niedziela, 1 listopada 2020

"Urodziny" miniaturka

 

Z racji zbliżających się moich urodzin popełniłam miniaturkę w tym temacie. 💛💜

 

Oddał jej prezesurę. Oddał jej biuro. Oddał jej serce, jednak tego nie chciała przyjąć. Wciąż się mijali i nie mogli dojść do porozumienia. Poprosiła go, aby odszedł z firmy. Zrobił jak chciała. Chociaż bardzo nie chciał. Nie obchodziła go firma. Chciał się z nią widywać. Ale uszanował jej decyzję. Od dnia, w którym przejęła obowiązki prezesa nie pojawił się w F&D. Mimo to leżąc w swoim łóżku, robiąc kawę, gotując obiad, przeglądając Internet wciąż o niej myślał. Wyobrażał sobie jak pięknie i majestatycznie musi wyglądać przy wielkim drewnianym biurku jako pani prezes. Jak ślęczy nad dokumentami, pogrążona w myślach tak, że nawet nie słyszy jak ktoś wchodzi do gabinetu.  Jak musi walczyć o byt firmy, którą właściwie sam pogrążył w otchłani kryzysu. Przeplatał te myśli ze wspomnieniami ze SPA, wtedy kiedy była cała jego i tylko jego. Zrozumiał, że w całym swoim życiu był szczęśliwy tylko przez dwa dni. Właśnie w weekend, w którym dostrzegł czym jest miłość. Wcześniejsze  szczęśliwostki okazały się bujdą. Zwykłą ściemą.  Wspominał również jak bardzo ją skrzywdził. Wyrzucał sobie jakim był podłym człowiekiem. Zranił ją. Pamiętał jak w amoku wyrzucała z siebie kolejne słowa. Że to nie zrobiła dla niego a tylko dla przyjaciół. Że nie chce go znać. Że chce o nim zapomnieć. Te twierdzenia były ostre niczym sztylet, który wbijał się w jego serce. Wspominał jak szalał z rozpaczy kiedy ona wyjechała. Nie miał z nią żadnego kontaktu. Szanował to, ale nie mógł znaleźć sobie miejsca. Wspominał chwilę, w której zobaczył ją po dłuższym rozstaniu. Piękna. I piekielnie smutna. Chłód bił od niej na kilometry. Aż w końcu kolejny cios. Piotr. Szczerze nienawidził doktorka.


I tak stale to wspominając i rozpamiętując, leżąc w swoim łóżku usłyszał telefon. Niespecjalnie zbierał się aby odebrać, ale w końcu wyczołgał się spod kołdry. To co zobaczył na wyświetlaczu spowodowało szybsze bicie serca. Krew zaczęła szybciej płynąć w żyłach. Ciśnienie momentalnie wzrosło. Trzy litery składające się w wyraz, który tak usilnie kochał. Ula. Błyskawicznie kliknął w zielony klawisz.





Rozmowa była krótka ale treściwa. „Marek, chciałabym abyś wrócił do firmy”. Jej słowa spowodowały falę ekscytacji. „Chyba cię potrzebuję”. Cudowne ciepło rozlewało się po jego wnętrzu. „Masz kontakty w branży, które bardzo by mi się przydały”. Najpierw kontakty a później może cały ja- zaczął fantazjować. Mimo później pory jak oparzony wyskoczył z łóżka. Aby następnego dnia jak najszybciej pojawić się w firmie postanowił od razu spakować aktówkę i przygotować ubrania do pracy. Zawsze przykładał uwagę do wyglądu, ale teraz spędzał już kolejną godzinę w garderobie. Nie mógł się zdecydować, którą marynarkę założyć, chociaż różniły się jedynie drobiazgami. Szczęśliwy w końcu skompletował swój outfit i mógł pójść spać. Mimo usilnej chęci szybkiego zaśnięcia, nie mógł wpaść  w objęcia Morfeusza. Był zbyt podekscytowany i ożywiony propozycją Uli.


Zwarty i gotowy pojawił się w firmie jeszcze przed ósmą. Spotkał jedynie pana Władka i  to właśnie od niego dowiedział się, że jest pierwszy. Był  z siebie zadowolony. Oto mi chodziło! Chciał pokazać Uli jak bardzo mu zależy. Usiadł przy starym biurku Cieplak i pogrążył się w myślach. Wspominał wciąż to samo. Zaczynając od weekendu SPA. Kiedy był na etapie analizowania ich pierwszego spotkania po metamorfozie Uli przed nim zmaterializował się obiekt jego myśli.

- Co ty tu robisz?- była wyraźnie zszokowana.

- No jak to- zająknął się- przecież miałem wrócić do firmy- odparł zdezorientowany.

- No tak-zreflektowała się - chodziło mi o to co robisz tak wcześnie? Nigdy nie garnąłeś się do pracy- szczerze przyznała.

- Wcześnie wstałem i chciałem jakoś spożytkować ten czas- tajemniczo się uśmiechnął.

 

Pracowali już razem dwa tygodnie. Mimo początkowego dystansu, Ula szybko zmieniła nastawienie do Dobrzańskiego. Marek nie chciał jej irytować, więc stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem będzie niewspominanie ich prywatnych spraw. Związani byli tylko i wyłącznie pracą. Wiedział, że i tak ma ogromne szczęście, że Ula przywróciła go do firmy i mogli się codziennie widzieć. Jednakże na drodze do pełnego szczęścia wciąż przeszkadzał mu doktorek. Kiedy go widział, całe jego wnętrze bulgotało. Powoli utwierdzał się w przekonaniu, że jeżeli nie wykona żadnego kroku, to straci Ulę bezpowrotnie. Akurat zbliżały się jej urodziny.





Siedział przy biurku i drukował ostatnie strony broszury nowej kolekcji. Był przygnębiony, ponieważ to oznaczało zakończenie przygotowań do pokazu. Wiedział, że nie będzie już potrzebny Uli i że będzie musiał odejść. Dodatkowo poranna rozmowa z Piotrem też nie dawała mu spokoju. Dowiedział się z niej, że Ula i Piotr mają plany wyjechać do Bostonu. Wciąż dudniły mu słowa Seby, którymi skwitował tę nowinę: „To normalnie jak małżeństwo”. Był przekonany, że musi coś zrobić. Inaczej będzie sobie przez całe życie wyrzucał, że nie wykorzystał ostatniej szansy. Jego myśli przerwał dźwięk telefonu.

- Tak Ula?- szybko odebrał połączenie – jak sprawy w drukarni?

- Cześć Marek- usłyszał w słuchawce- W drukarni okej, ale mamy inne problemy- z jej tonu głosu wywnioskował zatroskanie- okazało się, że kilka projektów może być plagiatem- był wyraźnie w szoku.

- Co?- wybełkotał- ale jak to?

- Nie czas teraz o tym mówić. Dzwonię tylko zapytać czy dałbyś radę dzisiaj wieczorem popracować ze mną?- u Marka zaświtała pewna myśl.

- No jasne. Zostanę po pracy.

- Dzięki Marek- usłyszał jak odetchnęła z ulgą- Nawet nie wiem jak ci dziękować.

- Ula, nie musisz mi dziękować- uspokajał ją- przecież to moja firma.

- Mimo to nie masz w umowie żadnych nadgodzin- oboje się roześmiali- A tak poważnie, to muszę jeszcze załatwić parę spraw na mieście, więc nie wrócę do firmy przed dziewiętnastą- spojrzał na zegarek. Mam sporo czasu.


Zaczął przygotowania. Wykonał kilka telefonów, a kiedy firma opustoszała wziął się do roboty. Dzierżąc bukiet bordowych róż, wszedł do gabinetu Uli. Wyłożył na blat biurka stos karteczek i zaczął wypisywać wyznania miłości oraz życzenia urodzinowe. Następnie zaczął przyklejać karteczki po całym pomieszczeniu. Wybijała dziewiętnasta, kiedy kończył układać ostatnie zapiski.  Usłyszał kroki Cieplak.


Ula była potwornie smutna, że swoje urodziny musi spędzić w pracy. Specjalnie tak zorganizowała wcześniejsze zadania, aby wieczór mogła spędzić wśród najbliższych. Jednakże to, czego dowiedziała się będąc w drukarni, całkowicie pokrzyżowały jej plany.


                                                                     *

Kończyła negocjacje z właścicielem drukarni, kiedy jej telefon zaczął dzwonić. Mocno poirytowana przeprosiła rozmówcę i szybko wyszła na korytarz.

- Violka, mam nadzieję, że to coś ważnego, bo inaczej mnie popamiętasz- warknęła do słuchawki.

- O boziu, Ulka…Nie przesadzaj!

- Violka!- krzyknęła.

- Afera będzie- blondynka szepnęła do słuchawki.

- O czym ty mówisz Viola?- mocno się zdziwiła. Kubasińska streściła to co podsłuchała od Aleka i Pauliny. Dowiedziała się, że projekty Wojtka okazały się plagiatem a Febo chcą to ogłosić podczas pokazu kolekcji.

                                                                      * 

Na wspomnienie tej sytuacji mocno westchnęła i weszła do swojego gabinetu. To co zobaczyła wprawiło się w ogromne osłupienie. Tysiące karteczek z napisami, na podłodze kolorowe serce, a na kanapie siedział Dobrzański z bukietem kwiatów.  Na jej widok podniósł się z sofy i podszedł do niej.

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin- wręczył jej kwiaty. Zatkało ją. Mimowolnie odebrała od niego bukiet, jednak nic nie powiedziała. Stwierdził, że będzie kontynuował- Ula, ja wiem, że nie chcesz wracać do przeszłości, jednak uważam, że to co jest między nami wciąż istnieje. I szczerze wątpię, że to minie- dalej nie odezwała się ani słowem- Z okazji urodzin chciałbym ci życzyć wszystkiego co najlepsze. Abyś zawsze była radosna i szczęśliwa. Żebyś zaznała miłość, w którą tak usilnie wierzysz. Przepraszam za ten cyrk, ale kiedy usłyszałem, że wyjeżdżasz na rok do Stanów Zjednoczonych stwierdziłem, że muszę coś zrobić, że muszę wykonać jakiś krok- wciąż wpatrywała się w niego bez słowa-  chciałbym ci jeszcze jedno powiedzieć- przerwał na moment- chciałbym ci powiedzieć, że cię kocham- na jej policzku spłynęła łza i nastała cisza. Po chwili Ula wylądowała w jego ramionach. Usłyszał jej szept, który układał się w wyrażanie: ja ciebie też kocham. Zastygli w uścisku na kilka minut. Potrzebowali tej bliskości. W pewnym momencie Cieplak zreflektowała się:

- Marek, bierzmy się do roboty. Naprawdę mamy dużo do zrobienia.

- Ty nawet w takiej chwili myślisz o pracy?- oboje ryknęli śmiechem.

KONIEC!

niedziela, 18 października 2020

"Jedna noc" miniaturka


Byli przyjaciółmi od lat. Poznali się na studiach, byli na tym samym kierunku aż w końcu się zaprzyjaźnili. W zasadzie w ich przyjaźni pomogła jego dziewczyna.  Była dziewczyna. Kiedy oni tylko się kolegowali jego partnerka zdradzała go. Kiedy się dowiedział, poważnie się załamał a z pomocą przyszła  właśnie Ula. Dużo rozmawiali, starała się dodawać mu otuchy, chciała aby jak najszybciej wyszedł z traumy po byłej, przez którą stracił zaufanie do kobiet. I tak właśnie stali się najbliższymi przyjaciółmi. Ale podobno przyjaźń damsko-męska nie istnieje, prawda?


 

Po roku od ukończenia studiów oboje znaleźli stabilną pracę. Co prawda w różnych firmach ale stale utrzymywali kontakt. Wciąż byli najlepszymi przyjaciółmi,  którzy wszystko sobie mówią i bardzo się wspierają. Ich wspólni znajomi podejrzewali, że są w związku lecz oni zawsze wyśmiewali ten pomysł. Uważali, że nigdy nie będą razem, że totalnie nie pasują do siebie.


 

Jak co wieczór pojawił się pod jej mieszkaniem. Otwierając drzwi nawet na niego nie spojrzała.

- Mam nadzieję, że masz butelkę wina ze sobą- skierowała swoje kroki do kuchni a Marek kroczył za nią- Miałam straszny dzień w pracy. Wszyscy się mnie czepiali.

- Butelki wina nie mam ale może coś innego ci pomoże- nastawiła wodę na herbatę i dopiero wtedy na niego spojrzała. Dostrzegła małą, białą i puchatą kuleczkę pod jego ramieniem- Poznajcie się. Ula, Borys, Borys Ula.

- Ojejku!- zapiszczała z zachwytu- Jaki słodziak- podbiegła do niego i wzięła szczeniaczka na ręce- Jaki on jest piękny. Kupiłeś psa? Jaka to rasa?- zasypywała pytaniami Dobrzańskiego.

- Tak, kupiłem- zaśmiał się z jej reakcji- To maltańczyk. Marzyłem o nim od dawna. Zresztą kiedyś ci wspominałem.

- Jest naprawdę  słodki. Masz rację, już nie potrzebuję wina. Borys, tak?- przytaknął głową- W takim razie Borys poprawił mi humor.

- No dobra a tak serio, co się działo w pracy? Opowiadaj- zasiadł przy aneksie kuchennym i wsłuchał się w jej monolog.

 


- Ula jest problem!- pojawił się kolejnego popołudnia w progu jej mieszkania.

- Co jest?- spojrzała na niego zdezorientowana, kiedy wchodził przez drzwi wejściowe. Przeszedł od razu do kuchni, wziął szklankę i nalał sobie wody- Nie krępuj się- zaśmiała się.

- O kurczę- zreflektował się- przepraszam. Strasznie się spieszyłem i jestem spragniony.

- Co to za sprawa?- zaciekawiła się.

- Słuchaj…Mam w pracy ważne, dosłownie arcyważne delegacje do Wrocławia.

- Delegacje?- była zaskoczona liczbą  mnogą tego rzeczownika.

- No niestety. I nie mam z kim zostawić Borysa- zasmucił się. Spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.

- Chyba Kulki- nawiązała do ich wcześniejszej kłótni o to jak pies Marka powinien się wabić. W zasadzie to nie była kłótnia a przekomarzanie się.

- Dla mnie Borysa, a dla ciebie Kulki, może być?- skitował.

- No przecież żartuję- sprzedała mu kuksańca- Chcesz zostawić u mnie Kulkę?- przytaknął głową.

- No dokładnie. Borys- zaakcentował słowo- cię toleruję, wręcz muszę powiedzieć, że nawet lubi- puścił oczko- Myślę, że wasza wspólna noc nie będzie zła.

- Noc? Ty chcesz zostawić mi Kulkę na noc?- spojrzała na niego z przerażeniem- Przecież ja nie wiem jak się nim zajmować. Co mam z nim robić?- znowu się zaśmiał.

- Dać mu zjeść a potem sam zaśnie.

- Nie bagatelizuj sprawy, Marek. Jaka karma, ile jej dać, o której?- zaczęła wyliczać jak najęta.

- Ula- dalej ciągnęła swój wywód- Ula- powtórzył. Dalej zero odzewu- Ula- po raz kolejny wypowiedział jej imię, tym razem głośniej. Zreflektowała się i zamilkła- Przygotuję odpowiednią karmę, powiem ci ile i o której dobrze?

- No dobra- zgodziła się bez większego przekonania- niech ci będzie.

 

W piątkowy wieczór zjawił się wraz ze swoim czworonożnym przyjacielem i wyprawką dla niego.

- Ja nie wiem, która normalna firma robi delegacje w weekend?- wciąż nie mogła w to uwierzyć.

- A czy ja kiedyś mówiłem, że w mojej robocie jest normalnie?- spojrzał na nią z ironicznym uśmiechem- zresztą na całe szczęście dzięki temu mam dwa dni wolnego w tygodniu, więc nie mam co narzekać. A ja ogólnie lubię Wrocław.

- Kogo ty oszukujesz Marek? Wieloletnią przyjaciółkę?- popatrzyła na niego pobłażliwie.

- Wiem, wiem…Przecież nienawidzę Wrocławia- przyznał- Dobra ja muszę uciekać, bo nie chcę zajechać po północy. Wszystko już ci powiedziałem, mam w razie wu powtórzyć?- zaprzeczyła.

- Leć już, bo serio jest późno- wypchnęła go za drzwi- A my zostajemy sami- zwróciła się do Borysa/Kulki.

 

Właśnie zostawiał psa już na czwartą delegację. Cieszył się z tego niezmiernie, ponieważ był to ostatni zaplanowany na ten okres wyjazd. Ula wbrew jej wcześniejszym przekonaniom świetnie radziła sobie z opieką nad szczeniakiem.

- Będę jutro około osiemnastej- tulił Ulę w przyjacielskim uścisku.

- Nie ma sprawy. Powiem ci szczerze, że zakochałam się w Kulce. Chyba sama sprawię sobie jakiegoś psiaka.

- No ogólnie taki zwierzak daje dużo szczęścia- przyznał patrząc się intensywnie na Borysa.

- Uważaj na siebie. Długa trasa przed tobą. A jutro wisisz mi wino za te wszystkie delegacje- wyszczerzyła zęby.

- Ula przecież wiesz, że ja wolę Jagermeister.

- Trudno- wzruszyła ramionami-będziesz musiał pić wino. Za te wszystkie noce z Kulką- puściła mu oczko- Kup moje ulubione.

 

- O Boże- padł zmęczony na kanapę- jestem totalnie wykończony.

- Aż tak się sfrustrował Wrocław?- podała mu kieliszek wina do ręki.

- A powiem ci, że nawet zacząłem się przekonywać do tego miasta. Ale ogólnie jestem za stary na takie wypady- zaśmiał się. Pochłonięci rozmową nie liczyli ani godzin ani kieliszków wina.

 

Położył ją na łóżku, kiedy pozbawili się ubrań. Ustami i językiem zaczął znaczyć tajemnicze ślady na jej ciele. Nieśmiało położyła dłonie na jego nagich plecach, zaczęła je gładzić. Ta pieszczota sprawiła mu wielką przyjemność. Delikatna jak muśnięcie motyla. Za oknem panował już zmrok.
Marek coraz natarczywiej całował Ulę a ich bielizna część po części lądowała obok łóżka. Całował jej ciało centymetr po centymetrze sunąc niżej i niżej. Słyszał jej przyspieszony oddech, to go jeszcze bardziej rozpalało.

Nagle wszystko straciło ostrość tylko on i ona gdzieś w nicości. Ich ciała tańczyły tajemniczy taniec . Czuł jej usta, jej drżące, płonące ciało. Chciał, by czuła to co on. Tę niebiańska rozkosz. W końcu nadeszła fala ekstazy. Zaraz po Uli i on poczuł spełnienie. Zastygli w bezruchu czerpiąc przyjemność ze zbliżenia. Po chwili opadł na łóżko obok niej. Zaczął gładzić twarz Uli. Jej oddech stał się spokojny. Podniósł się na łokciu i spojrzał na nią. Spała. Długie włosy spocone i rozrzucone na poduszce sprawiły ze wyglądała jak anioł.
Uśmiechnął się do siebie i przyciągnął ją bardzo blisko. Zamruczała, wtulając nos w jego szyję.

- Chyba za dużo wypiliśmy- usłyszał jej słowa kiedy rankiem przebudzała się.

- Nie Ula, nie wypiliśmy na tyle by nie pamiętać co robiliśmy, ale wystarczająco aby w końcu się odważyć. Żeby w końcu się przyznać, że się kochamy.

- Marek- zaczęła niepewnie- od kiedy?- obdarzył ją spojrzeniem pełnym niezrozumienia- od kiedy mnie kochasz?

- Jeszcze na studiach to zrozumiałem, ale bałem się, że jeśli się dowiesz to zerwiesz ze mną kontakt. A bądź co bądź nie zniósłbym końca naszej przyjaźni.

- W takim razie gratuluję- znowu spojrzał na nią zdezorientowanie- Jesteś naprawdę świetnym aktorem. Nigdy nie dałeś mi znaku, że ci się podobam. Naprawdę dobrze to ukrywałeś.

- Ale chyba już nie muszę ukrywać?- zapytał z nadzieją.

- Już nie-odpowiedziała stanowczo i na znak swoich słów zbliżyła wargi do ust bruneta.

KONIEC!

niedziela, 11 października 2020

„Nie dorosłem do małżeństwa!” miniaturka 2/2

 

Już w progu mieszkania poczuł zapach kolacji. Rozpieszczała go. Zatrzasnął za sobą drzwi i odłożył aktówkę na podłogę. Z duszą na ramieniu skierował swoje kroki do kuchni. Zobaczył ją krzątającą się przy blacie kuchennym. Uwielbiała gotować, a on uwielbiał przyglądać się jej. Gdy gotowała była jakby w innym świecie. Teraz było tak samo. Dopiero po chwili zorientowała się, że mąż już wrócił.

- Cześć kochanie, jak w pracy?- ćwierkała szczęśliwa- Właśnie kończę gotować twoją ulubioną musakę. Muszę nieskromnie przyznać, że wyszła obłędnie- patrzył na nią beznamiętnym wzrokiem, ale jego wnętrze buzowało.

- Musimy pogadać- odpowiedział krótko. Muszę to zrobić jak najszybciej.

- Stało się coś?- spojrzała na niego podejrzliwie.

- Usiądźmy- zaprowadził ją na sofę. On sam usiadł na fotelu koło sofy.- Odchodzę!- ledwo przeszło mu to przez gardło.

- Co?- była w głębokim szoku- Kpisz sobie ze mnie?

- Nie- odparł ze stoickim spokojem- Po prostu nie możemy razem być.

- Bo co?- zdenerwowała się.

- Po prostu zdecydowałem, że nie będziemy już razem.

- I to teraz tak postanowiłeś? Kiedy jestem w ciąży z tobą?- coraz bardziej emocje nią targały. Przeklinała go w myślach-  Masz kochankę, prawda?

- Nie mam- intensywnie patrzył w podłogę.

- To co się stało? Wyjaśnisz mi!- wiedział, że łatwo nie odpuści. Musi to rozegrać tak, żeby naprawdę go opuściła. To dla naszego dobra! Powtarzał w myślach. Postawił na ostatni, najmocniejszy kaliber. Tylko to doprowadzi do tego, że znienawidzi go na tyle, że bez pytań odejdzie od niego. Zebrał się w sobie, wstał i podszedł do niej.

- Nie kocham cię- wyartykułował to patrząc jej prosto w oczy. Jej zdenerwowanie zniknęło. Teraz pojawiły się łzy w oczach. Patrzyła na niego zszokowana jego słowami.

- I dopiero teraz mi to mówisz?- szepnęła prawie niesłyszalnie- to po co ta szopka? Po co nasze małżeństwo? Po co ciąża?

- Tak mi się wydawało, że cię kocham, ale im dłużej w tym siedzę to tym bardziej zacząłem rozumieć, że nie dorosłem do małżeństwa! Nie nadaję się na życie pod obrączką.

- Nie chcę cię znać- szepnęła, wstała z kanapy, wzięła klucze do samochodu i trzaskając drzwiami wyszła z mieszkania. Po jej wyjściu wybuchł płaczem. Do czego ja doprowadziłem?!- wyrzucał sobie. Musiałem dopuścić się takiego kłamstwa, żeby wyjechała z mieszkania, żeby była bezpieczna.


I ona płakała. Całą drogę do Rysiowa łkała. Myślami wracała do ich wspólnych chwil. Do każdego momentu, w którym wyznawał miłość i utwierdzał ją w uczuciu. Jak mógł?! Bydlak!!! Dojechała pod rodzinny dom i wyłączyła silnik. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na całkowity upust emocji. Kiedy jechała ulicami stolicy uważnie rozglądała się i pilnowała świateł- wiedziała, że jest odpowiedzialna nie tylko za siebie ale również za dziecko w jej łonie. Teraz mogła wkurzać się i płakać. Trzasnęła mocno pięścią o kierownicę i zaczęła głośno szlochać. Płacz szybko zmienił się w wycie. Była rozgoryczona postawą Dobrzańskiego. Wydawało mi się, że jesteśmy szczęśliwi. A tu takie coś!


Wyszła z samochodu i skierowała swoje kroki do domu. Otworzył jej zdziwiony Cieplak. Ojciec, widząc w jakim jest stanie, błyskawicznie zabrał ją do kuchni i zaparzył gorącej herbaty. Ula długo nie mogła się uspokoić. W końcu udało jej  się opowiedzieć całą historię ojcu. A mi w dzień ślubu obiecywał, że już nigdy więcej cię nie skrzywdzi. Podły drań!- podsumował.

 

Po wyjściu Uli długo nie mógł się pozbierać. Klęczał żałośnie na marmurowej podłodze i wyrzucał sobie jak bardzo ją skrzywdził. Osobę, którą kocha najbardziej na świecie. Nie mógł wytrzymać przeszywającego go bólu. Musiał się jakoś pozbyć tego cierpienia. Choć na chwilę! Wstał i szybko udał się do monopolowego. Kupił litr wódki i szklanka za szklanką wlewał w siebie czterdziestoprocentowy trunek. Upił się z rozpaczy, nawet nie pamiętał kiedy zasnął.


Obudził się bladym świtem. Spojrzał na zegarek, który wskazywał piątą trzydzieści. Stwierdził, że i tak nie zaśnie, więc zbierze się do pracy. Koniec końców, musiał doprowadzić firmę do ładu. A później wszystko wyjaśnię Uli. Jak na to ile wypił poprzedniego dnia, czuł się nawet dobrze. Wziął szybki i zimny prysznic oraz zjadł śniadanie. Zaczął robić porządki w mieszkaniu- to go zawsze uspokajało. Kiedy otworzył szafę, zrozumiał, że popełnił błąd. Odurzyła go cudowna woń perfum Uli. Zaciągnął się nim. Wziął do ręki jej sweter i przyłożył do nozdrzy. Przypomniał sobie, że Ula wyszła wczoraj, biorąc tylko klucze. Zaczął usilnie zastanawiać się nad jedną rzeczą.  Skoro ci mafiosi wiedzą, że jestem żonaty to muszą nas śledzić. Niewykluczone, że obserwują nasz dom. Co jeśli będą chcieli wykorzystać sytuację, że Ula będzie sama i ją nastraszyć? Termin spłaty zbliża się nieubłaganie. Nie mogę pozwolić, żeby Ula tutaj została choć na ciut dłużej niż powinna. Poszedł do pralni po walizkę i zaczął wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy żony. Jeżeli ja to zrobię, Ula nie zmarnuje czasu w mieszkaniu i będzie mogła jak najszybciej stąd odjechać.

 

Wstała obolała i totalnie niewyspana. Płacz dał jej porządnie w kość. Poszła do łazienki, ale gdy spojrzała się w lutro, odwróciła się. Nie mogła patrzeć na swój wygląd. Ochrzaniła się w myślach. Muszę być silna dla mojego dziecka. Umyła zęby i przebrała się z piżamy. W duchu dziękowała, że zostawiła sobie w domu rodzinnym najpotrzebniejsze rzeczy. Następnie skierowała swoje kroki do kuchni. Tam czekał już Józef z ciepłą herbatą i śniadaniem.

- I co teraz będzie?- zapytał, gdy wmuszała w siebie drugą kanapkę.

- A co ma być tatku?- odpowiedziała słabym głosem- Pojadę po swoje rzeczy i zobaczymy. Na razie nie chcę się martwić Markiem, bo jednak ważniejsze jest dziecko. Musi urodzić się zdrowe. Jeśli Marek będzie chciał rozwodu, zgodzę się. Nie mam sił na walkę. Nie ma to najmniejszego sensu.

Podjechała pod blok, zaparkowała samochód i poszła do mieszkania. Kiedy otworzyła drzwi zobaczyła stos walizek ułożonych w przedpokoju.

Dupek- skwitowała, widząc swoje spakowane rzeczy.- Pewnie już jakąś chce sobie sprowadzić, stąd te moje walizki. No nieźle Dobrzański. Ciekawe czy ją znam… Dzięki Maruś za spakowanie mnie, zupełnie nie musiałeś. Chyba, że ci się tak śpieszy, żebym opuściła lokal i żebyś miał miejsce na swoje schadzki. Wzięła do ręki jedną walizkę i zaczęła z nią iść do samochodu. Wciąż zastanawiała się, czy nie zna przypadkiem kochanki męża. Może to jakaś modelka, może pracuje u nas w firmie. Bo to, że ma kochankę, wiem na pewno. Bo przecież o co innego może mu chodzić? Jestem cholernie ciekawa, dla której panny zostawia mnie i nasze dziecko…


Wracając po kolejną walizkę przypomniała sobie, że Marek ostatnio wspominał jej, że ma ważne spotkanie firmowe. Gadał o tym jak najęty, bo podobno było niezwykle kluczowe i miało mieć znaczenie dla przyszłości F&D. Spojrzała na zegarek.  Jeżeli mnie nie okłamał to w tym momencie trwa to spotkanie i nie ma go w swoim gabinecie.- pomyślała i wpadła na chytry plan.


Po spakowaniu wszystkich walizek do Astry, udała się do siedziby firmy. Zajęło to jej dosłownie pięć minut. Przy wyborze wspólnego mieszkania bardzo zwracali uwagę na lokalizację, chcieli być jak najbliżej F&D. Z duszą na ramieniu wjechała na piąte piętro. Mijając recepcję wpadła na Anię.

- O Ula- była zdziwiona- dawno cię nie widziałam. Świetnie wyglądasz- brunetka spojrzała na jej lekko zaokrąglony brzuszek- Co tu porabiasz?

- Jestem dosłownie na chwilę. Muszę iść do Marka.

- Ale Marek ma teraz spotkanie- wyjaśniła Uli, która odetchnęła z ulgą.

- Tak wiem. Zostawił mi ważne dokumenty i muszę je po prostu odebrać- skłamała.

- A to jeśli tak to dobrze. Drogę znasz- Ania puściła oczko rozmówczyni.

Weszła do gabinetu i rozglądnęła się. Nie wiedziała od czego zacząć. Podeszła do biurka i zaczęła otwierać po kolei szuflady. Nic. Jedynie co to stosy dokumentów. Jej kolejnym punktem był laptop. Włączyła go i przejrzała pliki a później pocztę. Wszystko bez zarzutu. Usiadła na krześle i zaczęła analizować co jeszcze mogłaby sprawdzić. Gdzieś musi być jakiś dowód o romansie... Przypomniała sobie, iż Marek będąc na ważnych spotkaniach zawsze zostawia prywatny telefon i bierze tylko służbowy. Ot taka zasada, żeby w razie czego ktoś nie przeszkodził w negocjacjach. Skojarzyła, że zawsze komórkę zostawia w przyborniku na biurku. Zajrzała tam. Jest!- krzyknęła w myślach. Zaczęła przeglądać zawartość telefonu. Otworzyła wiadomości, a jej oczy stawały się coraz większe. Coraz bardziej przerażona czytała SMS-y jeden za drugim. Tak zastał ją Marek. Wchodził właśnie do pomieszczenia, jednak stanął w półkroku, kiedy ją zobaczył.

- O co tu chodzi?- wskazała na telefon. Zupełnie zapomniała o swoich wcześniejszych podejrzeniach o kochance. Teraz liczyło się to, aby Marek wyjaśnił jej te dziwne i przerażające wiadomości. Spojrzał na nią ze strachem w oczach. Wydało się!

- Ula, tylko się nie denerwuj- złożył ręce jak do modlitwy i zaczął iść w jej kierunku.

- Jak mam się nie denerwować?- wrzasnęła- kiedy czytam takie coś.

- Ula- powiedział to najbardziej łagodnym głosem, jaki tylko mógł z siebie wyłonić- Pozwól, że ci wyjaśnię- był przybity do muru. Musiał jej wszystko powiedzieć. Usiedli na kanapie, a Marek przedstawił całą sytuację ze szczegółami.

- Marek, ty jesteś..ja nie wiem..nawet brakuje mi słów. Czemu mi nic nie powiedziałeś o złej kondycji firmy? Nie pisnąłeś nawet słówkiem.

- Żebyś się nie martwiła- miał spuszczoną głowę.

- A teraz martwię się jeszcze bardziej- chodziła po gabinecie.

- Bo miałaś się o tym nigdy nie dowiedzieć, ale wyszło jak wyszło.

- Marek- usiadła przy nim i zatroskanym głosem spytała- co my teraz zrobimy?

- Nie mam pojęcia- odpowiedział zamyślony- Ja nie mam żadnych pomysłów. Chyba jedynie zostało mi ubezpieczyć się na życie i rzucić się pod pociąg.

- Przestań tak mówić!- krzyknęła, czym wprowadziła Dobrzańskiego w osłupienie. Wpatrzył się w jej zamyśloną twarz. Analizowała wszystkie rozwiązania- Mam!  Słuchaj Marek, przecież możemy wziąć kredyt.

- Ula, czy ty mnie wcześniej słuchałaś? Wspominałem ci, że na F&D nie możemy wziąć kredytu.

- Ale mamy jeszcze PRO-S.

- I co, chcesz powtórki z rozrywki? Już raz wzięłaś dla mnie kredyty- odparł zrezygnowany.

- Teraz jest inaczej! Nie ratuję tylko ciebie, ale siebie i nasze dziecko. Nie masz wyjścia!- położyła dłoń na jego ramieniu- Musisz się zgodzić na tą propozycję.

- I weźmiemy pożyczkę, by spłacić poprzednią i tak dalej, i tak dalej. Przecież to błędne koło.

- Ale musisz przyznać, że bank da lepsze warunki spłaty niż ci mężczyźni. Bank przynajmniej nie grozi śmiercią- potarł czoło w charakterystyczny sposób.

- Okej- westchnął- Nie mamy innego wyjścia- przyznał przygnębiony- Przepraszam za to wszystko.

- Jesteśmy w tym razem, pamiętaj! Na dobre i złe, prawda?

- I co, nie zostawisz mnie?- spytał zaskoczony. Na jego twarzy malowało się zdumienie.

- Bardzo mnie skrzywdziłeś Marek, ale wciąż cholernie cię kocham. I wiem, że nie mówiłeś tych słów na poważnie. Chciałeś mnie po prostu chronić.

- Masz rację. Nawet nie wiesz jak ciężko było mi wypowiedzieć te słowa. Jeszcze raz przepraszam- opuścił głowę ze skruchą.

 

W umówiony dzień zjawił się w miejscu, w którym wszystko się zaczęło. Oddał cały dług i znów przyglądał się jak czarne BMW odjeżdża w bliżej nieznanym kierunku. Nigdy więcej już tu nie będę!- obiecał sobie w myślach. Mężczyźni nigdy już się nie odezwali. Dobrzańscy mogli w spokoju oczekiwać dziecka i wyswobadzać firmę z kryzysu.

KONIEC!

niedziela, 4 października 2020

„Nie dorosłem do małżeństwa!” miniaturka 1/2

Pomysł na tę miniaturkę chodził za mną już jakiś czas, ale zawsze uznawałam, że jest zbyt nierealistyczny. Jednak w końcu postanowiłam usiąść przed komputerem i...

Nawet nie wiecie jakie mnie natchnienie wzięło 😉 Pisało mi się to błyskawicznie. Mam nadzieję, że Wam to błyskawicznie będzie się czytało. I, że będzie wam się podobało 😃

 

- Musimy pogadać- powiedział krótko.

- Stało się coś?- spojrzała na niego podejrzliwie.

- Usiądźmy- zaprowadził ją na sofę. On sam usiadł na fotelu koło sofy.- Odchodzę!- ledwo przeszło mu to przez gardło.

- Co?- była w głębokim szoku- Kpisz sobie ze mnie?

- Nie- odparł ze stoickim spokojem- Po prostu nie możemy razem być.

- Bo co?- zdenerwowała się.

- Po prostu zdecydowałem, że nie będziemy już razem.

- I to teraz tak postanowiłeś? Kiedy jestem w ciąży z tobą?- coraz bardziej emocje nią targały. Przeklinała go w myślach-  Masz kochankę, prawda?

- Nie mam- intensywnie patrzył w podłogę.

- To co się stało? Wyjaśnisz mi!- wiedział, że łatwo nie odpuści. Musi to rozegrać tak, żeby naprawdę go opuściła. To dla naszego dobra! Powtarzał w myślach. Postawił na ostatni, najmocniejszy kaliber. Tylko to doprowadzi do tego, że znienawidzi go na tyle, że bez pytań odejdzie od niego. Zebrał się w sobie, wstał i podszedł do niej.

- Nie kocham cię- wyartykułował to patrząc jej prosto w oczy. Jej zdenerwowanie zniknęło. Teraz pojawiły się łzy w oczach. Patrzyła na niego zszokowana jego słowami.

- I dopiero teraz mi to mówisz?- szepnęła prawie niesłyszalnie- to po co ta szopka? Po co nasze małżeństwo? Po co ciąża?

- Tak mi się wydawało, że cię kocham, ale im dłużej w tym siedzę to tym bardziej zacząłem rozumieć, że nie dorosłem do małżeństwa! Nie nadaję się na życie pod obrączką.

- Nie chcę cię znać- szepnęła, wstała z kanapy, wzięła klucze do samochodu i trzaskając drzwiami wyszła z mieszkania.

Wcześniej:

Byli małżeństwem dwa lata. Po pokazie FD Gusto wszystko wróciło do normy. Byli szczęśliwi, zakochani, z planami na przyszłość. Kilka dni po pokazie zadzwoniła do Piotra. Chciała umówić się z nim na spotkanie, żeby podziękować mu za to, że wzniecił w Marku odwagę. Dowiedziała się, że jest w Bostonie. Chciała umówić się na rozmowę w trójkę na Skype, ale odmówił. W sumie spodziewała się. Gdyby kilka miesięcy wcześniej Marek wyszedłby z inicjatywą spotkania jej i Pauliny również by odmówiła. Czułaby się niekomfortowo, gdyby była zmuszona patrzeć na okazywanie uczuć Włoszki i Dobrzańskiego, którego kochała. Serce wyskoczyłoby z jej piersi i już nigdy nie wróciło na swoje miejsce.

Koniec końców to ona związała się z Markiem i nareszcie była w pełni szczęśliwa. Pierwszy raz w życiu czuła się spełniona w życiu prywatnym i zawodowym. Po spektakularnym sukcesie kolekcji oddała stanowisko prezesa Dobrzańskiemu, a sama zajęła się finansami. W międzyczasie odbył się ich ślub. Skromny, aczkolwiek obojgu na tym zależało.  Byli tylko najbliżsi- rodzice Marka, ojciec i rodzeństwo Uli, Maciek z Anią, klub brzydul oraz Violetta z Sebastianem, którzy również obejmowali funkcję drużby. Nikt więcej nie był potrzeby im do szczęścia. Firma prowadzona przez Marka, w której Ula była dyrektorem finansowym działała bez zarzutu. Do czasu…Do momentu, w którym Ula nie zaszła w ciążę.

Marek uradowany tą wiadomością oszalał na punkcie swojej żony. Był na ranę przyłóż. Wyręczał ją w nawet najmniejszej sprawie. W końcu również zakazał jej pracować. Czekali na potomka dość długo, więc chciał aby wszystko przebiegało poprawnie. Nie rozumiała go. Wiele razy pokłócili się o to. W końcu odpuściła i zrezygnowała z pracy. Na czas jej urlopu dyrektorem finansowym została pani Lidka, która dołączyła do ekipy po odejściu Adama. Turek nie mógł poradzić sobie z ciągłym nachodzeniem Alexa, który chciał nastawiać go przeciwko Dobrzańskim. Nie wytrzymując psychicznie ciągłego nękania, postanowił, że odejdzie z firmy. Tak jedynie mógł odciąć się od Febo. Zmieniając pracę, mógł prowadzić spokojne życie. Czterdziestoletnia Lidka nie była do końca wprowadzona w finanse firmy. Gubiła się czasem w gąszczu cyferek. Nie pomógł w tym również pogłębiający się kryzys, w który popadało F&D. I tak krok po kroku firma radziła sobie coraz gorzej. Fakt, iż Marek praktycznie się nią nie zajmował dolało oliwy do ognia. On cały czas, odkąd dowiedział się, że zostanie ojcem, latał w chmurach. Nic nie liczyło się dla niego tak bardzo jak Ula i ciąża. Kiedy w końcu zmalała faza ekscytacji na tyle, by wrócić myślami do firmy, było za późno. Firma była na skraju bankructwa. Był załamany. To on, tym, że kompletnie zapomniał o F&D, spowodował, że wcześniejsza praca i jego i Uli poszła na marne. Nie chciał niepokoić żony. Wiedział, że mocno się zdenerwuje i będzie chciała wrócić do firmy by ją ratować. Nie mógł na to przyzwolić.  Zdecydował, że nie poinformuje Uli o katastroficznej sytuacji F&D. Teraz musiał zdać się sam na siebie. Szukał sposobów, żeby jakoś zapełnić lukę finansową, jednakże jedyną opcją, która przychodziła mu do głowy był kredyt na firmę. Zadzwonił do Lubrackiego, zaprzyjaźnionego dyrektora banku i umówił się na rozmowę.


Spotkanie na niewiele się zdało. Dowiedział się, że na oficjalny kredyt na firmę nie ma szans. Jednak Lubracki podsunął mu pewien pomysł. Podarował mu numer telefonu do kogoś, kto jak sam dyrektor określił, może pożyczyć gotówkę bez zbędnych pytań po co, jak i dlaczego. Wiedział w co się pakuje, ale mając nóż na gardle zdecydował się na to rozwiązanie.


Umówili się późnym wieczorem. Wszystko wyglądało tak jak sobie wyobrażał. Podjechali na miejsce spotkania czarną limuzyną marki BMW. Z samochodu wyszło trzech typów, wszyscy ubrani w czarną skórę i mimo później godziny mieli założone ciemne okulary. Cała transakcja przebiegała bez problemów. Szybko ustalili warunki umowy i po chwili patrzył jak mężczyźni odjeżdżają, dzierżąc w dłoniach kopertę z plikiem pieniędzy. Był spokojniejszy.


Jednakże spokój nie trwał długo. Wierzyciele szybko zaczęli się domagać spłaty pożyczki. Był w potrzasku. Nie miał pieniędzy by im oddać. Podreperowanie finansów dopiero zaczęło procentować, a firma powolutku wracała na właściwe tory. Tłumaczył, błagał- to na nic się nie zdało. Pewnego wieczoru otrzymał wiadomość, która zmroziła mu krew w żyłach:

„Masz tydzień na oddanie długu i prowizji. Inaczej zmusisz nas do tego, czego wcale nie chcemy zrobić. Wiemy, że masz piękną, kochającą żonę. Chyba nie chcesz widzieć jej w trumnie, prawda?”

Po odczytaniu wiadomości telefon wypadł mu z ręki. Był sparaliżowany. Potwornie się przeraził. Za wszelką cenę próbował znaleźć inne sposoby na znalezienie pieniędzy. Na myśl przyszli mu rodzice, jednakże szybko odtrącił ten pomysł. Ojciec przygotowywał się do ważnej i potrzebnej operacji, która kosztowała krocie. Pomyślał o Sebastianie. On mógłby mi pożyczyć! Wybrał jego numer i przyłożył telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi, trzeci…

- Halo?- usłyszał zmęczony głos kolegi.

- Cześć Seba, możesz gadać?- zapytał na jednym wdechu.

- No mogę. Nawet dla mnie lepiej, bo już nie mogę słuchać narzekań Violki, że coś jest nie tak z salą weselną, z dekoracją w kościele i tak dalej.

- Mam szybkie pytanie- przerwał wywód kumpla- możesz mi pożyczyć trochę kasy?

- Trochę to znaczy ile?

- No….- zastanowił się-..a ile możesz?

- Marek słuchaj, wiesz, że przygotowujemy się z Violką do ślubu, więc nie śpimy na kasie. Myślę, że tak z pięć tysięcy złotych możemy mieć wolnych- Za mało!- skwitował w myślach- Nawet gdyby pożyczyć od kilku osób to nie zbiorę takiej sumy- powoli się załamywał. Sebastiana zaintrygowała cisza w słuchawce- Marek, jesteś tam? Stało się coś?

- Nie, nie- szybko zaprzeczył- Jeszcze nie i oby nie- dodał w myślach- Wszystko jest w porządku- skłamał i pożegnał się z przyjacielem.


Wszystkie pomysły spalały na panewce. Był zdruzgotany i bezsilny. Dni mijały szybko, a on nie miał skąd wziąć pieniędzy. Zebrał jedynie 1/3 wysokości długu. Wiedział, że nie zdąży. Był późny wieczór, a on siedział za swoim biurkiem i dorastał do trudnej decyzji. Muszę jakoś chronić Ulkę! Schował twarz w dłoniach. Tak bardzo się bał. O żonę, o ich nienarodzone dziecko. Tak o to wszystko walczył a teraz co? Miał to stracić przez własną głupotę. Podjął trudną decyzję. Wstał z krzesła, zabrał płaszcz i skierował się do wyjścia.

ciąg dalszy nastąpi...