UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ
POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS,
NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC
Już od trzech miesięcy była poddawana rehabilitacji.
Walczyła ze zmęczeniem psychicznym i fizycznym. Od trzech miesięcy jej dzień
wyglądał tak samo. Wstawała wcześnie rano, jadła śniadania, a następnie wraz z
Markiem, jechali do najlepszej Warszawskiej kliniki. Tam musiała wykonywać
setki różnych ćwiczeń. Nikt niczego jej nie szczędził, ani nikt się nad nią nie
rozczulał. Cel był jeden – musiała
chodzić. Wylewała pot i łzy. Wymagano od
niej niemal niemożliwego, ale były tego efekty. Po dziesięciu tygodniach
zaczęła odczuwać dotyk, ból i ciepło. Nie miała większych problemów aby zmusić
się do ćwiczeń. Jednak jak każdemu zdarzały jej się chwile zwątpienia we własne
możliwości. Gdy nadchodził kryzys, niezastąpiony był ukochany. Marek wierzył,
że będzie chodziła. Nigdy w to nie zwątpił. Ona wiedziała, że ma w nim oparcie.
Po powrocie z placówki medycznej, Marek masował jej nogi. Następnym punktem
była rehabilitacja w domu. Kolejna seria ćwiczeń wysysała z niej energię. Jej przypadkiem zajmował się jeden z najlepszych
lekarzy, a był nim Szwedzki profesor – Raoul Wallenberg. Był bardzo zadowolony z
postępów jej leczenia. Właśnie siedzieli w jego gabinecie, gdy profesor po raz
kolejny chwalił jej determinację.
- Pani Urszulo, po raz kolejny mnie pani zadziwia, dzięki
pani determinacji nogi wracają do dawnej sprawności, dużo szybciej niż
zakładaliśmy. W takim tempie za kilka miesięcy zatańczy pani jezioro łabędzie – roześmiał się
serdecznie.
- Zatańczę, ale pod jednym warunkiem. – Odpowiedziała
Cieplakówna.
- Jakim warunkiem?
- Pod warunkiem, że nauczy mnie pan tańczyć – roześmiała się
na widok miny doktora.
- No to sobie nie potańczymy. Ale wracając do tematu,
rezygnujemy już z wózka inwalidzkiego. Będziemy próbować chodzić o kulach.
- Jest pan pewien, że to odpowiedni moment? – wtrącił się
Dobrzański – Nie chcę aby się przeforsowała i aby jej to zaszkodziło.
- Niech się pan nie martwi. To jest bardzo dobry moment. Jej
nogi są jeszcze bardzo słabe, ale tym sposobem zmusi się do ciągłej pracy i
wysiłku.
Po wyjściu z gabinetu lekarskiego, pojechali do parku przy
firmie na zapiekanki.
- Kochanie może wyjedziemy gdzieś na weekend?
- No, chyba możemy jechać. Oderwiemy się od
zatłoczonej stolicy – po chwili zastanowienia dodała – A gdzie chcesz jechać?
- Spojrzał na nią tajemniczo się uśmiechając - To będzie niespodzianka, kochanie.
- Mam się bać?
- Kochanie, boisz się mnie? – pokiwała przecząco głową – No to
zaufaj mi. To będzie piękny weekend.
W głowie Dobrzańskiego, już od pewnego czasu roiła się pewna
myśl. Ale dopiero teraz nabrała realnych kształtów. Już nie mógł się doczekać
weekendu z ukochaną. Był bardzo podekscytowany tą wizją. Gdy tylko wrócili do domu, dopadł komputer,
znalazł pożądaną stronę internetową i zarezerwował pokój. Poinformował rodziców o ich wyjeździe i
pozostało mu już tylko wyczekiwać tego wyjazdu. Ula niepewnie mu się przyglądała.
Był dziwnie podekscytowany tym wyjazdem, ale zarazem poddenerwowany. Mam nadzieję że nie chce mnie zrzucić z
mostu – pomyślała. W końcu nadszedł dzień ich wyjazdu. Wstali bardzo wcześnie
rano. Reszta domowników spała jeszcze w najlepsze. Pomógł jej się ubrać, zjedli
śniadanie i wyruszyli w drogę. Jechali już kilka godzin. Ula próbowała coś z
niego wyciągnąć. Bezskutecznie. W końcu dojechali. Ula spojrzała niepewnie na
Marka.
- Marek? My tu byliśmy w delegacji?
- Tak kochanie, ale wtedy byłaś mój kochanką, a teraz jesteś
moją oficjalną dziewczyną.
- Mmmm, dziewczyna pana prezesa. – Zaśmiała się.
- Ale chyba cieszysz się, że jesteś dziewczyną prezesa?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – powiedziała poważnie – i bardzo
Cię kocham.
- Ja też Cię kocham moja iskiereczko.
Wypakowali bagaże. Odświeżyli się i poszli na obiad. Karmili
siebie nawzajem, po obiedzie zamówili jeszcze deser, oczywiście truskawki.
Które były ich symbolem. Marek zaproponował Uli spacer na co przystała z
ochotą. Szli leśną ścieżką. Ula w jednej ręce miała kulę a drugą przytrzymywała
się ramienia Marka. Gdy dotarli do drewnianej altany, Ula usiadła, a Marek
klęknął przed swoją wybranką. Jej oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówki..
- Marek? Co ty robisz? – wyjąkała.
- Ula błagam, nie utrudniaj mi tego. – z kieszeni wyjął
czerwone pudełeczko, otworzył je, a jej oczom ukazał się przepiękny pierścionek
– Ula, zostaniesz moją żoną? – Niby takie proste i krótkie zdania, ale w
pewnych okolicznościach bardzo trudne do wypowiedzenia. Tak też było w tym
wypadku. Wpatrywała się w niego przez chwilę, a następnie drżącym z emocji
głosem powiedziała.
- Tak – na jej palec założył pierścionek, a na jej ustach
namiętny pocałunek. Uśmiechała się do niego promiennie, by momentalnie
spoważnieć. Bardzo go to zaniepokoiło. Przez jego głowę przebiegła myśl, że
może jednak nie chce być jego żoną. Gdyby jednak odmówiła, nie wytrzymałby.
Kochał ją każdą komórką swojego ciała. Jest dla niego jak tlen. A bez tlenu nie
da się oddychać, a w następstwie żyć.
- Coś się stało? – Spytał niepewnie.
- Marek na pewno tego chcesz? Nie robisz tego z litości? –
jej głos drżał i był przepełniony obawą.
- Roześmiał się słysząc jej pytanie – Ula, ty jesteś nie
reformowalna. Przecież już kilka razy mówiłem Ci, że Cię kocham i nie jestem z tobą z
litości. Akceptuję cię z twoim stanem i mam nadzieję że i ty z moją pożal się
boże przeszłością. Mogę Ci obiecać, że nigdy Cię nie zdradzę, bo kocham Cię nad
życie. A tylko seks z tobą daje mi poczucie spełnienia i nieopisaną radość.
Każda chwila daje mi taką radość. Masz jakieś jeszcze pytania?
- Nie i też Cię bardzo, bardzo kocham. – Zaręczyny przypieczętowali
gorącym pocałunkiem, a następnie gorącymi chwilami w pokoju hotelowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz