. Zaczęła przeglądać segregatory, poszukując właściwej teczki. Była zorganizowana i systematyczna. Zawsze miała porządek w papierach, przez co szybko znalazła odpowiednie dokumenty. Gorzej było z życiem prywatnym.

Jej życie na polu prywatnym lekko mówiąc było do bani. Kiedy była jeszcze w liceum straciła matkę. Wtedy cały dom był na jej głowie. Ojciec załamany śmiercią żony nie zajmował się nawet najmłodszą córką- Beatką. Ona musiała pogodzić naukę z zadaniami domowymi. Na jej barkach było gotowanie, sprzątanie i zajmowanie się młodszym rodzeństwem. Oprócz Beatki był jeszcze Jasiek. Chodził jeszcze do szkoły podstawowej. Często zamiast swoje zadania domowe odrabiała z dziećmi ich obowiązki szkolne. Taka już była- najpierw komuś pomagała, w ogóle nie myśląc o sobie. W tych trudnych chwilach pomagał jej najwierniejszy przyjaciel- Maciek. Znali się już od przedszkola. Mieszkali naprzeciwko siebie.  Sytuacja miłosna też pozostawiała wiele do życzenia. Na swoim koncie miała tylko jednego chłopaka. Bartek z sąsiedztwa. Na samym początku była z nim szczęśliwa. To z nim przeżyła swój pierwszy raz. Nie należał do przyjemnych i rozkosznych. Miała przykre wspomnienia. Później wszystko się zepsuło. Okazało się, że był z nią tylko dla korzyści materialnych. Mimo, że musiała oszczędzać każdy grosz, wynajdowała pieniądze spod ziemi, aby uratować chłopaka. Przepłakała wiele nocy, wyrzucając sobie, jaka był naiwna i łatwowierna. Obiecała sobie, że od tej pory nikt jej nie skrzywdzi. Los jedna bywa przewrotny.



Na studiach była najlepsza. Skończyła ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim w wyróżnieniem.  Pomimo dobrego wykształcenia nie mogła przez dłuższy czas znaleźć pracy. Nędza coraz bardziej doskwierała Cieplakom.  Miała już plany wyjechać do Anglii wraz z Maćkiem, który także borykał się z problemem bezrobocia. Jednak postanowiła spróbować jeszcze ostatni raz. Firma odzieżowa poszukiwała asystentki prezesa. Poszła na rozmowę kwalifikacyjną i o dziwo dostała pracę. Była tak bardzo uradowana, że nie zauważyła, iż cały personel firmy Febo&Dobrzański śmieje się z niej i nazywa brzydulą. Dotarło to do niej w pierwszy dzień pracy. Nikt nie oszczędził jej przykrości. Często już nie znosząc sytuacji uciekała do toalety i płakała.  Wiedziała, że jest brzydka. Często wyrzucała sobie, że nie dba o siebie. Ale wtedy przypominała jej się rodzina. To dla niej wszystko poświęciła. Każdy zarobiony grosz inwestowała w członków rodziny, a nie siebie. Nosiła babcine, za duże ubrania i wielkie czerwone okulary, które przysłaniały całą twarz. Uroku także odbierał jej aparat ortodontyczny.  Jedynie jej wyglądem nie przejmował się Marek- jej pracodawca. Tylko on zawsze traktował na równi z innymi. Chociaż może nie. Ją zawsze traktował ulgowo. Nie była tylko jego asystentką. Już na samym początku między nimi była nić porozumienia. Później doszło do przyjaźni, która została zniszczona, przez Ulę. Zakochała się. Kiedy chciała z tego powodu odejść z firmy, przyparta do muru musiała wyznać prawdę.  Zaskoczony Marek nie wiedział co zrobić. Prowadzony genialnymi pomysłami swojego przyjaciela- Sebastiana zaczął ją uwodzić. W końcu stanęło na biurowym romansie, tylko dla firmy. Wszyscy wiedzieli, ze gdyby Ula odeszłaby, F&D by upadło. Nikt nie chciał stracić pracy, przez co zaczęto ją szanować i nie obrażać. Niektórych urzekła swoją bezpośredniością i przyjaznym podejściem. Inni zmuszali się do grzeczności. Natomiast Marek, który był uwikłany w związek z Pauliną Febo, postanowił udawać miłość do swojej asystentki.

Weszła do jego gabinetu. Patrzył skupiony w laptopa. Poczuł jej obecność i podniósł głowę. Na jego policzkach wykwitły dwa słodkie dołeczki. Ugięły się pod nią nogi. 
- Mam dla ciebie te dokumenty- wydukała. Czy on zawsze będzie tak na mnie działał?
- Dzięki Ula- wstał i podszedł do niej. Wziął ją za rękę i zaprowadził na śnieżnobiałą kanapę.
- Ula-zaczął, kiedy usadowili się już na sofie- chciałem się zapytać, co dzisiaj wieczorem robisz po pracy?- niebezpiecznie się zbliżył do jej szyi.
- Właściwie to nic- odparła cicho. - A dlaczego pytasz?
- No to teraz masz już plany- uśmiechnął się szelmowsko.



poniedziałek, 26 października 2015

"Poniewczasie" część 1

Miniaturka część 1 z 2


UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

- Cześć Viola – przywitała się blondynką, wchodząc do sekretariatu. – Mogę wejść? – Zapytała wskazując na drzwi do gabinetu prezesa.
- Marka nie ma – odpowiedziała nie odrywając wzroku od monitora. Była zbyta zajęta przeglądaniem internetowych wyprzedaży.
- Tak wiem, ma spotkanie z kontrahentem – odpowiedziała Cieplakówna. – Pozwolił mi zabrać z gabinetu dokumenty.
- Z jakim kontrahentem? – Zapytała zaskoczona Kubasińska. – Poszedł z Pauliną na romantyczny lunch we dwoje, a może i nie tylko? – Powiedziała rozmarzona. – Jak ci pozwolił to idź – powiedziała, wróciwszy na ziemię.  Nie chcąc wdawać się z blondynką w dyskusję, weszła do kabinetu. Jak to lunch z Pauliną, przecież miał mieć spotkanie z kontrahentem. Wyraźnie mi to powiedział, gdy chwilę temu rozmawialiśmy przez telefon. A może on mnie oszukał? Nie, nie, nie, Marek by nigdy, pewnie Viola coś pokręciła. Szukała wszędzie wyników F&D Sportivo, ale nie mogła ich znaleźć. Otworzyła pierwszą szufladę i po pobieżnym przejrzeniu jej zawartości, również nie odnalazła potrzebnych jej statystyk. Po otworzeniu drugiej, jej uwagę przykuła przepastna torba wypchana po brzegi  błyskotkami. Wysypała je na biurko. Zastanawiała się, po co mu to wszystko. Wśród biżuterii znalazła jeszcze kartkę.  Po jej przeczytaniu, zrobiło jej się słabo. Ciężko usiadła na prezesowskim fotelu. Teraz już wiedziała, to wszystko było dla niej. Jej wzrok utkwił na srebrnej bransoletce. Ją też dostała od niego. Niewątpliwie pochodziła z tego zestawu od Sebastiana. Z odrazą zerwała ją z nadgarstka i rzuciła gdzieś w głąb gabinetu. Wszystkie błyskotki schowała do torby i odłożyła ją na jej pierwotne miejsce. Z hukiem zatrzasnęła szufladę i wybiegła z gabinetu. Nie wróciła już do swojego gabinetu, nie czuła się na siłach aby pracować, nie czuła się na silach na spotkanie z Markiem. Brzydziła się nim. Ruszyła w stronę przystanku, skąd pojechała nad Wisłę. Musiała to wszystko przemyśleć. Stanęła nad brzegiem i rozmyślała o tym zestawie. Dlaczego on chciał mnie urobić? Myślałam, że on naprawdę mnie kocha, a on tylko udawał. Może chodziło mu o te weksle na udziały? Tak, to z pewnością to. Pewnie bał się, że będę chciała przejąć połowę Febo & Dobrzański. Myślałam, że on mi ufa. – Po jej policzkach płynęły potoki łez. – Jeszcze dwa dni temu było tak pięknie. Był cały mój. – Wspominała z żalem. – Dlaczego się ze mną przespał? Nie chcę nawet myśleć o tym, jak bardzo się brzydził. Na pewno chciał, abym została dyrektorem finansowym i żebym sfałszowała raport. Poszedł ze mną do łóżka tylko po to, aby osiągnąć swój cel. Opowiadałam mu, co zrobił mi Bartek, a on zrobił dokładnie to samo. Kłamał mi prosto w twarz, bez mrugnięcia okiem. Wykorzystał i pewnie niedługo porzuci. Za trzy dni zarząd, wtedy nie będę mu już potrzebna. Jestem w stu procentach pewna, że po zebraniu usłyszę tą radosną nowinę. Boże, on za dwa tygodnie bierze ślub. Tyle razy obiecywał mi, że rozstanie się z Paulą i że będziemy szczęśliwi. Razem. On na pewno będzie szczęśliwy, ale nie zemną. Naiwniaczka uratowała mu dupę, naiwniaczka może odejść. Dalej będzie prezesem i dalej będzie zaliczał wszystkie kobiety z tym półgłówkiem Olszańskim. Dlaczego byłam taka głupia, naiwna, zaślepiona? Dałam się złapać w sidła tego łajdaka. Jestem tak samo głupia, jak Lidka, Joaśka i wszystkie inne jego byłe sekretarki. – Z letargu wyrwał ją dźwięk telefonu. Spojrzała na wyświetlacz – Marek. Wahała się. Nie wiedziała czy powinna odebrać.
- Słucham? – Zapytała tonem wyprutym z emocji. Ostatecznie odebrała, chciała posłuchać tych kłamstw, którymi dawała się karmić.
- Ula, gdzie jesteś? – Usłyszała jego głos, od którego zawsze miękły jej kolana, ale nie tym razem. Już nie. – Szukam cię po całej firmie.
- Już wyszłam – odpowiedziała niewzruszona. – Źle się czułam – skłamała.
- Już wszystko dobrze? – Skąd u ciebie taki nagły przypływ troski, padalcu. Show must go on? -  Pomyślała ironicznie.
- Tak, jasne. A co u ciebie, jak spotkanie z kontrahentem? – Zapytała zainteresowana.
- Wszystko dobrze, dziękuję, – na chwilę zapadła głucha cisza, którą przerwał Marek – może wyskoczymy jutro do palmiarni?
- Przepraszam cię Marek, ale muszę kończyć – odpowiedziała wymijająco i szybko rozłączyła się.

Wróciwszy do domu, zaszyła się w swoim pokoju. Nie chciała z nikim rozmawiać. Miała wszystkiego dość. Położyła się na łóżku i rozpłakała się.  Chciała, aby to wszystko okazało się tylko złym snem, koszmarem. Nawet nie zauważyła, kiedy odpłynęła  do krainy Morfeusza.
Siedziała w swoim gabinecie pochylona nad raportem. Nie wiedziała jeszcze czy uratuje Dobrzańskiego, czy go pogrąży. Przezornie pisała dwie wersje raportu. W porze lunchu usłyszała pukanie do drzwi. Po zaproszeniu, do gabinetu wszedł prezes. Na jego widok, krew w jej żyłach zaczęła buzować. Najchętniej wykrzyczałaby mu prosto w twarz, co o nim myśli.
- Cześć Ula, - powiedział całując ją w usta. Nie odwzajemniła pieszczoty. – Jak się dzisiaj czujesz?
- Już lepiej, dziękuję – odpowiedziała oschle, a z jej oczu bił chłód.
- Mam coś dla ciebie – nie, nie, błagam nie dawaj mi już nic! -  Krzyczała w myślach. Gdy z kieszeni wyjął czerwone pudełeczko, poczuła ukucie w sercu. Doskonale znała to opakowanie, widziała je w zestawie od Sebastiana.  Podszedłszy do niej od tyłu, zapiął jej błyskotkę na szyi.
- Z jakiej to okazji? – Zapytała jeszcze ostrzej niż przed chwilą.
- Tak po prostu, bez okazji – wzruszył ramionami. W Cieplakównie rosła wściekłość, ledwo się hamowała.
- Lepiej będzie, jak już pójdziesz, - widząc jego pytające spojrzenie, dodała – mam dużo pracy.



- No to może ci pomogę? – Zaproponował z zawadiackim uśmiechem. – No i co uśmiechasz się jak głupi? – Pomyślała jadowicie.
- Na głos zaś powiedziała – ja muszę zrobić to sama. Zostaw mnie samą – rzuciła despotycznie. Zrezygnowany junior opuścił gabinet dyrektora finansowego. Po jego wyjściu, gwałtownym ruchem zerwała z szyi naszyjnik.

Po kilku godzinach, jej pracę przerwało nagłe wtargnięcie Dobrzańskiego. Podskoczyła przestraszona na fotelu.
- Możesz powiedzieć mi, co się dzieje? – Powiedział despotycznie. – Widzę, że coś jest nie tak, ale ty uparcie milczysz. Myślałem, ze sobie ufamy – pokręciła z dezaprobatą głową.
- Też tak myślałam! – Również podniosła głos. – Ale ty jesteś najzwyklejszym sukinsynem – do jej oczu napłynęła łzy. – Udawałeś, ze mnie kochasz, tylko dlatego, bo bałeś się o firmę – grzmiała. – A żebym sfałszowała ten pieprzony raport, to ty nawet się ze mną przespałeś – nie panowała nad sobą. Jesteś pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Pieprzony egoista! Liczysz się tylko ty! Zastanawiam się do czego byłby się jeszcze w stanie posunąć, aby tylko uratować swoją dupę. Nie przebierasz w środkach. Nie masz żadnych skrupułów – patrzyła na niego morderczym wzrokiem. Skurczył się w sobie. Nigdy jej takiej nie widział. Zawsze łagodna i spokojna, a teraz zieje ogniem. – Wynoś się stąd! – Wrzasnęła. Prezes pośpiesznie opuścił gabinet. Po jego wyjściu opadła na fotel i rozpłakała się. Czuła się bezsilna. Pragnęła, aby teraz Marek przyszedł, przytulił ja i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Pragnęła tego z całych sił, ale wiedziała, że to tyko pobożne marzenie, które się nie spełni.

Wyszedłszy z jej gabinetu, poszedł do parku nieopodal firmy. Musiał się przewietrzyć, zebrać myśli. Rozmowa z Ulą kompletnie go rozbiła. To wszystko co powiedziała, było prawdą. Był największym popaprańcem  pozbawionym uczuć.  Spotykał się z nią tylko dlatego, bo bał się że straci firmę, a do tego nie mógł dopuścić. Miał wyrzuty sumienia, które zawsze szybko udawało mu się zagłuszyć. Ula była jego przyjaciółką, ale nie wyobrażał sobie, że mogliby być razem. Ona była powierniczką jego sekretów, zawsze służyła dobrą radą i wspierała go. On odpłacił jej się kłamstwami. Wiedział, że to co robi jest podłe i że ją krzywdzi, ale nie miał innego wyjścia. Nie było już odwrotu. Bardzo chciał, aby do tego romansu nigdy nie doszło, bo on zniszczył wszystko. Najbardziej wyrzucał sobie, że uwiódł ją i przespał się z nią z premedytacją. Te kilka namiętnych chwil w jego ramionach, miały nakłonić ją do określonych działań. Do podrasowania raportu. Było mu z nią cudownie w łóżku, ale to tak naprawdę, nic nie znaczyło. To była porostu jednorazowa przyjemność, jedna noc, jakich w swoim życiu miał bardzo wiele. Wiedział, że nie da rady tego długo ciągnąć. Zastanawiał się jak to wszystko zakończyć. Szukał wyjścia, aby Ula cierpiała jak najmniej. Chciał znaleźć jej faceta, który ją pokocha i który będzie na nią zasługiwał. Gdyby pojawił się ktoś na jego miejsce, on mógłby spokojnie wziąć ślub z Febo. Nie kochał Pauliny, ale byli ze sobą już tyle lat, mieli wspólną firmę i wypadło im się kiedyś pobrać. To byłoby małżeństwo z rozsądku, biznesowe.  Gdy wrócił do firmy, Uli już nie było. Chciał z nią porozmawiać, wyjaśnić wszystko przeprosić ją. Zrezygnowany wrócił do swojego gabinetu i położył się na kanapie. Pod dłonią poczuł jakiś łańcuszek. Chwycił go i dokładnie mu się przyjrzał. To była bransoletka, którą dał Uli, po tym jak widziała go, gdy całował się z narzeczoną. Chciał jej to jakoś wynagrodzić.

Następnego dnia również nie udało mu się z nią porozmawiać. Unikała go jak ognia. W końcu nadszedł dzień zarządu. Ten dzień miał być zakończeniem wszystkich spraw. Definitywne zakończenie układu z Ulą. Tego dnia dowiedzieć miał się również, czy dalej będzie pełnił funkcję prezesa zarządu, czy będzie musiał złożyć dymisję. Wszystko było w rękach Cieplakówny. Miał nadzieję, że go nie pogrąży. Gdy wygłaszała swój raport, odetchnął z ulgą. Uratowała go, mimo tego co jej zrobił. Była idealną kobietą z wspaniałym charakterem. Byłaby idealną żoną. Życzył jej, aby znalazła mężczyznę, który pokocha ją bezgranicznie i z którym będzie szczęśliwa. Chciał, aby ktoś wynagrodził jej te wszystkie krzywdy, które od niego zaznała. Jej sprawozdanie zostało przyjęte jednogłośnie. Chciał iść za nią, porozmawiać, ale niestety musiał zostać na dalszej części posiedzenia. Zarząd nie zgodził się nawet na krótką przerwę. Gdy w końcu udało mu się wydostać z konferencyjnej, pobiegł do jej gabinetu. Był pusty. Nie było w nim żadnych jej rzeczy. Odeszła. Na biurko zobaczył jej wypowiedzenie i weksle na udziały Febo & Dobrzański... 

czwartek, 22 października 2015

"Katusze" część 10

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

- Witaj Marek – powiedziała wchodząc do sali widzeń.
- Uleńka – szepnął radośnie podnosząc się z krzesła. Podszedł do niej i pocałował ją w usta. – Pragnę cię. – Wyszeptał jej do ucha. Uśmiechnęła się i podeszła do strażnika. Wcisnęła mu w dłoń plik banknotów. Skinął delikatnie głową i wyszedł z pomieszczenia.  Strażnicy za drobną łapówkę, pozwalali im na chwile intymności. Nie był to ich pierwszy raz. Ona bardzo go pragnęła, zresztą on ją też. Po wyjściu pracownika służby więziennej, przygarnął ją do siebie i namiętnie pocałował ją w usta. Ich pieszczoty stawały się coraz żarliwsze i intensywniejsze. Chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę stolika, na którym ją usadził. Podwinął jej spódniczkę i połączył ich w jedno ciało…

Po namiętnym poranku, pojechała do F&D. Umówiła się z Violettą na kawę w czasie lunchu. Szła właśnie firmowym korytarzem, gdy usłyszała rozmowę dwójki osób. Kobiety i mężczyzny.
- Mój plan się powiódł sorella – powiedział mężczyzna. – I jeszcze Mareczek siedzi w więzieniu.
- Udało nam się upiec, dwie pieczenie na jednym ogniu – odpowiedziała kobieta. – Najbardziej jednak cieszę się, że udało nam się rozwiązać twoje problemy.
- Może pójdę do Krzysztofa i porozmawiam z nim o zmianie prezesa – roześmiał się chytrze.
- Teraz, kiedy Marek jest w areszcie, nie masz już przeszkód, aby objąć to stanowisko.
Zobaczyła, że rodzeństwo wychodzi z firmowej kuchni, więc szybko odeszła. Nie chciała, aby ją zobaczyli. Mogliby wtedy zatrzeć ślady. Wiedziała już kto jest winny, ale nadal nie miała żadnych dowodów. Zastanawiała się jak i skąd je zdobyć. Nagle przypomniał jej się Sebastian Olszański, przyjaciel jej ukochanego. Nie czekając, poszła do jego gabinetu. Zapukała do drzwi i po zaproszeniu, weszła do środka.
- Dzień dobry panie Olszański – przywitała się oficjalnie.
- Pani Schultz, dzień dobry – odpowiedział zaskoczony jej wizytą. – Co panią do mnie sprowadza? – Zapytał.
- Rodzeństwo Febo wyprowadziło z firmy pieniądze, a winą obciążyli Marka – powiedziała wprost. – Potrzebuje dowodów, a pan mi pomoże je zdobyć – był zaskoczony rewelacjami przedstawionymi przez Ulę. Co prawda, Marek i Febo nie przepadali za sobą, ale nigdy nie podejrzewałby ich o kradzież.
- No dobrze, ale jak? – Zapytał bezradnie rozkładając ręce.
- Musimy przeszukać ich gabinety, tak żeby nikt się nie dowiedział.
- Ale tutaj jest pełno ludzi – powiedział sceptycznie i zamyślił się na chwilę. – Chyba, że w nocy – uśmiechnął się dumny ze swojego pomysłu. – Wtedy, w firmie jest tylko pan Władek, ale on nam pomoże. Zawsze z Markiem dobrze się dogadywali – zapewnił. Gdy skończyli rozmawiać, chciał odprowadzić ją do Violetty, aby nie błądziła. Idąc korytarzem, zderzyła się ramieniem z niskim mężczyzną.



- Jak osoba chodzi? – Krzyknął. – Co osoba ślepa jest i nie widzi? – Omiótł jej sylwetkę uważnym spojrzeniem. – Kim osoba jest? – Zapytał już spokojniej.
- Pshemko, - wtrącił się Sebastian – to jest obrońca Marka – wyjaśnił.
- Dlaczego osoba do mnie nie przyszła? – Znów się zdenerwował, jednak szybko zrewidował swoje stanowisko. – Napije się osoba ze mną czekoladki? – Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, dodał – nie chcę słyszeć odmowy.
- Będzie mi bardzo miło – uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła z projektantem do jego pracowni. Gdy zajęli miejsca w czerwonych fotelach, mistrz zapytał – jak ci na imię dziecko?
- Nazywam się Urszula Schultz – odpowiedziała grzecznie.  Rozmawiała z mistrzem o mało istotnych rzeczach, bardzo polubiła tego dziwaka. Miała wrażenie, że chyba on również poczuł do niej sympatię. Nie zwracał się już do niej ‘osobo’ , lecz ‘Urszulo’, wprowadzając tym samym główną krawcową w zaskoczenie.  Proponował jej zmianę wyglądu, ale odmówiła. Nie miała na to pieniędzy. Mimo, że jej wygląd nie przeszkadzał Markowi, wiedziała, że musi się zmienić, bo nie chciała przynosić mu wstydu, a poza tym, sama źle by się czuła. On piękny, przystojny, a ona brzydka i nieporadna. Po wymuszonym zapewnieniu, że wkrótce go odwiedzi, wyszła z pracowni i udała się na kawę z Violettą. Wtajemniczyła blondynkę w całą sprawę. Wiedziała, że panna Kubasińska nie potrafi utrzymać języka za zębami, więc zagroziła jej, że jeśli piśnie choćby jedno słówko, zamknie ją do więzienia na dwadzieścia pięć długich lat. Przerażona kobieta przysięgła na swoich rodziców, dochować tajemnicy.

Gdy było już ciemno, wszyscy zebrali się przed wejściem do firmy. Gdy weszli do środka, uprzedzony wcześniej ochroniarz, zablokował drzwi wejściowe i wsiadł z nimi do windy.
- Mam nadzieję, że mnie za to nie wywalą – powiedział jadąc na piąte piętro.
- Spokojnie, - roześmiał się Olszański – państwo Dobrzańscy na pewno nie będą mieli nam tego za złe.
- Załóżcie to, – powiedziała Ula podając im lateksowe rękawice. Widząc ich zdezorientowane miny wyjaśniła – na dowodach nie może być naszych odcisków palców.
Na pierwszy ogień poszedł gabinet panny Febo. Władek dzięki kompletowi kluczy, bez trudu otworzył przed nimi drzwi. Przeszukiwali każdy zakamarek gabinetu, niestety bez rezultatów. Gdy mieli już wychodzić, Kubasińska zajrzała pod masywny regał.
- Tu coś jest! – Krzyknęła i sięgnęła po tajemniczy przedmiot. – Mam! – Powiedziała uradowana, gdy wyciągnęła spod regału gruby brulion. Zaczęła go kartkować. – Zaraz – powiedziała zaskoczona jego zawartością. – Albo mam duże drzwi, albo cały zeszyt zapisany jest podpisami Marka.
- Udało się – wykrzyknęła entuzjastycznie Schultz. Udało im się znaleźć pierwszy dowód, potwierdzający niewinność Dobrzańskiego. – Teraz nam się nie wywinie. – Zwróciła się do Violi – odłóż go na miejsce.
- Dlaczego? Nie zabieramy go? Musimy dostarczyć ten dowód do prokuratury – dopytywał dyrektor HR ‘u.
- Artykuł sto sześćdziesiąty ósmy kodeksu postępowania karnego mówi, że dowody przestępstwa zdobyte nielegalnie, nie mogą być dowodem w sądzie – wyjaśniła. – Poprosi pan jakąś kobietę z firmy sprzątającej, żeby poszła do prokuratora i zeznała, że znalazła coś takiego podczas sprzątania. Prokurator wówczas wystawi nakaz przeszukania. – Sebastian roześmiał się.
- Nie wiedziałem, że pani jest taka przebiegła – mówił śmiejąc się.
- Proszę mówić mi po imieniu, Ula
- Sebastian – podała mu dłoń, którą następnie ucałował.
- Taka moja praca. – Nawiązała do tematu.
Następnym gabinetem, który odwiedzili, był gabinet księgowości. Uważnie przeglądają wszystkie segregatory. Na jednej z półek, zupełnie z tyłu, Olszański natknął się na białą, cienką teczkę. Początkowo sądził, że jest pusta, ale po jej otwarciu okazało się, że zawiera kopię umowy z firmą „Sukces”. Ula skserowała dokumenty, a teczkę odłożyła na miejsce. Ostatnim punktem tej nocy był gabinet dyrektora finansowego. Przeszukując pomieszczenie, byli bardzo dokładni, nie mogli nic przeoczyć. Ula pociągnęła za szufladę biurka, ale była zamknięta na klucz. Była zawiedziona, bo mogło być tam coś istotnego. Kilka minut później, Władek znalazł klucz podklejony od spodu, na taśmę do szuflady. Sprawdzili czy znaleziony klucz pasuje do zamka, ku ich uciesze, zamek ustąpił. To co tam znaleźli, przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Znaleźli dwa fałszywe dowody osobiste, dokumenty z rejestracji firmy, katalog maszyn szwalniczych z pozaznaczanymi zakreślaczem tymi fikcyjnie zakupionymi przez F&D, druki przelewów i faktur, a także pieczątkę prezesa. Ula zrobiła wszystkiemu zdjęcie tabletem i odłożyła na miejsce. Wręczyła kopie dokumentów Olszańskiemu, który następnego dnia miał iść do prokuratury ze sprzątaczką. Miał powiedzieć prokuratorowi,  że podejrzewa, że w gabinecie Febo mogą znaleźć się owe przedmioty.
Następnego dnia, zeznania złożył Sebastian wraz z zaprzyjaźnioną sprzątaczką, panią Wiesią. Prokurator szybko uzyskał sądowy nakaz przeszukania. Kilka godzin później do gabinetów weszli policyjni technicy i przeszukiwali dokładnie pomieszczania. Znaleźli wszystkie dowody obciążające Febo. Aleks wraz z Pauliną trafili do aresztu śledczego. Materiał dowodowy został poddany analizie, a gdy jego wyniki przyszły, Dobrzański został wypuszczony na wolność. Ula nie mogła być wtedy przed aresztem, bo miała sprawę w sądzie. Gdy tylko skończyła, pojechała na Lwowską, wszedłszy do sekretariatu, przez uchylone drzwi usłyszała rozmowę Sebastiana i Marka.
- Będę musiał się jej jakoś pozbyć – mówił prezes. – Ona wierzy w to, że ją kocham – roześmiał się.
- Dlaczego namąciłeś jej w głowie? – Zapytał Olszański.
- Stary, ona doskonale zaspokajała moje potrzeby, – odpowiedział mu cynicznie – ale na tym koniec. Chyba nie wyobrażasz sobie, że mógłbym być z takim czymś jak ona.
- Jesteś podły – skomentował dyrektor. – Ona wiele ryzykowała, aby cię stamtąd wyciągnąć, a ty zrobiłeś jej takie świństwo.


Nie chciała już nic więcej słyszeć. Zrobiło jej się słabo i ciemno przed oczyma. To co usłyszała, ścięło ją z nóg. Przytrzymała się biurka, aby utrzymać równowagę i nie upaść. Wzięła głęboki oddech. Ledwo hamowała łzy. Schultz, popłaczesz sobie w domu. Teraz głowa do góry i udawaj, że wszystko gra.

poniedziałek, 19 października 2015

"Katusze" część 9

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Weszła do budynku firmy i wjechała windą na piąte piętro.  Postanowiła przeprowadzić mały wywiad środowiskowy. Miała dziwne przeczucie, że w firmie znajdzie odpowiedzi na nurtujące ją pytania, na które nie potrafił udzielić jej odpowiedzi prezes. Rozejrzała się ciekawie po holu. Było tam kilka pięknych kobiet, zapewne modelek. Naprzeciw wejścia, dostrzegła ladę recepcyjną, za którą stała wysoka, szczupła kobieta, ubrana na czarno. Podeszła do niej i przywitała się.
- Dzień dobry, nazywam się Ursula Schultz i jestem adwokatem pana Marka Dobrzańskiego – wyjaśniła. – Czy mogłabym porozmawiać z dyrektorem finansowym, panem Febo? – Zapytała uśmiechając się przyjaźnie.
- Niestety – pokręciła przecząco głową. – Pan Febo jest na lunchu z siostrą.
- To ja zaczekam – odpowiedziała i usiadła na sofie przy wejściu. Po ponad półgodzinnym oczekiwaniu, drzwi windy się otworzyły i wysiadła z niej wysoka, piękna kobieta z przystojnym mężczyzną. Chcieli iść od razu w głąb firmy, ale zatrzymała ich recepcjonistka.
- Panie Febo – obrzucił ją niechętnym spojrzeniem. – Ta pani na pana czeka – wskazała na Ulę. Gdy rodzeństwo Febo przenieśli na nią swój wzrok skrzywili się nieznacznie. Nigdy nie widzieli brzydszej dziewczyny.
- Co panią do mnie sprowadza? – Zapytał z wyższością.
- Jestem adwokatem pana Marka Dobrzańskiego – wyjaśniła. Paulina spojrzała z niepokojem na brata, co nie umknęło jej. – Możemy porozmawiać? – Bacznie obserwowała ich reakcje.
- Tak, oczywiście – odpowiedział siląc się na uprzejmość. – Chociaż nie bardzo wiem o czym. Powiedziałem już wszystko w prokuraturze.
- Chciałabym dowiedzieć się wszystkiego o moim kliencie – odpowiedziała podążając za nim w stronę jego gabinetu.
- To ja nie będę wam przeszkadzać – odezwała się milcząca Febo, gdy dotarli przed drzwi pomieszczenia.
- Paula zaczekaj! – Zawołał za siostrą. – Czy siostra może być przy tej rozmowie? – Zwrócił się do Schultz.
- Oczywiście – Odparła szybko, obserwując mimikę twarzy kobiety. Wydawała się jej jakaś dziwna, przestraszona. – Nie ma najmniejszego problemu.



 Gdy zajęła miejsce na skórzanym fotelu, zapytała – jak pan odkrył nieprawidłowości?
- Mój pracownik, Adam Turek odkrył przekręty Marka. Faktura wystawiona była na trzy maszyny, których nie używamy przy produkcji naszych kolekcji – wyjaśnił spokojnie.
- Na poleceniach przelewów, były również pana podpisy.
- Tak, - potwierdził - ale ja te polecenia podpisywałem mechanicznie. Nawet ich nie czytałem.
- A czy w obowiązkach dyrektora finansowego nie leży czuwanie nad finansami firmy oraz kontrolowanie wydatków? - Dopytała.
- Oczywiście, ale ja nie mogę podważać decyzji prezesa – odpowiedział poprawiając szalik. – Poza tym, ja nie wiedziałem, że Marek wyprowadza z firmy pieniądze.
- Proszę go jeszcze nie osądzać – upomniała go. – Wyrok jeszcze nie zapadł.
- Proszę pani, - powiedział Aleks patrząc na nią z politowaniem – jak nie on, to kto? Pewnie zabrakło mu pieniędzy na panienki – powiedział z przekąsem, uśmiechając się złośliwie.
- To na pewno on – wtrąciła się milcząca Paulina. – Bardzo dobrze mu tak – rzekła butnie. – Ma to, na co zasłużył – Aleks kopnął ją delikatnie pod stoliczkiem.
- Nie mam więcej pytań – odpowiedziała zrezygnowana. – Do widzenia – podniosła się z fotela i wyszła.

- Przepraszam? – Zatrzymał ją młody blondyn z pucołowatymi policzkami. – Pani jest prawnikiem Marka? – Upewnił się.
- Tak, a pan to? – Zapytała.
- Sebastian Olszański – przedstawił się. – Jestem dyrektorem personalnym i przyjacielem Marka. Możemy porozmawiać? – Przytaknęła. – To może pójdźmy do mojego gabinetu – zaproponował. – Tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać. - Gdy weszli do środka, zobaczyli czekającą na nich blondynkę.
- To jest sekretarka Marka – wyjaśnił Olszański, widząc zdezorientowaną minę prawniczki.
- Violetta Kubasińska, przez ‘V’ i dwa ‘T’ – podała Uli dłoń, którą ta uścisnęła.
- Ula – odpowiedziała i spojrzała na mężczyznę. – O czym chciał pan porozmawiać?
- Chcieliśmy pani powiedzieć, że nie wierzymy w to, że Marek okrada własną firmę. On nie byłby do tego zdolny – pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Marek nigdy się nie spotykał z przedstawicielami tej firmy – wtrąciła się Viola. – Na bieżąco przeglądałam jego kalendarz i nie miał zapisanego żadnego spotkania z firmą „Sukces”.
- Ja rozumiem, ale wszystkie dowody świadczą przeciwko niemu – spojrzała na nich ze współczuciem. – Wiecie państwo może, dlaczego państwo Febo są tak wrogo nastawieni do prezesa? – Zadała to nurtujące ją pytanie.
- Aleks rywalizował z Markiem o fotel prezesa, a jego siostra, Paulina jest jego byłą narzeczoną – wyjaśnił dyrektor HR. Pokiwała ze zrozumieniem głową. – Gdyby potrzebowała pani pomocy, albo miała jeszcze jakieś pytania, to proszę do mnie zadzwonić – podał jej wizytówkę, którą schowała do teczki. Ona również podała mu swoją .
- Dobrze, gdyby coś się działo, to również proszę o kontakt. Muszę już iść, - uścisnęła im dłonie – do widzenia. – Była już przy windzie, gdy usłyszała krzyk panny Kubasińskiej.
- Dobrze, że zaczekałaś – powiedziała dogoniwszy ją, próbując złapać oddech. Od razu przeszła z nią na ‘ty’. – Chciałam cię zapytać czy… - westchnęła – czy zostaniesz moją przyjaciółką. – Ula spojrzała na nią zaskoczona. Prośba blondynki wydawała jej się co najmniej dziwna. Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, sekretarka prezesa, zaczęła wylewać swe żale i smutki – bo wiesz, Paulina, ta włosa makaronica, ugrywała moją przyjaciółkę. Gdy tropiłam jej narzeczonego i jego kochanki, wszystko było dobrze, ale gdy rozstali się, wypowiedziała mi przyjaźń – żaliła się. – Ja nie mam żadnej koleżanki – mówiła ledwo hamując łzy.
- Nie martw się Viola – pocieszała ją. – Wszystko się ułoży – uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Z wielką chęcią zostanę twoją koleżanką. Ja też w Polsce jestem sama jak palec – uradowana Violetta rzuciła się jej na szyję.

Nie mogła o nim zapomnieć, choć bardzo chciała. Nie potrafiła przestać kochać. Z każdym dniem jej miłość stawała się coraz silniejsza. Odwiedzała go pod byle pretekstem. Za każdym razem z ewidentną przyjemnością przyglądała mu się. Ich relacje zacieśniały się. Każdego wieczora zasypiała myśląc o nim. Bardzo chciała wierzyć, że będą kiedyś razem, że on ją pokocha. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ma szans z tymi wszystkimi pięknymi modelkami, które kręcą się po jego firmie. One były piękne jak z okładki czasopisma, a ona brzydka. Zastanawiała się po kim jest taka szkaradna. Przecież jej matka była bardzo piękną kobietą, a ojciec… No, cóż, nigdy go nie poznała.



Gdy wieczorami wracała do pustego mieszkania, często wpadała do niej Violetta, na pogaduszki przy kawie, albo winie. Uwielbiała tą roztrzepaną kobietę. Potrafiła rozbawić ją do łez. To pod jej wpływem, zaczęła przywiązywać większa uwagę do swojego wyglądu. Nie miała pieniędzy, aby wymienić garderobę, nie przepracowała jeszcze nawet miesiąca, ale starała się dobierać ubrania kolorystycznie, aby nie gryzły się ze sobą. W niebyt odeszła również, staromodna podkręcona grzywka, którą teraz zaczesywała na bok. W sprawie, nie było większych postępów. Czekała na dane dotyczące przedsiębiorstwa handlowo usługowego ‘Sukces’ z głównego urzędu statystycznego, krajowego rejestru sądowego oraz  z urzędu skarbowego.

Dziś spełniły się jej marzenia. Przyszła do niego, do aresztu. Ze spraw służbowych, szybko zeszli na sprawy prywatne. Wyznanie Marko bardzo ją zaskoczyło, ale i ucieszyło.
- Jesteś bardzo dobrą i mądrą kobietą – powiedział, a ona zarumieniła się. – Zależy mi na tobie – wyznał, a jej oczy powiększyły się ze zdumienia. Nie spodziewała się, że taki facet jak Marek, zainteresuje się nią.
- Mi na tobie też – odwzajemniła jego wyznanie. Delikatnie, dłonią gładził jej ciepły policzek.  – Zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia. – Uśmiechnął się, nachylił nad stoliczkiem i delikatnie, z wielką wprawą musnął jej usta.

czwartek, 15 października 2015

"To jest ta chwila"

- Ula, poczekaj- dogonił ją i chwycił za ramię. Wyrwała się- Mieliśmy porozmawiać, pójść na lunch- łapał oddech po biegu- to co „Ogród Smaków”, „Książęca”?- proponował.
- Nie jestem głodna- nie patrzyła mu w oczy- chciałam tylko pospacerować.
- No to chodźmy- odrzekł z aprobatą.
- Sama- ruszyła szybciej. Od tego wszystkiego bolała ją głowa. Nie miała ochoty na żadną rozmowę, szczególnie z nim.
- Ale, ale Ula stało się coś?- spytał podejrzliwie.
- Nie, nic. Jedno wielkie nic- zaprzeczyła, choć wiedział, że kłamie.
-Ula, zrobiłem coś nie tak?- dociekał.
- A ty chyba sam powinieneś wiedzieć, czy coś źle robiłeś- prowokująco spojrzała mu w oczy. Nie wytrzymał jej przeszywającego wzroku, spuścił głowę.
- Ula, ja naprawdę nie wiem, o czym ty mówisz?- powoli docierało do niego, o co jej chodzi. Zastanawiał się jak doszła do prawdy, jak odkryła intrygę. I to wtedy, kiedy zrozumiał, że zależy mu na niej. Człowiek dopiero docenia, to co ma, kiedy to traci.
- No to jeżeli nie masz sobie nic do zarzucenia to gratuluję i życzę powodzenia w dalszym oszukiwaniu dziewczyn- zabolało. Dopiero teraz całkowicie doszła do niego myśl, że ona o wszystkim wie. Zrozumiałem, że ją kocham, kiedy ją tracę- w myślach śmiał się z własnej bezmyślności – przecież ona mi tego nie wybaczy. Nigdy!- to słowo krążyło w jej głowie. Stracone, wszystko stracone!
- To możesz mnie oświecić?- chciał to usłyszeć od niej. Wiedział, że jeżeli powie mu to prosto w oczy, będzie jeszcze bardziej wyrzucał sobie swoje postępowanie. Chciał tego. Chciał przenieść jej cierpienie na siebie. Nie mógł znieść widoku jej załzawionych oczu. Była załamana.- Co zrobiłem nie tak?- ponaglał ją.
- Nic, zupełnie nic, tylko mnie oszukałeś, kłamałeś. Wykorzystałeś mnie- krzyknęła- Ten cały romans był tylko jedną, wielką intrygą- spuścił głowę. Nie wiedział, że to będzie bolało, aż tak mocno. Dobrzański, cierp. To nic w porównaniu z jej bólem. Sam jesteś sobie winny.
- Znalazłam zestaw uroczych prezentów dla brzyduli- kontynuowała- Muszę przyznać, że te błyskotki były całkiem ładne- uśmiechnęła się przez łzy. Połączyłam fakty. Tobie chodziło najpierw o weksle, a później o raport. Pieprzony raport- wybuchła płaczem. Nie mógł patrzeć na to. Chciał ją przytulić, ukoić jej ból. Odtrąciła go. Popatrzyła mu głęboko w oczy i powiedziała:
- Już nie musisz się starać. Nie musisz mnie całować. Ciekawa jestem jak bardzo się brzydziłeś- w jej słowach było tyle bólu, że i w jego oczach pojawiła się słona ciecz. Nie czekając na odpowiedź pobiegła przed siebie. Stał jak wryty, nie mogąc się ruszyć z miejsca. Wiedział, że bieg za nią nie będzie w ogóle sensowny. Był zdruzgotany.  Wszystko muszę spieprzyć- walnął pięścią w najbliższe drzewo.



Nie wróciła już do pracy. Przez kilka dni  nie przychodziła do firmy. Czekała do zebrania zarządu. Całe dnie przepłakała. Rozmyślała, czy uratować Marka i przedstawić sfabrykowany raport, czy przedstawić prawdziwy.

Codziennie przychodził do firmy z nadzieją, że ją spotka i może uda im się porozmawiać.  Na próżno. Przechodził przez korytarz bez słowa i zamykał się w gabinecie. Rozmyślał o tym, jaki był głupi i co zrobił ukochanej.  

Leżał na białej kanapie i wyrzucał sobie własną głupotę. Usłyszał pukanie. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, jednak drzwi się otworzyły i stanął w nich Sebastian.
- Cześć- przywitał się- co się dzieje?- spytał wyraźnie zmartwiony.
- Nie chcesz wiedzieć- próbował go zbyć.
- Jak to nie chce?- spytał zdziwiony- No mów!- ponaglił go.
- To jest koniec, rozumiesz? Znalazła twój niezawodny zestaw prezentów. Ulka mi nie wybaczy. Nie chce ze mną rozmawiać, ale czemu ja się dziwię?- zdenerwował się.
- Kurde i to jeszcze dzień przez zarządem, co za niefart.
- Stary, zrujnowałem dziewczynie życie, a ty o zarządzie?- nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel jest takim egoistą.
- Zaraz, zaraz, bo nie nadążam, a ty o czym? Przecież po to to było. No i tak byś zrujnował życie dziewczynie, tylko, że po zarządzie. Taki był plan- widząc jego zatrwożoną minę dodał- Tylko nie mów mi, że zakochałeś się w Brzyduli.
- Uli- krzyknął z bezsilności- Uli, mam ci to zapisać?
- Dobra,  dobra, nie ekscytuj się tak. To tylko dziewczyna, wyliże się.
- Czy ty słyszysz co ty mówisz? Nie, nie, nie- zaczął krążyć po gabinecie- ona tego mi nigdy nie wybaczy- spuścił głowę, zawiązał dłonie na karku i oparł łokcie na skroniach. Usłyszał jak Sebastian wychodzi z gabinetu.



Stała przed budynkiem firmy. No, dzisiaj ostatni dzień w tej firmie. Odetchnęła głęboko i skierowała się do drzwi wejściowych. Przywitała się lekkim uśmiechem z panem Władkiem i weszła do windy. W ostatnim momencie do windy wbiegł Olszański. Otaksowała go wzrokiem i wcisnęła guzik.
- Ostatnio nie widziałem cię w firmie- zagaił.
- Nie powinno cię to obchodzić- burknęła.
- Ula, Marek powiedział mi o wszystkim co się stało między wami. On teraz chodzi jak struty, nie widzi sensu życia.
- I po co mi to mówisz?- coraz bardziej się denerwowała.
- On się w tobie zako…
- Dość- krzyknęła- nie chcę tego słuchać- wysyczała przez zęby. Zobaczył w jej oczach łzy.
- Ula, to był mój pomysł. Marek nie chciał się zgodzić.
- To w tej chwili nie istotne- odrzekła i wyszła na korytarz. Skierowała się od razu do swojego gabinetu. Zamknęła drzwi i ciężko opadła na fotel. Do tej pory nie zdecydowała się, który raport przedstawić. Przypominała sobie chwilę spędzone z Markiem.  Usłyszała dzwonek telefonu. Odebrała bez zastanowienia.
- Ula, wszyscy czekają na ciebie w konferencyjnej- usłyszała.
- Dzięki Aniu, już idę- wzięła do ręki czarną teczkę i wyszła z gabinetu.


- Moi drodzy spotkaliśmy się tutaj, aby podsumować realizację ubiegłorocznych planów finansowych- rozpoczął Krzysztof- Proponuję, żeby najpierw wysłuchać raportu, przygotowanego przez Urszulę Cieplak i od razu przystąpić do głosowania.- Marek cały czas bacznie przyglądał się Uli. Udawała, że go nie widzi- Pani Urszulo- senior zwrócił się do szatynki- bardzo proszę, oddaję pani głos- uśmiechnął się serdecznie.
Prezentowała stan finansowy firmy już od dwudziestu minut.
- Jeżeli chodzi o wyniki sprzedaży, zanotowaliśmy niestety spadek w stosunku do prognoz na ten rok- Marek spojrzał na nią wylęknionymi oczami- jednak jest to ogólnoświatowa tendencja związana z kryzysem- junior nerwowo przełknął ślinę- Dodatkowo mamy jeszcze FD Sportivo, które świetnie zadebiutowało i przyciągnęło do nas młodszą klientelę, więc w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku i tak zwiększyliśmy zyski o 7%- przerwała i spojrzała na Marka- Reasumując prognozy są dobre, kontrakt z reprezentacją jeszcze nie zaczął procentować, jesteśmy na dobrej drodze do osiągnięcia planu rocznego- zakończyła i odetchnęła w ulgą.
- Dziękuję- odezwał się Krzysztof- bardzo dobrze się pani spisała- pochwalił ją. Marek uśmiechnął się do niej, ale nie odwzajemniła grymasu.- No to, możemy głosować. Kto jest za?- wszyscy podnieśli ręce.- Gratuluję, raport przyjęty jednomyślnie. Zarządzam trzydzieści minut przerwy- Na samym początku wyszła Ula, a po niej Krzysztof i Alex. W Sali konferencyjnej zostali Paulina i Marek:
- Paulina, musimy porozmawiać…- zaczął niepewnie.
- Też mi się tak wydaje. Chyba wiem, o czym.
-Tak? To o czym?- zaciekawił się Dobrzański.
- Ja też chciałam przełożyć tę rozmowę po zarządzie. Teraz jest idealny moment. Przecież widzę jak patrzysz na nią- palnęła prosto z mostu- Tak, z miłością i troską. Nigdy na mnie tak nie patrzyłeś. Nigdy nie widziałam w twoich oczach iskierek radości na mój widok- złapała go za rękę- Marek, nasz ślub nie ma sensu. My się nie kochamy. Dla nas obojga są inne ważniejsze osoby. Ty masz Ulę, a ja mam…-zawahała się-…Ja mam Lwa.
- Lwa?- powtórzył zszokowany- Nie wiedziałem, że wy...
- Ty byłeś zajęty Ulą- uśmiechnęła się- Mi było to na rękę, nie zadawałeś trudnych pytań.
- Kiedy zorientowałaś się, że kocham Ulkę?- zapytał niepewnie.
- Jakiś miesiąc temu, jeszcze przed konkursem na stanowisko dyrektora finansowego.
- To dziwne, bo zauważyłaś to wcześniej niż ja- zwierzył się.
- Pięknie- zaśmiała się- jak widać kobiety bardziej znają się na uczuciach. No leć za nią- dodała.
- Za późno- odparł ze smutkiem.
- Jak to?- była zdziwiona.
- Wszystko schrzaniłem. Ona mi tego nie wybaczy.
- Mówisz o intrydze?
- Skąd wiesz?- nie krył zaskoczenia.
- Znalazłam biżuterię i listę prezentów Sebastiana. Nie łam się. Ona cię bardzo kocha, wybaczy ci.- dodała mu otuchy.
- Dzięki Paula. To co przyjaźń?- przytaknęła.

- Marek- zaczepił go Olszański - no i co? Przedstawiła ten lepszy raport?- za ścianą stała Ula, która przysłuchiwała się rozmowie.
- Tak, a zarząd przyjął go jednogłośnie.
- No to udało się nam. Teraz możesz poszukać jakiegoś biletu, na przykład na Malediwy, to daleko. Nie nabrudzi ci na ślubie.- Nie wytrzymała. Z łzami w oczach uciekła do gabinetu.
- Seba, co ty pieprzysz? Nie będzie żadnego ślubu. Właśnie odwołałem go.- stwierdził i zostawił Sebastiana zszokowanego na środku korytarza. Udał się do Uli.

Wszedł bez pukania i stanął jak wryty. Zobaczył karton. Ona odchodzi!- krzyczał w myślach.
- Ula, nie możesz odejść- zaczął.
- Nie mogę? A kto mi zabroni?- mówiła głosem wypranym z emocji- Ty? Nie rozśmieszaj mnie.
- Ula, proszę porozmawiajmy. Daj nam szansę.
- Nas nie ma. A w ogóle wyczerpałeś już limit szans. Przykro mi.
- Dobrze nie rozmawiajmy o tym. Chciałem ci podziękować- zrezygnowany zmienił temat.
- Nie musisz, bo wcale nie zrobiłam tego dla ciebie.
- No, ale uratowałaś mnie…
- Uratowałam firmę przed Alexem, nie ciebie- przerwała mu- Ciebie nie chcę znać- krzyknęła. Przestraszył się. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Coś ty z nią zrobił Dobrzański?- wyrzucał sobie. Nie wierzył w jej słowa.
- Ula, Ula, Ula- przetarł oczy i nerwowo przeszedł po gabinecie- Wiem, że kłamiesz. Ty mnie nadal kochasz. Nawet po tym, co ci zrobiłem. Tak wiem, to było potworne, ale zrozum- przybliżył się do niej i chwycił jej twarz w dłonie- nie zrezygnuje z ciebie. Zależy mi na tobie- kręciła głową. Zamaszystym ruchem złączył ich wargi w namiętnym pocałunku- poczuł słonawy płyn na ustach. Przytulił ją mocno. Nie miała siły, by się wyrywać.
- Kocham cię- powiedział to. W końcu to powiedział. Odchyliła głowę i intensywnie wpatrywała się w jego stalowe oczy.
- Powtórz!- zażądała.
- Kocham cię najmocniej na świecie - wiedziała, że jest szczery. Uśmiechnęła się szeroko i wtuliła się w jego ramiona- Odwołałem ślub - dodał.
- Ja ciebie też kocham.


KONIEC!

poniedziałek, 12 października 2015

"Katusze" część 8

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

- Cała firma huczy, że wczoraj policja aresztowała Marka – powiedziała, pomijając formułkę przywitania, wchodząc do gabinetu brata. – Co tu się stało?
- Marek popełnił przestępstwo gospodarcze – mówił, uśmiechając się chytrze.
- Jak to się wydało? - Z obawą zapytała Febo. – Poleciałam tylko na dwa dni do Milano, a tu już wszystko się posypało – pokręciła głową z dezaprobatą.
- Turek zauważył nieprawidłowości – odpowiedział niewzruszony. – Nie wiedziałem, że do szycia kolekcji Pshemko, maszyny dziewiarskie są niepotrzebne – Paulina spojrzała na niego jak na idiotę.
- Jak mogłeś tego nie wiedzieć? – Spojrzała na niego złowrogo. – Módl się, żebyśmy przez twoje niedbalstwo nie poszli siedzieć.
- Bez obaw, za wszystko odpowie Mareczek – oboje Febo roześmiali się.

Wsiadła do taksówki i pojechała do mieszkania, które było do wynajęcia. Miała nadzieję, że zdjęcia, które znalazła na stronie, odzwierciedlały stan faktyczny lokum. Bardzo odpowiadała jej ta lokalizacja, wysokość czynszu i to, że mieszkanie było dostępne od razu. Jadąc ulicami stolicy, rozglądała się ciekawie. Była tu po raz pierwszy. To była ojczyzna jej matki. Zawsze chciała przyjechać tu i zobaczyć, gdzie jej matka wychowywała się i dorastała. Chciała urządzić sobie z nią, swoistą podróż w przeszłość. Niestety, nie udało im się. Jej matka zmarła dwa lata temu, potrącona przez samochód. W skutek uderzenia głową o asfalt, tętniak w jej głowie, pękł. Nim się obejrzała, dojechali, pod wskazany przez nią adres. Podała taksówkarzowi odpowiednią ilość pieniędzy i wysiadła pod niedużą, starą, ale odrestaurowaną kamienicą. Od razu podeszła do niej mężczyzna w średnim wieku.
- Pani Urszula? – Zapytał mężczyzna.
- Tak, to ja. – Odpowiedziała i uśmiechnęła, ukazując w pełnej krasie swój szpetny aparat ortodontyczny.
-  Pokażę pani mieszkanie, którym była pani zainteresowana – wziął od niej walizkę i wskazał jej dłonią kierunek. – To czterdziestodziewięcio metrowe mieszkanie na pierwszym piętrze od strony ulicy – wyjaśnił. Gdy weszli do środka, oprowadził ją. – Mieszkanie składa się z dwóch pokoi, łazienki, korytarza i kuchni. – lokum bardzo jej się podobało. Podłoga wyłożona była brązowym parkietem, ściany pomalowane były na śnieżno-biało. M3 było bardzo jasne, bo miało duże okna.



Charakteru nadawały wysokie sufity. Całość dopełniały ciemne antyczne meble. – Czynsz i wynajem nie są zbyt wygórowane. Tylko tysiąc złoty, plus opłaty licznikowe – uśmiechnęła się subtelnie.
- Jeśli mogę wiedzieć, to dlaczego tak tanio? – Zapytała zaintrygowana.
- Właściciel mieszkania, wyjeżdża za granicę i chce wszystko załatwić przed wyjazdem – wytłumaczył. – Jest pani pierwszą oglądającą to mieszkanie.
- Nie mam więcej pytań – uśmiechnęli się do siebie. – Biorę. – Podpisała dokumenty, wpłaciła kaucję w wysokości trzech tysięcy i zapłaciła czynsz, z góry za dwa miesiące.  Miała nadzieję, że uda jej się rozwinąć skrzydła w kraju na Wisłą. Ma już mieszkanie, a nazajutrz podpisze umowę o pracę. Wszystkie szczegóły ustalili mailowo, jutro tylko musi dostarczyć dokumenty i złożyć podpisy.
Następnego dnia, wstała bardzo wcześnie. Ubrała się w wysłużony, czarny kostium i wyszła do pracy. poprzedniego wieczora, sprawdziła jakim środkiem transportu dojedzie do kancelarii. Ku jej uciesze, miała bezpośrednie połączenie. Wysiadła z tramwaju i po przejściu jednej przecznicy, weszła do budynku, w którym miała rozpocząć pracę. W niedużym korytarzu, zobaczyła młodą recepcjonistkę.
- Dzień dobry, nazywam się Ursula Schultz i byłam umówiona z panem Tadeuszem Szymańskim. – Przywitała się i wyjaśniła powód swojej wizyty.
- Dzień dobry, pana Tadeusza jeszcze nie ma – odpowiedziała uśmiechając się serdecznie. -  Proszę tu spocząć – wskazała jej miejsce. – Może napije się pani kawy albo herbaty? – Zaproponowała.
- Poproszę kawę – Obdarowała kobietę serdecznym uśmiechem. Po chwili stała przed nią filiżanka z parującą, smolistą cieczą. W oczekiwaniu na jej przełożonego, rozmawiała z Renatą, bo właśnie tak miała na imię sekretarka. Była między nimi nić porozumienia. Mimo, że Renata była bardzo piękną blondynką, polubiła Ulę, która w przeciwieństwie do niej, wyglądała bardzo mało atrakcyjnie. Nie przeszkadzało jej to. Panna Schultz była bardzo szczerą, otwartą i dobrą osobą, i właśnie to, recepcjonistka ceniła w nowej prawniczce.
- Dzień dobry. – Do kancelarii wszedł starszy mężczyzna i zwrócił się do niej. – Pani Urszulo, przepraszam za spóźnienie, ale są bardzo duże korki. Zapraszam do mojego gabinetu – otworzył przed nią drzwi. Rozejrzała się ciekawie po pomieszczeniu, które było bardzo duże i jasne. Znajdowały się w nim masywne dębowe meble, ale mimo to urządzone było minimalistycznie. Gdy usiadł obok niej, na kanapie, zapytał – ma pani jeszcze jakieś pytania?
- Nie mam pytań, wydaje mi się, że wszystko ustaliliśmy mailowo – odpowiedziała uprzejmie.
- Też mi się tak wydaje – uśmiechnął się do niej dobrodusznie i podał jej umowę. – Pensja trzy tysiące netto do tego dochodzi prowizja od każdej sprawy i premia. – Przypomniał, a ona zagłębiła się w lekturze. Gdy skończyła, na dwóch kopiach dokumentu, złożyła zamaszysty podpis. – Witamy na pokładzie pani Urszulo – uścisnął jej dłoń, a następnie podał plik kartek, leżący na jego biurku. – Chciałbym, aby zajęła się pani sprawą syna moich dobrych znajomych. Tydzień temu został zatrzymany i przewieziony do warszawskiego aresztu śledczego, mieszczącego się przy ulicy Chłopickiego.  Został zatrzymany do wyjaśnienia w obawie o mataczenie. Sąd nie wyraził zgody na wyjście za kaucją. Jest oskarżony o przestępstwo gospodarcze z artykułu dwieście osiemdziesiątego szóstego kodeksu karnego – wyjaśnił.
- Kto zgłosił zawiadomienie do prokuratury? – Zapytała.
- Alessandro Febo, współwłaściciel firmy. Wszystkie dokumenty znajdzie pani w teczce – wskazał na nią palcem. – Pokażę pani, pani gabinet. – Wyszedł na korytarz i po chwili wszedł do małego, przytulnego pomieszczania. – Jest pani – uśmiechnął się dobrotliwie.
- Dziękuję. Proszę mówić mi po imieniu, Ula. – Uśmiechnął się do niej i ucałował jej dłoń.
- Dobrze w takim razie proszę o to samo, Tadeusz.

Po dogłębnej analizie otrzymanych od szefa, postanowiła porozmawiać ze swoim klientem. Miała szczęście, bo jej kolega z pracy, również wybierał się do aresztu. Zaproponował jej podwiezienie na co skwapliwie przystała. Pokierowana przez funkcjonariuszy służby więziennej, dotarła do sali widzeń. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka. Rozejrzała się po pomieszczeniu, było w opłakanym stanie. Ze ścian odpadała farba, stoliki były obdrapane, a przez malutkie okienka, wpadało niewiele światła, co sprawiało, że pomieszczenie było niedoświetlone. Zajęła miejsce przy jednym ze stolików, w rogu sali.

Usłyszał dźwięk przekręcanych w zamku kluczy. Po chwili do jego celi, wszedł strażnik.
- Wstawaj Dobrzański – rzucił do niego z wyższością. – Masz widzenie – podniósł się z pryczy i ruszył za mężczyzną.
- Z kim? – Zapytał, idąc korytarzem.
- Z panią adwokat – zaśmiał się. – Stolik w prawym rogu. – Powiedział mu jeszcze, a następnie zamknął drzwi i stanął przy nich. Podszedł do kobiety, która się podniosła, zobaczywszy zmierzającego w jej kierunku mężczyznę.
- Pan Marek Dobrzański? – Upewniła się, na co on przytaknął. – Ursula Schultz jestem pana adwokatem. – Gdy zajęli miejsce, podsunęła mu zadrukowana kartkę. – To jest pełnomocnictwo – wyjaśniła. – Proszę podpisać. – Bez słowa, chwycił papier i długopis, i złożył na nim zamaszysty podpis. Gdy podpisywał dokument miała chwilę, aby mu się dokładnie przyjrzeć. Był niezwykle przystojnym mężczyzną. Gdy stanął w drzwiach i ich spojrzenia spotkały się, poczuła jakby poraził ją piorun. Strzała Amora? Tak, to z pewnością to. Zakochała się w mężczyźnie ze snów od pierwszego wejrzenia. Patrzyła jak zaczarowana, gdy zmierzał w jej stronę. Wtedy świat się dla niej zatrzymał.
- Pani Urszulo? – Wyrwał ją z letargu jego głos. – Wszystko w porządku? – Zapytał, zaniepokojony brakiem reakcji z jej strony.
- Tak, tak – odpowiedziała szybko. – Zamyśliłam się – przypomniało się jej, gdy profesor zawsze powtarzał im, że każdy prawnik musi być również dobrym aktorem. Nie może zdradzać uczuć, blefu, kłamstw. Zdjęła okulary  i zaczęła jej czyścić. Gdy podniosła na niego wzrok, wbiło go w to niewygodne krzesło. Nigdy nie widział równie pięknych i błękitnych tęczówek. Po ulokowaniu na swoim miejscu okularów , przybrała pokerowy wyraz twarzy, niezdradzający żadnych uczuć i zaczęła swoje ‘przesłuchanie’. Pytała o wszystko. Między innymi o właścicieli owej firmy, okoliczności podpisania umowy, wypytywała go również o te wszystkie faktury. To co mówił, nie układało się w spójną całość. Po zadaniu ostatniego pytania, podniosła się z krzesła.
- Nie pomógł mi pan za bardzo, panie Dobrzański – uśmiechnęła się smutno. – Postaram się porozmawiać z pracownikami pańskiej firmy.
- Proszę mówić mi po imieniu, Marek – powiedział ni stąd, ni zowąd.
- Ula – opowiedziała, a on pocałował ją w policzek, wprawiając ja tym samym w zakłopotanie. Nie spodziewała się takiej wylewności z jego strony. 
- Muszę iść – szepnęła. – Gdy będę coś wiedziała, albo potrzebowała dalszych wyjaśnień, odwiedzę pana – uprzedziła go. – Do widzenia.
- Do zobaczenia – opowiedział, a odchodząc szepnął jej jeszcze na ucho – ma pani piękne oczy. – Usłyszawszy ten komplement, zarumieniła się. Na szczęście, on już tego nie widział. Leżał w swojej celi, myśląc o jej oczach, zaś ona jechała autobusem do siedziby Febo & Dobrzański Fashion, myśląc o przystojnym brunecie, w którym zadurzyła się od pierwszego wejrzenia.   


czwartek, 8 października 2015

"Katusze" część 7

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Ich plan się powiódł. Wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku. Nikt nawet nie podejrzewał, że z firmy giną regularnie pieniądze. Na początku, do firmy wpływały faktury na niewielkie kwoty. Były to głownie naliczenia za serwisowanie i przegląd maszyn szwalniczych. Z czasem, rachunki zaczęły opiewać na coraz wyższe kwoty. Firma płaciła za rzekomo kupione najnowocześniejsze maszyny do szycia, overlocki, nowoczesne żelazka, wytwornice pary, stoły prasowalnicze. 

- Nasza firma odniosła sukces – chełpił się Aleks. – Nie bez przyczyny nazywa się „Sukces” – zaśmiał się.
- Już ponad rok to trwa – nie podzielała entuzjazmu brata. – Dużo jeszcze zostało tego długu?
- Niewiele – odpowiedział i zamilkł na chwilę. – A może byśmy tak dalej poprowadzili nasz biznes? – Zapytał z nadzieją. – Mielibyśmy ekstra pensję.
- Ty chyba żartujesz! – Odpowiedziała wściekła. – Nie ma mowy! I tak źle się czuję z tym, że okradam własną firmę. Nawet, nie wiesz jak ciężko jest mi spojrzeć Helence i Krzysztofowi w oczy – nie był zadowolony z jej decyzji. Myślał, że może i jemu uda się coś wyciągnąć dla siebie.
- Sorella, chyba trochę przesadzasz – próbował ignorować jej słowa. Spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
- Jeśli spróbujesz to ciągnąć dalej, to ja pierwsza pójdę do Krzysztofa i powiem mu o wszystkim – zagroziła.

Tego dnia do F&D wpłynęła kolejna faktura z przedsiębiorstwa handlowo usługowego „Sukces”, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była ona wystawiona za zakup trzech maszyn dziewiarskich. Suma która widniała na papierze, również przyprawiała o zawrót głowy. Adam Turek, doskonale wiedział, że projekty Pshemko, nie obejmują dzianin produkowanych w Polsce. Mistrz projektuje eleganckie kreacje dla bogatych kobiet, a nie siermiężne swetry. Jego matka była krawcową, więc trochę się na tym znał. Wiedział, że musi powiadomić o tym prezesa, albo swojego bezpośredniego przełożonego – Aleksa. Wziął wszystkie dokumenty i poszedł do gabinetu Febo.

- Cześć Aleksiu – powiedział Turek, wchodząc do gabinetu szefa z wzrokiem utkwionym w dokumentach, trzymanych w dłoni. Febo spojrzał na niego zezem. – Chyba mamy problem.
- Naucz się w końcu pukać! – Warknął Febo. – Jaki znowu problem? – Zapytał spoglądając na niego z niechęcią? – Niewyraźny podpis, czy zła data na fakturze? – Zakpił.
- To coś większego – odpowiedział, nie zwróciwszy uwagi na drwiny Febo. – Chyba, kurde, mamy jakiś przekręt – Aleks wyprostował się na fotelu i poluzował idealnie związany szalik na szyi.
- Co ty za głupoty pleciesz? – Udawał, że nie wie o czym mówi jego pracownik. – Pewnie znowu coś pomieszałeś – przekonywał go. Turek pokręcił przecząco głową.
- Dostaliśmy fakturę do zapłaty od firmy „Sukces” za maszyny dziewiarskie.
- No i co w tym takiego dziwnego? – Zapytał, nie bardzo rozumiejąc o co chodzi Adamowi.
- Pshemko nie używa takich tkanin, żeby potrzebne były te maszyny. – Wytłumaczył.
- Pokaż mi to – łysiejący mężczyzna podał mu plik kartek. Po chwili powiedział – czyli Mareczkowi brakuje pieniędzy na panienki – kręcił głową z dezaprobatą. – Nie daruje mu tego – grzmiał Włoch. – Wyprowadza z firmy pieniądze workami. Chyba pan prezes myśli, że jest bezkarny – poderwał się z fotela. – Przygotuj mi zestawienie, ile wyprowadził z firmy. Przeanalizuj wszystko dokładnie – rzucił do głównego księgowego, wychodząc z gabinetu.
- Marek, Marek i po Marku. – Powiedział do siebie, po wyjściu Aleksa z gabinetu.



Jak burza wpadł do sekretariatu prezesa, w drzwiach od jego gabinetu minął się z jego nową asystentką. Z pewnością wychodziła stamtąd po chwilach cielesnych uciech.  Zdradzały ją kruczoczarne włosy, pozostawione w nieładzie i krzywo pozapinane drobne guziczki koszuli. Pokręcił tylko głową z dezaprobatą i nie  czekając, wszedł do środka.
- Możesz mi to wytłumaczyć? – Wrzasnął i rzucił mu fałszywe faktury na biurko. Dobrzański niechętnie wziął kartki do ręki i zaczął je przeglądać.
- Aleks, - powiedział spokojnie – o co ci chodzi? To są rachunki z firmy, która zaopatruje i naprawia sprzęty w naszych szwalniach – wyjaśnił spokojnie nie mając pojęcia, o co mu chodzi.
- Doprawdy? – Zakpił. – Dzwoniłem do wszystkich szwalni i żadna, powtarzam żadna, nie otrzymała nowego sprzętu – Dobrzański wyprostował się na krześle. – Myślałeś, że to się nie wyda? – Patrzył na niego prowokująco. – Wyprowadziłeś z firmy setki tysięcy!
- Aleks, ja nie mam z tym nic wspólnego! – Próbował się tłumaczyć. – Poza tym, tutaj też jest twój podpis – wskazał na rachunki.
- Ale to ty jesteś prezesem! – Grzmiał. – Ja podpisywałem je mechanicznie – wyjaśnił. – Jeśli ty podpisałeś to, to ja nie mogę podważać twoich decyzji – Dobrzański kręcił głową z niedowierzaniem.
- Ja w ogóle nie pamiętam żebym podpisywał umowę z tą firmą – wyjąkał, był w ciężkim szoku. Aleks roześmiał się ironicznie.
- Ta wóda zrobiła ci dziury w mózgu – zadrwił z niego. – Za to czeka cie kryminał i długo z niego nie wyjdziesz – powiedział proroczo. – Jeszcze dzisiaj zgłoszę zawiadomienie o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa do prokuratury – żwawym krokiem, ruszył w kierunku drzwi, z fotela poderwał się Marek.
- Aleks! – Zawołał za nim. – Zaczekaj! To wszystko da się jakoś wyjaśnić  – próbował go zatrzymać, bezskutecznie.



Na efekty działania Febo, nie musiał długo czekać. Kilka godzin później do jego gabinetu, zapukali dwaj oficerowie policji. Skuli po w kajdanki i wyprowadzili z firmy. Wzbudziło to, niemałą sensację wśród pracowników, którzy zaczęli snuć domysły. Zdezorientowany Sebastian zadzwonił do rodziców Marka i poinformował ich o wszystkim.  Byli wstrząśnięci informacjami przekazanymi przez Olszańskiego.
- Witaj Tadeusz – powiedział Krzysztof wchodząc z Heleną do gabinetu zaprzyjaźnionego prawnika.
- Helena, Krzysztof witajcie – powiedział radośnie podnosząc głowę znad dokumentów. – Co was do mnie sprowadza? – Zainteresował się.
- Zatrzymali mojego syna, Marka – powiedział strapiony nestor. – Podobno popełnił przestępstwo gospodarcze.
- Marek prowadzi bardzo rozwiązły tryb życia, - wtrąciła się Helena – ale nie wierzę, żeby on mógł nas okradać – Krzysztof zakrył dłoń żony swoją.
- Helenko, nie martw się – uspokajał ją. – Zrobimy wszystko, aby wyciągnąć go z tego – zapewnił ją Krzysztof. – Nie znamy żadnych szczegółów – zwrócił się do adwokata. – Dlatego chciałbym  abyś dowiedział się wszystkiego i wyciągnął z tego bagna naszego syna – spojrzał na nich z współczuciem.
- Poruszę niebo i ziemię – zapewnił i zamyślił się na chwilę. – Jak wiecie, ja specjalizuję się w prawie cywilnym i prawie pracy. Zastanawiam się któremu z moich pracowników dać tę sprawę.
- Ma być najlepszy! – Rzekła despotycznie Helena. – Cena nie gra roli – Tadeusz znów się zamyślił.
- Pół roku temu, poznałem piekielnie zdolną niemiecką prawniczkę. Z tego co wiem, zdawał egzamin adwokacki i w Polsce, i w Niemczech. Kończyła również ekonomię. Może udałoby mi się ją sprowadzić do Warszawy? Zajęłaby się wtedy waszego syna. Co wy na to? – Zaproponował.
- Myślisz, że ona da sobie radę? – Zapytał Krzysztof.
-Nigdy nie spotkałem zdolniejszego specjalisty od prawa finansowego i karnego – roześmiał się. – W końcu cyferki to jej pasja.

- Ulka – jęknęła jej przyjaciółka – musisz wyjeżdżać? Nie chcę zostawać sama we Frankfurcie.
- Dobrze wiesz, że taka oferta pracy, to jak wygrana w totolotka – przekonywała ją. – Co z tego, że ukończyłam oba kierunki z pierwszą lokatą, jak i tak tutaj nie udało mi się znaleźć pracy?
- No ja to rozumiem, ale chcesz zostawić to wszystko i wyjechać? – Próbowała ją przekonać.
- A co ja zostawiam? – Zainteresowała się. – Przecież nie mam rodziny, jestem sama jak palec.
- Ulka, - powiedziała łagodnie – masz przecież mnie – przytuliła ją do siebie.
- My możemy do siebie przyjeżdżać, dzwonić, pisać maile, cokolwiek – przekonywała ją. Wytarła z policzków, uronione łzy i zapytała – odwieziesz mnie na lotnisko?