piątek, 31 lipca 2015

"Odcienie szarości" część 4

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

- Co? – Zapytał, aby się upewnić, czy dobrze usłyszał. Zabrał z jej policzka rękę.
- Zajmowałam się sponsoringiem. – Powiedziała płacząc. Wglądał, jakby właśnie dostał w twarz. Usiadła na podłodze, opierając się plecami o ścianę.
- Yyy… Ja… Ty... – Nie wiedział, co powiedzieć. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania. Musiał ochłonąć. Musiał to przemyśleć.
Wsiadł do samochodu i ruszył w stronę miejsca, w którym najlepiej mu się myślało, a mianowicie w stronę Wisły. Zjechał na plac przy rzece, wysiadł z samochodu i stanął nad jej brzegiem. Patrzył tępo jak płynie woda. Był oszołomiony tym, co usłyszał od swojej kochanki.  Nie mógł uwierzyć, że ona,  taka delikatna kobieta, zajmowała się prostytucją. Nie wiedział, co ją do tego skłoniło. Bił się, ze swoimi myślami, chodząc w tę i z powrotem. Jeśli miała problemy finansowe, to dlaczego nikt jej nie pomógł? Gdy spotkał ją wtedy, to na pewno by jej pomógł. Tylko jakie ma to teraz znaczenie? W jego oczach, Ula była ideałem, który teraz okazał się całkiem nie idealny. Był na nią wściekły, ale w głębi serca czuł słabość do tej dziewczyny. Nie wiedział jak ma postąpić. Czy tak jak ona powiedziała, że nie jest go warta i odpuścić sobie ją, czy może spróbować. Co prawda skończyła z tym i to już dawno, ale nie wiedział, czy będzie potrafił z nią żyć. Poza tym miał wrażenie, że ona sama sobie nie wybaczyła. Odniósł wrażenie, ze piętnuje się za to i żyje w permanentnym poczuciu winy. Jeśli jemu uda się o tym zapomnieć, to nie wiedział czy ona będzie potrafiła zaangażować się w ich związek. Miała zaburzone poczucie własnej wartości. Zastanawiał się czy wolałby żyć w niewiedzy, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że nie chciałby żyć w kłamstwie. Był jej wdzięczny, za to, że przełamała się i powiedziała mu prawdę, że podzieliła się z nim, niewątpliwie jej największym sekretem. Nie wiedział jeszcze, co z nimi będzie, ale wiedział, że musi z nią na spokojnie porozmawiać. Wrócił do samochodu i odjechał w stronę swojego mieszkania. Miał na dzisiaj dość wszystkiego. Zamknął drzwi od swojego mieszkania na cztery spusty i wyciągnął pół litra z zamrażarki. Wlewał w siebie kolejne kieliszki lodowatej, ognistej wody. Z każdym kolejnym kieliszkiem, świat tracił ostrość. W pewnym momencie, urwał mu się film.

 Po jego wyjściu, znów poczuła się pusta i opuszczona. Czy ona już nigdy nie zazna szczęścia na tym świecie? Pytała sama siebie. Tak bardzo chciałaby dołączyć do swojej rodziny, która już nie żyje. Znienawidziła Boga, za to, że pozbawił ją jej bliskich, a później szansy na normalne życie. Dlaczego był dla niej, aż taki okrutny. Ubrała się w jeansy i bluzę, i wyszła z mieszkania. Nie mogła wytrzymać, tej dzwoniącej w uszach ciszy. Znów pokonywała drogę między Warszawą, a Rysiowem. Usiadła na ławeczce, nad mogiłą jej najbliższych.
- Witajcie kochani. Znów was odwiedzam. Ostatnio dużo dzieje się w moim życiu. Obroniłam prace magisterskie. – Chciała zacząć optymistycznym akcentem. – Złożyłam już CV i byłam na kilku rozmowach o pracę. Mówili, że oddzwonią, ale do tej pory się nie odezwali. Jak myślicie, dostanę pracę? – Zapytała. – Mamo, błagam cię, zabierz mnie do siebie. Ja nie chcę już żyć. Tu jest tak strasznie. Marek mnie zostawił. – Mówiła szlochając. – W cale mu się nie dziwie. No bo kto by chciał się spotykać z dziwką. – Rzekła z goryczą. – Niech będzie szczęśliwy, życzę mu tego z całego serca. – W jej głowie zaświtała pewna myśl. – Do zobaczenia. – Pożegnała się szybko i pobiegła na przystanek. Miała pecha, musiała czekać ponad godzinę na kolejny autobus do stolicy. Całą noc siedziała, przewracając w dłoni pudełka z tabletkami nasennymi. Musiała objechać kilka aptek, aby nie wzbudzać podejrzeń farmaceutki, dużą ilością zakupionych specyfików. Około dziewiątej dojrzała to tej decyzji. Postanowiła pożegnać się z Markiem. Chwyciła telefon i wybrawszy opcję SMS, napisała:
- Wiem, że Cię zawiodłam. Wszystkich zawiodłam. Nie potrafię sobie z tym poradzić, to mnie przerasta. Może życie nie ma, już sensu. Nie może spotkać mnie, już nic dobrego. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. Bardzo tego pragnę. Trzymaj się. Ula. – Gdy skończyła pisać, kliknęła ‘wyślij’ i telefon wrzuciła do dzbanka z wodą, który stał przed nią. Nie chciała, aby dzwonił. Nie chciała, aby jej przeszkadzał. Wmawiała sobie, że robi to dla ich dobra. Ona nie będzie musiała już cierpieć, a on będzie mógł o niej zapomnieć i znaleźć sobie porządną dziewczynę, która uczyni go spełnionym mężczyzną. Nalała sobie soku grejpfrutowego i zaczęła połykać duże ilości pigułek. Jej wybór nie był przypadkowy, specjalnie wybrała ten sok, bo czytała kiedyś artykuł, że nie powinno się popijać tabletek sokiem grejpfrutowym, gdyż może on, wzmocnić  działanie leku. Teraz pragnęła, aby właśnie tak zadziałał. Rozebrała się z ubrań, została w samej bieliźnie. Z szafki kuchennej, zabrała najostrzejszy nóż. Do wanny napuściła lodowatej wody. Zimna woda zwęża naczynia krwionośne i przyspiesza krążenie krwi. Leżąc w wannie, nie mogła się przełamać, aby podciąć sobie żyły. Czuła, że zaraz odpłynie. Zdecydowanym ruchem przyłożyła nóż do nadgarstka i stanowczo nim pociągnęła. Syknęła z bólu, a z rany popłynęła czerwona ciecz. To samo zrobiła z drugą ręką.
- Już niedługo będę z wami, mamusiu. – Powiedziała. Jej ciało zaczął ogarniać spokój. Cieszyła się, że wreszcie będzie ze swoimi bliskimi. Wierzyła, że jej śmierć, to same korzyści...

