czwartek, 25 grudnia 2014

"Prawda Cię Wyzwoli" część 13

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC

Już od trzech miesięcy była poddawana rehabilitacji. Walczyła ze zmęczeniem psychicznym i fizycznym. Od trzech miesięcy jej dzień wyglądał tak samo. Wstawała wcześnie rano, jadła śniadania, a następnie wraz z Markiem, jechali do najlepszej Warszawskiej kliniki. Tam musiała wykonywać setki różnych ćwiczeń. Nikt niczego jej nie szczędził, ani nikt się nad nią nie rozczulał. Cel  był jeden – musiała chodzić.  Wylewała pot i łzy. Wymagano od niej niemal niemożliwego, ale były tego efekty. Po dziesięciu tygodniach zaczęła odczuwać dotyk, ból i ciepło. Nie miała większych problemów aby zmusić się do ćwiczeń. Jednak jak każdemu zdarzały jej się chwile zwątpienia we własne możliwości. Gdy nadchodził kryzys, niezastąpiony był ukochany. Marek wierzył, że będzie chodziła. Nigdy w to nie zwątpił. Ona wiedziała, że ma w nim oparcie. Po powrocie z placówki medycznej, Marek masował jej nogi. Następnym punktem była rehabilitacja w domu. Kolejna seria ćwiczeń wysysała z niej energię.  Jej przypadkiem zajmował się jeden z najlepszych lekarzy, a był nim Szwedzki profesor – Raoul Wallenberg. Był bardzo zadowolony z postępów jej leczenia. Właśnie siedzieli w jego gabinecie, gdy profesor po raz kolejny chwalił jej determinację.
- Pani Urszulo, po raz kolejny mnie pani zadziwia, dzięki pani determinacji nogi wracają do dawnej sprawności, dużo szybciej niż zakładaliśmy. W takim tempie za kilka miesięcy zatańczy  pani jezioro łabędzie – roześmiał się serdecznie.
- Zatańczę, ale pod jednym warunkiem. – Odpowiedziała Cieplakówna.
- Jakim warunkiem?
- Pod warunkiem, że nauczy mnie pan tańczyć – roześmiała się na widok miny doktora.
- No to sobie nie potańczymy. Ale wracając do tematu, rezygnujemy już z wózka inwalidzkiego. Będziemy próbować chodzić o kulach.
- Jest pan pewien, że to odpowiedni moment? – wtrącił się Dobrzański – Nie chcę aby się przeforsowała i  aby jej to zaszkodziło.
- Niech się pan nie martwi. To jest bardzo dobry moment. Jej nogi są jeszcze bardzo słabe, ale tym sposobem zmusi się do ciągłej pracy i wysiłku.
Po wyjściu z gabinetu lekarskiego, pojechali do parku przy firmie na zapiekanki.
- Kochanie może wyjedziemy gdzieś na weekend?
-  No,  chyba możemy jechać. Oderwiemy się od zatłoczonej stolicy – po chwili zastanowienia dodała – A gdzie chcesz jechać?
- Spojrzał na nią tajemniczo się uśmiechając -  To będzie niespodzianka, kochanie.
- Mam się bać?
- Kochanie, boisz się mnie? – pokiwała przecząco głową – No to zaufaj mi. To będzie piękny weekend.
W głowie Dobrzańskiego, już od pewnego czasu roiła się pewna myśl. Ale dopiero teraz nabrała realnych kształtów. Już nie mógł się doczekać weekendu z ukochaną. Był bardzo podekscytowany tą wizją.  Gdy tylko wrócili do domu, dopadł komputer, znalazł pożądaną stronę internetową i zarezerwował pokój.  Poinformował rodziców o ich wyjeździe i pozostało mu już tylko wyczekiwać tego wyjazdu. Ula niepewnie mu się przyglądała. Był dziwnie podekscytowany tym wyjazdem, ale zarazem poddenerwowany. Mam nadzieję że nie chce mnie zrzucić z mostu – pomyślała. W końcu nadszedł dzień ich wyjazdu. Wstali bardzo wcześnie rano. Reszta domowników spała jeszcze w najlepsze. Pomógł jej się ubrać, zjedli śniadanie i wyruszyli w drogę. Jechali już kilka godzin. Ula próbowała coś z niego wyciągnąć. Bezskutecznie. W końcu dojechali. Ula spojrzała niepewnie na Marka.
- Marek? My tu byliśmy w delegacji?
- Tak kochanie, ale wtedy byłaś mój kochanką, a teraz jesteś moją oficjalną dziewczyną.
- Mmmm, dziewczyna pana prezesa. – Zaśmiała się.
- Ale chyba cieszysz się, że jesteś dziewczyną prezesa?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – powiedziała poważnie – i bardzo Cię kocham.
- Ja też Cię kocham moja iskiereczko.
Wypakowali bagaże. Odświeżyli się i poszli na obiad. Karmili siebie nawzajem, po obiedzie zamówili jeszcze deser, oczywiście truskawki. Które były ich symbolem. Marek zaproponował Uli spacer na co przystała z ochotą. Szli leśną ścieżką. Ula w jednej ręce miała kulę a drugą przytrzymywała się ramienia Marka. Gdy dotarli do drewnianej altany, Ula usiadła, a Marek klęknął przed swoją wybranką. Jej oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówki..
- Marek? Co ty robisz? – wyjąkała.
- Ula błagam, nie utrudniaj mi tego. – z kieszeni wyjął czerwone pudełeczko, otworzył je, a jej oczom ukazał się przepiękny pierścionek – Ula, zostaniesz moją żoną? – Niby takie proste i krótkie zdania, ale w pewnych okolicznościach bardzo trudne do wypowiedzenia. Tak też było w tym wypadku. Wpatrywała się w niego przez chwilę, a następnie drżącym z emocji głosem powiedziała.
- Tak – na jej palec założył pierścionek, a na jej ustach namiętny pocałunek. Uśmiechała się do niego promiennie, by momentalnie spoważnieć. Bardzo go to zaniepokoiło. Przez jego głowę przebiegła myśl, że może jednak nie chce być jego żoną. Gdyby jednak odmówiła, nie wytrzymałby. Kochał ją każdą komórką swojego ciała. Jest dla niego jak tlen. A bez tlenu nie da się oddychać, a w następstwie żyć.
- Coś się stało? – Spytał niepewnie.
- Marek na pewno tego chcesz? Nie robisz tego z litości? – jej głos drżał i był przepełniony obawą.
- Roześmiał się słysząc jej pytanie – Ula, ty jesteś nie reformowalna. Przecież już kilka razy mówiłem Ci, że Cię kocham i nie jestem z tobą z litości. Akceptuję cię z twoim stanem i mam nadzieję że i ty z moją pożal się boże przeszłością. Mogę Ci obiecać, że nigdy Cię nie zdradzę, bo kocham Cię nad życie. A tylko seks z tobą daje mi poczucie spełnienia i nieopisaną radość. Każda chwila daje mi taką radość. Masz jakieś jeszcze pytania?

- Nie i też Cię bardzo, bardzo kocham. – Zaręczyny przypieczętowali gorącym pocałunkiem, a następnie gorącymi chwilami w pokoju hotelowym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz