środa, 27 stycznia 2016

"Siła marzeń" część 11

Przepłakała kilka godzin. Myślała o tej sytuacji. Co ja mogę teraz zrobić? Jedynie odejść z firmy. Podjęła w końcu  decyzję. Zamaszyście otworzyła laptop i chwilę stukała w klawisze. Po skończeniu wydrukowała kartkę, podpisała ją. Spojrzała na nią sprawdzając czy nie ma żadnych błędów,  ani literówek. Wszystko się zgadzało. Wyciągnęła z szafy pudło i zaczęła pakować swoje rzeczy.  Mam już dość naiwnej Ulki. Koniec z tym! Otworzyła szufladę i zobaczyła czerwoną teczkę. Teczkę z wekslami. Znowu nie dała rady.  Opadła ciężko na fotel, a w oczach stanęły łzy. Szybko znalazły ujście i spadły na wypowiedzenie. Miałam się trzymać!- wrzasnęła na siebie w myślach. Włożyła bransoletkę do teczki i położyła na biurku koło wypowiedzenia. Chwyciła za pudełko i wyszła z pomieszczenia.
- Dorota, mnie już dzisiaj nie będzie. Zamknij biuro, a potem zanieś klucz do recepcji- sekretarka kiwnęła głową- Dziękuję- uśmiechnęła się delikatnie, ale jej oczy dalej  pozostawały przepełnione smutkiem i żalem.
- Dobrze się czujesz?- spytała z troską.
- Nie najlepiej, dlatego idę do domu. Cześć- mizernym krokiem ruszyła w stronę wind.


- Ula. Pukam do ciebie już dobre pięć minut. Dlaczego nic nie mówisz. Ula?- stał pod jej drzwiami- Uluś?- pozwolił sobie na zdrobnienie, ponieważ nikogo nie było w pobliżu. Szarpnął za klamkę, gabinet był zamknięty. Nie przypominał sobie, żeby miała jakieś spotkanie na mieście. Po chwili weszła Dorota.
- Uli nie ma.
- Jak to nie ma? Nic mi nie mówiła. Ma jakieś spotkanie?
- Mówiła, że wraca do domu. Nie najlepiej się czuła. Miała zapuchnięte oczu, moim zdaniem od płaczu. Wyglądała jak siedem nieszczęść.
- Mogę wejść do gabinetu?- zapytał zapatrzony w przestrzeń.
- Jest pan prezesem. Oczywiście, że ma pan do tego prawo- uśmiechnęła się delikatnie- przyniosę klucz.
Wszedł do jej gabinetu. Było nienaturalnie cicho i pusto. Przeraził się tej pustki. Podszedł do biurka i zesztywniał. Wziął do ręki kartkę. Wypowiedzenie?- nie mógł uwierzyć. Zrozumiał dopiero kiedy otworzył teczkę. Dotarło do niego. Kiedy zobaczył mokre plamy na kartce, poczuł ścisk w klatce. Co ja zrobiłem? Wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami.

- Paula- szybko znalazł ją w Sali konferencyjnej- jak mogłaś?-  krzyknął zdyszany. Oparł się o blat i bezczelnie spojrzał jej w oczy.
- Marek- przeraziła się- o czym mówisz?- nigdy nie widziała go w takiej furii.
- Dlaczego powiedziałaś Uli prawdę?- grzmiał.
- Co?- nie wiedziała o czym mówi.
- Sam chciałem jej kiedyś powiedzieć.
- Marek, opanuj się!- krzyknęła, czym doprowadziła go do spokoju. Zamknął oczy i głęboko oddychał- Ja tego nie zrobiłam.
- To kto? Tylko tobie powiedziałem całą prawdę.- spytał już spokojnie.
- Nie wiem kto, ale na pewno nie ja- zapewniła.
- Przepraszam. Straciłem ją- oparł się o stół i spuścił głowę.
- Marek, nie załamuj się. Pomogę ci ją odzyskać. Obiecuję- spojrzał na nią. Odzyskiwał nadzieję.

Wróciła do domu z ogromnym bólem głowy. Zatrzasnęła drzwi i od razu skierowała się do swojego pokoju. Ściągnęła buty i opadła na łóżko. Przykryła się kołdrą. Znowu się rozkleiła. Nie zorientowała się, a już odpłynęła do krainy Morfeusza. Kiedy Józef wrócił do domu, zdziwił się, że jego córka już jest. Zerknął do jej pokoju, ale smacznie spała. Wrócił na paluszkach do kuchni i zaczął wypakowywać zakupy.


Kiedy obiad był już przygotowany, rozległo się pukanie do drzwi. Pośpiesznie podszedł i je otworzył. Zobaczył Dobrzańskiego. Kiedy Ula opowiedziała mu całą historię z nim traktował go z dystansem.
- Dzień dobry, panie Józefie. Zastałem Ulę?- przywitał go nieśmiałym uśmiechem. Był zestresowany.
- Tak jest w swoim pokoju. Proszę wejść- wpuścił gościa.
- To ja może pójdę do niej- poczuł się nieswojo.
- Proszę, zrobię coś to picia. Kawy, herbaty?
- Niech się pan nie fatyguje.
- Mam tylko jedno pytanie- zaskoczył go- jak długo chce pan ciągnąć związek ze swoją narzeczoną i Ulą?- zapytał prosto z mostu.
- Ta sprawa jest już wyjaśniona. Rozstałem się z Pauliną. Teraz są inne komplikacje- dodał zamyślony- No nic, pójdę do niej.- zostawił Józefa bez słowa wyjaśnienia.

Wszedł do jej pokoju, ale od razu zauważył, że śpi. Przysiadł koło łóżka i patrzył na jej oblicze. Kiedy była pogrążona w śnie, była jeszcze piękniejsza. Oparł głowę o poduszkę i zaczął rozmyślać. Dostrzegł mokre plamy. Płakała przeze mnie. Jestem skończonym dupkiem! Myślał o swoim życiu. Przypomniał sobie, że jego rodzice nic nie wiedzą o jego rozstaniu z Pauliną. Będę musiał im to jakoś wyjaśnić. Później do nich pojadę. Zorientował się, że Ula rozbudza się. Przetarła delikatnie oczy i od razu spostrzegła Marka. Usiadła na łóżku, szczelnie okrywając się kołdrą.
- Co tu robisz?- zapytała ostrzej, niż zamierzała. Spuścił głowę i szukał wewnętrznej siły, aby z nią porozmawiać. Znalazł- miłość.
- Ula, chciałem cię przeprosić i wytłumaczyć całą tę sytuację.
- Tu nie ma czego wyjaśniać.
- Owszem, jest…- przerwała mu.
- Dość!- krzyknęła- zniknij z mojego życia. Mało ci? Chcesz dalej mnie upokarzać?- z każdym słowem cierpiał coraz bardziej. Dobrzański zasłużyłeś sobie. Cierp!- Dalej grasz? Ja wypadam z tej gry. Nie chcę grać na twoich zasadach. Nie będę twoją kolejną zabawką!- grzmiała. Do  oczu napływały łzy. Uli i Markowi. Nigdy nie widział jej w takim stanie.
- Ula- próbował ją uciszyć- Spokojnie. Chcę ci to wszystko wyjaśnić. Przede wszystkim zerwałem z Pauliną. Dla cieb…
- Nie rozumiesz?! Odcinam się od ciebie. Nic już nas nie łączy- powoli się uspokajała.- Mam nadzieję, że nigdy więcej nie staniesz na mojej drodze. Do widzenia Marku Dobrzański- odruchowo przybliżyła się do niego i wpiła się w jego usta. Smakowała jego wargi tłumacząc sobie,  że to pożegnanie. On czuł, że to jest ostatni pocałunek. Napawał się nim i nie chciał, żeby się skończył. Po chwili przyszło opamiętanie. Z obrzydzeniem oderwała się od niego i ostatni raz spojrzała mu w oczy. Dostrzegł wielki ból i gorycz. Odwróciła się plecami do niego i zamknęła oczy:
- Wyjdź!- szepnęła despotycznie. Zrezygnowany opuścił pokój. Zastało go pytające spojrzenie Józefa.

- Przepraszam panie Józefie. Przepraszam, że kocham pańską córkę- miał łzy w oczach. Szybko wyszedł na zewnątrz. Musiał się przewietrzyć. Za dużo  kosztowało  go rozstanie z ukochaną.
 

niedziela, 24 stycznia 2016

"Katusze" część 24

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

W końcu nadeszła sobota. Dzień, w którym Ula miała gościć w rezydencji Dobrzańskich. Przez cały tydzień przygotowywała się do tego wydarzenia. Kupiła sobie skromną małą czarną, specjalnie na tę okazję. Odwiedziła również kosmetyczkę i fryzjera. Mimo iż Marek śmiał się, że popada w paranoję, to starał się ją wspierać i być dla niej oparciem. Wiedział, że to dla niej bardzo stresujące.  Tuż przed siedemnastą, na podjazd domu, wjechał srebrny lexus. Wysiadł z niego przystojny brunet i otworzył drzwi pasażera. Podał rękę ukochanej i pomógł jej wysiąść. Wziął jeszcze z bagażnika kwiaty dla matki i chwyciwszy dłoń narzeczonej, ruszyli w kierunku drzwi. Po chwili stanął w nich gospodarz domu.
- Witajcie dzieci – powiedział ciepło, patrząc na nich z uśmiechem. – Jestem bardzo rad, że zechciała pani przyjąć nasze zaproszenie – zwrócił się do Schultz.
- To dla mnie zaszczyt – odpowiedziała uprzejmie z nutą nieśmiałości.
- Wygląda pani coraz piękniej, – rzuciła Helena wchodząc do przedpokoju. Musnęła policzek  jedynaka, który wręczył jej bukiet, a jego wybrance podała dłoń. – Nie będziemy tak stać w korytarzu, wchodźcie do salonu – ręką wskazała im kierunek. – Jesteśmy pani bardzo wdzięczni, że wyciągnęła pani naszego syna z aresztu – powiedziała Dobrzańska gdy zasiedli do stołu.
- Proszę mi nie dziękować – mówiła z delikatnym uśmiechem na ustach – to moja praca. Bardzo się cieszę, że udało mi się pomóc i dzięki tej sprawie poznałam Marka – obrzuciła bruneta spojrzeniem pełnym miłości. Uśmiechał się do niej wdzięcznie, a jego oczy błyszczały.
- Marek wspominał, że planujecie ślub? – odezwał się Krzysztof.
- Tak, zarezerwowaliśmy już salę i kościółek w Łagowie – potwierdziła.
- Bardzo nam się spodobała tamta malownicza okolica – wtrącił się prezes. – Zamek to chyba idealne miejsce na ślub – westchnął przeciągle. – Teraz niestety muszę czekać aż do ostatniego weekend ‘u kwietnia, zanim Ula zostanie moją żoną – seniorzy roześmiali się serdecznie widząc minę swojego jedynaka, a na policzki Schultz wypełzł dorodny rumieniec.  Reszta wieczoru minęła im w bardzo miłej atmosferze. Dobrzańscy polubili wybawczynię swojego syna i w pełni zaakceptowali jego wybór.
- Powinniśmy się już zbierać – powiedział Marek, wstając od stołu.
- Jest już bardzo późno, może zostaniecie na noc? – zaproponowała Helena. – Tu jest wystarczająco dużo miejsca, nie będziecie wracać po nocy – Junior spojrzał pytająco na swoją wybrankę, która delikatnie kiwnęła głową z aprobatą. Nie chciała odmawiać przyszłym teściom.
- Świetnie, – klasnęła w ręce uradowana Helena – poproszę Zosię, aby przygotowała wam pokój Marka.

Wszedłszy do pomieszczenia, rozglądała się ciekawie. Na jednej z półek usytuowana była pokaźna kolekcja czerwonych, sportowych samochodzików. Na innej zaś dostrzegła ogromną kolekcję płyt DVD z horrorami. Uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła w stronę narzeczonego. Stał oparty o drzwi i patrzył na nią jak na swoją ofiarę, aż jej ciało przeszedł dreszcz.
- Obejrzymy coś? – wychrypiała wskazując palcem na filmotekę.
- Nie - odpowiedział kręcąc przecząco głową. Gdy powoli zbliżał się do niej, wstrzymała oddech. – Mamy lepsze rzeczy do roboty – powiedział kładąc dłonie wzdłuż jej ud i uśmiechną się cwaniacko. Jego dłonie sunęły w górę, podwijając przy tym jej sukienkę. – Marzyłem o tym przez cały wieczór – ukąsił ją w szyję, dopiero teraz przypomniała sobie o oddychaniu. Z jej ust wyrwał się cichy jęk. – Nie mogłem się doczekać, kiedy ściągnę z ciebie tę przeklętą sukienkę – przeciągnął zębami po linii jej żuchwy – i kiedy będę cię kochał do utarty tchu.
- Marek, - szepnęła miękko, ledwo słyszalnie – nie powinniśmy, to dom twoich rodziców – z trudem starała się skupić na tym co mówi.
- Nie odmawiaj mi – prosił. – Będziemy cicho – sunął palcami, wzdłuż linii jej kręgosłupa.
- Ty z pewnością, – mówiła patrząc na jego zmysłowe usta nieprzytomnym wzrokiem – ale ja nie obiecuję.
- Będę cię uciszał – uśmiechnął się szelmowsko i nie czekając na jej reakcję chwycił ją na ręce. Położywszy delikatnie na łóżku, omiótł jej ciało pożądliwym spojrzeniem. Uklęknął między jej nogami, pochylił się nad nią, a następnie zaatakował jej ponętne wargi. Jego dłonie błądziły po jej ciele, coraz bardziej ją tym rozpalając. Po chwili pozbawił ją sukienki i bielizny. Jego usta błądziły teraz po jej nagim ciele, nie omijając żadnego miejsca. Pod wpływem jego zabiegów topniała jak wosk i traciła jasność myślenia. Gdy uznał, że jest już gotowa, zrzucił z siebie garnitur. Przywarł do niej całym ciałem i połączył ich w jedność. Poruszał się powoli. Był bardzo czuły i delikatny. Z zafascynowaniem patrzyła na rytmicznie poruszające się ciało narzeczonego po którym spływały kropelki potu. Gdy doszli do apogeum uniesienia, wpił się w jej usta, skutecznie tłumiąc jej jęk. Opadł na poduszkę obok niej i przyciągnął ją do siebie. Wtuliła się w niego jak kotka. Po chwili odpłynęli do krainy Morfeusza.
Obudziwszy się, obserwował spokojną twarz narzeczonej, pogrążoną we śnie. Uwielbiał takie poranki, gdy budził się z nią wtuloną w niego. Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie ich upojnego zakończenia dnia.  Włożył  rękę pod kołdrę i  sunął nią po nagim ciele kobiety od uda przez łono, brzuch, piersi, aż do policzka, który pogładził czule. Był niewyobrażalnie szczęśliwy, że to wszystko jest tylko jego. Ula poruszyła się i zaczęła powoli otwierać oczy. Gdy tylko ujrzał ich błękit, przyssał się do jej warg.
- Dzień dobry kochanie – powiedział przyglądając się jej twarzy z uśmiechem.
- Dzień dobry, - odpowiedziała masując delikatnie kark ukochanego. – Nie byłam zbyt głośno? – zapytała niepewnie z mina dziecka, które nabroiło.
- Myślę, że nas nie usłyszeli – roześmiał się widząc jej minę. – Chodź pod prysznic, ty mój słodki rudzielcu – rzucił z szelmowskim uśmieszkiem, wstając z łóżka.

- Myślę, że powinniśmy porozmawiać z Pshemko  - mruknęła  przeglądając pocztę na smart fonie, gdy po śniadaniu z Dobrzańskimi, wracali do siebie.
- A no tak, przecież on mianował się na twojego ojca. Może umówimy się z nim jutro na lunch? – zaproponował.
- Myślę, że to świetny pomysł – pochwaliła go. – Za tydzień jest ślub Sebastiana i Violetty – przypomniała mu.
- Pamiętam, - roześmiał się – trudno zapomnieć bo Violetta nie mówi o niczym innym – śmiał się, mając przed oczyma swoją sekretarkę, która ma zamiar puszczać bociany sprzed kościoła.  

- Witaj tato – powiedziała wchodząc z Markiem do książęcej. -  Przepraszamy za spóźnienie, ale były straszne korki – wyjaśniła pośpiesznie. Projektanta zaskoczyła obecność prezesa. Ula nie mówiła mu, że ma z kimś przyjść.
- Coś się stało? – zapytał mieszając łyżeczką swoją czekoladę.
- Poprosiłem Ulę o rękę, a ona zgodziła zostać się moją żoną – powiedział Dobrzański, patrząc z miłością na swoją wybrankę. Kolejny szok. Mistrz nie wiedział, że jego przyszywaną córkę łączy coś z juniorem. Wiedział tylko tyle, że wyciągnęła go z aresztu. On nawet nie wiedział, że oni utrzymują ze sobą kontakt.
- Co?! – poderwał się z miejsca. – Dlaczego ja nic o tym nie wiem? – powiedział podniesionym głosem. – Dlaczego nie poprosiłeś najpierw mnie o rękę mojej córki? – wrzeszczał nie zwracając uwagi na innych klientów restauracji.
-Tato, - powiedziała ciepło – proszę cię usiądź i porozmawiajmy spokojnie – słysząc łagodny głos kobiety, wykonał jej prośbę.
- Pshemko, bardzo cie przepraszam, - powiedział brunet – ale miałem tyle na głowie, że całkowicie wyleciało mi to z głowy. A poza tym, miłość do tej anielskiej istoty przysłania mi jasność myślenia.
- Na pewno ją kochasz? – zapytał podejrzliwie, uważnie mu się przyglądając.
- Zrobię dla niej wszystko – zapewnił i obrzucił ją spojeniem pełnym uwielbienia.
- Skoro tak – westchnął – macie moje błogosławieństwo. Niech wasza miłość będzie jak biały kwiat, czysty, bez skazy i niech nieustannie pnie się w górę,  ku słońcu – odetchnęli z ulgą.

Gdy nadeszła sobota, od rana szykowali się na ślub swoich przyjaciół. Był to najważniejszy dzień w ich życiu i chcieli go przeżywać razem z nimi. Kilka minut po jedenastej rozdzwonił się telefon Dobrzańskiego.
- Cholera!  - wrzasnął Olszański. -  Marek, na śmierć zapomniałem  o obrączkach! – krzyczał w słuchawkę. – Miałem jechać trzy dni temu do jubilera, ale miałem tyle spraw na głowie, że całkiem wyleciało mi to z głowy!
- Stary nie martw się – próbował go uspokoić Marek. – Coś wymyślę, a ty spokojnie szykuj się do ślubu.
- Dzięki, jesteś prawdziwym przyjacielem – rzucił Olszański i rozłączył się.
- Coś się stało? – zapytała przyglądając się narzeczonemu.
- Będziemy musieli jechać jeszcze do jubilera, – widząc pytające spojrzenie partnerki, wyjaśnił -  Seba zapomniał kupić obrączki – Schultz wywróciła oczyma i pokręciła głową z politowaniem.

Będąc w salonie jubilerskim kupili bogato zdobione obrączki dla Violetty i Sebastiana. Oboje wiedzieli, że przyszła pani Olszańska uwielbia przepych. Przy okazji kupili również dla siebie. Najbardziej spodobały im się, bardzo cieniutkie, złote krążki.



Gdy Olszańscy wypowiadali słowa przysięgi , Ula kontemplowała ten obrazek ze łzami w oczach. Marek spojrzawszy na swoją ukochaną, uśmiechnął się delikatnie. Trafił mu się anioł, największy skarb i już nie wypuści go z rąk. Zrobi wszystko, aby była szczęśliwa. Już nie mógł się doczekać kiedy to oni będą ślubować sobie miłość i wierność, aż po grób.  Po ceremonii zaślubin, pojechali do domu ślubnego, gdzie odbywało się przyjęcie weselne. Marek raz zatańczył z panną młodą,  Ula z panem młodym, a później nie wypuszczali się z ramion. To z nią bawił się najlepiej. Około godziny drugiej w nocy, zaczął szukać Uli. Miała iść tylko na chwilkę do toalety przypudrować nosek. Minął już kwadrans, a jej nadal nie było. Gdy wszedł do holu prowadzącego do wyjścia, wezbrała w nim wściekłość. Zobaczył swoją narzeczoną w towarzystwie Radka. Nie spodziewał się go, myślał, że udało mu się go pozbyć raz na zawsze. Poczuł się zagrożony. Szybkim krokiem ruszył w ich kierunku. Złapał go, a następnie wymierzył silny cios prosto w twarz.
- Trzymaj się z dala od mojej narzeczonej! – wrzasnął.

czwartek, 21 stycznia 2016

"Wewnętrzny konflikt"

Dzisiaj zapraszam na miniaturkę :)

- Stary, nie ma mowy, nie  odpuszczę jej tak łatwo- zwrócił się do przyjaciela.
- No wszystko super, ale co będzie jeśli ona wybierze Piotra?- zauważył- Znowu będziecie się bili?
- Nie, Seba, nie wiem. To było głupie. Wstyd mi przed Ulką- wspominał bójkę z Sosnowskim.
-Może się nie domyśliła.
- Ula nie jest głupia. Z pewnością wiedziała o co chodzi. Jest mi tak cholernie głupio- użalał się.
- To masz u niej kolejne punkty w dół. Zwłaszcza kiedy doktor opowiedział jej swoją wersję zdarzeń.
- Sebastian- przerwał- ona mnie kochała, naprawdę kochała. A tego nie zapomina się z dnia na dzień- żywił nadzieję.

Była już w windzie i naciskała guzik kiedy drzwi otworzyły się i ujrzała Dobrzańskiego. Była zła na niego. Była pewna, że specjalnie doprowadził do bójki. Zachował się jak pięciolatek. Myśli, że to mu pomoże? Za późno! Stanął koło niej i spuścił wzrok. Wyraźnie był skrępowany i zawstydzony.
- Jak z Piotrem?- zapytał po chwili.
- Kpisz sobie?- zmieszała ostrym głosem napiętą atmosferę między nimi.
- Nie, po prostu chciałbym wiedzieć- znowu zbiła go z pantałyku- Przepraszam. Nie chciałem, aby tak wyszło.
- Chciałeś- wtrąciła się- Specjalnie to zrobiłeś.
- Ula, to nie jest tak, chciałbym ci to wytłumaczyć.
- Wiesz co nie mam ochoty z tobą gadać- na jej szczęście winda otworzyła się i szybko ruszyła do swojego gabinetu zostawiając Marka w osłupieniu.

Weszła do sekretariatu i nie witając się z Kubasińską  skierowała się do biura ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Po chwili w gabinecie pojawiła się Viola.
- Ula, co się stało?- zapytała z wyraźną troską w głosie, robiąc charakterystyczny dla niej dziubek.
- Nic- odparowała i zamaszyście otworzyła laptopa.
- Przecież widzę. Ulka- zaczęła butnie- przede mną nic nie ukryjesz. Powiedz.
- Mam dość wszystkich facetów.
- Wszystkich facetów?- zdziwiła się- Mów konkretnie: Marek, czy Piotr?
- Obaj- odpowiedziała wymijająco.
- Ulka- westchnęła-  wiedziałaś o tym, że podświadomie chce się czegoś innego, a świadomie-innego?- nie czekając na odpowiedź, kontynuowała- Bo jeśli nie stuningujesz swoich potrzeb, to masz konflikt. A z kim?
- Z kim?- nie wiedziała o co chodzi blondynce.
- Z samym sobą. To tak jak ja teraz. Z jednej strony Artur. Przystojny, inteligentny, z pasją. A ja rozpamiętuję Sebastiana. Tego oszusta, bawidamka.
- Dalej ci nie przeszło Viola?
- Nie- jęknęła płaczliwym głosem- Ale, co tam o mnie. Mamy gadać o tobie- zainteresowała się.
- U mnie? Na tapecie Marek i Piotr. Pobili się.
- O ciebie? Ulka, ale masz szczęście. To takie romantyczne. Dwóch facetów bije się o kobietę.
- Viola, to nie jest śmieszne. Nie wiem co robić.
- Musisz wiedzieć, że kiedy odeszłaś Marek wariował. Nie mógł sobie znaleźć miejsca.
- Czyli co? Mam wybrać Marka? Bo co, bo mnie oszukiwał, zwodził…?
- Ula, ty specjalnie wypierasz uczucie. Przecież od razu widać, że kochasz Marka, a z  Piotrem z pewnością miłość cię nie wiąże.
- Sama nie wiem- ukryła twarz w dłoniach.
 A jeśli nie można się stuningować? Jeśli cały czas ma się ze sobą konflikt? Kompletnie bez sensu. Przecież Marek w ogóle się nie nadaje. Piotr to co innego. Piotr jest idealny, miły, mądry, błyskotliwy, przystojny, i jest sobą. A nie kimś innym. I bardzo dobrze- bo jest fajnym facetem. Piotrem Dobrzańskim…Ulka!- Piotrem Sosnowkim. Nie ma Marka. On dla mnie nie istnieje. Nie mam konfliktu. Nie potrzebuje tuningu.

Siedzieli w gabinecie dyrektora kadr i rozmawiali:
- Kurde, jestem tak zawalony robotą, że się nie wyrabiam.
- Co, skończyły się czasy opieprzania się. Nastał nowy prezes i trzeba wziąć się do pracy- zaśmiał się Marek.
- A ty co? Nie masz czegoś do zrobienia?- zaciekawił się.
- No właśnie nie.
-To szczęściarz z ciebie.
- No, wydrukuję tylko plan promocji FD Gusto  i to byłoby na tyle.
- Stary, widzę, że idziesz w odstawkę.
- Na to wychodzi- posmutniał.


- O Ula, zaczekaj-  zaczepił dziewczynę wychodząc gabinetu kumpla- Chciałbym porozmawiać. O tym co będzie.
- Słucham- przeraziła się. O czym mamy gadać? Nie ma przyszłości, nie ma nas.
- Zapraszam do konferencyjnej-  poszła pierwsza, a za nią kroczył Marek. Kiedy znaleźli się w pomieszczeniu, nastała krępująca cisza.
- Skończyłem plan promocji FD Gusto- podał jej dokumenty.
- Dziękuję- lekko uśmiechnęła się.
- Masz coś jeszcze dla mnie?- zapytał z nadzieją.
-  Teraz wszystko jest domknięte. Tylko czekać na efekty.
- No to już właściwie nie mam nic do roboty. Chyba, że…-zawahał się- Chyba, że mnie potrzebujesz?
- Nie- jedno  krótkie słowo wbiło się w  jego serce niczym sztylet- ale dziękuję za pomoc- obojgu zalśniły się oczy. To koniec.
- Czyli to koniec- wypowiedział słowa, które oboje mieli w myślach.
- Za kilka miesięcy, jak już będą wiadome wyniki sprzedaży, zwołam zebranie zarządu i wrócisz na stanowisko prezesa.
- Czyli koniec- spuścił wzrok, żeby nie zobaczyła jego łez kręcących się w oku.
- Chyba, że chcesz mi coś powiedzieć?- znowu spojrzał na nią. Patrzył świdrując ją wzrokiem i zastanawiał się, co powiedzieć. Tak, chcę ci powiedzieć, że żałuję, żebyś mi wybaczyła, że cię kocham, kocham najmocniej. Chcę, żebyś zostawiła doktorka i wróciła do mnie. Chcę być z  tobą, kochać cię bez ukrywania. Chcę to wykrzyczeć całemu światu.  Zresztą nie będę się odzywał. Po co? Skoro i tak mi przerwiesz w najważniejszym momencie. Zbyt mocno cię kocham i mimo, że trafia mnie szlag, pozwolę odejść ci z Piotrem. On jest ode mnie lepszy. Przede wszystkim uczciwy.
- Nie, nie, nie. Nie chcę- poczuła się strasznie. Musiała jak najszybciej stamtąd uciec i wypłakać się w zaciszu swojego gabinetu. To pożegnanie.

Wróciła do domu i od razu skierowała się do swojego pokoju. Tak czekał już na nią Maciek.
- No nareszcie. Czekam i czekam. Mam te raporty za ostatnie dwa miesiące.
- Oj Maciek- jęknęła- przepraszam byłam z Piotrem.
- Ooo…rozkręcasz się.
- Powiedzmy, że na razie nie powiedziałam nie. Jeszcze nie jesteśmy razem oficjalnie. Chociaż Piotr jest najporządniejszym facetem jakiego znam. Jest inteligentny, przystojny, zabawny, słowny, uczciwy. Czego chcieć więcej?
- Miłości?
- No przecież nie wychodzę od razu za niego za mąż-  prychnęła- najważniejsze jest to, że mogę na nim polegać. Nie to, co na Marku. Markowi to już bym nie odważyła się zaufać.
- A przecież mówiłaś, że się przyjaźnicie?
- Tak, bo tak myślałam. A potem on pobił Piotra.
- Co?- zdziwił się- Facet ma za uszami, ale nie jest gangsterem.
- Wiesz co, z nim tak zawsze jest. Chce dobrze, a wychodzi na odwrót. I zawsze kłamie. Kłamał jak mówił, że mu na mnie zależy, kłamał, jak mówił, że odwołał ślub.
- Dobra, a gdyby nie kłamał, że odwołał ślub? Może to on zrobił?
- Ale kłamał. To Paulina go odwołała.
- No ale gdyby nie kłamał? Po prostu chcę, abyś miała wszystkie dane. Poczekaj na mnie.
- Maciek- zawołała, ale już był na podwórku.
Po chwili wrócił dzierżąc w ręku złożoną kartkę.
- Ula, to jest list dla ciebie od Marka. Zostawił go kiedy wyjeżdżałaś na Mazury, a ty zostawiłaś go u mnie w samochodzie.
- I po co mi go dajesz?
- Bo chciałbym, abyś znała także jego spojrzenie na tę sytuację. Zostawiam cię z tym listem.
Siedziała nieruchomo i patrzyła na kartkę. Nie mogła się przełamać by ją przeczytać. Bała się tego co jest napisane. Bała się, że będzie jeszcze bardziej cierpiała. Odważyła się. Sięgnęła ale nie otworzyła. Znowu zawahała się. Dość uciekania! Zamaszyście otworzyła i zaczęła czytać.
Ula,
Wiem, że kartka do ciebie, zapisana w pośpiechu przy twoim biurku niczego nie załatwi. Ale wiem, wierzę, że jeśli pozwolisz mi powiedzieć ci coś prosto w oczy, to powiem ci, że dzięki tobie zrozumiałem, co to jest miłość i że wiem na pewno, że nie to łączy mnie to z Pauliną. I że na pewno jej nie poślubię…
I jeszcze jedno na pewno wiem: że cię kocham.
Marek
Czekam o piętnastej nad Wisłą w miejscu, gdzie to wszystko zaczynałem rozumieć.

Z jej oczu popłynęły łzy. Zrozumiała. W końcu pozwoliła sercu wykrzyczeć: On mnie kocha! Wybiegła z domu i wystukała na telefonie 9 cyfr, które wyryły się w pamięci. Nie odbierał. Wybrała numer Olszańskiego.

Siedział na kanapie i rozmyślał o dzisiejszym dniu. Nie mógł pogodzić się z tym, że  kończy mu się praca w F&D. Nie wiedział co zrobić. Może wyjadę? Zapomnę? Jestem kretynem. Nigdy nie zapomnę…Usłyszał dźwięk dzwonka. Powoli wyczołgał się z sofy i poszedł otworzyć. Zobaczył Olszańskiego z flaszką wódki. Jeszcze jego tutaj brakowało. Nie miał ochoty na nocną libację. Sebastian nie czekając na zaproszenie wszedł do środka i skierował się do aneksu kuchennego. Znalazł dwa kieliszki i polał im.
- Witaj w klubie kawalerze- oboje nie mieli humoru.
- No witaj. Moja nadzieja umarła. Wiesz Seba nie mam nastroju. Wolałbym zostać sam- zrozumiał go.
-No nic, to ja pójdę. Na razie.
- Na razie- zamknął za nim drzwi.
Kiedy Olszański stanął na korytarzu, w kieszeni zaczął wibrować telefon.
- Ula?- zdziwił się- stało się coś?... Czegoś nie zrobiłem w pracy? ….Aha….O to chodzi- uśmiechnął się- Sienna 9/10. Powodzenia.

Leżał znowu na czerwonej kanapie i bez celu przełączał kanały w telewizji. Usłyszał dzwonek do drzwi. Nie ruszył się z miejsca.
- Seba, mówiłem ci, chcę zostać sam- krzyknął, jednak dźwięk nie ustępował.
- Ludzie, zostawcie mnie w spokoju- szepnął kiedy szedł przez korytarz. Otworzył drzwi stanął jak wryty.
- Ula?- był zaskoczony.
- Przepraszam- szepnęła.
- Za co?
- Za to, że dopiero teraz przeczytałam twój list. Za to, że tak podle cię traktowałam, za co, że ci nie wierzyłam i nie pozwalałam dojść do głosu- wyliczała.
- Zasłużyłem sobie- odparł z goryczą.
-  To nie jest istotne. Powiedz, czy to co napisałeś w liście nadal jest aktualne?
- Wejdź do środka- zaprosił ją. Usiedli w salonie, a on kontynuował- tak. To nadal jest. Kocham cię najmocniej na świecie- oboje mieli łzy w oczach. Mocno się wtuliła w niego, a on objął ją silnym ramieniem.
- Moja miłość też nie umarła. Kocham cię- tej nocy wyjaśnili sobie wszystkie nieporozumienia. Tej nocy narodzili się na nowo. Napisała do Maćka wiadomość: Dziękuję. Dzięki tobie jestem szczęśliwa.

Koniec!!!

poniedziałek, 18 stycznia 2016

"Katusze" część 23

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

- Co myślisz o tym, żebyśmy poszli do miejscowego kościółka i ustalili datę ślubu – zapytał, gdy wracali w stronę zamku. – Moglibyśmy od razu zarezerwować salę – ciągnął dalej nie czekając na jej odpowiedź. Był bardzo podekscytowany.
- Wiesz, że jesteś cudowny? – zapytała przyglądając się jego profilowi z uśmiechem. Spojrzał na jej rozpromienioną twarz, śmiejące się do niego oczy i westchnął niezauważalnie.
- Zbliżywszy swoje wargi do jej, wyszeptał jej w usta – to ty jesteś cudowna  - pocałował ją bardzo subtelnie – to ty sprawiasz, że mój świat jest taki kolorowy, że mam siłę do działania, że się uśmiecham – skończywszy wyliczać, z powrotem połączył ich usta w pocałunku. Tym razem był on bardzo namiętny i żarliwy.
- Chodźmy to tego kościoła, - szepnęła, gdy przerwali taniec warg.

- Ula, - jęknął przeciągle Marek leżąc z nią wtuloną w niego po stosunku – dlaczego muszę tak długo czekać?  Teraz jest dopiero jesień , - zauważył – a ślub mamy wziąć dopiero na wiosnę. Najchętniej ożeniłbym się z tobą tu i teraz – roześmiała się perliście.
- Wiesz, - zaczęła, bawiąc się jego delikatnym owłosieniem na klatce piersiowej - ślub, nago po seksie, chyba nie jest najromantyczniejszy. A tak na poważnie, - przykryła się szczelniej kołdrą – dobrze wiesz, że to i tak mało czasu. Musimy wszystko przygotować, zaprosić twoją rodzinę,  kupić jakieś stroje ślubne – gdy zaczęła wyliczać, Dobrzański zamknął jej usta siarczystym buziakiem, uniemożliwiając jej mówienie. – A poza tym, - kontynuowała, gdy odsunął się od niej – nie naciskaj tak na mnie, bo jeszcze się rozmyślę albo wystraszę i zwieję ci sprzed ołtarza – widząc jego miną, roześmiała się serdecznie.

Gdy ich urlop dobiegł końca, spakowali walizki i niechętnie odjechali w stronę stolicy. Żal było im opuszczać to miejsce. Pocieszające było to, że za kilka miesięcy wrócą tu, aby przypieczętować swoją miłość związkiem małżeńskim. Marek jechał bardzo szybko, co sprawiło, że po niedługim czasie dojechali do Warszawy.
- Jedziemy do mnie, czy do ciebie? – zapytał stojąc na światłach, na obrzeżach miasta. – A właśnie, miałaś się zastanowić czy zamieszkasz ze mną – spojrzał na nią prowokująco.
- Marek, - westchnęła – ja mam umowę do końca roku  i niestety nie uda mi się jej rozwiązać przedterminowo – patrzyła na niego przepraszająco. Dobrzański pokiwał głową ze zrozumieniem i zamyślił się. Chciał znaleźć jak najlepsze wyjście z tej sytuacji.
- Mi kończy się umowa najmu w przyszłym miesiącu, - powiedział radośnie. – kompletnie o tym zapomniałem. Nie przedłużę jej i jeśli się zgodzisz, wprowadzę się do ciebie – uwielbiła gdy był taki radosny. Ze łzami w oczach nachyliła się i musnęła jego szorstki policzek.
- Oczywiście, że się zgadzam, – powiedziała masując jego kark – po co w ogóle pytasz?
Pojechali do jego mieszkania. Z  szafy wyciągnął trzy przepastne torby i spakował najważniejsze rzeczy, ubrania i dokumenty. Chciał jeszcze dzisiaj z nią zamieszkać. Postanowił już teraz zabrać część rzeczy, żeby nie zostawiać tego na ostatnią chwilę. Zamknąwszy mieszkanie, i  włożywszy torby do samochodu, pojechali w stronę restauracji. Byli zmęczeni i nie mieli ochoty na stanie przy garach. Wzięli jedzenie na wynos i późnym popołudniem dotarli do mieszkania Uli. Zjedli kolację, a następnie rozpakowali walizki Marka. Szczęście rozpierało ją od środka, gdy widziała garnitury ukochanego pośród swoich sukienek, jego bibeloty na półkach oraz jego kosmetyki stojące obok jej. Cieszyła się, że Marek postanowił z nią zamieszkać i że ma tak poważne plany względem niej. Niewątpliwie była z nim szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. Po ciężkim dniu, usnęli w pozycji na łyżeczkę. 
Gdy obudziła się, Marek jeszcze smacznie spał. Delikatnie, aby go nie zbudzić, wyplatała się z jego ramion i wstała nie wykonując gwałtownych ruchów. Wzięła poranny prysznic, ubrała się i umalowała. Następnie poszła zrobić śniadanie. Swoją porcję zjadła w kuchni, a jego zaniosła mu do sypialni i postawiła na szafce nocnej. Obok talerza, zostawiła karteczkę z napisem ‘Smacznego’. Założyła płaszcz i wyszła do pracy. Niecałą godzinę później obudził się. Z żalem stwierdził, że jego ukochanej nie ma w łóżku. Zawołał ją, ale odpowiedziała mu tylko głucha cisza. Nie było jej. Dopiero teraz zauważył naczynie stojące na meblu obok łóżka. Uśmiechnął się delikatnie, chwycił telefon w dłoń i napisał do niej SMS ’a – ‘Dziękuję kochanie, miłego dnia. Kocham Cię Twój Marek”.  Z wielką przyjemnością pochłonął, przygotowany przez narzeczoną posiłek. Nie spodziewał się, że przygotuje dla niego śniadanie.

- Witaj Renatko – powiedziała z uśmiechem na ustach – wejdziesz do mnie na chwilę? – zapytała od razu.
- Cześć Ulka, – odpowiedziała podnosząc na nią wzrok znad sterty dokumentów – jasne, już idę. – Promieniejesz – powiedziała, będąc już w gabinecie przyjaciółki.
- To zasługa Marka – znów jej twarz przyozdobił radosny uśmiech. – Zobacz – wyciągnęła w jej kierunku dłoń, na której pysznił się pierścionek zaręczynowy.
- Nie – powiedziała zaskoczona kobieta, Schultz pokiwała twierdząco głową. – Oświadczył ci się? Gratuluję – przytuliła Ulę mocno. Nie ufała jeszcze Dobrzańskiemu. Bała się, że pewnego dnia odwidzi mu się życie poważnego i statecznego mężczyzny, i wróci do poprzedniego życia. Nie chciała, aby jej przyjaciółka cierpiała. Nie chciała tego komentować, aby nie burzyć jej szczęścia i nie denerwować jej, ale obiecała sobie, że teraz jeszcze baczniej będzie obserwować wybranka przyjaciółki.  – Macie już datę ślubu? – zapytała, gdy pierwszy szok minął.
- Pobieramy się na wiosnę – patrzyła na nią cielęcym wzrokiem. Zawsze tak miała, gdy myślała o przystojnym brunecie. – Oczywiście możesz czuć się zaproszona.

Marek również nie omieszkał pochwalić się zaręczynami swojemu przyjacielowi. Był bardzo dumny z tego, że niedługo zostanie mężem tej cudownej istoty. Miał ochotę wykrzyczeć to całemu światu. W przerwie na lunch, postanowił pojechać do rodziców, wprosić się do nich na kolację z Ulą i uprzedzić ich. Oni nie wiedzieli, że ma narzeczoną. Ba, oni nawet nie wiedzieli, że się zakochał. Dojazd do rodzinnej posiadłości, nie zajął mu dużo czas. Zapukał do drzwi, które otworzyła mu Zosia, gospodyni rodziców.
- Dzień dobry pani Zosiu, – powiedział uśmiechając się do niej życzliwie – zastałem rodziców?
- Dzień dobry panie Marku – odwzajemniła uśmiech. -  Twoja mama powinna być w salonie, a tata w gabinecie – odpowiedziała mu uprzejmie. – Zje pan coś?
- Nie, dziękuję – odparł i ruszył w głąb domu.

- Witaj mamo – rzucił radośnie, wchodząc do salonu. – Co u ciebie, jak się czujesz?
- Marek, synku – Helena poderwała się z fotela i uściskała go – jak dawno cię u nas nie było – do salonu wszedł Krzysztof, wywabiony gwarem.
- Co cię do nas sprowadza? – zapytał Krzysztof po przywitaniu.
- Przyjechałem, bo - wziął głęboki oddech – chciałbym, abyście poznali moją wybrankę – na ich twarzach malowało się zaskoczenie, a następnie radość. Pogratulowali mu wylewnie.
- Kim ona jest? Znamy ją? – matka zasypała go pytaniami. Podniósł ręce w poddańczym geście.
- Znacie ją, – zaczął z tajemniczym uśmiechem na ustach – to Ula. – Widząc zdezorientowanie na twarzach rodziców , ciągnął dalej – Ula wyciągnęła mnie z aresztu. – Nie chciał wtajemniczać rodziców w to, co się miedzy nimi wydarzyło, więc przeszedł od razu do tematu spotkania – chciałbym abyśmy się spotkali we czwórkę i żebyście się poznali. W końcu pod koniec kwietnia mamy zostać małżeństwem.
- Masz rację synu, – wtrącił się nestor – to najwyższy czas abyśmy poznali twoją narzeczoną prywatnie. Gdy rozmawialiśmy z nią w twojej sprawie, sprawiała wrażenie bardzo kompetentnej, miłej i dobrej osóbki.
- Ula jest bardzo dobrą kobietą, jest moim prywatnym aniołem – powiedział rozmarzonym głosem. – Chciałem was prosić, abyście byli delikatni w rozmowie z nią. Jej matka, dwa lata temu, zginęła potrącona przez samochód, a jej ojciec, po tym jak go niedawno odnalazła, wyrzekł się jej i jeszcze przy okazji powiedział kilka nie miłych słów. Ona nie ma nikogo, dlatego chciałbym abyście byli dla niej wsparciem.
- Dobrze, że powiedziałeś nam o tym, – rzekła Dobrzańska, przerywając ciszę – dzięki temu uda nam się uniknąć niezręcznych sytuacji – uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. – Postaramy się przyjąć ją, najlepiej jak będziemy potrafili – zapewniła gorliwie.
- Dziękuję was, - spojrzał na nich ciepło – niedługo się do was odezwę i wtedy ustalimy dokładną datę spotkania. Muszę jeszcze porozmawiać o tym z Ulą.

Uspokojony zapewnieniami rodziców, wsiadł do samochodu i wrócił do firmy. Uczciwie pracował i nie obijał się. Zmienił się. Ula go zmieniała. Jeszcze niedawno, zrzuciłby wszystko na swoje asystentki, a jego udział ograniczałby się tylko do podpisywania dokumentów. Miałby wtedy dużo czasu na romanse z modelkami. Nie żałował tej przemiany, ani nie odczuwał chęci powrotu do dawnego stylu życia. Naprawdę kochał i był kochany. Wcześniej, gdy nie znał tego uczucia, wydawało mu się, że miłość jest tylko w bajkach, że to taki wymysł dla małych dziewczynek. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo się mylił.
Tuż przed siedemnastą, wyszedł z firmy. Chciał odebrać ukochaną z pracy, żeby nie musiała wracać komunikacją miejską. Zadzwonił do niej i uprzedził ją, że przyjedzie po nią. Bał się, że się spóźni przez korki. Gdy zaparkował na parkingu przed kancelarią, już na niego czekała. Wsiadła do samochodu i czule musnęła jego wargi.
- Długo czekałaś? – zapytał z troską. – Na dworze nie jest najcieplej – mruknął.
- Tylko chwilkę – zapewniła. – Dziękuję, że po mnie przyjechałeś  - obdarował ją ciepłym uśmiechem i pogładził zewnętrzną stroną dłoni, jej policzek.
- Ula, byłem dzisiaj u rodziców – obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem. – Powiedziałem im o nas. Jak wspominałem w Łagowie, powinniście się poznać. Oni nie mogą się doczekać kiedy ich odwiedzimy. Może pojedziemy w weekend? – zaproponował.
- Dobrze – powiedziała, patrząc w dal. – Marek, - szepnęła – boję się tego spotkania – powiedziała szczerze. – Boję się, że coś pójdzie nie tak, że twoi rodzice mnie nie zaakceptują – Marek niespodziewanie zjechał na parking. – Dlaczego się zatrzymałeś? – zapytała dezorientowana.
- Ula, – ujął jej twarz w dłonie – nie masz się czego obawiać, wszystko będzie dobrze. Moi rodzice nie gryzą i z pewnością cię polubią.
- A jeśli nie? – zapytała patrząc mu głęboko w oczy.
- A jeśli nie, to i tak nic to nie zmieni – zapewnił. – Zostaniesz moją żoną, choćby nie winem co – na potwierdzenie swoich słów, gwałtownie wpił się w jej usta. 

czwartek, 14 stycznia 2016

"Siła marzeń" część 10

- Marek- usłyszał za sobą, kiedy wychodził z windy- poczekaj.
- Paulina, stało się coś?- był zaskoczony.
- A tak, stało się. Musimy porozmawiać.
- Porozmawiać. O czym?- zaintrygowała go.- Mam kolejną kochankę?- przewróciła oczami.
- Marek- westchnęła- tym razem to coś poważnego.
- Zamieniam się w słuch- odparł poważnie widząc jej minę.
- Musimy pogadać o tym- wskazała na kartkę- zesztywniał- Jak mogłeś oszukiwać Brzydulę?- wystrzeliła prosto z mostu.
- Paula, to nie tak…
- A jak?- przerwała mu-  Wmawiałeś dziewczynie, że ją kochasz- dalej rozmawiali na korytarzu. Na szczęście nikogo nie zauważyli- To jest podłe. Nigdy nie lubiłam Cieplak, ale ona nie zasługuje sobie na takie traktowanie.
- Na początku, to prawda, oszukiwałem ją. Wmawiałem jej, że ją kocham. Wiesz czemu?- nie czekając na reakcję kontynuował- dlatego, że miała weksle. Zresztą- dotknął jej ramienia- chodź, porozmawiamy u mnie w gabinecie- była w totalnym szoku, nie w mniejszym niż osoba, która stała za ścianą- Maciej Szymczyk. Jak z procy wystrzelił do biura dyrektora finansowego.


- Słucham twoich tłumaczeń- usiadła na białym fotelu i skrzyżowała ręce na piersiach. Marek ciężko opadł na kanapę i schował twarz w  dłoniach. Zebrał się w sobie i popatrzył na Paulinę.
- Muszę zacząć od tego, że kiedy mieliśmy kłopoty finansowe bardzo pomogła mi Ula.
- Wtedy kiedy prosiłeś mnie o wzięcie kredytu pod hipotekę?- wtrąciła. Była nad wyraz spokojna. Zdziwiła go tym opanowaniem.
- Tak wtedy. Ty nie chciałaś mi pomóc, za to Ula wzięła dla mnie kredyt, potem drugi. Jako  zabezpieczenie dałem jej weksle na większość udziałów w firmie. Początkowo sprzeciwiała się, jednak zmusiłem ją do wzięcia. Z wielkim oporem zrobiła to. Już wtedy zastanawiałem się dlaczego  mi pomaga swoim kosztem. Bardzo ryzykowała. Przyjąłem do wiadomości fakt, że ma dobre serce i przez to wszystkim pomaga. Jednak prawda była inna. Przyparta do muru wyznała, że mnie kocha- zamknął oczy i delikatnie się uśmiechnął- całkowicie mnie zaskoczyła.
- Wtedy stwierdziłeś, że najlepszym wyjściem na odzyskanie weksli będzie udawanie wielkiej miłości?- dopytywała.
- Po części. Sebastian stwierdził, że jak nie odwzajemnię jej uczuć to ona jako odtrącona kobieta zniszczy mnie i zabierze weksle. Zacząłem się z nią spotykać, czasem całować. Jednak sprawy pokomplikowały się bardziej.
- A dało się skomplikować bardziej?- zironizowała.
- Uwierz mi, dało się- zauważyła w jego oczach łzy- sprzedaż kolekcji jest fatalna. Jako nowy prezes potrzebowałem sukcesu. Poprosiłem ją, aby po odejściu Alexa to ona została dyrektorem finansowym. Wygrała konkurs, a ja od razu zaproponowałem jej sfabrykowanie raportu- spuścił głowę. Nie był z siebie zadowolony.
- Co? Jesteś normalny?- była zbulwersowana jego zachowaniem- Nie dość, że oszukujesz Ulkę- zaskoczyła go, że po raz pierwszy wypowiedziała jej imię- to jeszcze chcesz oszukać zarząd. Jak ona to przyjęła?- znowu siedział osłupiały.
- Na samym początku nie chciała tego zrobić. Wyjazd do Krakowa miał ją urobić-  zesztywniała.
- Czyli byłeś tam z nią? Przynajmniej warto było?
- Nie wiem. Do tej pory nie podjęła decyzji. Nie mam pojęcia, co przedstawi na zarządzie.
- Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
- Tak. To jest najważniejsze w tej całej sytuacji. Zakochałem się w Uli. Zrozumiałem to w Krakowie. Zrozumiałem, że związek z tobą był jedynie przyzwyczajeniem. Nic więcej.
- Marek- westchnęła- wiem o tym. Kiedy wczoraj wróciłeś zobaczyłam w twoich oczach iskierki. Iskierki radości, które widziałam na początku naszego związku. Szczęście biło od ciebie na kilometr. My nigdy się nie kochaliśmy. Byliśmy razem, bo tego żądali twoi rodzice. Muszę ci wyznać, że tez się zakochałam- był zaskoczony.
- Kto jest tym szczęśliwcem?- spytał, będąc cały czas w szoku.
- Lew Korzyński- odparła dumnie- Spotkałam się z nim, kiedy ty byłeś w Krakowie.
- Przepraszam cię Paulina- po raz pierwszy w życiu poczuł, że przeprasza szczerze.
- I ja cię przepraszam- szepnęła- Zasługujesz na szczęście.

- Ulka- wpadł do jej gabinetu zdyszany i próbował złapać oddech.
- Maciek- podskoczyła na krześle- też się cieszę, że Cię widzę- zaśmiała się.
- Ulka mówiłem Ci, że to gra. Nie ufałem skur…- powstrzymał się zaciskając pieści.
- Maciek, do rzeczy- ponagliła go. Opowiedział jej to, co słyszał kilka minut wcześniej.
- To nie może być prawda!- na potwierdzenie jego słów włączył nagranie: Na początku, to prawda, oszukiwałem ją. Wmawiałem jej, że ją kocham. Wiesz czemu? Dlatego, że miała weksle…
- Maciek- powiedziała słabo, a w jej oczach pojawiły się łzy- zostaw mnie proszę samą.
- Jesteś tego pewna?
- Tak proszę- odezwała się, kiedy zaciskała zęby, żeby się nie rozpłakać. Kiedy przyjaciel opuścił pomieszczenie podeszła do drzwi:

- Dorota, nie ma mnie dla nikogo- zatrzasnęła drzwi. Z bezsilności rozpłakała się.