Obudził się na kanapie. Czuł się tak, jakby miało zaraz rozsadzić mu skronie. Podniósł się powoli z łóżka i dotarłszy do kuchni, wypił całą, dwulitrową butelkę wody. Po zażyciu aspiryny, poszedł wziąć orzeźwiający prysznic. Wytarłszy ciało i ubrawszy się w czyste ubrania, poszedł do kuchni. Chciał zrobić sobie kawy. Na stole zobaczył pustą butelkę, kieliszek i telefon. Zupełnie odruchowo chwycił w dłoń urządzenie. Zobaczył, że ma od niej wiadomość. Z każdym kolejnym słowem, jego przerażenie rosło. Nie czuł już kaca. Chwycił kluczyki od auta i wybiegł z domu. – Już nie potrzebuję tej kawy. – Pomyślał. – Ciśnienie i tak mi skoczyło. – Zaparkował pod jej blokiem. Wbiegł do budynku. Szarpnął za drzwi, na szczęście były otwarte.
- Ula?! – Krzyczał jej imię, ale odpowiedziała mu tylko cisza. Gdy wpadł do łazienki, zobaczył ją w wannie, pełnej czerwonej cieszy. Z jego oczu popłynęły łzy. Podbiegł do niej i zerwawszy z siebie koszulę,  zawiązał jej ją nad raną. Wyciągnął telefon  komórkowy i wybrał europejski numer alarmowy.
- Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Warszawie, słucham. – Usłyszał głos kobiety.
- Dzień dobry. – Mówił zdenerwowany. – Z tej strony Marek Dobrzański. Młoda dziewczyna próbowała popełnić samobójstwo. Podcięła sobie żyły i połknęła dużą ilość tabletek nasennych.  
- Proszę podać adres.
- Piotra Skargi sześćdziesiąt jeden, mieszkania pięć. – Odpowiedział szybko.
- Wysłałam już zespół, proszę spróbować zatamować krwawienie. – Poinformowała go dyspozytorka.
- Już to zrobiłem. Czekam na karetkę. Dziękuję za pomoc i do widzenia.
- Do widzenia. – Zakończył połączenie. Czekając na przyjazd ambulansu, klepał ją w policzki. Chciał, aby odzyskała przytomność. Niestety, daremnie.
Gdy zabrali ją do szpitala, jest stan był bardzo ciężki. Ledwo ją odratowali. Wykonali jej płukanie żołądka i pozszywali rany powstałe w wyniku pocięcia żył. Na szczęście nie były one bardzo głębokie.  Mimo przeprowadzonego z powodzeniem leczenia, Ula wciąż się nie wybudziła. Siedział właśnie w jej sali, przy jej łóżku i patrzył na jej piękną, delikatną twarz.  W końcu wydarzyło się to, na co tak długo czekał. Jego kochanka otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy i rozejrzała się po sali.
- Pić. – Wychrypiała. Bez słowa włożył jej do ust słomkę. Była bardzo spragniona, bo od razu wypiła całą. – Dlaczego to zrobiliście? – Zapytała, a on zmarszczył brwi, nie wiedząc o co jej chodzi. – Dlaczego mnie uratowaliście? – Z jej oczu popłynęły łzy.
- Ula, proszę cię. Nie mów tak. – Gładził jej policzek. – Porozmawiamy w domu. Proszę.
Marek odwiedzał ją codziennie. Po kilku dniach, wypisano ją do domu. Martwił się o jej stan psychiczny. Cały czas mówiła, że chce umrzeć. Psychiatra stwierdził u niej silną depresję i przepisał silne psychotropy. Chciał wypisać dla niej skierowanie do psychologa, ale Marek zadeklarował się, że on się tym zajmie i umówi ją na wizytę u najlepszego psychologa w stolicy. Nie chciał, aby Ula trafiła do jakiegoś szpitalnego psychologa, który nic nie zdziała. Jadąc samochodem w kierunku jego mieszkania, zobaczył, że usnęła. Wniósł ją do apartamentu i zaniósł do sypialni. Wszedł do zajmowanego przez nią pomieszczenia i usiadł na skraju łóżka. Pogładził ją po policzku.
- Ula. – Obudziła się. – Ula, chodź na kolację. – Bez słowa ruszyła za nim. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Po skończonym posiłku, zapytała.
- Co ja tutaj robię?
- Martwię się o ciebie i nie obraź się, ale chcę mieć cię na oku.
- Czy wy nie rozumiecie, że ja nie chcę już żyć? – Zapytała. – Miałam nadzieję, że w końcu odejdę tam, gdzie moi rodzice i brat. – Przesiadł się na krzesło obok niej.
- Opowiesz mi coś o sobie? – Zapytał, kierowany wskazówkami psychiatry.
- Moi rodzice byli lekarzami. – Popłynęły pierwsze łzy. – Poznali się na praktykach w szpitalu. Później wzięli ślub. Po trzech latach na świat przyszłam ja. Początkowo mieszkaliśmy w Warszawie, gdy miałam trzynaście lat, moi rodzice stwierdzili, że kupią dom pod miastem. Pół roku później przeprowadziliśmy się do Rysiowa. Kupili ogromny dom, wybudowany na półhektarowej działce. Wzięli na niego kredyt. Sześć lat później, moja mama urodziła mojego brata, Jaśka. Nawet go nie zobaczyłam. Gdy wracali ze szpitala, wjechała w nich laweta z ciężkim sprzętem rolniczym. Zginęli na miejscu. Zostałam sama z kredytem na głowie i rozpoczętymi studiami. Nie spłacałam rat, więc komornik, zabrał mi go. Miałam jeszcze trochę oszczędności. Przeprowadziłam się do malutkiej kawalerki w stolicy. Dorabiałam pracując w barze, ledwo wiązałam koniec, z końcem. Przez pracę, prawie zawaliłam studia. Później było już tylko gorzej. Zwolnili mnie. Zostałam bez żadnego źródła dochodu.  Zaczęłam udzielać korepetycji. Zarabiałam jeszcze mniej, niż w tym barze. Pewnego dnia, przyjechał na wymianę, przystojny doktor ekonomii. Zakochałam się w nim. Kilka spotkań i po trzech miesiącach wylądowaliśmy w łóżku. Gdy następnym razem się spotkaliśmy, on zaproponował mi sponsoring. Nie zgodziłam się. Kazał mi to przemyśleć. Miał żonę i dziecko, ale o tym dowiedziałam się później. Tym sponsoringiem chciał zamknąć mi usta. Gdybym coś powiedziała, nie miałby skrupułów, aby powiedzieć wszystkim, że jestem jego dziwką. Presja finansowa i miłość do sukinsyna, skłoniły mnie do podjęcia decyzji. Zgodziłam się. Czułam się jak szmata. Nocami płakałam w poduszkę i znienawidziłam go. Zniszczył mi życie. Gdyby mi tego nie zaproponował, nigdy bym o czymś takim, nawet nie pomyślała. Nie wytrzymałam. Po trzech miesiącach zerwałam z nim kontakt. Gdy wrócił do Hiszpanii, dowiedziałam się, że tam ma rodzinę. Nie dość, że puszczałam się, to jeszcze z żonatym facetem. Później udało mi się znaleźć pracę w bibliotece. Pracowałam na popołudniówki. Kilka miesięcy temu dostałam lepiej płatną pracę w Książęcej, a dalej już wiesz, co było. – Spojrzała na niego. Jej oczy były opuchnięte od płaczu. On również nieraz uronił łzę. Życie jej nie oszczędzało.
- Ula, nie jesteś dziwką. Byłaś zakochana, a on to wykorzystał. – Pocałował ją w czoło. – Zabraniam ci tak o sobie myśleć.
- Naprawdę tak myślisz? – Uśmiechnął się i pokiwał głową z aprobatą.

Obudził się wtulony w jej plecy. Przetarł zaspane oczy i podniósł kołdrę. Pocałował ją w duży, brzuszek ciążowy. Za kilka tygodni, miał powitać na świcie swoją córkę. Jego żona, po terapii u psychologa, wreszcie odzyskała poczucie własnej wartości. Nie było już śladu po depresji i tych wszystkich złych emocjach, wywołanych sponsoringiem. Pani psycholog i Marek powtarzali jej, że ona była w nim zakochana i nie była to forma prostytucji. Uwierzyła im. Za cel postawiła sobie, oddanie mu te srebrniki. Odnalazła go i przelała mu jego pieniądze. On był przeszłością, zamkniętym rozdziałem, a Marek i ich córeczka jej teraźniejszością i przyszłością. Znów miała dla kogo żyć.
Ula usłyszała jakieś głosy w sypialni, otworzyła oczy i zobaczyła, jak jej mąż rozmawia z jej brzuchem.
- Kochanie? – Zapytała – Co robisz?
- Rozmawiam z naszą córką. – Odpowiedział dumny z siebie i zaatakował jej wargi. – Kocham panią, pani Dobrzańska. – Wymruczał jej do ucha.
- Ja pana także, panie Dobrzański. – Spojrzała na zegarek. – Chyba musimy już wstawać. – Jęknęła.       
- Nie musimy. Jest sobota. – Zauważył i zaczął kąsać ją w szyję.
- Ale już jest dwunasta. – Gdy zaczął całować jej dekolt, dodała. – Masz rację, nie musimy…


KONIEC!

sobota, 25 lipca 2015

"Odcienie szarości" część 3

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Szła właśnie w kierunku drzwi od swojej klatki schodowej, gdy zapleczami usłyszała jego głos.
- Unikasz mnie? – Zapytał wprost, bez zbędnego przywitania. Spięła się. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Czy dalej iść w zaparte, czy przyznać się do wszystkiego? Powoli odwróciła się za siebie. Był bliżej, niż się jej wydawało. Na wyciągnięcie ręki.  
- Miałam dużo nauki. – Odparła głosem wyprutym z emocji. Wybrała tę pierwszą opcję. Stchórzyła, nie miała tyle odwagi. – Przepraszam. – Zauważyła, że delikatnie uniósł się kącik jego ust. – Wejdziesz na kawę? – Zaproponowała spontanicznie, za co biczowała się w myślach. - Powinnam go jak najszybciej spławić, dla jego dobra. - Tym razem uśmiechnął się promiennie.
- Z największą przyjemnością. Bardzo się obawiałem, Ula, że coś zrobiłem nie tak.
-  Ty nic, ale ja owszem. -  Pomyślała ze złością na samą siebie.
Ich kawa, trochę się przeciągnęła. Po wypiciu smolistego, aromatycznego napoju, przenieśli się na kanapę i zaczęli oglądać jakąś wenezuelską telenowelę. Zresztą, nie ważne było, co oglądali, ważne było towarzystwo. Jej plan, aby o nim zapomnieć i przestać marzyć o wielkiej miłości, wziął w łeb. Pragnęła, aby jej nie zostawiał, ale gdy zdradzi mu swoja tajemnicę, nie wierzyła, aby mógł postąpić inaczej.  W pewnym momencie przysnęła na jego ramieniu. Zorientowawszy się, że śpi, delikatnie, aby jej nie obudzić, chwycił ją na ręce i zaniósł do sypialni. Rozebrał ją do bielizny i przykrył kołdrą. Nie chciał robić nic, wbrew niej. Porzucił pomysł, aby się do niej przyłączyć. Ostatecznie ulokował się na kanapie w salonie. Sofa była bardzo mała i niewygodna, ale chciał zjeść z nią śniadanie. Obudziła się w bieliźnie, sama w łóżku. Za oknem było jeszcze ciemno. Zapaliła lampkę nocną i spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę drugą trzynaście. Wstała i ruszyła do salonu połączonego z aneksem kuchennym. Zobaczyła tam śpiącego Marka. Uklęknęła przy nim i z czułością pogładziła jego policzek. Gdy otworzył oczy, uśmiechnęła się uroczo.
- Może, przyłączysz się do mnie? – Zapytała. – Jesteśmy w końcu dorośli, a ta kanapa jest strasznie niewygodna. – Powiedziała speszona.
- Z największą przyjemnością. – Podniósł się z zajmowanego miejsca i chwyciwszy dłoń Cieplakówny, ruszył w stronę jej sypialni.  Rozebrawszy się z ubrań, położył się obok niej, w samych bokserkach. Objął ją w pasie i wtulił nos w jej włosy. Gdy on spokojnie spał, z jej oczu, znów popłynęły łzy. Znów beształa się z błotem. Chciała żyć chwilą, ale wiedziała, że nie może go oszukiwać. Nie może i nie chce. Dręczona wyrzutami, usnęła dopiero przed piątą, nad ranem.  Poczuła jego usta na swoich. Otworzyła oczy i zobaczyła rozpromienione oblicze mężczyzny, którego tak bardzo pragnęła mieć, ale wiedziała, że on nigdy nie będzie jej.
- Dzień dobry. – Powiedział seksownym głosem, aż dostała gęsiej skórki. – Nie mogłem się doczekać, aż się obudzisz. – Wyjaśnił. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe? – Podnosząc się, cmoknęła go w policzek.
- Nie mam. – Odpowiedziała na jego pytanie, stojąc przy drzwiach.
Po śniadaniu, mimo jej sprzeciwów, odwiózł ją na uczelnię. Zaparkował i okrążył samochód, aby otworzyć jej drzwi. Jedną ręką opierał się o drzwi, a drugą o pojazd, uniemożliwiając jej przejście.
- Nie uważasz, że należy mi się nagroda? – Powiedział z uśmiechem na ustach. Bez słowa nachyliła się i delikatnie musnęła jego policzek. Mimo to, on nadal się nie odsunął. – Hmm. – Udał, że się zamyślił. – To chyba za mało. – Nie czekając na jej reakcję, wplótł dłonie w jej włosy i zaatakował jej wargi. Muskał je bardzo subtelnie. Po chwili postanowił pogłębić pocałunek. Musnął językiem jej wargę, a ona wpuściła go do środka. Skończywszy penetrować wnętrze jej ust, przytulił ją mocno.
- Kiedy się znów zobaczymy. – Wymruczał jej do ucha.
- W czwartek mam obronę z ekonomii, a w piątek z psychologii biznesu, więc może wtedy? – Zapytała.
- Dopiero? – Odpowiedział, wyraźnie niezadowolony z tego, że tak długo musi czekać, na kolejne spotkanie.
- Przepraszam cię, Marek, ale ja naprawdę mam dużo nauki. – Delikatnie musnęła jego usta. – Będę tęsknić. – Wysupławszy się z jego ramion, ruszyła w kierunku budynku. Popatrzył za nią tęsknie i wsiadłszy do samochodu, odjechał w kierunku swojego mieszkania. Musiał się przebrać. Nie mógł iść do pracy w tym samym garniturze.  Gdy wszedł do firmy, pierwszą osobą, na którą się natknął, był jego przyjaciel, Sebastian.
- I jak tam stary? Zaliczyłeś tę pannę czy dała ci kosza. – Marek spojrzał na niego z politowaniem.
- Ona nie jest jakimś egzaminem, żeby ją zaliczać. Kosza mi nie dała, ale do niczego, też nie doszło.
- Stary, będziesz się tak z nią do emerytury bawił? Zaciągnij ją do łóżka i porządnie przetrzep. – Gdyby Marek potrafił zabijać wzrokiem, Olszański leżałby już martwy.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taki burak jest. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – To nie jest panna z klubu. – Upomniał go i odszedł bez słowa pożegnania.

W piątek, po zaliczeniu, mimo bardzo wysokich szpilek, wybiegła z budynku uczelni. Zobaczyła go stojącego przy samochodzie. Wpadła mu w ramiona z dużą siłą.
- Zdałam! Zdałam! – Wykrzykiwała i cieszyła się jak mała dziewczynka. – Na dwie piątki. – Spontanicznie wpiła się w jego usta. Nie mogła się od nich oderwać. Tęskniła za nim. – Pojedziemy do mnie.
- Gratuluję, pojedziemy. – Dopuściła go, dopiero teraz do głosu. Otworzył jej drzwi, a następnie sam zasiadł za kierownicą. Gdy weszli do mieszkania, od razu rzuciła się na niego. Tak dawno nie była z żadnym mężczyzną, a tego pragnęła najbardziej ze wszystkich. Przycisnęła go swoim ciałem do ściany i żarliwie pieściła jego usta. Czuł rosnące w nim pożądanie. Chwycił ją za pośladki i podniósł do góry, a ona, instynktownie, oplotła go w biodrach. Szarpnęła za jego koszulę, sprawiając, że wszystkie guziczki rozsypały się po podłodze. Dłońmi zaczęła gładzić jego, idealnie umięśnione ciało, zaś on dłońmi, ugniatał jej pośladki i natarczywie całował jej szyję. Dotarłszy do sypialni, postawił ją obok łóżka i szybko pozbawił ubrania ją, i siebie. Zobaczywszy się nago, zachwycili się swoimi ciałami. Ona piękna, zgrabna jak figura woskowa, a on wysportowany i umięśniony jak grecki bóg. Położywszy ją na łóżku, nie żałował jej pocałunków. Jego usta były wszędzie. Wiła się pod wpływem jego pieszczot. On sam, też był pobudzony. Nie mógł i nie chciał czekać. Połączył ich gwałtownie i do samego końca. Na chwilę w niej zastygł by później pędzić na oślep, ku spełnieniu. Nie wiedziała, czy umiera, czy rodzi się na nowo. W ramionach Marka, było jej tak dobrze. Potrzebowała, tego mocnego aktu. Uspokoiwszy swoje oddechy, znów rozpoczęli taniec ich ciał. Tym razem kochali się spokojnie i namiętnie. Najważniejsza była ta druga osoba, a nie zaspokojenie swoich potrzeb.  Leżąc w zmiętej pościeli, gdy jej kochanek brał prysznic, delektowała się jego zapachem, który osiadł na poduszce. Poczuła jego ciało, za swoimi plecami. Odwróciła się i mocno w niego wtuliła.
- Ulka, a może zaczęłabyś pracować u mnie? – Zapytał z nadzieją.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. – Odpowiedziała. Spojrzał na nią zaskoczony.
- Niby dlaczego? – Bacznie ją obserwował.
- Bo będziemy się spoufalać. – Wymyśliła na szybko. Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć? Że niedługo będą musieli się rozstać, czy dlatego że ją rzuci.
- Oj Ula, nie przesadzaj. – Roześmiał się. – Takie przerwy w pracy mogą być bardzo pożyteczne. -  Zmarszczyła czoło. – Rozładowują napięcie i mają zbawienny wpływ na stres.
- Marek, ja nie mogą przyjąć twojej propozycji. – Powiedziała cicho. Spojrzał na nią ze smutkiem w oczach.
- Dobrze, nie będę cię już dłużej tym męczył. – Obiecał. – Ale gdybyś miała jakiś problem z pracą, to pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

Gdy wyszedł z jej mieszkania, znów przyszło opamiętanie. W jej głowie tłukła się myśl – To nie powinno się wydarzyć! – Znów zaczęła go unikać. Wymigiwała się spotkaniami w sprawie pracy. Znów nie widział się z nią od dwóch tygodni. Tęsknił za nią. Postanowił złożyć jej niezapowiedzianą wizytę. Usłyszała pukanie do drzwi, gdy je otworzyła, zobaczyła Dobrzańskiego. Przyłapał ją na kłamstwie. Powiedziała mu, że znów ma spotkanie.
- W ostatniej chwili, odwołali mi spotkanie. – Wyjaśniła. Spojrzał na nią z bólem.
- Doprawdy? – Zapytał ironicznie. – A mi się wydaje, że mnie unikasz.
- Naprawdę nie miałam czasu. – Mówiła nie patrząc mu w oczy.
- Spójrz na mnie. – Prosił, a gdy tego nie zrobiła, delikatnie, chwycił jej podbródek i zmusił ją aby na niego spojrzała.
- Ula, ja się w tobie zakochałem. – Wyznał. Zacisnęła powieki, aby zatrzymać łzy. Na próżno.
- Nie możesz mnie kochać. – Wykrzyczała. – Nie jestem ciebie warta.
- Co ty mówisz? Dla mnie jesteś idealna. - Pogładził ją po policzku, wciąż płakała. – Powiedz mi, co się dzieje?
-Widział, że prowadzi ze sobą wewnętrzną walkę.  – Nie jestem ciebie warta. – Powtórzyła.
- Proszę, powiedz mi. – Mówił łagodnym głosem.
- Na pierwszym roku… - Urwała. - … miałam sponsora.



środa, 22 lipca 2015

"Talia nowych kart"



UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC


- Kochanie! – Krzyknęła wróciwszy do domu. – Dostałam tę pracę. – Rzuciła mu się na szyję, gdy zmaterializował się obok niej.
- Gratuluję moja pani dyrektor. – Pocałował żonę w usta. – Otworzyć szampana? – Zaproponował.
- Tak. – Odparła zdejmując wysokie szpilki. – Musimy to oblać. – Uśmiechnęła się promiennie. – W końcu nie codziennie zostaje się dyrektorem finansowym w Febo & Dobrzański. – Była z siebie dumna.

Trzy lata temu, wyszła za niego, za mąż. Piotr był trzydziestotrzyletnim, dobrze zapowiadającym się kardiochirurgiem. Poznali się w szpitalu. Był lekarzem prowadzącym jej ojca. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ich uczucie nie było gorące i nieprzewidywalne, ale było stabilne i spokojne. W ich związku nie było spontaniczności. Wszystko planowali wcześniej. Nawet dni w których się kochali mięli zaplanowane. Mimo to, była z nim szczęśliwa. Sosnowski był bezdzietnym rozwodnikiem. Zawsze marzyła o długiej białej sukni i marszu Mendelsona, ale stwierdziła, że to nie jest najważniejsze. Pobrali się w urzędzie stanu cywilnego pod Warszawą. Pracowała w F&D już od ponad trzech miesięcy. Prezesem spółki był zabójczo przystojny Marek Dobrzański. Był od niej tylko o rok starszy. Zastanawiała się jak tak przystojny mężczyzna może być sam. Pamięcią wróciła do rozmowy z jego asystentką, Anią. Nigdy nie lubiła plotkować, ale tym razem nie mogła się powstrzymać.
- Ja naprawdę nie rozumiem, jak taki fajny facet może być singlem. Nigdy nie widziałam go z żadną kobietą. – Do głowy przyszedł jej pewien pomysł. – A może on jest gejem? – Zapytała, nim kobieta zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Ulka, proszę cię. – Spojrzała na nią z politowaniem. – Jaki gej? – Zaśmiała się pod nosem. – Jeszcze pięć lat temu, gdy zaczynał tu pracować, nie przepuścił żadnej. – Wyznała. – Był psem na baby jakich mało. – Był wtedy w związku z córką współwłaścicieli, którą permanentnie zdradzał. – Ciągnęła dalej. – Jego słabością były kobiety. – Westchnęła. – Ale do czasu. Po dwóch latach, takiego hulaczego trybu życia, zmarł mu ojciec. Marek, mimo iż jego kontakty z ojcem nie były najlepsze, bardzo cierpiał po jego stracie. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, aby rodzinny biznes prosperował jak najlepiej.
- Nie wiedziałam. – Szepnęła nieco zawstydzona. – A dlaczego nie wziął ślubu z tą córką współwłaścicieli? – Dopytała.
- Nie kochali się. – Wyjaśniła. – Rozstali się w przyjaźni. Po rozstaniu wyjechała do Włoch.
- To dlaczego nie ułożył sobie życia? Minęło już tyle lat. – Bardzo zaintrygowała ją historia jej przełożonego.
- Cały czas próbuje. Ale, - machnęła ręką – nie spotkał jeszcze tej jednej, jedynej.

Po tej wiele wyjaśniającej rozmowie, spojrzała na niego z innej perspektywy. Zawsze wydawał jej się niedostępny i zimny. Jego twarz była kamienna i nie zdradzała żadnych emocji. Nie mogła mu zarzucić, że był w stosunku do niej niemiły, bo było wręcz przeciwnie. Mimo to, wzbudzał u niej lekkie poczucie niepewności, a może nawet i grozy.
Oglądała właśnie z mężem jakąś nudną komedię romantyczną, właściwie to on oglądał, a ona przysypiała, z głową położoną na jego kolanach. Dzisiejszego dnia zachowywał się dziwnie. Miała wrażenie, że chce coś jej powiedzieć, ale nie chciała naciskać. Jeśli będzie chciał to powie.
- Kochanie, - szepnął – muszę ci coś powiedzieć. – Otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Coś się stało? – Zapytała zaspanym głosem.
- Tak. – Jąkał się. - Nie, to znaczy chyba nie. – Wziął głęboki oddech. – Wyjeżdżam na trzy miesiące na elitarny kurs dla kardiochirurgów do Bostonu. – Powiedział na jednym wydechu. Oprzytomniała w momencie.
- Słucham? – Krzyknęła. – Masz zamiar zostawić mnie tutaj na trzy miesiące? – Nie była zadowolona z wyjazdu męża. – Samą?
- Uleńko, to dla mnie ogromna szansa. – Próbował ją przekonać.
- Ja się nie zgadzam! – Zaprotestowała. On również się zdenerwował.
- Ja i tak tam pojadę! – Wrzasnął. – Czy ci się to podoba, czy nie. Ten kurs pozwoli mi na przeprowadzanie operacji sprzętem najnowszych technologii. Niewielu lekarzy w Polsce, potrafi pracować na takiej aparaturze. – Zrzucił ją z kolan i poderwał się z kanapy. – Pojutrze wylatuję. – Rzucił kierując swe kroki do sypialni. Nie miała ochoty z nim spać w jednym łóżku, do wyjazdu męża spała na kanapie.

Do Bostonu wyjechał już ponad dwa tygodnie temu, nie odezwał się do niej. Myślała, że zadzwoni, ale nic takiego nie nastąpiło. Szła właśnie korytarzem do wyjścia, obok gabinetu prezesa, gdy z sekretariatu wyszedł Marek.
- O, Ula. - Zatrzymał ją. – Dobrze, że cię widzę.
- Stało się coś? – Zapytała uprzejmie.
- Mam mały pożar i potrzebuje twojej pomocy. – Wyjaśnił. – Mam jutro spotkanie z kontrahentem, a nie mam przygotowanej dla niego żadnej oferty. Mieliśmy się spotkać w następnym tygodniu, ale cos mu wypadło i przełożył spotkanie na jutro. – Pokiwała ze zrozumieniem. – To bardzo ważny kontrahent. – Dodał.
- Dobra, - uśmiechnęła się do niego uroczo – zabierajmy się do pracy. – Wskazał jej dłonią drogę.
- Mam nadzieję, że nie zepsułem ci planów na wieczór. – Zapytał, gdy znaleźli się w jego gabinecie.
- Nie i tak nie miałam nic do roboty. – Szybko zaprzeczyła.
Po czterech godzinach ciężkiej pracy, wreszcie skończyli. Siedzieli na białej sofie w jego gabinecie, ostatni raz sprawdzając wszystkie informacje. Odłożyła ostatnią kartkę na szklany stoliczek, rozprostowała spięte mięśnie i spojrzała na jej szefa. Wpatrywał się w nią swoimi dużymi, szarymi oczyma. Nie potrafiła oderwać od nich wzroku. Nim zdążyła się zorientować, Dobrzański czule muskał jej wargi. To była piękna chwila, wyłączyła rozum i poddała się jego pieszczotom. Delikatnie naparł na nią swoim ciałem, powodując, że położyła się na kanapie.
- Pociągasz mnie. – Wyszeptał jej do ucha seksownym głosem. – Pragnę cię. – Delikatnie ugryzł ją w szyję. Po chwili przeniósł się z pocałunkami na jej dekolt, rozpinając przy tym guziki jej bluzki.

Leżała właśnie kompletnie naga, w gabinecie prezesa, przytulona do niego. Uspokajali oddechy. Musiała przyznać, że jej szef był świetnym kochankiem. Gdy udało jej się uspokoić zmysły, przypomniała sobie o zdradzonym mężu.  Wstała z sofy i zaczęła się szybko ubierać.
- Co robisz? – Zapytał zaskoczony jej zachowaniem.
- To nie powinno było się wydarzyć. – Powiedział panicznie. – Ja mam męża. – Pomachała mu przed oczyma dłonią na której znajdowała się obrączka.
- Rozwiedź się z nim. – Wypalił.
- Chyba żartujesz? – Podeszła do drzwi. – Nikt nie może się o tym dowiedzieć. – Zamknęła za sobą drzwi, zostawiając go samego. Po jej wyjściu, również się ubrał i pojechał do domu. Pani Sosnowska spodobała mu się od samego początku. Nawet jeśli, nie był w niej zakochany, to przynajmniej mocno zauroczony.

Następnego dnia, nie przyszła do pracy. Wzięła dzień na żądanie. Nie potrafiła z nim normalnie rozmawiać. Nie po tym co się wydarzyło. Musiała się komuś wygadać.
- Zdradziłam Piotra. – Szepnęła, opowiedziawszy wszystko o nagłym wyjeździe męża.
- Co zrobiłaś? – Józef był w szoku.
- Zdradziłam Piotra. – Powtórzyła. – Nie wiem jak to się stało. – Załkała. – On mnie pocałował, a później, - westchnęła – nie potrafiłam mu się oprzeć.
- Kim on jest? – Zapytał, uważnie się jej przyglądając.
- To mój szef. – Odpowiedziała. – Wczoraj pracowaliśmy po godzinach. – Wtuliła się w ojca i rozpłakała się. – On nie może się dowiedzieć.
- Ula, musisz mu powiedzieć. – Przekonywał ją ojciec. – Kłamstwo na krótkie nogi. – Upomniał ją.
Ojcu nie udało się przekonać córki, do powiedzenia prawdy mężowi. Bała się tego. Rozmowa z ojcem pomogła jej. Nie chciała tego tłumić w sobie. Marka unikała jak ognia. Wiele razy próbował zacząć temat ale szybko go ucinała. Kilka dni przed powrotem męża, dowiedziała się, że jest w ciąży, nie wiedziała czy to dziecko Piotra, czy Marka. Chciała jednak wierzyć, że to jednak tego pierwszego.

Kilka dni później odebrała Piotra z lotniska. Widziała, że jest jakiś przygaszony. Przygotowała kolację, podczas której chciała mu powiedzieć, że spodziewają się dziecka.

- Chcę Ci coś powiedzieć. – Powiedzieli równocześnie. Ula roześmiała się.
- Ty pierwsza. – Zachęcił ją Piotr. Chciała mieć to za sobą.
- Jestem  w ciąży. – Powiedziała uśmiechając się, a on spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Zdradziłaś mnie? – To było bardziej zdanie twierdzące, niż pytanie. Była w szoku skąd on wiedział. – Pewnie zastanawiam się skąd wiem? – Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem. – W Bostonie zrobiłem badania. Zastanawiałem się, dlaczego mimo naszych starań, wciąż nie zaszłaś w ciążę. – Zaśmiał się gorzko. – Jestem bezpłodny. To nie może być moje dziecko. – Jej najgorsze sny właśnie się spełniły. Przełknęła ślinę, chciała coś powiedzieć, ale nie pozwolił jej. – Wybaczę ci i zaopiekuję się wami. – Zastanawiała się, czy on właśnie wybaczył jej to, że go zdradziła i chce wychowywać nieswoje dziecko?  -  Powiedz mi tylko kim on jest. – Mówił beznamiętnym tonem.
- Nie wiem, byłam pijana. – Skłamała. Uwierzył.

Gdy zapytał ją czy jest w ciąży, ucinała temat. Teraz był pewien, kocha ją. Zobaczył, że wchodzi do pokoiku z ksero. Wszedł za nią i zamknął za sobą drzwi na klucz. Spojrzała na niego zaskoczona. Nim zdążyła coś powiedzieć, docisnął ją do ściany i głęboko patrząc w oczy zapytał.
- Czyje jest to dziecko? – Uciekała wzrokiem.
- Mojego męża. – Wiedział że kłamie. Walnął pięścią w ścianę, tuż obok jej głowy. Podskoczyła wystraszona.
- Czyje? – Ponaglił pytanie.
- Piotr nie może mieć dzieci. – Wypaliła nim zdążyła to przemyśleć. Spojrzała na niego z niepokojem. – To jego podam jako ojca. – Widziała ból na jego twarzy.
- Nie zabronisz widywać mi się z własnym dzieckiem. – Powiedział pewnie. – Pójdę do sądu. – Nim zdążyła zareagować, wpił się w jej usta. Miażdżył jej wargi w namiętnym pocałunku. Oddala pieszczotę, ale po chwili nadeszło opamiętanie. Odepchnęła go, spoliczkowała i wybiegła z pomieszczenia. Znów go unikała, a później odeszła na zwolnienie. Cały czas szukał z nią kontaktu. Była rozdarta między dwoma mężczyznami. Miała obawy, że zaczyna coś czuć do prezesa.

W końcu nadszedł ten dzień. Na świat powiła ślicznego synka. Mały był wierną kopią swojego tatusia. Gdy Sosnowski go zobaczył, od razu zauważył w nim podobieństwo do szefa swojej żony. Próbował pokochać to dziecko, ale nie potrafił. Nie potrafił zajmować się bękartem. Kilka dni po jego urodzeniu zażądał rozwodu. Jakiś czas później, Ula zawitała na zebraniu zarządu. Co prawda była na macierzyńskim i nie musiała tam być,  ale każdy powód aby ściągnąć ją do firmy i znów zobaczyć, był dobry. Na jej palcu nie zauważył obrączki.
- Ula. – Zatrzymał ją. Podszedł do niej. – Porozmawiajmy, proszę. – Widziała w jego oczach prośbę. Gdy weszli do gabinetu zapytał. – Rozwiodłaś się?
- Czekam na rozprawę. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Zamyśliła się. – Nie podałam danych ojca dziecka. – Spojrzał na nią pytająco. – Jeśli chcesz, możesz uznać naszego syna. – Uśmiechnął się. Chyba po raz pierwszy widziała jego uśmiech. Dałaby się za niego pokroić.
- Z pewnością go uznam. – Zapewnił. – Jak ma na imię?
- Modest. – Uśmiechnęli się.
- Modest Dobrzański. – Powtórzył i zamyślił się na chwilę. Spojrzał w jej oczy. – Na tobie też mi zależy. – Uśmiechnęła się i subtelnie musnęła jego usta. Życie rozdało talię nowych kart. Rozpoczęła się nowa gra. Ich wspólna gra.





czwartek, 16 lipca 2015

"Odcienie szarości" część 2

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC


Wszedł do restauracji, godzinę przed zamknięciem. Wiedział, że spotka tam Ulę. Dzisiejszego dnia, znów nie mógł się skupić na pracy. Cały dzień rozmyślał o ponownym spotkaniu z uroczą kelnerką. W duchu dziękował kelnerowi, że poinformował go, kiedy będzie miał sposobność ją spotkać. Zajął miejsce, to samo, co poprzednio. Po chwili z kuchni wyszła ona.  Uśmiechnął się na jej widok, ona również go zobaczyła i odwzajemniła uśmiech.
- Dobry wieczór. – Przywitała się, podszedłszy do jego stolika. – Zechciałby pan, złożyć zamówienie?
- Miło znów panią widzieć. – Uśmiechnął się uroczo. – Poproszę Latte z mlekiem.
- Zaraz podam. – Odwróciła się na pięcie i podeszła do baristy, aby złożyć u niego zamówienie na kawę. Czekając, aż aromatyczny napój się zaparzy, mężczyzna rozpoczął rozmowę.
- Ten facet, który właśnie pożera cię wzrokiem, był tu rano i wypytywał o ciebie. – Odwróciła się delikatnie i napotkała przeszywające spojrzenie Dobrzańskiego.
- Ciekawe czego chce? – Zapytała.
- Umówić się z tobą. – Roześmiał się z jej naiwnego pytania. – Jesteś piękną kobietą i nie dziwię się, że tak bardzo zależy mu, na randce z tobą. – Popukała się w czoło i zabrawszy kawę, ruszyła w kierunku swojego klienta.
- Proszę. – Postawiła przed nim wysoką szklankę. – Czy życzy pan sobie czegoś jeszcze?
- Nie dziękuję. – Odparł, bacznie obserwując jej każdy ruch. Gdy tak na nią patrzył, czuła się niezręcznie.
Chwilę przed zamknięciem, wyszedł z restauracji i stanął naprzeciwko wyjścia, opierając się nonszalancko o samochód. Kilka minut później, wyszła z restauracji i ku jej zaskoczeniu, znów go spotkała.
- Czekałem na panią. – Przyznał szczerze. – Pomyślałem sobie, że nie powinna się pani włóczyć po nocy, sama. Jest niebezpiecznie. – Uśmiechnęła się, bardzo jej pochlebiało zainteresowanie, tego nieprzeciętnego mężczyzny, ale… - Podwiozę panią do domu. – Zaproponował.
- Chyba nie powinnam. – Powiedziała z nietęgą miną. – Nie znam pana.
- Marek jestem. – Przedstawił się. – Proszę się zgodzić. Nie zrobię pani krzywdy. – Zapewnił. Spojrzała na niego krytycznie. Musiała przyznać, że nie wyglądał na kryminalistę.
- No, dobrze. – Zajęła miejsce pasażera.
- To gdzie panią zawieść? – Zapytał, wyjeżdżając z parkingu.
- Mieszkam na Piotra Skargi. – Odpowiedziała cicho.
- Byłem dzisiaj rano u pani w pracy, ale nie zastałem pani. – Zaczął rozmowę.
- Tak, wiem. Kolega mi coś wspominał. Pracuję tylko popołudniami, bo rano jestem na uczelni. – Wyjaśniła.
- A co pani studiuje? – Zainteresował się.
- Ekonomię na SGH oraz psychologię biznesu na UW. Niedługo będę bronić pracę magisterską. Proszę mówić mi po imieniu, Ula.
- Dobrze, ja proszę o to samo. Ambitna z ciebie kobieta. – Powiedział z uznaniem. – Czy możesz mi podać swój numer telefonu? Nie ukrywam, że bardzo mi się podobasz i mam nadzieję na następne spotkanie. – Roześmiała się.
Bez słowa, wyjęła notatnik z torby, nakreśliła starannie dziewięć cyfr i podała mu . Spojrzał na nią z wdzięcznością.
Siedziała właśnie na wykładzie, gdy dostała SMS ‘a. – Teatr, dziś wieczorem? M. – Nie miała zapisanego, tego numeru, ale po inicjale domyśliła się, że dostała go od tego Marka z restauracji. Dziś miała wolne, co prawda powinna się uczyć, ale stwierdziła, że zrobi sobie wolne.  – Jasne, gdzie i kiedy?’. Na odpowiedź nie musiała długo czekać. – O osiemnastej przyjadę po ciebie. Już nie mogę się doczekać… - Uśmiechnęła się i odpisała. – Dobrze, ja też :)

Punktualnie, zaparkował po jej blokiem. Gdy wyszła z klatki, ubrana w koktajlową sukienkę w kolorze butelkowej zieleni, omiótł ją zachwyconym spojrzeniem. Zdziwił trochę ją, jego wybór. Poszli na sztukę szekspirowską – Romeo i Julia. Na pierwszy rzut oka, nie wyglądał na romantyka, ale pierwsze wrażenie okazało się bardzo mylne. Po spektaklu zaproponował jej lampkę wina, w jednej z pobliskich winiarni. Siedzieli przy trunku i dyskutowali o sztuce, którą niedawno zobaczyli. Była bardzo pozytywnie zaskoczona, że rozumieją się prawie bez słów. Marek był pierwszym mężczyzną, który nie patrzył się jej w dekolt, ale słuchał jej uważnie, patrząc głęboko w oczy. Po miło spędzonym wieczorze odwiózł ją do domu. Stali właśnie przed wejściem do budynku.
- Bardzo ci dziękuję, za ten wspaniały wieczór. Dawno się tak nie bawiłam. – Uśmiechnęła się.
- Ja również. Może to kiedyś powtórzymy? – Zapytał z nadzieją.
- Z przyjemnością. – Odparła. – Dobranoc Marek.
- Dobranoc. – Nachylił się i musnął delikatnie jej policzek. Speszona odwróciła się i szybkim krokiem ruszyła do mieszkania.

Nie widziała się z nim już od dwóch tygodni. Miała dużo nauki przed obroną. To nie był jednak, jedyny powód. Bała się tej znajomości. Nie wiedziała dokąd prowadzi i co z niej wyniknie. Marek bardzo jej się podobał. Był bardzo przystojny, męski, a zarazem inteligentny. Przy nim nie miała wrażenia, że mówi do ściany. Chwyciła torbę i wybiegła z mieszkania. Poczuła silną potrzebę spotkania się z rodziną. Bardzo za nią tęskniła. Po godzinie jazdy, wysiadła, z zatłoczonego autobusu, w Rysiowie. Wolnym krokiem ruszyła w kierunku cmentarza. Przy wejściu, kupiła duże znicze i chryzantemy. Po wyczyszczeniu nagrobka, ustawiła na nim, kwiaty oraz podpaliła knot od wkładów.
- Witajcie. – Rozpoczęła swój monolog. – Dawno mnie tu nie było. Miałam dużo pracy i nauki. Niedługo kończę studia. Mam nadzieję, że uda mi się pomyślnie zdać egzaminy i znaleźć dobrą pracę. Bardzo za wami tęsknie. – Po jej policzku spłynęła samotna łza. – Dlaczego zostawiliście mnie samą? – Pytała. - Tak bardzo mi was brakuje. Brakuje mi naszych, wieczornych rozmów, mamo. Ty zawsze mnie rozumiałaś i potrafiłaś rozwiązać każdy problem, znaleźć wyjście z każdej, patowej sytuacji. Tak bardzo chciałabym wypłakać ci się w ramię.  Dlaczego Bóg mi was zabrał?  - Teraz, płakała rozpaczliwie. – Za tobą również tęsknie, tatusiu. Byłeś mi bardzo bliski. Nigdy nie zapomnę naszych wycieczek rowerowych po lesie, ani tego jak zabrałeś mnie na ryby. Nudziłam się potwornie. Nawet nie wiesz ile bym oddała, aby znów pójść z tobą nad ten przeklęty staw. – Roześmiała się przez łzy. – Pamiętasz tatko, jak ukryłeś mnie w garażu przed mamą, gdy wróciłam z imprezy u koleżanki kompletnie pijana. Miała wtedy piętnaście lat, ale pamiętam to, jakby to było wczoraj. Popełniłam wiele błędów w życiu, za które płacę do dziś. Nie mogę sobie z tym poradzić. To mnie przerasta. Poznałam bardzo przystojnego i inteligentnego mężczyznę. – Zwierzyła się. – Ma na imię Marek. Jest brunetem i ma piękne, szare oczy. Poznałam go w pracy. Byliśmy razem w teatrze, świetnie się bawiłam. Wszystko jest pięknie, tylko ja czuję w sobie wewnętrzną blokadę. – Spojrzała na zegarek. – Opowiem wam o nim więcej, gdy przyjadę następnym razem. Późno już. – Podniosła się z ławki. – Miejcie mnie w swojej opiece. Do widzenia mamo, tato i Jasiu. – Otarłszy łzy, wyszła z cmentarza. Za nieco ponad kwadrans miała autobus powrotny do Warszawy. Postanowiła iść na przystanek nieco okrężną drogą. Jej trasa prowadziła obok domu, w którym niegdyś mieszkała. Przystanęła obok niego i ze łzami w oczach, przypominała sobie wszystkie szczęśliwe chwile, które w nim spędziła. Nagle drzwi od domu otworzyły się i zobaczyła wybiegającą z budynku, dwójkę dzieci. Chłopca i dziewczynkę. Mięli około pięciu, sześciu lat. Wyobraziła sobie, jak ona wychodzi pobawić się z młodszym bratem na podwórzu. Znów na jej polikach, pojawiła się niepożądana, słona ciecz. Nie chcąc katować się tym widokiem, szybkim krokiem ruszyła w kierunku przystanku. Zastanawiała się, po co, tam w ogóle przyszła?



Wszedł do gabinetu swojego przyjaciela, usiadł na fotelu. Wystarczyło jedno spojrzenie prezesa i już wiedział, jak Olszański spędził noc.
- Znów byłeś w klubie. – Powiedział poirytowany. Ten ton trochę zdziwił Sebastiana, mimo, że Marek był przeciwny takim eskapadom, nigdy go za to nie piętnował. – Wyobraź sobie, że masz córkę. – Mówił dalej, nie czekając na potwierdzenie. – Czy chciałbyś, aby na swojej drodze, spotkała takiego faceta jak ty? Który ją wykorzysta, przeleci i zostawi samą? – Mówił podniesionym głosem. – Zastanów się nad tym. – Sebastian nigdy o tym nie myślał, w ten sposób.
- Dobrze, przemyślę. – Po chwili, zapytał. – Stało się coś?
- Poznałem czarującą kobietę. – Zaczął. – Spotkaliśmy się raz. Po spotkaniu zapytałam się, czy to powtórzymy, była zainteresowana. – Podrapał się nerwowo po głowie. – Od tego wieczoru, chyba mnie unika. – Wyjaśnił. – Cały czas wymiguje się nauką przed obroną pracy magisterskiej.
- Marek, może naprawdę ma dużo nauki. – Próbował wytłumaczyć ją dyrektor HR ‘ u.
- Przez dwa tygodnie, nie znalazła dla mnie, nawet chwili? – Zapytał ironicznie.
- Aaa, to aż dwa tygodnie. To, może sobie odpu… - Nie dokończył, widząc mordercze spojrzenie przyjaciela. – Zastanawiał się chwilę, co mu doradzić. – Wiesz gdzie mieszka? – Marek przytaknął ruchem głowy. – To rusz dupę i jedź do niej.
- A jak pomyśli, że ją osaczam? – Zapytał.
- Jedź! - Odparł stanowczo. Marek bez słowa podniósł się z zajmowanego miejsca i ruszył do drzwi.


niedziela, 12 lipca 2015

"Dwa serca, jedna miłość" część 4


Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Tępo i ospale patrzył na całą tę sytuację. Tak cholernie się bał o nią. Miał ją odzyskać, a nie ponownie tracić. Tym razem bezpowrotnie. Tego się najbardziej obawiał. Widział jak rozpędzony samochód wjeżdża w jego ukochaną i nic nie mógł z tym zrobić. Mało tego, on nawet nie potrafił się ruszyć z miejsca. Stał jak wryty obserwując co się dzieje za oknem na ulicy. Bał się o nią. Była dla niego całym światem. Zobaczył tylko na moment jej twarz. Na ułamek sekundy odwróciła się i popatrzyła na samochód. Dostrzegł na jej pięknej twarzy strach i przerażenie. To dało mu kopa do działania. Niczym z procy wystrzelił na korytarz. Skierował się na klatkę schodową, nie chciał tracić cennego czasu na czekanie na windę. Kiedy biegł do ukochanej przelatywały w jego głowie myśli. Niczym kalejdoskop mieszały się wspomnienia o ich dobrych, ale odległych chwilach. W końcu wybiegł na ulicę. Jakiś przechodzień zdążył zadzwonić po pogotowie. Nie wiedział ile czasu to wszystko trwa. Zgubił rachubę czasu. Myślał, że biegł całe wieki. Było to dla niego męczarnią. Dotykał jej twarzy i głaskał jej włosy. W końcu mógł to bezkarnie robić. Cieszył się z tej bliskości, ale nie w tych okolicznościach! Napawał się dotykiem i jej zapachem. Mówił do niej, wołał tak jakby spała, a on chce ją obudzić. Na darmo! Nawet nie poruszyła powiekami. Leżała w kałuży krwi i nie ruszała się. Wkrótce przyjechała karetka. –Ratujcie mi ją!- krzyczał. Szybko ktoś go zaczepił i zaprowadził do samochodu. Była to policja. – Jak się pan nazywa?- nie odpowiadał. – Zna ją pan?- usłyszał pytanie.- Tak to moja ukochana, ratujcie ją- krzyczał powtarzając jak mantrę. Patrzył niemrawo co dzieje się z Ulą. Podszedł do niego lekarz. – Przykro mi, nie żyje.- I ty mi to człowieku tak spokojnie mówisz?- wrzeszczał jak porażony- Moja ukochana nie żyje, a ty nic? Jak ją tak kocham- dodał ciszej. – Moja Ula, Ulianka- szeptał, ale ta myśl nie dochodziła do niego.- Ulka, nieee…..- krzyczał na całą Warszawę, a po jego policzkach popłynęły łzy. Obudził się cały spocony. Był zdezorientowany. Rozejrzał się po pokoju. Znajdował się w swoim łóżku, w swoim mieszkaniu. Bolało go gardło. Pewnie musiał krzyczeć przez sen. Poczuł suchość w ustach i sięgnął po szklankę wody. Wypił jednym duszkiem. – Spokojnie. To był tylko sen. Ona żyje.-Przyswajał opanowanie tę myśl.- Cudem samochód ominął ją i teraz śpi spokojnie w łóżku- powtarzał sobie. W końcu zmęczony poszedł spać. Wiedział, że nic złego się nie dzieje. 



W tym czasie w Rysiowie, Ula przetrawiała dzisiejsze wydarzenia. Przypomniała sobie minę Marka jak wybiegał do niej. Był w szoku, a z jego twarzy można było wyczytać przerażenie. Może mnie naprawdę kocha? Może naprawdę zależy mu na mnie?- zastanawiała się. – Nie Ulka, tacy jak on się nie zmieniają. On tylko udawał.- odezwała się zraniona dusza.

Rankiem obudziła się całkowicie wypoczęta. Po jej wieczornych myślach nie zostało żadnego śladu. Zebrała się szybko do pracy, zostawiając tym razem Agatkę z Jaśkiem. Ojciec miał badania kontrolne i wybierał się z nią do Warszawy. Jasiek studiował już zarządzanie zasobami ludzkimi. Chciał pracować w wielkich korporacjach w kadrach. Odpuścił sobie modeling i zajął się studiami. Załatwił sobie także staż w jednej z warszawskich firm. Pracował jako asystent dyrektora do spraw personalnych w wydawnictwie „Delta”. Ula nie raz chciała go zatrudnić w F&D, ale wymigiwał się tym, że będą ją oskarżali o nepotyzm.

Dzisiaj miało odbyć się kolejne co miesięczne zebranie zarządu. Zarządał tego Krzysztof tłumacząc się tym, że chce dokładnie wiedzieć jak firma prosperuje. Kiedy Ula przejęła stanowisko prezesa i wprowadzała w życie swoje plany, firma odzyskiwała powoli stabilność.
W Sali konferencyjnej czekali już Helena z Krzysztofem i Adam. Marek chciał jeszcze spotkać się z Ulą przed zebraniem, dlatego oczekiwał na nią w recepcji. Non stop patrzył się na windę i za każdym razem kiedy drzwi otwierały się wstawał z nadzieją. W końcu pojawiła się Ula. Była zabiegana. Od razu widział, że bardzo się spieszy i jest rozdrażniona.
- Ula- zawołał, kiedy w pośpiechu nawet go nie zauważyła.
- O, cześć Marek- przywitała się nieśmiałym uśmiechem.
- Ula, jak się czujesz? No wiesz po wczorajszym.
- Dobrze, już nawet o tym zapomniałam. Najadłam się tylko strachu i trochę stresu.
- No to dobrze. A dlaczego jesteś taka podenerwowana?
- Chyba znasz mnie jak mało kto- uśmiechnęła się szerzej- Po prostu nie lubię się spóźniać.
- Nie tylko ty się spóźniasz- ukazał swoje dołeczki.




Rozmawiali już od trzydziestu minut. Krzysztof był wniebowzięty. Ula powoli ale skutecznie stawiała firmę na nogi. Był bardzo jej wdzięczny, tym bardziej, że znał sytuację z Markiem. Dowiedział się niedługo po wypadzie do SPA. Popatrzył na swojego syna. Jego wzrok cały czas utkwiony był w panią prezes. Wyobraził sobie pannę Cieplak w roli jego synowej w ramionach Marka. Uśmiechnął się do swoich myśli. Czekał cierpliwie dając siłę Markowi w walce o odzyskanie jej. Wiedział, że Marek żałuje tego co zrobił i wierzył mu jak bardzo ją kocha. Jego myśli przerwał huk na korytarzu. Po chwili otworzyły się drzwi konferencyjnej, a w nich stanął Jasiek z dzieckiem na rękach.
- Ula- od razu skierował się do siostry, jednak szybko się zreflektował- Dzień dobry- powitał się ze wszystkimi. Kiwneli głową zdezorientowani. Jasiek dostrzegając Marka spuścił wzrok. Nie wiedział co zrobić. Stał jak słup. W końcu otrząsnął się.
- Ula mamy problem. Zdzwonili z pracy i muszę jak najszybciej tam pojechać. Z racji, że tata jeszcze nie wrócił nie mam z kim zostawić Agi. Kurczę tak bardzo cię przepraszam.- tłumaczył się.
- Dobra, jakoś sobie poradzę- odrzekła znudzona.
- Mamusiu…- powiedziała Agatka wyciągając ręce do Uli.
- Mamusiu?- powtórzył Marek nie wierząc w słowa małej dziewczynki.

czwartek, 9 lipca 2015

"Odcienie szarości" część 1


UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Dwudziestodziewięcioletni mężczyzna szedł wolnym krokiem do luksusowej kawiarni nieopodal jego firmy. Miał mieć tam spotkanie z kontrahentem. Nie był to arcyważny deal. Mógł on przynieść mu niewielkie oszczędności. Ale mimo wszystko, postanowił pochylić się nad tą sprawą.  Podobno, „niewykorzystane okazje, lubią się mścić”. Wszedł do Książęcej i zajął miejsce przy oknie, skąd miał doskonały widok na całą salę. Był kilka minut przed czasem, wyciągnął z kieszeni smartPhone ‘a  i zaczął przeglądać najnowsze notowania giełdowe, gdy przy stoliku zmaterializowała się kelnerka.



- Dzień dobry, czy mogę przyjąć już zamówienie? – Usłyszał delikatny, piękny głos kobiety. Podniósł na nią wzrok i zobaczył jej lazurowe oczy.
- Yyy – Był zaskoczony, pierwszy raz kobieta, tak na niego zadziałała. -  A co pani poleca? – Zapytał, gdy odzyskał jasność myślenia,  nie chciał, aby odeszła zbyt szybko, chciał nacieszyć oko.
- Pierś z kaczki z sosem malinowym lub awokado nadziewane owocami morza.  – Zaproponowała.
- Poproszę tę pierś. – Uśmiechnął się do niej, a na jego policzkach wykwitły urocze dołeczki, odwzajemniła uśmiech.
- Coś jeszcze? Może coś do picia?
- Wodę mineralną poproszę. – Odpowiedział.
- Zaraz przyniosę zamówienie. – Odpowiedziała i szybko zniknęła w kuchni.



Po chwili do restauracji weszła urocza blondynka i podeszła do jego stolika.
- Dzień dobry, panie Dobrzański. -  Przywitała się z uśmiechem na ustach i zajęła miejsce naprzeciw niego. – Złożył już pan zamówienie?
- Dzień dobry. – Odpowiedział. – Przepraszam, że na panią nie zaczekałem. – Zrobił zbolałą minę. – Ale byłem bardzo głodny, nic dzisiaj nie jadłem. – Skłamał, tuż przed wyjściem na ten służbowy lunch, zjadł z Sebastianem. Jedzenie zamówił tylko dlatego, aby zatrzymać choć na chwilę, tę uroczą kelnerkę.
- Nic nie szkodzi. – Machnęła ręką. Pożerała go wzrokiem. Przy stoliku pojawiła się ta sama kobieta, która przyjmowała zamówienie Dobrzańskiego, postawiła przed nim talerz i zwróciła się do jego towarzyszki.
- Zechciałby pani złożyć zamówienie? – Kobieta obrzuciła ją niechętnym spojrzeniem, gdy Marek obserwował ją z wyraźnym zachwytem.
- Poproszę polędwiczki wołowe w sosie kurkowym. – Odpowiedziała z  wyższością i z łaską oddając jej kartę dań. Nie spodobało się to zachowanie Markowi. Niezauważalnie westchnął i z dezaprobatą pokręcił głową. Przez całe spotkanie, wodził wzrokiem za przepiękną kelnerka, która podrażniła jego zmysły. Nie mógł się skupić na swojej towarzyszce, choć bardzo chciał, jego wzrok, bezwarunkowo, wędrował na tę kobietę z obsługi. Gdy lunch dobiegł końca poprosił o czas na przemyślenie propozycji. Gdyby ktoś zapytał go, o czym mówiła blondynka, za nic nie potrafiłby mu odpowiedzieć. Wziął od kontrahentki dokumenty, tłumacząc, że musi jeszcze raz sprawdzić wszystko na spokojnie. Wychodząc z restauracji, rzucił ostatnie, tęskne spojrzenie obsługującej go brunetce.
- A może miałby pan ochotę kontynuować nasze negocjacje w bardziej ustronnym miejscu? – Zapytała utleniana blond przed lokalem. Spojrzał na nią z nietęgą miną.
- Raczej nie jestem zainteresowany. – Odpowiedział stanowczo. Doskonale zdawał sobie sprawę, że łączenie biznesu i romansu, to na pewno nie jest dobry pomysł. Poza tym, nie kręciły go takie przygody. Był romantykiem.
- Niech się pan nie kryguje. – Nie zrażona jego odmową, ciągnęła dalej. Podszedłszy do niego, złapała go za krawat i zaczęła się nim bawić. Wyrwał jej go z dłoni i cofnął się.
- Nasza rozmowa, nie ma sensu. – Wyciągnął w jej kierunku dokumenty, które od niej otrzymał. – Nie jestem zainteresowany, ani kontraktem z pańską firmą, ani bliższymi relacjami z panią. – Odpowiedział oficjalnie. Jej mina wyrażała zdumienie, nie spodziewała się takie reakcji. Prezes Dobrzański, był bardzo przystojny i najzwyczajniej w świecie, zamarzył jej się przelotny romans. Mimo obrączki na jej palcu, miała nadzieję na przeżycie kilku namiętnych chwil w ramionach tego nieprzeciętnego bruneta. – Do widzenia. – Nie czekając na jej reakcję, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku siedziby swojej firmy.

Był tak zamyślony, że nawet nie usłyszał pukania do drzwi. Siedział w swoim gabinecie i nie mógł wyrzucić z głowy, obrazu przecudnej kelnerki. Gdy tylko próbował zabrać się za pracę, przed oczami ukazywała mu się jej sylwetka.
- Wszystko w porządku? – Zapytał Olszański, gdy po wejściu do gabinetu swojego przyjaciela i przełożonego, nie zauważył u niego żadnej reakcji.
- Co? – Zapytał wyrwany z letargu Marek, spojrzawszy na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Pytam czy wszystko w porządku? – Od kilku minut nie odezwałeś się ani słowem. – Zauważył.
- Tak, tak, wszystko w porządku. – Odpowiedział mało przekonywająco. – Chciałeś coś? – Z trudem skupił swoją uwagę na przyjacielu.
- Jak poszło spotkanie? – Zapytał.
- Nic z tego nie będzie.  – Przetarł dłonią twarz. – Ich oferta jest do kitu. – Skłamał, bo nawet nie znał ich oferty. – A ta kobieta proponowała mi negocjacje w ustronnym miejscu. – Spojrzał sugestywnie na Sebastiana, który roześmiał się z jego miny.
- Stary, trzeba było korzystać. – Odpowiedział, wciąż się śmiejąc.
- Seba, daj spokój. Doskonale wiesz, że nienawidzę takich nachalnych kobiet.
- Ale ty staromodny jesteś. – Pokiwał głową z dezaprobatą. Podniósł się z sofy i stojąc przy drzwiach zapytał jeszcze. – A może wyskoczymy dzisiaj do klubu?
- Prezes spojrzał na niego zezem i wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Seba! Dobrze wiesz, że to mnie nie kręci.
- Podniósł ręce w poddańczym geście. – Nie denerwuj się tak, tylko żartowałem.
Sebastian Olszański wyznawał inne poglądy niż jego szef. Uwielbiał beztroską zabawę, morze alkoholu i upojny seks z przypadkowymi dziewczynami w hotelowym pokoju. Zaś Dobrzański, nie chciał tracić życia na przelotne znajomości. Mimo kilku nieudanych związków, uparcie wierzył, że uda mu się znaleźć kobietę z którą spędzi resztę życia.

- Cześć Seba. – Przywitał się Junior Dobrzański, wchodząc następnego dnia, rano, do jego gabinetu.
- Cześć. – Odpowiedział skacowany.
- A, ty znów byłeś w klubie. – Pokręcił głową ze śmiechem. – Znudzi ci się to kiedyś?
- Stary, tam jest wszystko, czego potrzebuje do życia. – Marek popatrzyła na niego jak na idiotę.
- Mhmm, twój życiodajny napój sprawia, że dziś ledwo żyjesz. Ale skoro to nazywasz sensem życia, to ja się nie wtrącam. – Podrapał się po czole. – A ja to tak właściwie w innej sprawie. Masz ochotę na śniadanie albo kawę?
- Jasne. Idziemy do bufetu? – Podniósł się z krzesła.
- Nie, do Książęcej. – Uśmiechnął się błogo.
Siedzieli nad smolistym napojem. Olszański przyglądał mu się w milczeniu.
- Co ty się tak rozglądasz? – Zapytał. – Odkąd tu przyszliśmy, nie odezwałeś się ani słowem, tylko gapisz się nie wiadomo na co.
- Sorry na chwilę. – Nie skomentował zarzutu przyjaciela, tylko wstał od stolika i podszedł do jednego z kelnerów.
- Dzień dobry. Szukam takiej dziewczyny, pracuje u was jako kelnerka. Wysoka brunetka o pięknych, niebieskich oczach. Obsługiwała mnie wczoraj, około godziny siedemnastej. - Kelner się uśmiechną i odpowiedział.
- Dzień dobry, pewnie ma pan na myśli Ulę. Zaraz sprawdzę czy wczoraj pracowała. Proszę chwilę poczekać. – Wyszedł do kuchni, aby sprawdzić grafik. - Ula? Urszula, piękne imię. – Pomyślał.
- Tak, pewnie ma pan na myśli Ulę, pracowała tu wczoraj.
- Bardzo panu dziękuję za informację, a czy mógłbym prosić jej numer telefonu? – Zapytał z nadzieją.
- Niestety. – Odpowiedział. – Dzisiaj też będzie tu popołudniu. - Dodał. Twarz Dobrzańskiego natychmiast pojaśniała.
- Bardzo panu dziękuję, do widzenia. –  Dał kelnerowi napiwek i wrócił do stolika.

- Chodź, wracamy do firmy. – Rzucił do Sebastiana, ściągnął z oparcia krzesła marynarkę i założył ją. Zostawił pieniądze za kawę na stoliku i wyszli.

  

piątek, 3 lipca 2015

"Jak śmiesz?" część 15

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

- Co raz bardziej wydaje mi się, że Helena specjalnie wysłała mnie tutaj. – Mówił Krzysztof do Marka i Uli, gdy siedzieli wieczorem przy stole po uśpieniu Rogera. Te wieczorne konwersacje stały się ich małą tradycją. Po całym dniu, gdy mięli w końcu wolną chwilę,  siadali do stołu i rozmawiali. Uwielbiali te momenty.
- Też tak mi się wydaje, tato. – Westchnął Marek. – Teraz, gdy cię nie ma, Aleks może robić, co mu się żywnie podoba. Twoja żona, - odkąd Dobrzańska wyrzekła się swojego syna, nie nazwał ją matką – nie zna się w ogóle, ani na finansach, ani na prowadzeniu biznesu. – Zaśmiał się złośliwie. – Ale ona byłaby chora, gdy się nie wtrąciła. Zobaczymy jak na tym wyjdzie. – Rzekł proroczo. – Pewnie niedługo FD zbankrutuje. – Ojciec spojrzał smutno na syna.
- To bardzo prawdopodobne Marek, choć bardzo bym tego nie chciał. Najgorsze jest to, że nie mogę nic zrobić. – Rozłożył bezradnie ręce. – Mówię jedno, a oni i tak robią po swojemu. Nie ma szans na odwołanie Aleksa, bo Helena, Paulina i Aleks będą przeciwni.
- Nie martw się tato. – Powiedziała Ula, kładąc swoją dłoń na Krzysztofa. – Nie pozwolimy, aby Febo & Dobrzański zniknęło z rynku.
- Dobre z ciebie dziecko. – Spojrzał na nią z wdzięcznością. – Ale jak chcesz to zrobić? – Dopytywał.
- Obawiam się, że możliwe to będzie, dopiero gdy firma upadnie, albo w bardzo złej sytuacji. W tedy będziemy mogli wykupić ją.

Późnym wieczorem weszli do swojej sypialni. Mimo zmęczenia pragnął swojej żony. Podłączała właśnie telefon do ładowania. Podszedł do niej od tyłu, złapał ją za biodra, nachylił się, przywierając do niej całym ciałem i delikatnie musnął kark żony. Odwróciwszy ją do siebie, zaatakował jej wargi.
- Wspólny prysznic? – Wyszeptał jej w usta. Popatrzyła w jego ciemne od pożądania oczy i uśmiechnęła się. Nie potrafiła mu odmówić.
- Z tobą zawsze. – Szepnęła mu do ucha, mierzwiąc jego gęste włosy, na wysokości potylicy.
Chwycił jej dłoń i pociągnął w stronę ich, prywatnej łazienki. Zdejmował z niej kolejne ubrania, nie żałując jej ciału pocałunków. Nie wróciła jeszcze do dawnej figury po ciąży, ale dla niego była i tak idealna, bo tylko jego. Gdy była już nago, również pieszcząc jego ciało, pozbawiła go wszystkich części garderoby. Odkręciła kurek i wciągnęła go do kabiny. Chwycił buteleczkę z żelem pod prysznic z jedwabiu i z szelmowskim uśmiechem zapytał.
- Może umyć pani plecy, pani Dobrzańska? – Bez słowa odwróciła się do niego plecami.  Namydliwszy jej plecy, zaczął namydlać resztę ciała. Szczególną uwagę poświęcił piersiom.  Ula również chwyciła buteleczkę z żelem pod prysznic dla mężczyzn i wmasowała oleistą ciecz w ciało jej męża. Spłukał z nich pianę, owinął sobie ręcznik na biodrach i okrywszy Ulę, porwał ją na ręce. Delikatnie ułożył ją na łóżku. Wycierał jej ciało z kropelek wody, całując przy tym każdy zakamarek. Wiła się pod nim, nie mogąc wytrzymać już, tych tortur. Błagała, aby połączył ich w jedno ciało. Zanurzywszy się w niej, delektował się jej ciepłem i mruczał jej do ucha z zadowolenia. Jej połóg, był dla niego nie do wytrzymania. Pragnął jej, ale musiał hamować swoje zapędy, bo wiedział, że mógłby zrobić jej krzywdę. Przedłużał taniec ich ciał, jak tylko się dało. W pewnym momencie, przestał panować nad swoim ciałem i zaczęli pędzić na oślep, ku spełnieniu. Ich ciała ogarnęła niebiańska rozkosz. Zmęczony, przygniótł ją, ciężarem swojego ciała. Zasnęli wtuleni w siebie.

- Szkoda tato, że musisz już wracać. – Powiedział zasmucony Marek.
- Nie martw się synku, będę do was dzwonił, albo niedługo przyjadę. – Zapewniał gorliwie senior Dobrzański.
- Helena nie może się dowiedzieć, że mamy ze sobą kontakt. – Przypomniał mu Marek. – Daj nam znać, gdyby firma była w opłakanym stanie, wtedy my ją wykupimy. – Usłyszeli wezwanie dla pasażerów, lecących do Warszawy. – Trzymaj się tato. – Wpadł w ramiona ojca.
- Do zobaczenia Marek. – Niechętnie wypuścił go z ramion i poszedł w kierunku bramek na odprawę.
Wróciwszy do domu, zaczął szukać żony i syna. Zastał ich w sypialni. Spali. Cichutko, na palcach, położył się za ukochaną, przytulił się do jej pleców i również usnął.

- Jak mogliście doprowadzić firmę do takiego stanu? – Grzmiał Krzysztof podczas zebrania zarządu. – Jesteś najgorszym i z pewnością ostatnim prezesem tej firmy. – Był wściekły.
- Krzysztof, to wszystko wina Marka. – Bronił się Włoch.
- Ciekawe, co on ma z tym wspólnego? – Wtrącił się Senior. – Może urok, albo jakąś klątwę rzucił?  - Zakpił.
- Przez jego nierozważne decyzje i niekorzystne kontrakty straciliśmy duże pieniądze. – Tonący brzytwy się chwyta.
- Przestań pieprzyć te głupoty, bo aż mi się słabo robi, jak cię słucham. – Wyciągnął z teczki jakiś plik dokumentów i rzucił na stół. – To jest audyt wykonany przez niezależną firmę, zaraz po odejściu Marka. – Wyjaśnił. – Wtedy firma, mimo kryzysu, odnotowywała wzrost. Mój syn, - powiedział dobitnie – był najlepszym prezesem, który potrafił sobie poradzić z kryzysem i z twoimi intrygami. – Aleks spojrzał na niego zaskoczony. – Myślałeś, że nie wiem o tych wszystkich świniach, które mu podkładałeś?  
- Dobrze, już uspokój się. – Wtrąciła się Helena. – Może jeszcze pieśni o nim będziemy śpiewać? – Zapytała z pogardą.
- Zamilcz! – Wrzasnął. – W ogóle nie znasz się na prowadzeniu firmy i jej finansach, ale jak zwykle masz najwięcej do powiedzenia. – Na chwilę zapadła niezręczna cisza, Krzysztof udawał, że zastanawiał się co zrobić w tej sytuacji. – Niestety, nie pozostaje nam nic innego, jak sprzedać Febo & Dobrzański. Musimy to zrobić, jak najszybciej, bo z każdym dniem, wartość firmy spada. – Stojąc przy drzwiach, odwrócił się i poinformował ich. – Zaraz zajmę się szukaniem potencjalnego kupca. Do widzenia .

Uzgodnili telefonicznie z Krzysztofem, że wykupią firmę za dwa miliony euro.  W majątek firmy wchodziły dwa magazyny pod Warszawą, biurowiec na Lwowskiej i pięć nowych samochodów służbowych. Gdyby rodzeństwo Febo dowiedziało się, kto chce kupić FD, z pewnością woleliby stracić, niż im je sprzedać, dlatego wykupią dom mody na firmę, a akt notarialny podpisze ich firmowy prawnik. Przygotowali mu odpowiednie dyspozycje i tydzień później, w siedzibie firmy zawitał Matthias Schröder.  Wszedł do sali konferencyjnej , w której czekali na niego wszyscy udziałowcy wraz z tłumaczem przysięgłym i notariuszem. Po przywitaniu się, zasiadł na wskazanym miejscu.
- Nazywam się Matthias Schröder i jestem przedstawicielem firmy Deutsch Körperschaft Courier.  Przyjechałem, aby wykupić państwa firmę. – Przypomniał. – Rozumiem, że jesteście Państwo zdecydowani? – Upewnił się.
- Tak, jesteśmy. – Przytaknęli wszyscy zgodnie.
- Nie przedłużając, mógłby pan rozdać dokumenty? – Zwrócił się do notariusza, Krzysztof.
Przeczytawszy dokładnie, złożył zamaszysty podpis, a następnie podał notariuszowi akt notarialny wraz z dyspozycją. Miał szczęście, że nikt z członków zarządu nie chciał zobaczyć tego załącznika.
- W ciągu siedmiu dni roboczych, przelejemy na podane w akcie konta, pieniądze. Prosiłbym o obecność wszystkich udziałowców, w przyszły czwartek o godzinie dwunastej, w sali konferencyjnej.  Mój szef przejmie wtedy od państwa, wszystkie dokumenty dotyczące nieruchomości i ruchomości. Życzę miłego dnia, do widzenia. – Wstał od stołu i wyszedł z pomieszczenia.

- Marek, dlaczego nie chcesz jechać do FD? – Zapytała zdziwiona Ula.
- Nie chcę się widzieć z Heleną, Paulina i Aleksem. – Wyjaśnił. - To mnie zbyt wiele kosztuje. Poradzisz sobie z Sebastianem i Matthias ‘em.
Nie chciał go zmuszać. Wiedziała, że wciąż cierpi z powodu odrzucenia przez matkę. Nie chciała rozdrapywać starych ran, blizn. Wsiedli do nowego Mercedesa Benz klasy C i ruszyli w stronę stolicy.



 Jechał z nimi Marek z synem. Gdy oni mięli być na spotkaniu w FD, on chciał iść z synem nakarmić kaczki w parku, niedaleko firmy. Zaparkowali przed głównym wejściem, Junior Dobrzański z potomkiem, wysiadł przecznicę wcześniej, aby nie natknąć się na nikogo z firmy. Przed gmachem, czekał już na nich, ich prawnik. Swe kroki skierowali wprost do sali konferencyjnej.  Na ich widok, wszyscy zgromadzeni podnieśli się. Przywitali się ogólnym ‘Guten Tag’.
- Co ty tu robisz? – Zapytał Włoch, celując palcem w Sebastiana.
- Uspokój się Aleks, zaraz się wszystkiego dowiesz. – Zahamował jego zapędy, Krzysztof. – Sebastian Olszański jest pracownikiem firmy kurierskiej KCde. A ta urocza dama jest współwłaścicielem firmy. – Na chwilę zatrzymał się. – Urszula Dobrzańska. – Przedstawił ją i czekał na reakcję zgromadzonych.
- Co? – Wrzasnęła Paulina. – Ja się nie zgadzam! Ja chcę anulować tę umowę! – Darła się jak opętana.
- Obawiam się, droga pani, że jest już za późno. – Wtrąciła się Ula. – Mogła pani, podczas podpisywania aktu, zobaczyć upoważnienie. – Upomniała ją.
- Krzysztof! – Przyłączyła się do panny Febo, Helena. – Co to ma znaczyć?
- Naszą firmę wykupili mój syn wraz, z moją synową. – Oznajmił, kładąc nacisk na słowo ‘mój’.
- Ty chyba sobie żartujesz? – Syknęła. Pokręcił przecząco głową.
- To jest i tak wysoka cena, za to, co zostało z tej firmy. – Powiedział ze złośliwym uśmiechem.
- Paulina, Aleks, wychodzimy! – Zarządziła. Gdy Helena wraz z rodzeństwem Febo opuściła konferencyjną, Dobrzański wręczył swej synowej wszystkie dokumenty. Po chwili, pomieszczenie opuścił również prawnik. Gdy zostali w swoim gronie Ula zwróciła się do teścia.
- Tato, chciałabym zaprosić cię, na kolację, w domu mojego ojca. – Uśmiechnął się do niej, podszedłszy do niej, pocałował ją w czoło.
- Bardzo chętnie córeczko.
„Trzej muszkieterowie” szli właśnie parkiem, gdy nagle Paulina stanęła jak wryta.
-  Co się stało, Paulinko? – Zapytała Dobrzańska. Febo bez słowa, wskazała im palcem kierunek w którym mięli spojrzeć. Gdy spojrzeli wskazywanym przez nią kierunku, ujrzeli Marka z małym dzieckiem na  biodrze. Szli w kierunku budki z lodami.
- Jak on mógł? – Wykrztusiła wreszcie zdumiona Febo.
- Chodźmy, nie katujmy się jego widokiem. – Stwierdziła jej przybrana matka. – Zapraszam was na obiad.



Podczas kolacji w domu Cieplaka, Dobrzański oznajmił, że ma zamiar rozwieść się ze swoją żoną. Ustalili również, że Maciek zostanie dyrektorem generalnym Febo & Dobrzański. Jego zadaniem będzie podniesienie z dna firmy, a później zarządzanie nią. Miał zapewniony zastrzyk gotówki z Berlina. Wspierać go miał Krzysztof Dobrzański. Ula wpadła na pomysł, aby kupić bliźniaka w Warszawie, niedaleko jakiegoś cmentarza. W jednej części zamieszkałby Krzysztof, a w drugiej rodzina Cieplaków. W nagłym wypadku, będą mięli znajomego za ścianą. Stwierdziła też, że przeniesie prochy matki na cmentarz, niedaleko zakupionego domu, aby ojciec mógł bez przeszkód odwiedzać zmarłą żonę. Wszyscy wyrazili swoją aprobatę. Podczas tej kolacji, Marek zaczął również planować ich kościelny ślub…


KONIEC!