Myślę, że pod tym postem nie zobaczę komentarza w stylu: "krótkie". Dostosowałam się do Waszych opinii i dla porównania jak zawsze pisałam na 3 strony, tak ta część zajęła mi 7 :D Myślę, że będziecie usatysfakcjonowani/usatysfakcjonowane :) :*
Miłego czytania!
Siedziała na parapecie i płakała. Szlochała z
bezsilności. Nie wiedziała kompletnie co zrobić ze swoim życiem. Patrzyła na
panoramę Warszawy i czuła się bezradna.
Sięgnęła po kieliszek i jednym haustem wypiła całą zawartość lampki,
wypełnionej czerwoną cieczą. Wyglądała strasznie. Włosy rozczochrane, brudny
dres, mocno wychudzona. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała jedzenie w
ustach. Nie czuła głodu. Lodówka była pusta, a ona nie wychodziła w ogóle z
domu. Siedziała i opłakiwała swoją sytuację. Tylko to mogła w stanie zrobić.
Popatrzyła jeszcze raz na kartkę leżącą na podłodze. Pozew rozwodowy, pozew rozwodowy, pozew rozwodowy, pozew rozwodowy,
pozew rozwodowy, pozew rozwodowy, pozew rozwodowy, pozew rozwodowy…..
Nie spała całą noc zastanawiając się co
zrobić. Miała dwa wyjścia do wyboru: powiedzieć Markowi całą prawdę i spróbować
naprawić jego małżeństwo, a przy tym narazić się Krystianowi, czy trwać przy
chłopaku. Rankiem słysząc jego nieustające chrapanie po drugiej stronie łóżka
podjęła ostateczną decyzję.
O dziewiątej szybkim i zdecydowanym krokiem
przekroczyła próg firmy. W rękach trzymała dwie kawy, wzięte na wynos z
pobliskiej kawiarni i papierową torebkę z pączkami. Na jej twarzy pojawił się
uśmiech, już dawno niespotykany. Wiedziała, była pewna, że dobrze postępuje.
Zapukała do drzwi i cichutko przemknęła się
przez nie. Zastała Marka pochylającego się nad laptopem. Zauważył ją i podniósł
wzrok.
- Hej- zaczęła nieśmiało. Na widok jego
ulubionej kawy uśmiechnął się.
- Witam. Nie musiałaś- wskazał na sofę i
wstał z krzesła.
- Ale chciałam- obserwowała bacznie, jak
podnosi się, zapina marynarkę i kieruje się w jej stronę. Odetchnęła głęboko. Teraz, albo nigdy!
- Stało się coś?- niezwłocznie zauważył, że
się stresuje.
- Marek- przymknęła oczy na moment- musimy
porozmawiać- odważyła się spojrzeć w jego oczy. Były zdezorientowane.
- A więc słucham.
- To nie chodzi o firmę-zaczął się niepokoić.
- Justyna, może od początku- patrzyli chwilę
na siebie, zanim zebrała się w sobie i zaczęła mówić.
- Znamy się ze studiów. Szczerze mówiąc jakoś
nigdy nie utrzymywaliśmy bliskich kontaktów, ale ja wtedy byłam w
tobie…zakochana- jego oczy były wielkości pięciozłotówki. Nie wyobrażał sobie
tego, przecież nigdy nie dawała mu żadnych znaków zainteresowania jego osobą-
Możesz się dziwić, ale taka prawda. Ale po studiach w ogóle się nie widywaliśmy
i zapomniałam o tobie. Poznałam Krystiana.
- Poczekaj, bo czegoś tu nie rozumiem. Po co
mi to wszystko mówisz?
- Wysłuchaj mnie do końca- spojrzała na niego
błagalnym wzorkiem- W pewnym momencie znalazł w jakiejś gazecie artykuł o
tobie. Nowy prezes Febo&Dobrzański
podpisuje umowę z reprezentacją na milion złotych. Zobaczyłam twoje zdjęcie
i jakoś wypsnęło mi się, że cię znam, że byliśmy na tym samym roku. Czułam, że
ta informacja nie została mu obojętna, ale myślałam, że może jest zazdrosny czy
coś. Jednak kilka tygodni później wrócił do mieszkania z nowiną, że będziemy
bogaci. Opowiedział mi, że mogę się do ciebie zwrócić, nawiązać kontakt
i…wrobić ciebie w dziecko- ostatnie słowa wypowiedziała szeptem-wtedy nie było
okazji. Dowiedzieliśmy się, że już nie jesteś prezesem, a została nim Urszula
Cieplak- przerwała na chwilę- Zaraz, zaraz, przecież to twoja żona- była w
szoku.
- W zasadzie to już prawie była żona-
sprecyzował gorzko.
- Właśnie o tym mówię. Nie możesz doprowadzić
do rozwodu. Dobra, na czym skończyłam? Aaa, tak, myśleliśmy, że plan cały
poleci, ale pewnego dnia Krystian przyszedł z
kolejną nowiną. Pokazał mi tym razem ogłoszenie, że twoja firma szuka
asystentki prezesa i powiedział, że wróciłeś na stanowisko. Świetnie menda
wykombinował wszystko, tylko nie spodziewał się tego, że będę miała wyrzuty
sumienia. Wkręciłam się w to wszystko, w całą tą intrygę- na dźwięk ostatniego
słowa wzdrygnął się.
- Karma zawsze wraca- powiedział cicho, tak
że ledwo go słyszała.
- O czym mówisz?- teraz to on ją zaskoczył.
- Co?-
wrócił ze świata wspomnień- Ja też wplątałem Ulę w intrygę. To było za
czasów, kiedy jeszcze nie rozumiałem, że ją kocham. Nieważne.
- Tym właśnie sposobem wylądowałam tutaj-
kontynuowała- próbowałam cię podrywać, ale za bardzo byłeś zapatrzony w żonę. Aż pewnego razu nadarzyła się okazja.
Spotkałam Ulę w parku i była z jakimś facetem- na myśl o tym zakuło go w sercu-
Tylko, że nie było tak jak ci mówiłam wcześniej. Oni tylko rozmawiali jak
znajomi i tyle. Na końcu pocałował ją w policzek i stąd to zdjęcie. Trochę
podkoloryzowałam.
- Trochę?- był zdenerwowany- Tylko trochę?!
Przez to twoje trochę moje małżeństwo za chwilę nie będzie istnieć.
- Wiem Marek, przepraszam- słone krople
leciały po jej zaróżowiałych policzkach. Widząc to spuścił z tonu.
- I ja przepraszam, nie powinienem winić
tylko ciebie. W zasadzie w dużej mierze jest to też moja wina. Bardziej zaufałem osobie, której
prawie nie znałem niż własnej zonie. Ona mi tego nie wybaczy- oparł się rękami
o blat biurka i spuścił głowę. Wciąż huczała mu myśl: Ona cię nie zdradziła! Nie było zdrady, nie było zdrady, nie było
zdrady…
- No leć do
niej- popatrzył na nią rozbieganym wzrokiem- Leć- powtórzyła. Szybkim krokiem
wyszedł na korytarz.
- Musimy coś z nim zrobić zanim do reszty się
stoczy, albo co gorsze zrobi coś sobie z rozpaczy- w gabinecie dyrektora HR
wrzała dyskusja. Nagle drzwi się otworzyły i z impetem wkroczył zziajany Marek.
- Matko, Marek co ty robisz? Ktoś cię goni?-
zapytał przerażony Sebastian.
- Potrzebuję twojego samochodu, szybko!-
próbował złapać oddech- Mój jest w naprawie, a muszę szybko gdzieś się dostać.
- Masz- podał mu kluczyki i dowód
rejestracyjny pojazdu- Ale gdzie jedziesz?
- Potem opowiem, dzięki Seba- wybiegł z
gabinetu.
Jechał jak szalony do Rysiowa. Znał tę drogę
na pamięć. Przypomniał sobie, jak przyjeżdżał do Uli z przeprosinami po
wyjawieniu intrygi. Wtedy obiecał sobie, że już nigdy więcej jej nie skrzywdzi,
że nie będzie musiał jechać do jej domu rodzinnego z duszą na ramieniu. Złamał
przysięgę. Los się powtórzył i z powrotem robił to samo. Znowu przez niego
cierpiała, a on z nią. Tylko jej krzywda była ponad jego. Zawsze. Czuł
rozwalający go od środka ból. Tak bał się, że go odrzuci, że powie, że za
późno. Bał się, że wszystko schrzanił, jak zwykle. Totalny dupek! Myśli go tak pochłonęły, że przegapił skrzyżowanie i
przejechał na czerwonym świetle. Na szczęście los mu sprzyjał i nic nie jechało z prostopadłej
ulicy.
Podjechał pod posesję numer osiem i wyłączył
silnik. Nie potrafił zebrać sił, aby wyjść. Siedział w bezruchu i zastanawiał
się co ma powiedzieć Uli, kiedy ją zobaczy. Wiedział, że zwykłe ‘przepraszam’ nie wystarczy. Tu nie
chodziło o zdradę. Tu chodziło o brak zaufania.
Nie wysłuchał jej, nie dał jej
się wytłumaczyć, nie mogła powiedzieć żadnego słowa. Nie mogła się bronić. Od
razu skazał ich małżeństwo oskarżając ją
bezpodstawnie. A mógł się domyślić.
Czuł, że Justyna traktuje go inaczej. Ale to zainteresowanie jego osobą miło
łechtało jego ego. Odkąd ożenił się z Ulą, żadna dziewczyna nie popatrzyła na
niego tak jak dawniej. Nie było żadnych pożądliwych spojrzeń, flirtów.
Wiedziały jak na to reaguje, jak zakochany jest w żonie. Wiedziały, że nie mają
szans z tak ogromną miłością, więc odpuściły. Potem zaczęło mu tego brakować,
aż na horyzoncie pojawiła się Justyna, która nie ukrywała zainteresowania. Nigdy
nie doszło do niczego, traktowali się jak przyjaciele. Teraz wiedział, że to go
zgubiło. Bardziej uwierzył asystentce, niż Uli. Miał żal o to do siebie.
Postanowił w końcu wyjść z samochodu. Ospałym krokiem przeszedł bramkę i
doszedł do drzwi. Z lekkim zawahaniem zapukał trzykrotnie. Po chwili zobaczył Cieplaka.
- Dzień dobry- przywitał się uprzejmie. Józef
skinął głową- chciałbym porozmawiać z Ulą.
- Nie ma jej.
- Ale ja naprawdę muszę z nią porozmawiać.
Chciałbym wyjaśnić tę sytuację- był utwierdzony w przekonaniu, że Cieplak
ukrywa córkę.
- Ale Marku, jej naprawdę tu nie ma.
- A gdzie można ją znaleźć?
- Sęk w tym, że nie odzywa się do nas-
przeraziły go te słowa.
- Dziękuję, panie Józefie- strapienie na
twarzy seniora wzruszyła go doszczętnie- Obiecuję, że ją znajdę!
- Nie obiecuj niczego, bo łamiesz przysięgi.
Na waszym ślubie obiecywałeś, że Ula nie będzie już nigdy przez ciebie
cierpiała, i co?- zabolało.
- Wiem i bardzo przepraszam- odszedł ze
skuloną głową.
Z duszą na ramieniu wracał do samochodu,
kiedy zobaczył w przeciwnej bramie Szymczyka. Zacięta mina nie wróżyła niczego
dobrego. Zauważył, że Maciek się zbliża i nagle poczuł okropny ból na prawym
policzku.
- Co jej znowu zrobiłeś?- warczał na niego.
- Maciek, uspokój się- ledwo trzymał się na
nogach- Nie zdradziłem jej, jeśli ci o to chodzi. Po prostu nie uwierzyłem jej
w jednej sprawie- Szymczyk od razu zmienił nastawienie.
- Jak to? I ona przez to tak cierpi?-
zdezorientowanie malowało się na jego twarzy.
- Tak, ale chciałem jej to wyjaśnić, a nie
wiem gdzie jest- był przygnębiony- Chociaż, pewnie ty wiesz- popatrzył na
niego.
- Wiem- odparł cicho patrząc w dal.
- Błagam cię, powiedz mi gdzie ją mogę
znaleźć, może mnie tam zawieźć, cokolwiek! Muszę się z nią widzieć- przez chwilę
nie odpowiadał.
- Dobra, pomogę ci. Raz ci nie pomogłem i co
z tego wyszło? Oboje cierpieliście jeszcze bardziej. Masz nawigację?- skinął
głową- wpiszę ci adres jej mieszkania. Na pewno tam jest.
Wracał do Warszawy. Analizował wszystkie
słowa, które dzisiaj usłyszał. Nie możesz
doprowadzić do rozwodu.
Oni tylko
rozmawiali jak znajomi i tyle. Na końcu pocałował ją w policzek i stąd to
zdjęcie. Trochę podkoloryzowałam.
Nie odzywa
się do nas. Na waszym ślubie obiecywałeś, że Ula nie będzie już nigdy przez
ciebie cierpiała, i co?
Co jej znowu
zrobiłeś?
Myśli tak kotłowały się w jego głowie, że
nawet nie zauważył, że jest na miejscu.
Po chwili wyszedł z auta i palnął się w czoło: Mogłem chociaż kwiaty kupić…Znalazł odpowiednią klatkę i zadzwonił
domofonem. Po chwili usłyszał odebranie:
- Wchodź Maciek- serce zabiło mocniej, kiedy
usłyszał jej smutny, nostalgiczny głos. Jak
dawno go nie słyszałem!