sobota, 7 marca 2015

"Jak śmiesz?" część 6

UWAGA!
W OPOWIADANIU MOGĄ POJAWIĆ SIĘ TREŚCI DLA DOROSŁYCH.
ALKOHOL, SEKS, NARKOTYKI, WULGARYZMY, PRZEMOC


Jakiś czas, po tej wiele zmieniającej, rozmowie, Ula dostała telefon z niemieckiego szpitala. Dowiedziała się od pielęgniarki, że jej ciocia zmarła. Wzięła kilka dni urlopu, aby załatwić wszystkie formalności. Musiała jeszcze pochować ciotkę. Po ostatnim pożegnaniu, Ulę wezwał notariusz. Domyślała się, że ciotka coś jej zapisała, ale gdy usłyszała testament, początkowo nie mogła wykrztusić słowa, następnie chciała się zrzec spadku, ale notariusz odwiódł ją od tego pomysłu tłumacząc, że wtedy jej majątek przejmie pastwo niemieckie. Ostatecznie przyjęła spadek. Po ciotce odziedziczyła duży dom w Berlinie, pięć hektarów ziemi na obrzeżach stolicy Niemiec i pół miliona euro. Po powrocie do polski swój czas podzieliła między Marka, a pracę. Od ponad dwóch miesięcy była jego kochanką. Nie mogła sobie poradzić ze świadomością, że najpierw ona kocha się z nim w zaciszu gabinetu, a później on wraca do swojej narzeczonej. Nie mogła żyć ze świadomością, że jest jego kochanką. Czuła obrzydzenie do samej siebie. Nie potrafiła spojrzeć sobie w oczy. Gdy sobie coś postanowiła, przy nim wszystkie postanowienia, trafiał szlag. Przy nim topniała jak wosk. Przepłakała wiele nocy. Robiła coś drugiej kobiecie, czego sama nie chciałaby doświadczyć na własnej skórze. Obudził ją pianie koguta. Niechętnie podniosła głowę i spojrzała na zegarek. Jego wskazówki wskazywały godzinę siódmą trzynaście. Zaspała. Poderwała się gwałtownie z łóżka, ale szybko tego pożałowała. Zakręciło się jej w głowie i ponownie położyła głowę na ciepłej poduszce. Zacisnęła powieki, aby zatrzymać karuzelę w jej głowie. Niestety nie przyniosło to zamierzonego skutku. Co gorsza, do tego kołowrotka, doszedł kolejny syndrom, informujący, że coś się z nią dzieje, a mianowicie wymioty. Ile sił w nogach, pognała do łazienki. Na szczęście była wolna. Zatrzasnęła za sobą drzwi i dopadła do sedesu. Gdy wymioty ustąpiły, opadła na podłogę i oparła się o ścianę. Miała mdłości.  Wyszła z łazienki i powoli dotarła do kuchni. Pech chciał, że spotkała tam swojego ojca. Przyjrzał jej się uważnie i od razu zauważył, że nie czuje się najlepiej.
- Córciu, wszystko dobrze? – Zapytał z troską. -  Nie wyglądasz najlepiej.
- Nie, wszystko dobrze. – Skłamała, bo nie chciała denerwować ojca, jej głos wyrażał coś zupełnie innego. Jakby na zaprzeczenie tych słów, naszła ją kolejna fala wymiotów. Biegiem ruszyła do łazienki.  Za nią podreptał wystraszony Józef. Spojrzał zatroskany na swoją najstarszą latorośl.
- Ulcia, musisz iść do lekarza.
- Tatko, nic mi nie jest. Pewnie się zatrułam, zaraz mi przejdzie.
- Ulka! – Powiedział zdenerwowany. – Nie możesz lekceważyć objawów choroby. Każesz mi chodzić do lekarza i oszczędzać się, to teraz ty, zrób to dla mnie i idź do przychodni. – Wytoczył argument, na który nie miała odpowiedzi.
- Dobrze pójdę. – Westchnęła. – Muszę zadzwonić do Marka.
Ubrała się pospiesznie i poszła do Maćka, aby pożyczyć od niego samochód.
- Cześć Maciuś, mam do Ciebie prośbę.
