sobota, 30 maja 2015

"Dwa serca, jedna miłość" część 1

Od nieszczęsnego zebrania zarządu minęły cztery lata. Nie mogąc pogodzić się z losem, Ulka wyjechała za granice. Niemcy były jej ucieczką od problemów, od trudnej miłości do Marka. Już po jej wyjeździe, kiedy ustatkowała się na obczyźnie pewna nowina spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Okazało się, że była w ciąży. Była to pamiątka po namiętnej nocy w spa z przystojnym brunetem o stalowych oczach. Z ich miłości zrodziła się piękna dziewczynka.
Kiedy Ula próbowała radzić sobie w nowej roli, Marek nie wiedząc o niczym pchał własną firmę na skraj bankructwa. Cały czas myślał o niezbyt urodziwej dziewczynie o nieziemsko błętitnych tęczówkach.  Pewnego dnia oglądając telewizję zobaczył ją jako rzecznik prasowy jednej z największych firm modowych w Berlinie. Wyglądała całkiem inaczej. To nie była już ta dziewczyna, którą znał. Piękna, bez okularów, z lśniącymi czekoladowymi włosami. Z jej twarzy biła duma, ale też smutek i rozpacz. Od tego momentu, Marek co noc śnił o tej zjawiskowej kobiecie.

Ula postanowiła w końcu wrócić do Polski. Stęskniła się za rodziną. Po dwóch tygodniach usłyszała, że F&D wkrótce pójdzie pod młotek. Widząc zrozpaczonego Dobrzańskiego Seniora zrobiło się jej go szkoda i postanowiła uratować firmę, w której co jak co dużo się nauczyła i wiele zawdzięczała. W Internecie znalazła numer telefonu i skontaktowała się z Krzysztofem. Kiedy usłyszał jej głos w słuchawce niezmiernie się ucieszył. Nie tylko z tego powodu, że postanowiła pomóc, ale też wiedział o całej sytuacji z Markiem i widział jak jego syn się snuje po kątach i brakuje mu celu życia. Uważał, że Ula spowoduje, że odrodzi się jak feniks z popiołu. Umówili się na następny dzień w filii F&D.

Następnego dnia Ula obudziła się jeszcze przed budzikiem. Ubrała się w żółtą koszulę i szarą spódniczkę. Tak wyruszyła do firmy. W F&D nikt jej nie poznał. Od razu skierowała się do Sali konferencyjnej, gdzie czekał już Krzysztof. Po serdecznych powitaniach, których nie było końca zaczęli biznesową dyskusję. Dobrzański ukazał jej całą sytuację firmy. Nie spodziewała się, że F&D jest w takim kiepskim stanie, ale w jej głowie układał się powoli plan naprawczy. 

Po rozmowie jak najszybciej udała się do wyjścia by nie zobaczyć się z Markiem. Wiedziała, że tak czy siak będzie musiała się z nim zobaczyć jak będzie pracowała w firmie, ale wolała spotkać się później. Chciała się do tego mentalnie przygotować. Następnego dnia Krzysztof zebrał wszystkich członków zarządu w Sali konferencyjnej. Znajdowali się tam: Marek i jego rodzice oraz Adam jako dyrektor finansowy. Objął to stanowisko po Aleksie, który wyjechał z Pauliną do Mediolanu po wyjściu na jawę jego intryg knutych przeciwko Markowi. O równej 10 drzwi Sali otworzyły się, a w nich stanęła Ula. 




Była ubrana nadzwyczaj elegancko. Przywitała się z Krzysztofem, który później przedstawił dziewczynę reszcie zarządu. Marek siedział nieruchomo i nie mógł uwierzyć, że znowu widzi ją na żywo. Helena również przychylniej na nią patrzyła, od kiedy wypiękniała.
-Witaj słoneczko!- Helena zwróciła się do Uli.- Pięknie wyglądasz, nawet nie wiesz jak tęskniliśmy za twoimi wybrykami jako asystentka Marka- zachichotała.
-Mi też bardzo państwa brakowało, ale już wróciłam i chcę wam pomóc.- Uśmiechnęła się pokazując proste, białe zęby.
- No dobrze, jesteśmy w komplecie, możemy zaczynać.- wtrącił Krzysztof, przyglądając się synowi, który cały czas nie spuszczał wzroku z Cieplakówny.
Próbował wychwycić czy na jej palcach jest obrączka, ale kiedy zauważył, że nosi tylko pierścionek, który dostała w Spa od niego uśmiechnął się nieznacznie i zaczął wzbierać w sobie pewność siebie.   

sobota, 23 maja 2015

"Jak śmiesz?" część 13

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Jego małżeństwo przechodziło poważny kryzys. Nie rozmawiali i nie sypiali ze sobą od kilku tygodni. Gdy on wstawał, jego żona jeszcze spała. Szybko jadł śniadanie i wyjeżdżał do firmy. Chciał mieć na wszystko oko. Marek nie raz mówił mu, że Aleks knuje za jego plecami i działa na niekorzyść firmy. Kontrolował każdy ruch przybranego syna. Z precyzją szwajcarskiego zegarka sprawdzał wszystkie umowy i kontrakty. Febo nie mówił mu tego wprost, ale widział, że jest na niego zły, bo nie może rządzić tak jak mu się podoba. Kilkakrotnie też, był świadkiem, jak prezes pomiata swoimi pracownikami, nie podobało mu się to, ale starał się tym nie przejmować. Wysiadł z windy i zobaczył wybiegającą z sekretariatu asystentkę byłego prezesa. Była cała zapłakana i rozdygotana.  Pewnie miała zderzenie z górą lodową o imieniu Aleks. – Pomyślał ironicznie. Zboczył z kursu i poszedł śladem kobiety do toalety. Zobaczył ją siedzącą na podłodze, opierającą się o ścianę. Obok niej stało pudełko chusteczek.
- Pani Violetto? – Spojrzała na niego swoimi zapłakanymi oczami. – Co się stało?
- Nic panie prezesie, już sobie idę. – Chciała wstać, ale senior położył jej rękę na ramieniu, uniemożliwiając jej podniesienie się z podłogi.
- Proszę powiedzieć , co doprowadziło panią do łez. – Nalegał. Pod jego ciepłym spojrzeniem topniała jak wosk.
- Ta włoska kałamarnica mnie wywaliła na zbitą twarz. – Syknęła zaciskając zęby i pięści. Zreflektowała się. – Przepraszam panie prezesie, nie powinnam tak mówić o panu Aleksie. – Złapała się dłonią za czoło. – On zwalnia przyjaciół Marka, a mi powiedział, że jestem zagłupia, nawet do mycia kibli. – Mimowolnie w Krzysztofie zagotowała się krew. Nie będzie tolerował takiego postępowania członka zarządu w stosunku do pracownika. A poza tym, zwalnia ludzi przychylnych Markowi. Pewnie dlatego, aby mógł ukryć wszystkie swoje przekręty.
- Może uda mi się załatwić pani inną pracę, a teraz przepraszam muszę iść porozmawiać z Aleksem. – Podniósł się z podłogi i szybkim krokiem ruszył w kierunku gabinetu prezesa zarządu. Rozprawił się z Heleną, to teraz przyszedł czas na Aleksa.  Za plecami usłyszał jeszcze głos zwolnionej pracownicy.
- Dziękuję panie prezesie. – Kiwnął tylko głową. Na korytarzy spotkał Olszańskiego z kartką w ręku.
- Wypowiedzenie? – Bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak. - Przytaknął  - Ze skutkiem natychmiastowy.
- Poradzisz sobie? Może poszukam dla was pracy u moich znajomych. – Zaproponował.
-Nie, damy sobie radę, ale dziękuję. – Odpowiedział były dyrektor HR ‘u.

Bez pukania wpadł do gabinetu Febo.
- Krzysztof? Stało się coś? – Zapytał Judaszowym tonem.
- Co mają znaczyć te zwolnienie? – Grzmiał.
-Krzysztof, nie denerwuj się. Przecież tobie nie wolno. – Starał się załagodzić sytuacje.
- Przestań pieprzyć! – Nie spuszczał z tonu. – Dlaczego ich zwolniłeś? – Nie ustępował.
- Krzysztofie, ja jestem prezesem i to ja decyduję z kim współpracuję.
- Ta pycha cię zgubi. – Był już przy drzwiach, gdy odwrócił się i powiedział. – Pamiętaj, że patrzę na każdy twój ruch. – Po tych słowach, nie czekając na reakcję Włocha, zatrzasnął za sobą drzwi.

Ula i Marek całe dnie spędzali nad dokumentami. Przez te kilka tygodni zdążyli już zarejestrować firmę i zdobyć wszystkie pozwolenia na jej działalność. Rozpoczęli też budowę hali,  w której będą segregowane paczki i przechowywane samochody. Z obliczeń wynikało, że muszą wziąć kredyt na maszyny do segregacji i komputery,  a samochody kupić w leasing ’u. Wracali właśnie z banku, gdy rozdzwonił się Uli telefon.
- Violetta. – Krótko rzuciła do Marka i odebrała. – Cześć Viola. Coś się stało?
- On nas wywalił na zbita twarz. – Mówiła plączącym głosem. – Co ja mam teraz zrobić? Nie mam pieniędzy i jeszcze te studia.
- Ale kto was wywalił? Możesz mówić jaśniej? – Marek z zaciekawianiem przysłuchiwał się rozmowie prowadzonej przez  Ulę.
- Ta włoska kanalia, Aleks. – Zaszlochała. – Ula, co ja teraz zrobię?
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. – Zamyśliła się. – Kogo zwolnił?
- Mnie, Sebulka, Dorotę, Sławka, tego informatyka i czarną wdowę.  – Wymieniła szybko.
- Violka, ona ma na imię Ania. Spytaj wszystkich, czy chcą pracować u nas. Jeśli tak to przyjedzcie wieczornym pociągiem do Berlina, my was odbierzemy.
- Ale jak to u was, dlaczego w Berlinie. – Violetta nic nie rozumiała.
- Violuś, ja i Marek założyliśmy firmę w Berlinie. Jeśli chcecie to przyjeżdżajcie do nas. Tylko proszę cię, nie mów nic nikomu, oprócz tym osobom, które Aleks zwolnił. Chcemy na razie utrzymać to w tajemnicy.
- No dobrze, we mnie jak  w studnie. Plum, plum, plum. A co z moimi studiami?
- Przeniesiesz się na uczelnię do Szczecina, z Berlina to tylko kilka godzin jazdy samochodem.
- Jesteś kochana. Jak będziemy na miejscu to do ciebie zadzwonię. – Uradowana blondynka rozłączyła się.
- Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły, o to, że zaproponowałam im pracę u nas bez konsultacji z tobą. - Zwróciła się niepewnie do Marka.
- Nie, no co ty kochanie, o co miałbym się gniewać. Teraz nie będziemy sami, będziemy mieli przyjaciół. - Uśmiechnął się. - A co z ich językiem? - Zapytał.
- Ania, Violka i Dorota umieją niemiecki, tylko nie wiem co z resztą. Jeśli będzie trzeba, to wykupimy im kurs.
- Violetta umie niemiecki? - Zapytał z niedowierzaniem.
- Szwargota ja rasowa Niemka. - Zaśmiała się. - Ale z angielskim jest na bakier.
- Kto by pomyślał. - Uśmiechnął się. - Viola i niemiecki. Świat się przekręca.



Siedział w kawiarni ‘Kafka’, bawił się filiżanką z aromatyczną kawą, nie mógł się doczekać swojego gościa. Po chwili do środka weszła elegancka, w średnim wieku. Szybko go namierzyła  i dosiadła się do stolika.
- Witaj Aleks, stało się coś?  - Zapytała. – Trochę zdziwił mnie twój telefon.
- Witaj Heleno. Krzysztof podważa moje zdanie w zarządzaniu firmą. Cały czas patrzy mi na ręce. – Skarżył się. – Dzisiaj zwolniłem przyjaciół Marka, nie wiedziałem, czy mogę im ufać,  a w biznesie zaufanie to podstawa.
- Rozumiem. Jeszcze dzisiaj z nim o tym porozmawiam. – Zapewniła. – A co tam w firmie? Posprzątałeś już po nim? – Zmieniła temat.
- Jakoś staram się wyciągnąć firmę z tego dołku, w który wpędził go Marek. – Skłamał. – Zawarł kilka niekorzystnych kontraktów, staram się je rozwiązać, ale nie jest łatwo.
- Rozumiem. – Pokiwała głową z aprobatą. – Wiedziałam, że będziesz dużo lepszym prezesem niż Marek.
- Cieszę się Heleno, że masz takie dobre zdanie o mnie, postaram się ciebie nie zawieść. – Trochę sztucznej skromności, nigdy nie zaszkodzi. – Pomyślał chytrze Włoch. Doskonale wiedział, że Junior Dobrzański jest już spalony u rodzicielki. Teraz to on miał swój czas i chciał go jak najlepiej wykorzystać. Wiedział, że Helena wierzy w każde jego słowo. Jest zapatrzona w niego jak w obrazek, stał się jej wyrocznią. To, co on powie, jest dla niej święte.  



Stała wraz z Markiem na peronie dworca Berlin Ostbahnhof. Przestępowała z nogi na nogę, wyczekując pociągu z Warszawy. Po kilku minutach, na jedną z platform wjechał powoli nowoczesny pociąg z Polski. Wzrokiem starali się zlokalizować swoich przyjaciół. W końcu Marek zauważył Violettę wysiadającą z pociągu, pociągnął za sobą Ule i pobiegli w stronę wagonu. Gdy już wszyscy przybyli  opuścili pociąg, przywitali się z Cieplakówną i Dobrzańskim, i ruszyli do samochodów. Wszyscy nie zmieściliby się do samochodu Marka, więc Ula pożyczyła pojazd od koleżanki mieszkającej w sąsiedztwie. Po  przybyciu na miejsce, wszyscy zjedli wspólna kolację i rozeszli się do swoich pokoi. Od jutra mieli zająć się tworzeniem nowej firmy kurierskiej – KCde (Deutsch Körperschaft Courier)…  



wtorek, 19 maja 2015

"Silna i delikatna" część 13

EPILOG

Szli przytuleni wybrzeżem morza. Pod nogami czuli ciepły, wręcz gorący piasek.  Przed nimi biegła Nikola - owoc ich miłości. Byli małżeństwem od pięciu lat, szczęśliwym małżeństwem. Spacerując po plaży przypominali sobie ich pierwsze lata razem, ślub, narodziny Nikoli i wiele innych pięknych wspomnień.




- Kochanie ja naprawdę jeszcze raz przepraszam cię za tę intrygę.- popatrzył głęboko w jej oczy.
- Marek…- westchnęła-…powtarzasz mi to każdego dnia. Ja już ci wybaczyłam dawno i nie chce tego już pamiętać. Gdybym ci nie wybaczyła, jak myślisz potrafiłabym żyć z tobą, tworzyć szczęśliwy związek oparty na miłości, zaufaniu i uczciwości? Pozwoliłabym na dotykanie, całowanie mojego ciała? Pozwoliłabym tobie na tyle spędzonych wspólne nocy, które były dla mnie najpiękniejsze? Kiedy bym ci nie wybaczyła nie potrafiłabym oddać się cała tobie. Marek, na pewno nie dałabym ci Nikoli, no a teraz Pawełka- pogładziła się po brzuchu.- Kocham cię i proszę nie wracajmy już do tego tematu.
- Dobrze, przepraszam.
- Marek- krzyknęła- nie przepraszaj mnie ciągle.- spojrzała na niego z politowaniem.
- Przepraszam!- zaczął się droczyć. Ula w odwecie popchnęła go. Nie wiedząc co się dzieje, stracił równowagę i wpadł do wody.
- Tak to się robi?- krzyknął roześmiany odlepiając mokre ubrania od ciała- Swojego męża tak traktujesz?
- Co jak co, ale nasz ślub był najpiękniejszy ze wszystkich, które widziałam- rozmarzona zmieniła temat.
- A ile ich widziałaś?- przekomarzał się.
- Oj Marek, Marek.- zaśmiała się.
- No co?- zrobił słodką i niewinną minę.
- Kocham cię!- rzekła.
- Ja ciebie też- ukazał swoje dwa dołeczki na policzkach i pocałował namiętnie.
Wtuleni przypominali sobie ten cudowny dzień.
25 czerwca. Ten dzień zapisał się w pamięci wszystkich osób powiązanych z firmą Febo&Dobrzański Fashion. Ranek był piękny i zapowiadał ciepły dzień. Dziewczyna po raz ostatni spała w swoim łóżku w rodzinnym domu w Rysiowie. Obudził ją dźwięk nadchodzącej wiadomości:
- Jak czuje się moja przyszła żona?- odczytała SMS. Już wiedziała od kogo dostała. Uśmiechnęła się na samą myśl o nadawcy. W głowie miała jego twarz i jego uśmiech.
- Bardzo dobrze. Wyspałam się, żeby nie mieć cieni pod oczami. Muszę wyglądać rewelacyjnie.- odpisała.
Po chwili znowu dostała wiadomość.
- Ty zawsze wyglądasz wspaniale. Kocham cię. Ale nie strój się aż tak bardzo bo wątpię, że wytrzymam przed ołtarzem. Chyba Sebastian będzie mnie musiał podtrzymywać, bo inaczej z wrażenia nie ustoję.
Zachichotała. To będzie najpiękniejszy dzień w moim życiu- pomyślała. Krzątając się po kuchni usłyszała dzwonek do drzwi. Myśląc, ze to Maciek zaprosiła gościa. Odwróciła się i oniemiała. W progu stał Bartek.
-Co ty tu robisz? Miałeś być w Niemczech.- zapytała z niepokojem w głosie.
- Ale wróciłem, na twój ślub…- nie dane było mu dokończyć.
- Od kogo wiesz?- przerwała mu ostro.
- Od matki. Nie bój się- dodał widząc, że się cofa.
- Czego chcesz?- na jej twarzy było widać lekkie zirytowanie.
- Ula- westchnął i zamknął oczy.- Chciałem cię przeprosić za to wszystko co zrobiłem tobie i Markowi. Wtedy potrzebowałem kasy, ale teraz się zmieniłem- odparł patrząc jej w oczy.
- Akurat- prychnęła.
- Na serio. Zmieniłem się, a raczej ktoś mnie zmienił. Patrycja - zawołał. - chodź na chwilę. Jej oczom ukazała się niezbyt urodziwa blondynka. - To ona mnie zmieniła - kontynuował i na koniec pocałował dziewczynę w czoło. Widząc zachowanie Bartka, Ula uwierzyła mu i zrozumiała, że naprawdę się zmienił. Zaczęła wierzyć w jego przemianę.
- Ja ci już wybaczyłam- uśmiechnęła się. Chłopak odetchnął z ulgą. - Ale jeszcze musisz przeprosić Marka.
- Dobrze, mogę to zrobić.
- Jeźdźcie ze mną na ślub.- puściła mu oczko.
- Ale nie chcemy się wpraszać- zaprotestowali.
- Powiedzmy, że to było zaproszenie.

Marek przestępował z nogi na nogę. Stał przed kościołem zniecierpliwiony i zestresowany. W końcu zobaczył samochód, w którym była Ulka. Wyszła przed kościół. Oniemiał z wrażenia. Patrzył na nią zahipnotyzowany i nie potrafił wypowiedzieć ani jednego słowa. Po chwili zobaczył Bartka z nieznajomą dziewczyną. Uśmiech zniknął z twarzy i poderwał się z miejsca. W ostatnim momencie powstrzymała go panna młoda.
- Marek, on chciał przeprosić.- patrzyła w jego oczy z przekonaniem opierając dłonie na jego torsie.
- Tak, twoja przyszła żona ma rację- wtrącił się Bartek- ja naprawdę się zmieniłem i chciałem przeprosić za moje zachowanie. A to nasz prezent ślubny- podał kopertę.
- Co to?- spytała zaskoczona Ula. Marek otworzył pakunek i zobaczył kluczyki.
- To są klucze do twojego samochodu, który ci ukradłem w Rysiowie.- Marka ten gest nieco wzruszył. Był przywiązany do swojej zabawki.
- Dzięki, już myślałem, że nigdy go nie odzyskam. Zapraszam was na ślub.
- W sumie, to czemu nie, dziękujemy - odparli równocześnie.
Ceremonia była piękna i bardzo wzruszająca. Na mszy poleciało wiele łez przede wszystkim z oczu Heleny, która w pełni zaakceptowała Ulę, jak i Alicji, która traktowała Cieplakównę jak swoją córkę.
- A teraz zapraszamy was na uroczystość do restauracji- odparł Marek po całej ceremonii ślubnej.



- To był piękny dzień.- dziewczyna przytuliła się do swojego męża i patrzyła na morze.
- Dla mnie najpiękniejsza była noc.- po chwili ciszy odrzekł Marek. Popatrzyła na niego rozbawiona.
- To co może powtórzymy dziś wieczorem?- spytała zmysłowym głosem okręcając pasmo włosów na swój palec. Popatrzyła na męża i od razu spostrzegła pożądanie w jego oczach. 
- Mi nie trzeba dwa razy powtarzać- uśmiechnął się szelmowsko.

KONIEC!

piątek, 15 maja 2015

"Jak śmiesz?" część 12

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Wjechali właśnie do Berlina. Marek oderwał wzrok od drogi i spojrzał na swoją ukochaną. Uśmiechnął się do niej wdzięcznie.
- Kochanie, zaczynamy właśnie nasze nowe życie. – Odwzajemniła uśmiech. – Tylko ty, ja i nasze dziecko.
- Kilka miesięcy temu skakałam z radości, gdy dostałam pracę u Ciebie. FD było ostatnie na mojej liście. Gdybym nie dostała pracy, wyjechałabym po rozmowie kwalifikacyjnej. Nie chciałam zostawiać rodziny, a teraz zaproponowałam to sama. – Uśmiechnęła się z rozmarzeniem. – Jesteś najlepszym, co mi się przydarzyło. A poza tym pod sercem noszę dziecko mężczyzny, którego kocham najbardziej na świecie. – Spojrzała na niego ciepło z miłością wymalowaną na twarzy.

Otworzył drzwi i zobaczył starszego, siwiejącego mężczyznę. Twarz wydawała mu się znajoma, chyba widział ją wcześniej, gdzieś w gazecie.  Domyślił się, że to właśnie jest senior Dobrzański.
- Dobry wieczór, nazywam się Krzysztof Dobrzański, jestem ojcem Marka. Przepraszam, że o tak późnej porze, ale zabłądziłem trochę. – Wyjaśnił
- Dobry wieczór, Józef Cieplak. W czym mogę panu pomóc? – Zapytał uprzejmie.
- Chciałbym porozmawiać z Markiem. Źle go potraktowaliśmy i należą mu się przeprosiny.
- Przykro mi, ale Marka nie ma.
- A czy mógłbym na niego poczekać? – Zapytał zasmucony Dobrzański.
- Niech pan wejdzie. – Zrobił mu miejsce w drzwiach. – Nie będziemy rozmawiać na zewnątrz. Może napije się pan herbaty? – Zaproponował.
- Chętnie. – Odpowiedział zajmując miejsce na krześle, przy stole  w kuchni. Po chwili Józef postawił przed nim parujący kubek i usiadł po przeciwnej stronie stołu.
- Marek wyjechał z Ulą. – Powiedział po chwili milczenia Cieplak.
- Ale jak to wyjechał? – Zdenerwował się. – Dokąd?
- Nie mogę panu powiedzieć, Marek prosił mnie, aby panu nic nie mówił. – Krzysztof spuścił głowę. Jego syn miał rację, że nie chciał z nimi utrzymywać kontaktów, nie byli dobrymi rodzicami. – Marka bardzo zraniła wasza ostatnia rozmowa. Miał nadzieję, że państwo go wesprzecie, że chcecie aby był szczęśliwy.
- Moja żona bardzo źle zareagowała na wieść o rozstaniu Marka i Pauliny. Już od dziecka wszyscy myśleliśmy, że zostaną małżeństwem. Nie potrafiłem wtedy zareagować, chociaż widziałem w jego spojrzeniu, ten ból i prośbę. – Podrapał się nerwowo po czole. – Ja muszę porozmawiać z moim synem. Bardzo kocham Marka i muszę go odnaleźć. Może mi pan pomóc?
- Przepraszam pana, ale Marek mnie prosił. – Spojrzał na towarzysza bezradnie.
- Gdybym napisał do niego list, to mógłby pan mu go wysłać? – Cieplak przytaknął ruchem głowy. – Oni są w  Polsce?
- Nie wyjechali za granicę. – Senior Dobrzański smutno pokiwał głową. Ojciec Uli, bez słowa podał mu kartkę i długopis, który Krzysztof chwycił drżącą ręką i zaczął starannie kreślić kolejne słowa na kartce.
- Będę u pokoju obok. - Józef nie chcąc mu przeszkadzać wyszedł do salonu.

Rozdzwonił się Marka telefon. Po raz pierwszy od kilku dni wyciągnął aparat i odebrał połączenie od Sebastiana.
- No stary, nareszcie. Od dwóch dni nie mogę się do ciebie dodzwonić. Co się z tobą dzieje?
- Cześć Seba. Martwisz się o mnie? – Zaśmiał się.
- Tak martwię się. W ogóle nie można się z tobą skontaktować. Możemy się spotkać?
- Jak przyjedziesz do Berlina, to dlaczego nie? – Mówiąc to odwrócił głowę w stronę Uli i uśmiechnął się ukazując jeden ze swoich największych atutów.
- Okej to o… Zaraz, co ty robisz w Berlinie? – Zapytał zaintrygowany.
- Wyjechaliśmy z Ulą, bo chcemy założyć tu firmę. Ula ma jakiś rodzinny majątek w Berlinie, więc nie zaczynamy od zera.
- Mam nadzieję, że wam się uda z firmą i w związku. A właśnie, twój ojciec cię szuka. Dzisiaj był u mnie i zażądał teczkę Uli. Pewnie będzie cie szukał w Rysiowie.
- No to niech szuka. Umówiłem się z tatą Uli i nikomu nie powie, gdzie jesteśmy. Ciekawe czego ode mnie jeszcze chce.
- Może chce cię przeprosić? – Zasugerował kadrowy.
- Seba, proszę cię. Daj spokój. Mógł przeciwstawić się matce, ale tego nie zrobił. Teraz nie mam ochoty z nimi rozmawiać. – Westchnął. – Muszę kończyć. Do usłyszenia.
- Na razie.

- Dziękuję panu, że wyśle mu pan ten list. – Powiedział Dobrzański wchodząc do pokoju, zajmowanego przez Józefa, dzierżąc w dłoni złożoną kartkę.
- Nie ma za co. – Uśmiechnął się do niego. – Marka bardzo dotknęła ta sytuacja i jest w nim pełno bólu i rozgoryczenia, ale gdy pierwsza złość minie, myślę, że zdecyduje się z panem spotkać i porozmawiać. – chciał go ponieść na duchu.
- Mam taką nadzieję. – Powiedział smutno. – Świetnie pan wychował córkę i mam nadzieję, że ułoży jej się z moim synem. Będę się już zbierał. – Przygarbiony opuścił Rysiowski dom Cieplaków. Przez te zawirowania z synem, czuł się tak, jakby Przybylo mu kilka lat.

Po kilkugodzinnej jeździe, zaparkowali w końcu przed dużym domem, zbudowanym w klasycznym stylu. Wysiadłszy z samochody rozprostowała kości i podeszła z pękiem kluczy do bramy, aby ją otworzyć. Gdy weszli do domu od razu poczuli ten rodzinny klimat, który owa budowla posiadała. Ściany umalowane były na ciepłe, jasne kolory, optycznie powiększając wnętrze. Podłoga zaś, wyłożona była pięknym parkietem. Gdy Ula pokazała Markowi całą posiadłość, zabrała się za przygotowanie obiadu. Jadąc do rezydencji, po drodze wstąpili po najpotrzebniejsze zakupy do sklepu. Junior Dobrzański dzielnie pomagał swojej ukochanej w przygotowaniu posiłku. Nie umiał gotować, ale bardzo się starał, chciał odciążyć Ulę, a poza tym chciał się nauczyć gotować, bo wiedział, że za kilka miesięcy ona nie będzie miała ani siły, ani ochoty aby stać przy garach. Po skończonym posiłku, posprzątali brudną zastawę i poszli posprzątać swoją sypialnię, aby mieli gdzie spać. Nikt tu nie sprzątał od pogrzebu, więc nagromadziło się dużo kurzu. Po zmyciu podług, wytarciu kurzy z mebli oraz przebraniu pościeli, mimo wczesnej godziny, wzięli wspólny prysznic i położyli się do ogromnego łoża, wtulając się w siebie. Ta długa podróż i sprzątanie wyssało z nich całą energię.

- Heleno! – Wrzasną Krzysztof wpadając do domu.
- Coś się stało? – Zapytała wchodząc do korytarza.
- Przez ciebie straciłem syna. – Wymierzył w nią palcem. – Przez ciebie Marek wyjechał z Polski i nie mam z nim żadnego kontaktu. Jak mogłaś go tak potraktować?
- Opanuj się! – Wrzasnęła Dobrzańska, nie spodziewała się takiego ataku ze strony męża. Zawsze robił to co mu kazała.
- Nie! To ty się opanuj! – Przerwał jej. – Czy ty w ogóle kochasz Marka? Czy ty wiesz jak on się poczuł?
- Nie interesuje mnie ten egoista. Nie tak go wychowałam. Miał wziąć ślub z Paulinką. Nie zrobił tego, więc ‘arrivederci’.  Spotkało go to, na co zasłużył. – Zaśmiała się pogardliwie. – Nie chciał kobiety z klasą, to teraz ma to swoje wiejskie dziwadło.

- Wiejskie dziwadło? – Zakpił. – Ty, taka kobieta z klasą, tak mówisz o dziewczynie z biednej rodziny. Zastanawiam się po co prowadzisz fundację? Na pokaz? No bo na pewno nie po to, żeby pomagać chorym dzieciom. Mam nadzieję, że zrozumiesz swój błąd i pójdziesz po rozum do głowy. Kobieta z klasą, dobre sobie. – Rzucił kierując się w stronę sypialni. Zabrał swoją pościel i przygotował sobie spanie w pokoju gościnnym.

sobota, 9 maja 2015

"Silna i delikatna" część 12

Zapraszam na kolejną część :)

Szła przez ich park. Bardzo się spieszyła. Chciała go jak najszybciej zobaczyć. Nie mogła się doczekać, żeby z nim porozmawiać. Od kiedy dowiedziała się, że niemiecka firma chce z nimi współpracować unosiła się trzy metry nad ziemią. Rozpierała ją energia. Chciała jak najszybciej podzielić się tą nowiną z Markiem. Przyspieszyła kroku. Przeszła przez ulicę i weszła do filii Febo&Dobrzański. W sumie zaczęła zastanawiać się nad zmianą nazwy. Przecież oboje Febo wyjechali. Postanowiła, że porozmawia o tym z Markiem dopiero wtedy, kiedy raz na zawsze włoskie rodzeństwo skończy z nimi współpracę i pozbędą się udziałów. Przywitała się z panem Władkiem i ruszyła w kierunku wind. Czekając na jedną z nich nerwowo przestępowała z jednej nogi na drugą. Winda jechała dzisiaj niespotykanie długo. Zawsze kiedy jeździła z Markiem czas spęczony sam na sam w małym pomieszczeniu zdawał się zbyt krótki. W końcu zatrzymała się na piątym piętrze. Weszła na korytarz i powitała Anię rozmawiającą przez telefon. Od razu skierowała się do gabinetu Marka. Jak zwykle nie było Violetty na posterunku, a na jej biurku zamiast dokumentów ujrzała trzy lakiery do paznokci i pilnik. Ach ta nasza zakręcona Viola!- pomyślała w duchu. Słyszała szmery w gabinecie Marka. Jednak trafiłam, że jest- ucieszyła się. Już nie mogła doczekać się  z przekazaniem informacji, tak doskonałych dla firmy. Uchyliła drzwi i zobaczyła swojego ukochanego. Jednak nie był sam. Na biurku siedziała blondynka w czerwonej sukience, sięgającą ledwo za tyłek. Marek z nią się….całował. Uli załamał się świat. W jednej chwili straciła wszystko to co miała i to na czym najbardziej jej zależało. Myślała, że Marek naprawdę się zmienił. Myślała, że zmienił się dla niej. Cieplak, idiotko!- skarciła się w myślach.
- Świetnie się bawicie?- spytała nad wyraz spokojnie.
- Ula? Kochanie to nie tak jak myślisz…- zaczął Marek orientując się, ze przyszła jego dziewczyna. Być może była dziewczyna.
- Milcz. Nie chcę cię znać. Dlaczego mi to zrobiłeś?
- Ula, Ula, dlaczego krzyczysz?- zapytał zdezorientowany.
- Co, co się stało?-rozejrzała się po pomieszczeniu.- O Boże, to tylko sen, zwykły koszmar- przytuliła się do Marka.
- Co ci się śniło?- podał jej szklankę zimnej wody.
- Ty…- zaczęła, ale Marek szybko jej przerwał:
- I ja jestem taki straszny? Dziękuję- zaśmiał się.
- Marek pozwól mi dokończyć- widząc jej przerażoną minę, spoważniał- Marek, ty w tym śnie mnie…zdradziłeś- dokończyła ledwo słyszalnie.
- Kochanie, to tylko sen. Obiecuję, że nigdy ci czegoś takiego nie zrobię. Pamiętaj o tym!- przytulił ją do siebie.  Widząc jej strwożoną minę dodał w myślach- Ile cię te myśli kosztują. Obiecuję nie zdradzę cię, jesteś dla mnie najważniejsza i nie pozwolę sobie ciebie stracić. Zmieniłem się dla ciebie.
- Kocham cię- powoli usypiała w jego ramionach czując poczucie bezpieczeństwa.
Do rana spali już spokojnie.

Dni mijały szybko. Oboje pochłonięci byli pracą. Zajmowali się nowym projektem dotyczącym współpracy z niemiecką firmą.  Nie mieli czasu dla drugiej połówki, a co dopiero by pomyśleć o sobie. Ulka zdecydowała się zamieszkać z Markiem w Warszawie. Uznała, że codzienne jazdy do Rysiowa są zbyt męczące i czasochłonne. Pan Józef zrozumiał to, ale czuł też, że to nie było jedyną przyczyną. Widział te iskierki w oczach swojej latorośli, kiedy wspominała o Marku. Bardzo się cieszył szczęściem córki, choć wcześniej dość sceptycznie podchodził to tej całej sprawy. Józef zrozumiał zakochanych, ale tego nie mogła pojąć najmłodsza z rodziny Cieplaków. Bała się, że Marek zabierze jej Ulę i nigdy nie odda. W swojej małej główce uroiła się myśl, że Ula jej już nie kocha. Żeby te myśli nie kłębiły się dalej Ula starała się być jak najczęściej w rodzinnym domu. W końcu Beatka zaakceptowała tę sytuację.

We wtorek przybyli znowu do pracy. Pożegnali się przy windach i ruszyli do swoich gabinetów. Uważali, że wspólna praca do niczego nie doprowadzi, bo będą skupieni na sobie, a nie na dokumentach. Zdecydowali się, że w kryzysowych i bardzo ważnych sytuacjach, żeby się niepotrzebnie rozpraszać będą pracować osobno. Suma summarum wychodziło im to całkiem nieźle. Około 12 do gabinetu Marka przybiegła przestraszona Ania.
- Marek…- próbowała złapać oddech.
- Coś się stało?- zapytał zdezorientowany podnosząc głowę znad dokumentów.
-Ula…- zaczerpnęła powietrza.
- Jezu Chryste, stało się coś Ulce?- był coraz bardziej zdenerwowany.
- Ona zasłabła, wezwałam już pogotowie.- w końcu się wysłowiła.
- Gdzie ona jest?- poderwał się z krzesła.
- W swoim gabinecie.- krzyknęła za oddalającym się Markiem.

-Ula, kochanie nic ci nie jest? Ocknij się, błagam!- z bezsilności zaczął wrzeszczeć. Nie wiedział co ma zrobić, jak pomóc Ulce.
- Ula, nie rób mi tego, no ocknij się.- w jego oczach zalśniły łzy.
- Co, co się stało?- zapytała cichym, kruchym głosem.
-Skarbie zasłabłaś, nie ruszaj się.- dodał widząc, że chce się podnieść.
-Zaraz będzie pogotowie.- oddelegowała się Ania.
- Ale po co? Już się dobrze czuje.- odparła Ula.
- Nie wolno ryzykować. Nie bagatelizuj sprawy- podnosił głos.
-Dobrze, już dobrze- zaskoczył ją tym wybuchem.
-Zabieramy ją do szpitala.- powiedział lekarz po obejrzeniu Uli.
- Panie doktorze, czy to jest konieczne? Mam dużo pracy!- odrzekła zrezygnowana.
- Niech mi pani wierzy, konieczne. Praca nie zając nie ucieknie!- uśmiechnął się.
- Chyba nie królik!- skomentowała Violetta, przyglądająca się od kilku minut tej sytuacji.

- No widzi pani, nic strasznego. Może pani teraz oznajmić mężowi nowinę.
- Wie pan co, jeszcze nie teraz. Wieczorem będzie idealnie.- roześmiała się na słowo „mąż”.
- W takim razie ja nie pisnę ani słowem.- zapewnił.
- Kochanie, no i co ci jest?- zapytał ją od razu kiedy wyszła z gabinetu.
- Marek spokojnie, to po prostu zmęczenie- tłumaczyła.
- W takim razie dzisiaj już nie wracasz do pracy.
- No dobrze, w sumie poleżałabym sobie w łóżku.- zdziwił się na te słowa. Ula pracoholiczka nie chce do pracy, chce odpocząć. Co się dzieje z tym światem?- skwitował.
- No dobrze odwiozę cię, ale ja muszę wrócić do firmy.
- No dobrze i tak nie miałabym z ciebie pożytku.
Ula od razu zaczęła przygotowywać kolację. Zastanawiała się jak przekazać Markowi tę informację. W końcu znalazła pomysł, według niej idealny.
- Kochanie, wróciłem!- krzyknął przekraczając próg. Od razu przywitał go niebiański zapach kolacji. Wszedł do kuchni i zobaczył nakryty stół. Odwrócił się i zobaczył ją. Była taka piękna i seksowna. Gdyby nie wiedział, że nie może się przemęczać, rzuciłby się na nią od razu.
- A czy ty skarbie przypadkiem nie miałaś odpoczywać.
- Przecież wiesz, że gotowanie mnie odpręża.- uśmiechnęła się niewinnie.

- To było pyszne moja Uleńko. Kocham cię!- stwierdził, odkładając zużytą serwetkę na talerz.
- Mam dla ciebie niespodziankę. To dla ciebie- podała mu ogromne pudełko. Otworzył je i zobaczył kolejne, potem kolejne i kolejne. Zniecierpliwiony chciał już zobaczyć co jest co to jest. W końcu dotarł do ostatniego. Ściągnął pokrywę i zobaczył małe buciki. 



Ula uśmiechnęła się. Marek patrzył na nie jak zahipnotyzowany.  Zauważył liścik. Na karteczce widniał napis: Dziękuję za życie, tato! Przetrawiał myśl, że on mógł zostać….ojcem! Popatrzył na swoją dziewczynę nieobecnym wzrokiem.
- Co to ma być?- zapytał.
- Marek, jestem w ciąży.- uśmiechnęła się, ale widząc jego minę powściągnęła emocje.
- Nie cieszysz się?- w jej oczach pojawiły się łzy. Marek widząc je ocknął się.
- Kochanie, źle mnie zrozumiałaś, bardzo się cieszę. Po prostu nie dochodziła do mnie ta myśl. Będę ojcem- krzyknął z aprobatą. Wziął w ramiona Ulę i obrócił kilka razy.
-Ulka jak ja cię kocham. Będę ojcem- krzyczał.
- Wariacie, puść mnie!- roześmiała się. Wykonał jej polecenia. Wziął ją za rękę i wyprowadził na balkon. Wieczór był piękny i ciepły. Ula oparła się o balustradę, a on objął dziewczynę. Patrzyli na panoramę Warszawy.
- A tam jest nasze miejsce- Wisła.- zaczął wyliczać.
- Jestem bardzo szczęśliwa.- zwierzyła.
- Nie wiesz jaki ja jestem szczęśliwy.- wymruczał do jej ucha.
- Będę ojcem!- wykrzyczał na całe miasto.
- Marek opanuj się.- krytykowała jego zachowanie.
- No co?- popatrzył na nią niewinnie- Niech każdy wie jaki jestem szczęśliwy.



piątek, 8 maja 2015

"Feministka" część 3

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

W jej głowie trwała gonitwa myśli, nie wiedziała, o czym Dobrzański chce z nią rozmawiać. Myślała, że wszystko zostało już powiedziane. Nie miała ochoty na wysłuchiwanie jego żali, o tym jak zniszczyła jego życie. Podobno najlepszą obroną jest atak.
- Myślę, że nie mamy, o czym rozmawiać. – Rzekła chłodno.
- A ja myślę, że jednak powinniśmy porozmawiać. – Odpowiedział, nie wypuszczając jej nadgarstka z uścisku.
- Czy możesz mnie puścić? – Spojrzała znacząco na nadgarstek.
- Jak zgodzisz się ze mną spotkać. – Odparł wciąż wpatrując się w jej oczy. Czuła jak jego spojrzenie przeszywa ją, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Wiedziała, że nie może ulec namowom prezesa.
- Ty chyba nigdy nie odpuszczasz? – Wykrzywił usta w czymś podobnym do uśmiechu. – Jeszcze się nie pogodziłeś z tym, że mnie nie przeleciałeś? – Jego mimika się diametralnie zmieniła. Wyglądał jakby dostał w twarz. Wyrwała nadgarstek z żelaznego uścisku i ruszyła przed siebie.
- Zmieniłem się! – Krzyknął za nią, lecz nie zareagowała na jego słowa.
Gdy wróciła z pracy, nadal czuła się rozbita po rozmowie z jej byłym pracodawcą. W jej głowie tłukły się jego słowa – „Zmieniłem się!” . Aby trochę się uspokoić, przebrała się w dres, włosy związała w kucyk i wyszła z domu. Biegnąc włączyła iPod ’a, z którego popłynęła uspokajająca melodia. Przebiegła już ponad cztery kilometry, ale nawet one nie dały ukojenia.



 Mijała właśnie Marks & Spencer Simply Food, gdy naszedł ją pewien szalony pomysł. Postanowiła nauczyć się gotować. Po śmierci matki to ona zajmowała się domem, ale do pichcenia miała dwie lewe ręce. Buszowała sklepowymi alejkami i wkładała do koszyka wszystko co wydawało jej się potrzebne, albo wyglądało smacznie. Wyszła ze sklepu cała obładowana torbami. Nie miała zamiaru targać tych wszystkich toreb do domu, więc zamówiła taksówkę. Wróciwszy do domu i rozpakowawszy zakupy, nie miała już na nic siły. Stwierdziła, że swoją przygodę z gotowaniem rozpocznie od jutra. Wzięła odprężającą kąpiel i legnęła się na łóżko, szczelnie owijając się satynową, fioletową pościelą, o zapachu lawendy.
Wpadła do firmy z półgodzinnym spóźnieniem. Miała jeszcze półtorej godziny do spotkania z Dobrzańskim. W jej gabinecie czekała na nią niespodzianka. Gdy tylko otworzyła drzwi zobaczyła, że na jej fotelu siedzi Marek. Przełknęła głośno ślinę i przeklęła w myślach.
- Co ty tu robisz? – Zapytała ostro. – Wyjdź z mojego gabinetu. – Wskazała dłonią na drzwi. Bez słowa podniósł się z  zajmowanego miejsca, powoli zmierzał ku drzwiom, lecz zamiast wyjść z gabinetu, zamknął je na klucz, który schował do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Co robisz? – Spuściła z tonu. Czuła się niepewnie będąc z nim w zamkniętym pomieszczeniu. W milczeniu usiadł ponownie na fotelu i lustrował ją wzrokiem. Topniała jak wosk pod wpływem jego spojrzenia, czuła się zażenowana i trochę speszona. – Możesz mi powiedzieć, czego ode mnie chcesz?
- Nie bój się mnie, nie jestem taki straszny. – Wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu. – Chcę z tobą po prostu porozmawiać. – Odpowiedział nie spuszczając z niej wzroku. 
- Marek, to nie… - Widząc jego nieustępliwą minę, wpadła na inny pomysł. – Umiesz gotować? – Spojrzał na nią początkowo zaskoczony, a następnie się uśmiechnął.
- Umiem. – Rzekł dumnie. – A co to ma wspólnego, bo chyba zgubiłem wątek?
- No to zapraszam cię dzisiaj do mnie na kolację, którą nauczysz mnie ugotować. – Powiedziała trochę zawstydzona.
- Nie umiesz gotować? – Zapytał zaskoczony, pokiwała przecząco głową. Widząc jej minę roześmiał się. – Ula, gotowanie to najprostsza rzecz na świcie. – Zamyślił się na chwilę. – Nie boisz się zaprosić mnie do siebie do domu? – Zapytał podejrzliwie.
- Nie. – Odpowiedziała bez wahania, po chwili dodała. – Mam  twarde patelnie, więc – wymierzyła w niego palcem – miej się na baczności.
- Możesz podać mi adres? A, i powiedz mi o której mam być.
- Proszę. – Podała mu kartkę z adresem. – Bądź o dziewiętnastej.
- Będę się już zbierał. – Powiedział chowając kartkę do kieszeni i zmierzając ku drzwiom.
- Przepraszam. – Zatrzymał go jej głos. – Przepraszam, za ten artykuł.
- Ula, porozmawiamy o tym wieczorem. -  Nie chciał rozpoczynać tej rozmowy teraz. – Do zobaczenia na negocjacjach. – Opuścił jej gabinet.
Dzień minął jej bardzo szybko. W głębi duszy cieszyła się, że zgodziła się na spotkanie z Dobrzańskim. Idąc na spotkanie biznesowe z nim, nie czuła już tego niepokoju. Wróciwszy do domu, szybko zabrała się za sprzątnie mieszkania. Ostatnio nie czuła się najlepiej i nie chciało jej się sprzątać. Gdy skończyła, wzięła prysznic, przebrała się w T-shirt i rurki, a na nogi założyła czerwone trampki do kostki. Zdecydowała się na ten strój, aby wyglądać mniej oficjalnie, w końcu nie byli już  w pracy, a to spotkanie zdecydowanie nie było służbowe. Miała jeszcze kwadrans do przyjścia byłego prezesa, stwierdziła, że zdąży zadzwonić jeszcze do rodziny.
- Cześć tatku, co u was słychać?
- Ulcia, u nas wszystko dobrze. Lepiej opowiadaj co u ciebie? Poznałaś kogoś?
- Oj tato, mówiłam ci tyle razy, że ja na żonę się nie nadaję. – Westchnęła, jej rozmowę z ojcem, przerwał dzwonek do drzwi.
-Tato, ja muszę kończyć, bo ktoś zadzwonił do drzwi, zadzwonię jutro. Trzymajcie się, kocham was.
- Dbaj o siebie córciu, do usłyszenia. – Odłożyła słuchawkę i ruszyła, aby otworzyć drzwi.

- Część. – Po drugiej stronie stał Marek, dzierżąc w dłoni piękny bukiet. – To dla ciebie.
- Hej, nie trzeba było. – Uśmiechnęła się. – Wejdź. – Przepuściła go w drzwiach.




środa, 6 maja 2015

"Silna i delikatna" część 11

Chciałam dodać jeszcze coś na temat mojej miniaturki "Zazdrosny"
Uwaga: Ula zachowała się tak, bo dalej jest tą samą dziewczyną z Rysiowa, dla której wszystko jest jasne, i chce, aby Marek wiedział prawdę, a nie jakieś niejasności i zagmatwania...Oprócz tego dalej kocha Marka. Drogie czytelniczki to jest tylko PSYCHOLOGIA UCZUĆ!!! I nie wiem o co takie halo???  :D
A teraz zapraszam na 11 część opowiadania :)

W końcu zegar wybił siedemnastą. Marek jak na skrzydłach wyruszył w stronę gabinetu dyrektora. Będąc przed drzwiami usłyszał głos Uli:
- Tak będę na siebie uważała…ja też cię kocham!- to stwierdzenie nie podobało mu się. Wiedział, że nie powinien podsłuchiwać, ale ciekawość wzięła górę. -…No to do jutra tato i ucałuj ode mnie Beatkę.- odetchnął z ulgą. Karcił się  myślach- jak mógł podejrzewać Ulkę o coś takiego, o zdradę, o kochanka. Jestem głupi!- podsumował rozważania.




- Hej kochanie!- przekroczył próg niczym wejściem smoka czym spowodował, że Ula aż podskoczyła.- Wiesz, że już siedemnasta?
-Doprawdy? Nie zauważyłam- droczyła się.
- Pani dyrektor jest tak zajęta papierkami, a kiedy zajmie się biednym panem prezesem?- podjął flirt.
- Nie powiedziałabym, że pan prezes jest taki biedny.- naśmiewała się z niego.- Ale dobrze, dzisiaj może znajdę czas dla pana prezesa.- otworzyła kalendarz i zaczęła kartkować- no tak, dzisiaj mam troszkę czasu- uśmiechnęła się.
- W takim razie chodźmy, pan prezes już się nie cierpliwi- rzekł triumfalnie.

Jechali w milczeniu. Ula słuchała muzyki, leciała jej ulubiona piosenka. Zaczęła  nucić
Forever young, I want to be forever young 
Do you really want to live forever?
Forever or never.




Marek koncentrował się na drodze. Czuł to rosnące w nim pożądanie, chciał je stłumić, ale nie potrafił.  Powietrze między nimi gęstniało. Próbował się uspokoić, ale Ula mu nie pomagała. Kiedy zaczęła śpiewać postanowił załagodzić sytuację przekomarzaniem:
- Wiesz nie musisz mi pokazywać jak pięknie śpiewasz bo ja doskonale o tym wiem, często podsłuchuję cię pod prysznicem- zaśmiał się.
- Naprawdę? Tylko jest mały problem. Ja nie śpiewam podczas kąpieli. Ale znam osobę, która śpiewa robiąc jajecznicę, szczególnie po dobrze spędzonej nocy- jej twarz przybrała rumieńców-  I muszę dodać, że trochę fałszuje- odgryzła się.
- O ty diablico! – mocnej ścisnął ręce na kierownicy.
- I wiesz co?- zlekceważyła jego słowa- Mam nadzieję, że jutro też dostanę taki koncert.
- Czyli to oznacza, że są jakieś szanse na negocjacje za spóźnienie się pani dyrektor?- jego oczy się zaświeciły.
- Wiesz, nie byłam jeszcze w twoim nowym mieszkaniu, ale to co mnie najbardziej zastanawia to sypialnia i to, czy masz wygodne łóżko. Myślę, że sprawdzimy od razu.
- A ja myślę, że będziemy testować całą noc.
- Starczy sił panu prezesowi?- drażniła się.
- Prezesowi tak, ale nie wiem czy pani dyrektor?- popatrzył na nią i zawadiacko się uśmiechnął, podnosząc brew.
Już w windzie nie mogli się opanować. Ula widziała po zachowaniu Marka, że jest mocno pobudzony i nie wie jak długo wytrzyma. Jak na złość nie byli sami. Niemal do ostatniego piętra towarzyszył im starszy mężczyzna. Po otworzeniu drzwi od razu się na nią rzucił.
-Ej, a może najpierw zobaczymy mieszkanie?- wypominała mu.
- A czy przypadkiem nie mówiłaś, że chcesz zobaczyć sypialnie i więcej cię nie obchodzi?- pytał całując ją.
Z pocałunkami schodził coraz niżej. Całował ją po szyi i rozsuwał zamek sukienki. Przed jego oczami ukazała się kremowa bielizna okryta czarną koronką. Jego spodnie zdradziły w jaki zachwyt zapadł. Ula zachichotała. Niczym zwierzę rzucił się na nią i dalej ją całował. Przywarł ją do ściany. W porównaniu do rozpalonej skóry dziewczyny, ściana wydawała się zimna. Chwycił mocno za nagie pośladki i podniósł dziewczynę do góry. Ula oplotła jego biodra nogami. Oddawali pocałunki coraz bardziej zachłannie. Przywarł do jej sutków. Coraz bardziej rozpalał.  Zsunęła mu się z bioder i stanęła. Marek uklęknął i zaczął wodzić po kobiecości. Zaczęli ciężej oddychać. W końcu wstał i wziął ją za rękę do kuchni. Położył na stole i pochylając się nad nią obsypywał pocałunkami całe jej ciało. Zaczęła go błagać, żeby skończył swoje tortury. Spełnił jej prośbę. Wszedł w nią gwałtownie. Szybko gnali do spełnienia. Kiedy nadeszło uspokajali się przez kilka minut.
-To było cudowne- głaskał jej włosy i uspakajając oddech podziwiał jej ciało.
- Kocham cię, Marek. Negocjacje uważam za zakończone. Na moją korzyść!
- O nie malutka! Powiedziałem całą noc. Odsapniesz trochę i od nowa. Wiesz, że nigdy mi się nie znudzisz?!
- No mam nadzieję- uśmiechnęła się.
Porwał ją na ręce i zaniósł do sypialni. Delikatnie jak kwiat położył na łóżku. Ich cała zabawa rozpoczęła się od nowa. Tym razem to Ula była dowódcą. Ich seks był romantyczny i spokojny. Był całkiem inny od tego w kuchni na blacie. Tam zachowywali się jak zwierzęta, instynktownie i byle zaspokoić swoje potrzeby. W łóżku pokazali jak bardzo im zależy na sobie. Szeptali czułe słówka. Nie mieli dosyć. Od razu poszli pod prysznic. Tam znowu się kochali jak para niewyżytych nastolatków. Ula oparta o ściankę kabiny oddawała pocałunki Marka z tym samym pożądaniem.

Zasnęli dopiero nad ranem. Kiedy już świtało. Byli bardzo zmęczeni. Nie mieli ochoty na nic oprócz snu. Zasnęli wtuleni w siebie marząc o tym samym- żeby zawsze byli tacy szczęśliwi. 

poniedziałek, 4 maja 2015

"Jak śmiesz?" część 11

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Wpatrywał się w nią zdumiony. Był dla niej podziwu, jej mózg pracował na najwyższych obrotach.
- Jaką firmę masz na myśli? – Wydawał się być bardzo zainteresowany jej pomysłem.
- Zamyśliła się na chwilę. – Ostatnio czytałam artykuł o zapotrzebowaniu na rynku usług, no i największe zapotrzebowanie jest na firmy wysyłkowe.
- Firmy wysyłkowe. – Powtórzył za nią jak echo i zaczął się zastanawiać nad otworzeniem tego biznesu. – Trochę kosztowny biznes, bo musielibyśmy kupić samochody, magazyny, zatrudnić liczny personel i kupić maszyny do sortowania paczek.
- Jest jeszcze jeden problem. – Spojrzał na nią pytająco. – To była niemiecka gazeta biznesowa.
- Ale Ula je nie umiem niemieckiego. – Jęknął.
- Nie musisz umieć niemieckiego, prawie wszyscy Niemcu mówią po angielsku.
- No ok., ale  i tak nie mamy pieniędzy na rozkręcenie biznesu. – Zobaczył jej chytry uśmiech. – Mamy? – Zapytał z niedowierzaniem.
- Mamy. – Uśmiechnęła się zadowolona. Kilka miesięcy temu dostałam spadek po ciotce. Mamy do dyspozycji duży dom w Berlinie, pięść hektarów ziemi na obrzeżach miasta i niewiele ponad pół miliona euro.
- Ulka? Kim była twoja ciotka? – Był bardzo zaskoczony.
- Wdową po jakimś bogatym Niemcu. – Uśmiechnęła się do Marka i musnęła delikatnie jego usta.
Po powrocie ze spaceru, poszli na obiad do hotelowej restauracji. Ula miała duży apetyt, co prawdopodobnie spowodowane było jej ciążą.  Podczas jedzenia obserwował ją dyskretnie. Musiał przyznać, że bardzo się zmieniła. Gdy zaczęła pracować w Febo & Dobrzański, była cichutką, skromną brzydulką z  pięknymi oczami. Przebywanie w jego towarzystwie peszyło ją i być może była trochę zestresowana. Teraz stała się piękną kobietą, obok której żaden mężczyzna nie potrafił przejść obojętnie. Kiedyś podobało mu się, jak kobiety patrzyły na niego cielęcym wzrokiem, ale dopiero teraz zrozumiał, jak może to być męczące i denerwujące dla drugiej połówki.



Rozejrzał się po sali i dostrzegł  przystojnego mężczyznę, wpatrzonego w jego ukochaną. Zgromił go wzrokiem. Zażenowany nieznajomy odwrócił wzrok. Po skończonym posiłku, pociągnął Ulę do pokoju hotelowego. Stwierdził, że będzie jej najlepszym kochankiem, dzięki temu nie będzie szukać atrakcji w ramionach innych mężczyzn, a poza tym połączy przyjemne z pożytecznym. Gdy byli już w środku, chwycił jej dłoń i delikatnie przyciągnął do siebie. Chciał urozmaicać ich intymną sferę życia. Wczoraj kochali się gwałtownie i mocno, to teraz będzie subtelnie i delikatnie, z należną czcią.  Na jej ustach złożył bardzo delikatny pocałunek, który można porównać do muśnięci motyla. Przesunął opuszkami palców po linii jej kręgosłupa. Jej oczy stały się jeszcze bardziej niebieskie, prawie granatowe z pożądania… …Leżeli wtuleni w siebie, uspokajając oddechy. Ula wodziła opuszkami palców po nagim torsie swojego partnera.
- Bardzo cie kocham, Marek. – Wokół jego serca rozlało się ciepło. Bardzo lubił, gdy mówiła, że go bardzo kocha.
- Ja też cię kocham. Jeszcze nie mogę uwierzyć w to, że będziemy mieli bobasa. Już nie mogę się doczekać, kiedy w środku nocy, będę chodził do sklepu po truskawki czy ogórki kiszone. Kiedy z miesiąca na miesiąc będę miał cię coraz więcej, kiedy będę całował, głaskał, pieścił twój brzuszek. No i kiedy wezmę na ręce nasze dziecko. – W jej oczach zaszkliły się łzy, to chyba było najpiękniejsze wyznanie miłości jakie kiedykolwiek usłyszała.  

- Ale jak to chcecie wyjechać? – Bulwersował się Józef. – Dokąd?
- Tatko, nie denerwuj się. – Uspokajała go córka. – Chcemy założyć własną firmę w Berlinie.
- Ulcia, a czy ja będę mogła do was przyjeżdżać? – Wtrąciła się zaniepokojona Beatka.
- No pewnie Beatko. – Uspokoił ją Marek. – Jak skończysz liceum, będziesz umiała dobrze niemiecki i jeśli będziesz chciała, to możesz nawet studiować w Berlinie.
- Naprawdę? -  Krzyknęła uradowana, a Ula przytaknęła. – To ja już biegnę się uczyć niemieckiego. – Najmłodsza córka Cieplaka pobiegła do swojego pokoju.
- No dobrze dzieci jedźcie, ale nie zapominajcie o nas. – Zgodził się Józef.
Następnego dnia z samego rana, cała rodzina Cieplaków żegnała Ulę i Marka. To dziś mieli wyjechać do Niemiec po lepszą przyszłość. Kilka miesięcy temu Urszula modliła się o pracę w Febo & Dobrzański, nie chciała wyjeżdżać. Co za ironia, teraz sama zaproponowała wyjazd. Z jednej strony było jej trochę smutno, bo musi zostawić rodzinę w Rysiowie, lecz drugiej strony wyjeżdża z Markiem, z mężczyzną jej życia. Senior długo trzymał swoją najstarszą latorośl w ramionach, a w jego oczach szkliły się łzy. Gdy wreszcie wypuścił ją z ramion, zwrócił się do Marka.
- Synu. – Wyciągnął do niego ramiona, w których tym razem zamknął Dobrzańskiego. Marka bardzo cieszyła przychylność ojca Uli, po raz kolejny zwrócił się do niego synu, a teraz trzyma go w ramionach. – Bardzo cię lubię, mam nadzieję, że wam się ułoży. – Te słowa wprowadziły go w konsternację, nie spodziewał się ich. – Dbaj o nią.
- Zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa. – Zapewnił. – Mam do pana prośbę, gdy ktoś o nas pytał, to proszę mu nic nie mówić.
- Dobrze, nikomu nic nie powiem. – Józef dobrze zdawał sobie sprawę, że partner jego córki ma na myśli jego rodzinę.
Wsiedli do samochodu i ruszyli ku lepszej przyszłości.



Około godziny dwudziestej Józef usłyszał pukanie do drzwi…


10.05 (niedziela) - III część opowiadania "Feministka"