- Witaj Ulka, stało się coś? – Zapytał na widok jej nietęgiej miny.
- Nie, a właściwe tak. Pożyczysz mi samochód, bo muszę jechać do lekarza?
- Jasne nie ma sprawy, zatrzymaj go do środy. – Powiedział wręczając jej dokumenty i kluczyki od samochodu. – A co Ci dolega.
- Wymiotuję i kręci mi się w głowie, chyba się zatrułam. – Spojrzał na nią smutno.
- Szybkiego powrotu do zdrowia Ci życzę, jedz już, bo później będą kolejki.
- Dzięki i pa. – Pocałowała go w policzek.
 Ostrożnie wyjechała z posesji Szymczyków, samochodem Maćka i włączyła się do ruchu. Po drodze, wybrała numer Marka, musiała go powiadomić o swojej nieobecności. Odebrał po chwili.
- Witaj Ula, stało się coś? – Jego ton był oficjalny. Pewnie jedzie z Pauliną do pracy. – Pomyślała. Na samą myśl o tym zrobiło jej się przykro, a w oczach zebrały się łzy.
- Cześć Marek, chciałabym wziąć dzisiaj wolne. Muszę jechać z ojcem na badania. – Skłamała.
- Dobrze, nie ma sprawy. Widzimy się we wtorek. Do zobaczenia.
- Pa – Zakończyła połączenie i rzuciła telefon na siedzenie pasażera.
Zaparkowała niedaleko wejścia do przychodni. Zamknęła samochód i weszła do środka. Po zarejestrowaniu się w recepcji, poszła pod wskazany gabinet. Na drzwiach wisiała plakietka – Lekarz Medycyny – Piotr Sosnowski.  Czekało już przed nim kilku pacjentów. Czas dłużył się niemiłosiernie. Zdążyła przeczytać wszystkie poradniki, które znajdowały się na stoliku, by dopiero po dwóch godzinach wejść do środka.
- Dzień dobry. Pani Urszula Cieplak? – Zapytał młody, około trzydziestoletni lekarz.
- Dzień dobry, tak to ja.
- Proszę usiąść i powiedzieć co pani dolega? – Spojrzał na nią ciepło.
- Mam zawroty głowy, mdłości i wymiotowałam dzisiaj.
- Kiedy miała pani ostatnią miesiączkę? – Zdziwił ją tym pytaniem.
- Nie wiem, nie pamiętam. Chyba dawno.
- Dobrze wypiszę skierowanie do ginekologa. – Podał jej dokument. -  Gabinet 1012.
Poszła pod wskazany gabinet, ku jej uciesze, nie było żadnego pacjenta i mogła od razu wejść do środka. Młoda lekarka przeprowadziła z nią wywiad. Kazała położyć się na leżance, aby mogła wykonać USG. Od kilku minut lekarka, błądziła głowicą po jej brzuchu, w końcu uśmiechnęła się, odwróciła monitor w jej stronę i powiedziała.
- Gratuluję, jest pani w siódmym tygodniu ciąży. – Wskazała palcem na czarny punkt. – To jest serce pani dziecka. Płód rozwija się prawidłowo. - Lekarka coś jeszcze do niej mówiła, ale nie mogła skupić się na jej słowach, gdy opuściła gabinet, rozpłakała się jak małe dziecko. Była bardzo zagubiona. Nie wiedziała czy sobie poradzi. Jestem w ciąży z kochankiem, żałosne. - Pomyślała.
Ruszyła w stronę parku, po jej policzkach spływała słona ciecz, której nie mogła opanować.  To co usłyszała w przychodni, zmroziło jej krew w żyłach. Usiadła na ławce i straciła kontakt z otoczeniem. Cały czas analizowała wydarzenia, które miały miejsce w jej życiu. A ostatnio działo się nie mało. Zastanawiała się jak mogła nie zauważyć swojego odmiennego stanu. Doskonale wiedziała, że przytyła, ale pomyślała, że to od złego odżywiania.  Otarła łzy, rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że siedzi tu już trzy godziny. W końcu doszła do wniosku, że nie może marnować mu życia, ponad dwa miesiące temu obiecał jej, że zerwie z narzeczoną, nie zrobił tego i już nie zrobi. A do ślubu został tylko tydzień.  Postanowiła, że nie powie mu o ciąży, zerwie z nim kontakt i wyjedzie…




Tej nocy nie mogła zasnąć, napisała do niego list oraz wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Tak jak postanowiła, nie powie, nie napisze, mu o ciąży. Nie będę łapać go na dziecko – stwierdziła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że pozbawia dziecko kontaktu z ojcem, że postępuje nie fair wobec Marka, podejmując za siebie, ale także za niego, tak ważną decyzję. Chciała uniknąć spotkania z Dobrzańskim, nie umiałby spojrzeć mu w oczy. Zapewne chciałby, aby wyjaśniła mu powody swojego odejścia. Może liczy na to, że gdy weźmie ślub z Febo, to zgodzę się zostać jego stałą kochanką. Jeśli tak, to się przeliczy. Nie potrafiła być tą drugą, gdy wdała się w romans z prezesem, początkowo czuła do siebie wstręt, beształa się z błotem. Marek prosił ją aby o tym nie myślała, przy nim jej się udawało, wystarczyło jedno spojrzenie, uśmiech i miał co chciał. Największe wyrzuty sumienia dopadały ją nocą, gdy już leżała w swoim łóżku. Podobno „Nocna bezsenność – monologiem sumienia”. Zwlokła się z łóżka. O jej nieprzespanej nocy świadczyły dwa dorodne sińce pod oczami i tępy, rozbiegany wzrok. Wzięła zimny prysznic, którego celem było otrzeźwienie jej z tego letargu. Nie pomogło, no może tylko trochę. Nie miała apetytu, od jakiegoś czasu męczyły ją poranne mdłości. Mimo dyskomfortu, wmusiła w siebie dwie kanapki z serem i pomidorem. Pomidor, – zaśmiała się w duchu – według Violi jem go, bo mój organizm instynktownie wyczuwa zagrożenie. Może i ma rację, tylko jakby to coś dawało. Ubrawszy się, wyszła z domu i wsiadła za kierownicę, samochodu Szymczyka, który pożyczyła od niego dzień wcześniej. Po pół godzinie, czarny opel  insignia zatrzymał się centralnie przed wejściem do gmachu F&D Fashion. Ochroniarz zdziwił się, że Cieplakówna przyjechała tak wcześnie do pracy, nie było jeszcze siódmej.
- Dzień Dobry, pani Ulu – Pozdrowił ją dyżurujący pracownik ochrony. – Co tak wcześnie do pracy?
- Muszę pozamykać stare sprawy - zamyśliła się na chwilę - Odchodzę z firmy.
- Ale dlaczego? Coś się stało?   
- Nie, nie wszystko w porządku. Przepraszam, ale muszę już iść. - Ochroniarz spojrzał smutnym wzrokiem, na zmierzającą do wind, Cieplakównę. Bardzo polubił tę niezbyt urodziwą dziewczynę, do firmy wniosła dużo radości. Gdy znalazła się na pożądanym przez nią piętrze, szybkim krokiem ruszyła do gabinetu Marka. Otworzyła drzwi i wszystkie wspomnienia wróciły. Jego kanapa, na której poczęli nowe życie, biurko na którym również kochała się z prezesem. Wtedy brała już tabletki antykoncepcyjne, ale jak się okazało, niepotrzebnie, zapłodnił ją podczas pierwszego stosunku. Co za niefart. Następnym miejscem z którym miała wspomnienia, to miejsce obok regałów z książkami. To właśnie tam, ich usta i języki odgrywały taniec miłości. Te wspomnienia przytłoczyły ją, poczuła w sobie pustkę, jakby coś z niej uleciało. No tak, zostawia tu cząstkę siebie, a cząstkę Marka nosi w sobie. Podeszła do jego biurka, opuszkami palcu pogładziła blat mebla, usiadła na prezesowskim fotelu, rozejrzała się po pomieszczeniu. Chciało jej się płakać, tak bardzo chciała z nim być już zawsze. Jak się okazało nie było im to pisane.  Obiecywał jej że rozstanie się z narzeczoną, a do ślubu został tylko tydzień. Nawet niecały, jutro jest środa a, w czwartek, wylatują do Mediolanu, a ślub ma się odbyć w sobotę. To tylko niecałe pięć dni. Cholernie chciało jej się płakać, chciała nie być. Wiedziała, że musi wytrzymać jeszcze chwilę, a później będzie mogła przeżywać swój wewnętrzny dramat. Nie chcąc się katować dłużej tym widokiem, z torebki, pośpiesznie wyjęła list i wypowiedzenie. Położyła na laptopie i żwawym krokiem wyszła z gabinetu. Następnie udała się do swojego gabinetu, otworzywszy drzwi, zalała ją kolejna fala wspomnień. Nie chcąc kolejny raz wałkować wszystkich wspomnień, w końcu nie była masochistką, wyciągnęła pudełko z szafy i pośpiesznie spakowała swoje rzeczy osobiste. W recepcji odłożyła na miejsce klucze i wsiadła do windy. Do bagażnika włożyła rzeczy osobiste i szybko odjechała w stronę rodzinnego Rysiowa. Wszedł do siedziby firmy, przywitał się z recepcjonistką, która poinformowała go, że pani dyrektor jeszcze nie przyszła. Zdziwił się, że Uli jeszcze nie ma. Wszedł do swojego gabinetu, w oczy rzuciły mu się jakieś kartki leżące na jego komputerze. Usiadł na kanapie i zaczął czytać. Gdy zorientował się, że to, co czyta, to wypowiedzenie jego ukochanej, był w szoku. Pośpiesznie rozerwał kopertę i zaczął czytać jej list. List pożegnalny.

Drogi Marku,
            Przepraszam, że w taki sposób, ale nie mam siły, aby spojrzeć Ci w oczy. Wiedziałam, że nie powinnam  wdawać się w ten romans. Wierzyłam, że będziemy razem, przełamałam się i zostałam twoją kochanką, obiecywałeś mi, że zerwiesz z Pauliną. Niestety nie zrobiłeś tego. Nie mam Ci tego za złe, rozumiem że macie wspólną firmę, że twoja mama chce, w wręcz żąda abyś ją poślubił. Ja nie potrafię być tą drugą, już nie. Musiałam odejść, nie chcę marnować Ci życia. Nie mam prawa wchodzić w wasz długoletni związek, między Ciebie i Paulinę. Pragnę abyś był naprawdę szczęśliwy. Mam cichą nadzieję, że nie zapomnisz o mnie, może czasami będziesz wspominał… Ja nigdy nie uwolnię się od wspomnień, nie ma takiej możliwości. Życzę Ci wszystkiego najlepszego. Pragę również życzyć Wam, już teraz, wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia… Wiedz, że zawsze będę Cię kochać.
Na zawsze,
Twoja Ula.



- Ula, powiedz mi, co się stało dlaczego odeszłaś z firmy? – Zapytał Szymczyk.
- Maciek, proszę Cię. Zawieź mnie na pociąg. – Jęknęła żałośnie.
- Nie! – Krzyknął – Nie. – Powiedział już spokojniej – Dopóki nie powiesz mi o co chodzi, nigdzie Cię nie wypuszczę!
- Jestem  w ciąży. - Nie mogła spojrzeć mu w oczy, dlatego wpatrywała się w Ziemię.
- No ok, ale co to ma wspólnego z twoją pracą? Bo ja nie bardzo rozumiem. - Odpowiedział zdezorientowany, nie widział związku, między tymi dwiema sprawami.
- Z prezesem. – Wypuściła powietrze z płuc. – Za tydzień bierze ślub. – spojrzała niepewnie na Szymczyka.
- Ulka! Jak mogłaś się wplątać w romans z zajętym facetem. – Powiedział z wyrzutem.
- Maciek, ja go kocham. Obiecywał mi, że zerwie zaręczyny. – Spuściła wzrok. Maciek nie mógł w to uwierzyć. Kręcił głową z niedowierzaniem. Jak Ulka mogła się wplątać z zajętym facetem? To przechodziło granice jego pojmowania.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz